Grzegorz Górny na łamach „wPolityce” przytacza badania prof. Yi Fuxiana z Uniwersytetu w Wisconsin, który uważa, że Chiny chcąc prześcignąć gospodarczo USA muszą paradoksalnie uporać się z problemem niedostatecznej ilości rąk do pracy. Źródłem kryzysu jest prowadzona od lat 70’ XX w. „polityka jednego dziecka” oraz szalejąca w kraju plaga aborcji i antykoncepcji.
„Co najmniej od roku 2000 Narodowy Urząd Statystyczny w Pekinie podaje nieprawdziwe dane, jak gdyby dzietność w Chinach wynosiła od 1,6 do 1,8, podczas gdy realnie sytuuje się ona między 1,18 a 1,22” – przytacza słowa profesora publicysta Grzegorz Górny. Przy czym wynik pozwalający na zastępowalność pokoleń waha się w okolicach 2,1.
Ciężko to przyznać, ale najludniejszy kraj świata boryka się z poważnym problemem demograficznym. „Potwierdza to mój znajomy przedsiębiorca, który dwa razy w roku odwiedza Chiny i jeździ po tamtejszych fabrykach w poszukiwaniu towarów ze swojej branży” – przekonuje Górny. „Wszędzie tamtejsi dyrektorzy żalą mu się, że mają coraz większe problemy ze znalezieniem robotników do najprostszych czynności fizycznych” – zaznacza.
Zdaniem publicysty przyczyniła się do tego niewątpliwie prowadzona od lat 70’ XX w. „polityka jednego dziecka” oraz chęć zapewnienia jedynemu dziecku dużo lepszej przyszłości.
„Rodzice mają jedynaka, to wiążą z nim zazwyczaj większe plany niż robota w fabryce przy taśmie czy fedrowanie węgla na przodku w kopalni. Chcą mu dać jak najlepsze wykształcenie i zapewnić dobrze płatne zajęcie, więc inwestują w niego wszystko, co posiadają” – uważa Górny. Dodatkowo „dzisiaj dziecko nie jest tylko jedynakiem rodziców, ale często jedynym wnukiem babć i dziadków. dopieszczają jak mogą, także finansowo, swojego jedynego potomka w drugim pokoleniu. W efekcie coraz więcej chińskiej młodzieży charakteryzuje postawa, którą francuski ekonomista Jean-Didier Lacaillon nazywa syndromem królewicza”.
„Polityka jednego dziecka” faworyzowała również chłopczyków kosztem dziewczynek. Przez to, już wkrótce dla ok. 30 milionów chińskich kawalerów może po prostu zabraknąć żon. Yi Fuxian pisze wprost o demograficznej zapaści, w której pogrążone są Chiny. Do 2050 roku jedna trzecia populacji tego kraju będzie miała powyżej 65 lat. Jeśli nie nastąpi radykalne odwrócenie tendencji, to – zdaniem demografów – do końca tego stulecia liczba ludności spadnie do 400 milionów, a więc do stanu z roku 1911, przy czym połowę mieszkańców będą stanowić emeryci.
Chiński rząd zaprzecza publikacjom profesora, jednak jego działania mówią dokładnie coś odwrotnego – ChRL stopniowo odchodzi od eugenicznej praktyki, na korzyść działań pro-life.
„Dla chińskich władz, które mogą planować swe działania długofalowo, ponieważ ich polityka nie jest zdeterminowana krótkoterminowym kalendarzem wyborczym, staje się oczywiste, że demograficzna zima i siwy przypływ (czyli gwałtowne starzenie społeczeństwa) oznaczają de facto nie tylko koniec marzeń o prześcignięciu USA w globalnej rywalizacji, lecz także postępującą marginalizację w samej Azji” – uważa publicysta.
Czy myślicie, że ten przekaz trafi do chińskich władz?
Źródło: pch24/wpolityce.pl
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!