Jak informuje portal nczas.com na łamach „Kultury Liberalnej” tematem tygodnia, w którym obchodzimy Święta Bożego Narodzenia, jest „Rozdział Kościoła od państwa w Polsce. Niewykonalny?”. Z tej okazji w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim wypowiedziała się Agnieszka Holland. Lewacka reżyser przekroczyła kolejne granice absurdu.
W wywiadzie dziennikarz „Kultury Liberalnej” wysnuł tezę, że „PiS w Polsce ma bardzo mocnego sojusznika w postaci Kościoła, który także podgrzewa rozmaite lęki”. Wśród nich wyliczył „lęki przed zmianami społecznymi: związkami partnerskimi, prawami gejów, imigrantami”. Dla Agnieszki Holland był to świetny punkt zaczepienia.
Reżyser nie omieszkała nazwać abpa Marka Jędraszewskiego „wyjątkową kreaturą”, w kontekście jego wypowiedzi o ideologii LGBT. Był to jednak dopiero początek pucia na Kościół katolicki.
– W Polsce siła Kościoła bierze się nie z przywracania sensu, ale kulturowego organizowania wspólnoty. Nie wynika ani z głębokiej wiary, ani z szacunku do biskupów – wszyscy wiedzą, że to bardzo często obleśne, głupie i zachłanne postacie – grzmiała Holland.
– Istnieje natomiast głęboka potrzeba zorganizowania wspólnoty wokół tej jedynej trwałej instytucji. Jeśli dziś ludzie boją się, że Kościół się rozleci, to nie dlatego, że stracą wiarę, ale pewien rytuał, który daje im poczucie wspólnoty i jest też pewną atrakcją. Polska prowincja nie ma innych instytucji, gdzie ludzie mogliby się zbierać od święta i być razem. Kościół jest jedyny. Dlatego polska prowincja tak bardzo się go trzyma. Nie ma niczego lepszego – uparcie twierdziła reżyser „Pokotu”.
– Nie musi być tak, że państwo i Kościół idą ręka w rękę w szczuciu ludzi na siebie nawzajem. Umówmy się, że Kościół ma znacznie większe bogactwo i potencjał – dodała.
Na pytanie, co z tego wynika, Holland stwierdziła, że stworzyłaby własny kościół. – Ja bym założyła nowy kościół. Miałam nawet taki plan, tylko zabrakło mi wolnego czasu. Zakładanie kościoła jest bardzo pracochłonne – mówiła.
Reżyser doprecyzowała, że chodzi jej o kościół… chrześcijański. – Nie wydaje mi się, żebyśmy w Europie wymyślili coś lepszego. Mówię zupełnie serio. Polski Kościół katolicki gnije już tak bardzo, że musi dojść do jakiejś reformacji, której zresztą u nas nigdy nie było – stwierdziła.
Dalej było już tylko gorzej… Do gry wkroczył bowiem feminizm. – Mój kościół byłby kościołem Jezusa syna kobiety, nie syna Boga. I wróciłby całkowicie do korzeni – dodała.
Zdaniem Holland to sprawiłoby, że jej kościół byłby „oczyszczony z całego brudu, który tam jest, i skierowany do człowieka”. – W tym do kobiet. Kościół katolicki wyklucza kobiety z wpływu na swój kształt. A przyszedł taki czas, że to kobiety będą grać główną rolę, jeżeli planeta w ogóle ma przetrwać – twierdziła.
Jak dodała, „kobiecość” jej kościoła polegałaby na tym, że „pół ludzkości zaczęłaby wreszcie decydować, jaki ten Kościół ma być i jakie są najważniejsze wartości”. Co więcej, „msze” miałyby się odbywać w planetariach, „żeby pokazać, że wszyscy jesteśmy częścią wszechświata”.
– Degeneracja wartości w Kościele katolickim musi się skończyć, jeśli on ma przeżyć. W czasach globalnego zagrożenia klimatycznego wszystkie partykularyzmy doprowadzą albo do tego, że ludzie zaczną się dosłownie wyrzynać, albo zamykać w rezerwatach – skwitowała swój wywód.
Agnieszka Holland dała zatem przekrojowy popis lewackiego obłędu. Nie zabrakło bowiem plucia na Kościół, wątków feministycznych i pseudoekologicznych. Wygląda na to, że femiwegańska sekta się rozrasta…
Jak na razie nie ma zbyt wielu chętnych…
Źródło: nczas.com
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!