Mało kto uświadamia dziś sobie, że po zajęciu pod koniec stycznia 1945 roku przez Armię Czerwoną tej części Górnego Śląska, która przed wojną nie należała do Polski, Rosjanie zdawali się faworyzować tam miejscowych… Niemców. Ci tymczasem poczęli organizować tu Komitety Antyfaszystowskie, które deklarowały lojalność wobec „wyzwolicieli”, przy czym Rosjanie chętnie korzystali z ich pomocy. Gerhard Gruschka w swych wspomnieniach pisał:
„W gliwickiej dzielnicy hutniczej, zaraz po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną, powstała antyfaszystowska służba porządkowa, której zadaniem miała być pomoc Sowietom podczas organizowania nowej administracji.”
Z kolei w Meldunku Departamentu Informacji Delegatury Rządu z lutego 1945 roku możemy przeczytać:
„Na Śląsku Opolskim Niemcy oświadczają, że są antyhitlerowcami i uznają niemiecki demokratyczny rząd gen. Paulusa. W Gliwicach i Bytomiu do milicji weszli niemieccy komuniści. Sowieci popierają ludność niemiecką.”
Niezwykłym świadectwem zdarzeń, które miały miejsce w „wyzwolonym” przez Armię Radziecką Bytomiu, są zapiski Włodzimierza Markowskiego, który stanął na czele utworzonej w pierwszych dniach lutego 1945 roku w tym mieście Straży Obywatelskiej. Musimy przy tym uwzględnić fakt, że relacja jego powstała w czasach głębokiej komuny, co nadaje jej szczególny walor, biorąc pod uwagę treści, jakie jej autor w niej zawarł.
Dodam, że natrafiłem na nią w zbiorach Śląskiego Instytutu Naukowego, znajdujących się obecnie w Archiwum Państwowym w Katowicach. Oddajmy więc w tym miejscu głos Włodzimierzowi Markowskiemu:
„Wojska radzieckie wkroczyły do Bytomia 27 stycznia 1945 r., jednak ludność wyszła ze schronów i krypt kościelnych po ustaniu strzelaniny w dniu 28-go. W tym dniu komenda radziecka umieściła się na pl. Kościuszki /dawna kawiarnia i winiarnia Hindenburg/ wywieszając napis rosyjski Beuthen a nie Bytom.”
Komendantem Miasta został ppłk Rachno (kołchoźnik spod Charkowa), zaś jego zastępcą ds. politycznych – ppłk Swietłow (drukarz z Leningradu), za sprawy przemysłu i handlu (czyli tak naprawdę za rekwizycje) w Komendzie Miasta odpowiedzialny był kpt. Iwanow.
2 lutego 1945 roku miejscowi Polacy powołali do życia Straż Obywatelską, rekrutowała się ona zarówno z przedwojennych mieszkańców Bytomia, jak i spośród polskich robotników przymusowych, których Niemcy przysłali tu do niewolniczej pracy, a którzy teraz odzyskali wolność. Na czele Straży Obywatelskiej stanął, co zostało wcześniej wspomniane, Włodzimierz Markowski, który tak opisał moment utworzenia tejże formacji:
„W Bytomiu zgłosiłem się w Komendzie radzieckiej na pl. Kościuszki, poczym w dawnym „Arbeitsamt” przy ul. Katowickiej 35 rozpocząłem pracę z Żyłką i Piechowiakiem z Tarnowskich Gór, Rzepką b. urzędn. Pocztowym z Chorzowa oraz Strachowną i Wiechą z Bytomia. Ze zgłaszających się do biało – czerw. flagi, powracających z robót przymusowych z Blachowni i Gliwic, za zgodą Komendy zorganizowaliśmy 4 Komisariaty dzielnicowe /kwartały/ pod komendą: I Przewoźny – ul. Dworcowa /1-go Maja/, II Myrcik – obok Banku Narodowego, III Benć – ul. Wolności i IV Gajda – ul. Żeromskiego.”
Próby utworzenia polskiej administracji w mieście natrafiły na ogromny opór ze strony Rosjan, także Straż Obywatelska raz po raz miała z Rosjanami ostre przejścia. Markowski nie szczędzi w związku z tym gorzkich słów pod ich adresem:
„Kierowniczy personel rosyjski mało inteligentny oraz o niskim stopniu fachowości zachowywał się wobec Polaków wyniośle.”
Markowski zauważa, co zgodne jest z tym, o czym donosił w cytowanym uprzednio meldunku Departament Informacji Delegatury Rządu, że Rosjanie zdawali się faworyzować miejscowych Niemców, z czego ci dość szybko zdali sobie sprawę i zaczęli z tego faktu korzystać. W tej sytuacji miejscowi Polacy postanowili poszukać dla siebie wsparcia i 7 lutego delegacja złożona z kilku osób udała się do Katowic:
„Witczakowa, Górecki, Markowski i Rzepka udali się do Katowic /pieszo do Chorzowa/ do urzędującego w Województwie mjra Stala przedstawiając, że oficerowie radzieccy nie uznają Polaków, ogłoszenia wywieszają w j. niemieckim i rosyjskim, posiłkując się tłumaczem z Warszawy oraz Niemcem b. pracownikiem poczty Krzywoniem. Zarządzili zdjęcie flag polskich, a nawet przejeżdżających na rowerach do pracy górników z Piekar do Łagiewnik zatrzymują, nakazując im zdjęcie biało – czerwonych chorągiewek, mówiąc: „zdies Polszy niet”.”
Na niewiele się to zdało, a 10 lutego doszło nawet do przejściowego aresztowania Markowskiego oraz jego zastępcy – Piechowiaka. Markowski tak opisuje okoliczności tego zdarzenia:
„Jako „starszy kwartalny” „Straży Obywatelskiej” poinformowałem z początkiem lutego 9 proboszczów w parafiach, że śpiewy i kazania w j. niemieckim nie będą przychylnie przyjęte przez miejscową ludność /do 8 II publicznych nabożeństw nie odprawiano/. 2 proboszczowie Niemcy ks. ks. Hrabowski i Knosała przedstawili to Komendzie jako polski szowinizm i Rachno zamknął mnie i Piechowiaka do więzienia, strażników Szalonka, Wolnego i Ślusarka roznoszących pisma do probostw tylko upomniano.”
Przesłuchiwanym Markowskiemu i Piechowiakowi ppłk Rachno tłumaczył, że „tu nie ma Polski” i że „mógłby ich zrzucić z IV piętra, a na razie każe ich odprowadzić do więzienia”. Nieco dalej Markowski dodaje:
„Po przesłuchaniu Polczyka, Ślusarka i Wolnego, zwłaszcza gdy Ślusarek opowiadał o pomocy jeńcom radzieckim na dole w kopalni, ppłk Rachno i Swietłow /polityczny zastępca/ i ltn. Brusiłow kazali st. ltn. Smoleńskiemu Markowskiego i Piechowiaka wypuścić, zakazując im organizowania władzy cywilnej.”
Wkrótce po wprowadzeniu zakazu organizowania władzy cywilnej „zniknął cały żywy inwentarz”, a rabunek mienia komunalnego przybrał monstrualne rozmiary. Markowski tak o tym pisze:
„Rozpoczęło się rozgrabianie urzędów miejskich, beczkowozy, zamiataczki, teodolity pomiarowe i inne i magazynowanie w pobliżu torów kolejowych w pobliżu rzeźni, a w Sądzie gromadzono pianina, fortepiany i zarekwirowane zapasy żywności. 4 kwartały otrzymały polecenie dostarczania dziennie 400 – 1000 ludzi do przekuwania torów kolejowych i usuwania śniegu. Milicjantom kazano zamienić biało – czerwone opaski na białe. Kpt. Iwanow zastrzelił przewodniczącego Rady Zakładowej Tramwajów za powolną pracę przy uruchamianiu tramwajów. Zredukowano milicjantów do 60 /po 15 na każdy kwartał/ i 10 dla starszego kwartalnego.”
Redukcja stanu osobowego Straży Obywatelskiej związana była z przygotowaniami do deportacji mężczyzn do ZSRR, do niewolniczej pracy w kopalniach. Gdy chodzi o Bytom, rozpoczęła się ona następnego dnia, tj. 12 lutego 1945 roku. Nie ominęła ona także członków Straży Obywatelskiej. Oddajmy ponownie głos Włodzimierzowi Markowskiemu:
„Ogłoszono mobilizację mężczyzn od 17 do 50 lat z własnym prowiantem na 3 dni. Miejsce zbiórki kopalnia Dymitrow, poczym wyjazd do Rosji. Okazane legitymacje Zw. Pol. w Niemczech /Filusz, Broda, Kampa/ Rosjanie darli używając powiedzonka: „Ty zajobanyj Polaczek”! Pracujący przy demontażu urządzeń domowych u Ob. Sykorza /ul. Sądowa/ dla gen. Miłkowskiego nie podlegali obowiązkowi wyjazdu. Pułkownicy Lewin i Rogow z szoferem Suchankinem mieszkali w hotelu Europa, wzięli znającego j. rosyjski i niemiecki p. Rybaka /szwagier Dr. Gondzika z Chorzowa/ i objeżdżali zakłady pracy nakazując demontaż urządzeń na wywóz do Rosji. Nadzór nad kopalniami w Bytomiu miał kpt. Burdin, a ruch na kopalniach węgla regulował inż. Pieczka, a w kopalniach kruszcu inż. Mrozek. Załogi ograniczono do minimum nakazując przejazd przez punkt na kop. Dymitrow.”
Po redukcji personelu Straży Obywatelskiej o 50% warunki pracy uległy znacznemu pogorszeniu, przy czym bezradna ona była w obliczu tego, co wyczyniali Rosjanie. Markowski pisze:
„Patrolowanie miasta i interwencje przy ewent. gwałtach i rabunkach trwało jedynie od świtu do zmroku. W porze nocnej wyjście na miasto groziło śmiercią. Braki milicjantów kazano uzupełnić kobietami. Interwencja milicjanta Swobody /z Poznania/ i milicjantki przy ul. Wolności 7 zakończyła się ich zastrzeleniem przez prawdopodobnie kpt. Iwanowa, który żądał także ode mnie zdjęcia kokardki biało – czerw. z butonierki kurtki. Odpowiedziałem, że na rękawie mam widoczną białą opaskę, a swoich barw z butonierki nie usunę.”
Powyższe zdarzenia miały miejsce w dniu 25 lutego. Napięcia w stosunkach między Polakami a Rosjanami starali się wykorzystywać miejscowi Niemcy, którzy nie tracili nadziei na to, że jednak Bytom przypadnie Niemcom. 1 marca do Morawskiego przybył niejaki Suszka:
„Suszka b. uczeń gimnazjum w Chorzowie zamieszkały przy ul. Witczaka poinformował nas, że Niemcy pod pozorem należenia do K.P.D. /wszyscy oficjalni członkowie zostali w r. 1933 umieszczeni w więzieniach/ interweniują u kpt. Iwanowa, żeby Bytom włączono do „wolnych Niemiec”, a nie do Polski. Rzecznikiem Niemców był monter pocztowy Krzywoń i optujący na rzecz Niemiec w r. 1923 Urbańczyk z Chorzowa.”
Następnego dnia doszło do rozmów przedstawicieli społeczności polskiej i niemieckiej:
„Mjr Mojsiejew w towarzystwie Wołkowa /Rosjanin z I wojny światowej ożeniony w Łagiewnikach/ i Rakiecia zaczęli poszukiwać partyjniaków niemieckich. Suszka ułatwił mi, Rzepce i Kowalskiemu /z Warszawy/ spotkanie z Urbańczykiem w biurach b. niem. Rewiru przy ul. Rodziewiczównej. Tam Urbańczyk po niemiecku oświadczył, że ludność nie chce należeć do Polski i będzie dążyć do budowy „Freies Deutschland”. W sąsiedniej sali Brodowa przeprowadziła dyskusję z Zoskiem, młodzieńcem, który wyrażał podobną opinię zgodną z poglądami Urbańczyka, jednak wskutek argumentacji Brodowej i Witczakowej musiał skapitulować.”
Losy przyszłej granicy, a więc i przynależności państwowej Bytomia, ważyły się jednak na innym szczeblu. W efekcie 19 marca 1945 roku nastąpiło przekazanie miasta administracji komunistycznej Polski. Ludność Bytomia poddana została weryfikacji narodowościowej, a w ślad za tym nastąpiły przesiedlenia. Miały przy tym miejsce ogromne nadużycia, o czym pisze Markowski:
„Wysiedlanie stało się smacznym kąskiem dla rozmaitych niebieskich ptaszków. […] Pastwą padli ci, co posiadali lokale przemysł. lub handl., ewentualnie dobrze umeblowane mieszkania. Meble i kosztowności nie trafiały do Urzędu Likwidacyjnego z mieszkaniami i lokalami, ale handlowali nimi członkowie partii i tzw. władza.”
Bywało, że byli kolaboranci, wcześniej gorliwie wysługujący się Niemcom, teraz mieli oceniać patriotyczną postawę osób, z których niejedna mogła stanowić wzór, godny najwyższego uznania, a zamiast tego spotykały ją szykany. Markowski stwierdza dalej:
„Zaznaczam, że weryfikacja obejmowała tylko element miejscowy, natomiast element napływowy, w którym pod płaszczykiem partii ukrywali się „Volksdeutsche” z tzw. Guberni, członkowie ukraińskich formacji SS Galizien, kolaboranci z terenów wschodnich, a więc Treuhänderzy przedsiębiorstw, wójtowie itp. weryfikacji nie podlegali.”
Tacy to ludzie, „którzy woleli kierować niż pracować, objęli wpływowe stanowiska w administracji państwowej”. Zabrakło w niej miejsca dla miejscowych Polaków, którzy pielęgnowali polskość na najtrudniejszym z odcinków, nie bacząc na ryzyko z tym związane. Nie znaleźli uznania tacy ludzie jak dr Kudera, dr Macha czy dr Skowronek, którzy w procesach wytaczanym w okresie międzywojennym przeciwko polskim działaczom bronili ich wytrwale przed niemieckimi sądami, za co byli w czasach hitlerowskich szykanowani. Ale nie mieli też wielkich szans na odegranie poważniejszej roli w nowej rzeczywistości „spokojni i pracowici oraz fachowi przesiedleńcy ze Lwowa oraz ze zniszczonej Warszawy”. To nie był dobry czas dla tych, którzy służyli Polsce, którzy dla Polski gotowi byli pracować i którzy za Polskę gotowi byli przelewać krew.
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!