Na Ukrainie pogłębia się anarchia. To zresztą może być dla niej stanem naturalnym. Rosyjski naukowiec Jurij Czirikow, wspominając swój pobyt w łagrach pisze o współwięźniu, chłopie, z którym pracował w brygadzie „jagodników”, to znaczy – zbieraczy jagód. Ten chłop był z gatunku chłopskich filozofów i wbrew panującej wśród Rosjan dobrej opinii o cesarzu Aleksandrze II („car oswobodziciel”), on akurat cesarza krytykował – właśnie za uwolnienie chłopów z poddaństwa, a konkretnie za to, że uwolnieni zostali wszyscy. Tymczasem – wywodził – chłopi są rozmaici. Jedni są solidni i odpowiedzialni – i tych należało uwolnić. Ale dla innych wolność oznacza możliwość wylegiwania się całymi dniami do góry brzuchem, a dla jeszcze innych – możliwość okradania sąsiadów, albo w najlepszym razie – życia na cudzy koszt – i takich należało zatrzymać w poddaństwie. W XVII, a zwłaszcza XVIII wieku modne było w Europie narzekanie na „polską anarchię”, ale wiele wskazuje na to, że nie tyle była to anarchia, co następstwo działań agentury. Otóż w następstwie „potopu” szwedzkiego, który wprawdzie trwał tylko pięć lat, ale spowodował zniszczenia porównywalne do tych z II wojny światowej, pojawiła się w Polsce warstwa społeczna której przedtem nie było, mianowicie – szlachta gołota. Byli to ludzie pozbawieni wszelkich środków do życia, ale mający prawa polityczne, którymi bardzo szybko nauczyli się frymarczyć. W rezultacie jurgielt, czyli obca agentura, stała się w wieku XVII, a zwłaszcza w wieku XVIII plagą polskiego życia publicznego, co dla obserwatora z zewnątrz, zwłaszcza przywykłego do absolutystycznego porządku, mogło stwarzać wrażenie anarchii. Jedną z ustaw Sejm Czteroletni pozbawił szlachtę-gołotę prawa głosowania na sejmikach, czyli odebrał jej prawa polityczne – niestety za późno. Warto o tym pamiętać, kiedy podczas obchodów kolejnej rocznicy uchwalenia konstytucji 3 maja, mówcy rozpływają się nad tym „świętem polskiej demokracji” – że konstytucja ta demokrację ograniczała! Zatem o ile w Polsce rozpanoszona i bezkarna agentura stwarzała pozory anarchii, to warto postawić pytanie, jak to wygląda na Ukrainie? Czy przypadkiem stan anarchii nie jest dla tego kraju stanem naturalnym?
Już jakiś czas temu pojawiły się doniesienia, że tak zwane „ochotnicze bataliony”, czyli prywatne wojska rozmaitych oligarchów, zaczęły blokować tory kolejowe, by nie dopuścić na Ukrainę transportów węgla z Doniecka. Oficjalna motywacja była patetyczna – że lepiej szlachetnie zmarznąć, niż obrzydliwie się wygrzewać, ale tak naprawdę chodziło o podgryzanie Rinata Achmetowa, oligarchy, do którego należą donieckie kopalnie. Ta blokada doprowadziła do ogłoszenia zagrożenia energetycznego w reszcie kraju. No a teraz „nieznani sprawcy” zaatakowali „ochotników” blokujących tory, ale po wymianie ognia zostali odparci i blokada trwa. Bardzo możliwe, że Rinat Achmetow już się zniecierpliwił, ale albo za mało obiecał „nieznanym sprawcom”, albo przeciwnie – za dużo. Toteż walki mogły być nawet „zacięte”, ale bez ofiar w ludziach. Rzecz w tym, że „ochotnicze bataliony” walczą za pieniądze, a jak już ktoś walczy za pieniądze, to po to, by je zarobić, a nie po to, by ktoś mu wcześniej odstrzelił łeb. Z drugiej jednak strony ten, kto płaci, to wymaga, więc walczyć trzeba – ale tak, żeby nikomu nie stała się krzywda. Dzięki temu lepiej rozumiemy komunikaty głoszące, że na przykład już trzy dni trwają „zacięte”, albo nawet „zażarte” walki – ale jest zaledwie dwóch, czy trzech zabitych. Najwyraźniej „zacięte” walki polegają na tym, że zużywane są wielkie ilości amunicji. Huku jest przy tym co niemiara, ale nikomu nie dzieje się nic złego, chyba, że wylezie tam, gdzie nie trzeba. Jak widać, nawet w stanie anarchii występują jakieś prawidłowości, a nawet reguły. U nas też wygląda na to, że „anarchiści” są na liście płac starych kiejkutów, a to by oznaczało, że historia lubi się powtarzać.
Nie o to jednak chodzi, tylko o wyjaśnienie, którego oligarchę popiera rząd pani premier Beaty Szydło, którego – pan prezydent Andrzej Duda, a którego pan prezes Jarosław Kaczyński, Naczelnik naszego państwa? Skoro ci oligarchowie ze sobą wojują, to postawienie takiego pytania jest jak najbardziej zasadne, bo żaden z nich nie reprezentuje „Ukrainy”, jako takiej. Ukraina jako taka staje się coraz bardziej pojęciem geograficznym, a coraz mniej – politycznym, a w tej sytuacji pytanie o preferencje rządu nabiera palącej aktualności.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!