Dzisiejsza Europa przypomina Imperium Rzymskie w schyłkowym jego okresie – pogrążone w hedonizmie, przeświadczone o swej wyższości cywilizacyjnej i zupełnie nieświadome tego, jak wielką siłę, przede wszystkim witalną, przedstawiają sobą pogardzani przezeń barbarzyńcy. Tymczasem po drugiej stronie Morza Śródziemnego i Morza Czarnego, które dziś zdają się być tym, czym ongiś były Ren i Dunaj, dzieją się rzeczy ważne i ciekawe. Co więcej, ten świat coraz mocniej napiera na Europę…
Kiedy pojawiłem się na tym świecie, Turcja miała zbliżoną liczbę ludności co Polska, dziś Turcja ma 83 mln mieszkańców, a my raptem 38 milionów. Przy tym Turcja wcale nie jest tu jakimś liderem, gdy chodzi o wzrost liczby ludności, jako że w większości państw Bliskiego Wschodu mamy do czynienia z podobnym, albo nawet większym przyrostem naturalnym.
A co z Afryką? Gdy ja się rodziłem, Europę zamieszkiwało prawie dwa razy więcej ludności niż Afrykę, od tamtej pory Afryce przybyło ponad miliard mieszkańców, podczas gdy Europie raptem sto milionów. I gdyby nie masowy napływ do Europy imigrantów z Afryki i Azji, liczba mieszkańców Starego Kontynentu dziś by się kurczyła.
Europa w błyskawicznym tempie się starzeje, a w Afryce i w azjatyckich krajach muzułmańskich dominują ludzie młodzi i bardzo młodzi. To znaczy, że mamy do czynienia z rozpędzoną maszyną… Gdzieś te dziesiątki milionów ludzi, wchodzących rokrocznie w dorosłe życie w Afryce i w Azji, będą musiały szukać dla siebie miejsca, co zresztą już się dzieje.
Gdy Europa pogrąża się w hedonizmie, w świecie muzułmańskim obowiązuje zupełnie inny system wartości. Inny jest tam stosunek do życia, do śmierci, do spraw materialnych, do religii i rodziny, a w końcu do wspólnoty, której jest się częścią. To wszystko sprawia, że islam ma dziś bardzo ekspansywny charakter, czego Europa już dziś z całą mocą doświadcza.
Równolegle trwa rywalizacja o panowanie nad światem muzułmańskim – Libia i Syria to areny tego samego konfliktu. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan nie kryje swych aspiracji, czego przejawem są jego buńczuczne wypowiedzi, w których chętnie odwołuje się on do dawnej potęgi islamu i Imperium Osmańskiego, w których często nawiązuje do idei panturkizmu i panislamizmu.
A dodajmy do tego narzucone przez niego tempo zbrojeń – Turcja należy do krajów, gdzie wydatki na zbrojenia rosną w ostatnich latach w najszybszym tempie, a przy tym jest to powiązane z intensywną rozbudową własnego przemysłu zbrojeniowego i rozwojem własnej myśli technologicznej…
Jeszcze stosunkowo niedawno Turcja praktycznie całe uzbrojenie dla swojej armii sprowadzała z zagranicy, kupując przeważnie sprzęt stary, używany. Dziś kraj ten dysponuje rozbudowanym przemysłem zbrojeniowym. W tureckich stoczniach trwa budowa serii okrętów podwodnych (w latach 2022 – 2027 rokrocznie ma być wprowadzany do służby jeden okręt podwodny), budowane są duże okręty nawodne – w tym roku wejdzie do służby pierwszy turecki lotniskowiec, zbudowano serię czterech korwet, a teraz kolej na fregaty i niszczyciele…
W Turcji produkowane są drony i śmigłowce uderzeniowe, trwają też prace nad rodzimym myśliwcem piątej generacji. Produkuje się tam czołgi, bojowe wozy piechoty i niszczyciele czołgów, a także samobieżne haubice i systemy artylerii rakietowej. Pod koniec ubiegłego roku ruszono z produkcją rakietowych systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych (krótkiego i średniego zasięgu, a w trakcie opracowywania jest system dalekiego zasięgu)…
Ale o prymat w świecie muzułmańskim Turcja musi rywalizować między innymi z Arabią Saudyjską, która bynajmniej nie ma zamiaru oddać pozycji, którą zajmuje ona nie tylko z racji potencjału gospodarczego, ale i z racji sprawowania kontroli nad świętymi dla islamu ośrodkami – Mekką i Medyną. Liczących się rywali ma też Turcja w Egipcie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Jesienią ubiegłego roku byliśmy świadkami ciekawej próby sił, która zakończyła się spektakularną porażką Erdogana – z przyjazdu na szczyt w Kuala Lumpur, który był swoistą próbą zbudowania bloku, który byłby przeciwwagą dla obecnych wpływów Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Eemiratów Arabskich i Egiptu, wycofali się w ostatniej chwili przywódcy Indonezji i Pakistanu:
Turcja od lat ściśle współpracuje za to z Katarem, który dysponuje niewielkim potencjałem demograficznym, ale za to należy do najbogatszych państw islamskich. Na jego terytorium stacjonują wojska tureckie, podobnie jak i w Somalii. Turcja stara się nadto przeciągnąć na swoją stronę Algierię i Tunezję, ale przede wszystkim ma ona silną pozycję w postsowieckich krajach tureckich, skupionych w Radzie Współpracy Krajów Tureckojęzycznych (Türk Konseyi).
Rosnąca aktywność Turcji nie tylko w Azerbejdżanie, którego ludność uważa się po prostu za takich samych Turków jak ci z Republiki Tureckiej („jeden naród, dwa kraje”), ale także w Kazachstanie, Uzbekistanie, Turkmenistanie, Tadżykistanie i Kirgistanie, a więc w regionie, uznawanym przez Moskwę za jej strefę wpływów, rosyjskim przywódcom, co zrozumiałe, się nie podoba.
Rosja zresztą jest obecna militarnie i w Syrii, i w Libii. Tak więc wpływy Rosji i Turcji w wielu miejscach się krzyżują. Rosjanom z oczywistych powodów zależało na rozluźnieniu relacji turecko-amerykańskich, czego efektem był zakup przez Turcję rosyjskich systemów przeciwlotniczych S-400, na co Amerykanie zareagowali wyrzuceniem Ankary z programu myśliwca piątej generacji F-35 (Turcy pracują obecnie nad własnym myśliwcem TAI TF-X, ale jest to na razie melodia przyszłości), ale to właśnie Turcja pozostawała i pozostaje dla Moskwy głównym przeciwnikiem.
Z niepokojem na poczynania Turcji spogląda też sąsiadująca z nią Grecja, która toczy z nią spór o Cypr (podzielony obecnie na dwa państwa – greckie i tureckie), a także o eksploatację gazu na Morzu Śródziemnym. 27 listopada rząd turecki zawarł z władzami libijskimi, kontrolującymi wówczas jedynie Trypolis, Syrtę, Misratę oraz niewielkie terytorium w rejonie tych miast, dwie umowy – jedną, która dotyczy granicy morskiej, co wywołało gwałtowne protesty Grecji i Cypru, i drugą – o współpracy wojskowej. Pierwsza z umów, co zostało przed momentem wspomniane, wywołała poważny wzrost napięcia między „sojusznikami z NATO”, zwłaszcza że w jej następstwie Turcja wysłała statki wiertnicze, eskortowane przez okręty wojenne, na wody cypryjskie. Kilkakrotnie Grecja i Turcja podrywały samoloty bojowe, ale za każdym razem kończyło się na prężeniu muskułów.
W takich to okolicznościach zacieśnieniu uległy relacje grecko-egipskie, w tym także w sferze militarnej. Pojawiły się sygnały, że Grecja będzie chciała przeszkodzić Turcji w przerzuceniu wojsk do Libii. Libijski Rząd Porozumienia Narodowego (GNA) zwrócił się bowiem do Turcji z prośbą o rozmieszczenie na jej terytorium tureckich wojsk i wsparcie go w walce z dowodzoną przez feldmarszałka Chalifę Haftara Libijską Armią Narodową (LNA), a Turcja gotowość wysłania kontyngentu wojskowego potwierdziła. Dodajmy, że Chalifę Haftara wspierają Arabia Saudyjska, Egipt i Zjednoczone Emiraty Arabskie, ale także Rosja, a ponoć i Francja.
Feldmarszałek Chalifa Haftar, były generał armii Kadafiego, który później dołączył do buntu przeciwko niemu, początkowo kontrolował wschodnią część kraju, przede wszystkim wybrzeże, z głównym ośrodkiem w Bengazi. Na początku 2019 roku przejął kontrolę nad bogatą w ropę pustynią na południu kraju, a 4 kwietnia ruszył ze swymi wojskami na Trypolis, pozostający pod kontrolą rządu, na którego czele stoi Faiz Saradż. Wiosenna ofensywa wojsk Haftara została jednak zatrzymana, przy czym istotną rolę w jej powstrzymaniu odegrały wprowadzone do walki tureckie drony uderzeniowe, obsługiwane przez personel turecki.
9 grudnia prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan powiedział w państwowej tureckiej telewizji TRT, iż Turcja jest gotowa do wysłania swych wojsk do Libii, a 12 grudnia dowódca Libijskiej Armii Narodowej (LNA) feldmarszałek Chalifa Haftar w przemówieniu nadawanym przez telewizję Al Arabiya wezwał swoje siły do podjęcia rozstrzygającego natarcia na centrum Trypolisu, dodając, że będzie to „ostateczna bitwa” o stolicę.
Do tego dziesięć dni po tym jak Erdogan ogłosił zamiar wysłania wojsk tureckich do Libii, w czym mieli partycypować protureccy syryjscy bojownicy, syryjskie siły rządowe, wspierane przez Rosjan i Irańczyków, podjęły zmasowaną ofensywę na pozostającą pod kontrolą protureckich bojowników syryjską prowincję Idlib.
Przypomnijmy w tym miejscu, że w myśl uzgodnień rosyjsko-tureckich z Soczi syryjska prowincja Idlib wraz z przylegającymi do niej częściami prowincji Latakia, Hama i Aleppo przekształcona została w strefę deeskalacji, nad którą pieczę sprawować miała Turcja. W ten sposób powstał tzw. Wielki Idlib, w którym pojawiły się tureckie wojskowe punkty obserwacyjne i który stał się schronieniem dla walczących z rządem Baszara al-Asada bojowników oraz ich rodzin.
Dodajmy, że niezależnie od tego pod kontrolą wojsk tureckich i protureckich bojowników znalazły się i inne fragmenty terytorium Syrii: w wyniku operacji „Tarcza Eufratu” (przeciw ISIS) Turcja przejęła kontrolę nad północną częścią prowincji Aleppo, w następstwie operacji „Gałązka Oliwna” (przeciw Kurdom) – kanton Afrin, graniczący od południa z Wielkim Idlibem, a od wschodu z obszarem zdobytym w toku operacji „Tarcza Eufratu”, a w wyniku operacji „Wiosna Pokoju” (również przeciw Kurdom) – sporo terenu na wschodnim brzegu Eufratu.
Tymczasem latem ubiegłego roku syryjskie siły rządowe podjęły operację na południu Wielkiego Idlibu, zakończoną zdobyciem miasta Chan-Szajchun i okrążeniem znajdującego się w rejonie wioski Murak tureckiego punktu obserwacyjnego nr 9. Prezydent Turcji udał się wówczas do Moskwy, gdzie spotkał się z prezydentem Rosji, Władimirem Putinem, po czym ofensywa wojsk syryjskich została przerwana.
19 grudnia 2019 roku syryjskie siły rządowe, wspierane przez Rosjan i Irańczyków, wznowiły natarcie, tym razem atakując pozycje protureckich bojowników w południowo-wschodniej części prowincji Idlib. Po zdobyciu miasta Dżardżanez zamknięto pierścień okrążenia wokół tureckiego punktu obserwacyjnego nr 8, zlokalizowanego w wiosce al-Surman.
Dalsze natarcie, prowadzone w kierunku autostrady M5, przerwała śmierć irańskiego generała Kasema Sulejmaniego i groźba wybuchu wojny w rejonie Zatoki Perskiej. 8 stycznia Władimir Putin spotkał się w Stambule z Erdoganem i uzgodniono zawieszenie broni, które weszło w życie 12 stycznia, przy czym dotyczyło to i Syrii, i Libii.
Ale 24 stycznia syryjskie siły rządowe, wspierane przez Rosjan i Irańczyków, wznowiły przerwane natarcie. Główne uderzenie skierowano tym razem na miasto Ma’arrat an-Numan, które 28 stycznia zostało przez nie zdobyte. Po zwycięskich bitwach o Ma’arrat an-Numan, a następnie o Sarakib, gdzie po raz pierwszy bezpośrednio zaangażowani w walki byli tureccy żołnierze, syryjskie siły rządowe odniosły zwycięstwo w bitwie na zachód od Aleppo.
W sumie w okresie od 19 grudnia 2019 roku do 19 lutego 2020 roku syryjskie siły rządowe wyparły protureckich bojowników z terytorium o powierzchni ponad 2000 km2, z czego około 1287 km2 przypadało na prowincję Idlib, a 763 km2 – na prowincję Aleppo.
20 lutego protureccy bojownicy próbowali odbić miasto Sarakib i wieś An-Najrab, których broniły pododdziały syryjskiej 25 Dywizji Sił Specjalnych, czyli słynnych Tygrysów. Bojowników wspierały artyleria i czołgi armii tureckiej, a siłom rządowym przyszło w sukurs rosyjskie lotnictwo, a konkretnie samoloty Su-24.
Obie strony w walkach poniosły spore straty – dziesiątki zabitych po każdej ze stron, wiele zniszczonego sprzętu. Straty poniósł także personel turecki – dwóch zabitych i pięciu rannych. Zabici to członkowie załogi czołgu zniszczonego w ataku rosyjskiego samolotu. Żołnierze tureccy odpalili w kierunku rosyjskich samolotów rakiety, ale te chybiły celu. Była to pierwsza bezpośrednia konfrontacja zbrojna Rosjan i Turków.
Po tym wydarzeniu Turcja zwróciła się do USA o dostarczenie rakietowych systemów przeciwlotniczych Patriot.
W sumie w okresie od 2 do 22 lutego w walkach w Idlibie śmierć poniosło 17 żołnierzy tureckich, a ponad pięćdziesięciu zostało rannych. Oczywiście, Turcy stanowili jedynie niewielki odsetek ofiar tej krwawej wojny. Każda ze wspomnianych przed momentem bitew to setki zabitych po każdej ze strony. Wśród poległych byli też Rosjanie i Irańczycy. W nalotach rosyjskiego i syryjskiego lotnictwa śmierć poniosło kilkuset cywilów,w tym wiele dzieci. Nic też dziwnego, że setki tysięcy ludzi podjęły próbę wydostania się z miejsc ogarniętych walkami, uciekając w stronę tureckiej granicy.
Dodajmy jeszcze dla porządku, że w ciągu trzech pierwszych tygodni lutego Turcy przerzucili do Idlibu ogromną ilość żołnierzy ze sprzętem pancernym oraz ciężką artylerią, Z każdym dniem aktywność bojowa jednostek tureckich, przede wszystkim właśnie artylerii, rosła.
22 lutego, wieczorem, syryjskie siły rządowe, przy wsparciu Rosjan i Irańczyków, rozpoczęły operację na południu prowincji Idlib, a protureccy bojownicy przy wsparciu wojsk tureckich 24 lutego podjęli działania mające na celu odzyskanie miasta Sarakib. W ten sposób rozwinęły się dwie trwające równolegle bitwy. W ich wyniku syryjskie siły rządowe przejęły kontrolę nad sporym obszarem na południu prowincji Idlib i w północno-zachodniej Hamie, a protureccy bojownicy odzyskali Sarakib wraz z całą jego okolicą.
W walkach tych poległo kolejnych kilku żołnierzy tureckich, ale prawdziwa katastrofa przyszła wieczorem 27 lutego, kiedy to w uderzeniu lotnictwa – najprawdopodobniej rosyjskiego – zginęło 33 tureckich żołnierzy, a 32 zostało rannych.
W następstwie tego Turcja wezwała NATO do wsparcia jej działań, a zarazem zagroziła, że w wypadku braku pomocy ze strony krajów UE Ankara otworzy swoje granice dla syryjskich uchodźców, by ci mogli udać się do Europy. Na wieść o tym tłumy syryjskich uchodźców ruszyły w kierunku greckiej granicy.
Wydarzenia ostatnich dni potwierdziły to, co było wiadomo – że piętą achillesową tureckiej armii jest obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa. Trudno oczekiwać, że zakupione od Rosji systemy S-400 pozwolą obronić się Turkom przed lotnictwem… rosyjskich. Systemy krótkiego zasięgu HISAR-A mają zostać wprowadzone do służby w drugim kwartale bieżącego roku, a systemy średniego zasięgu HISAR-O – w roku przyszłym. Na dzień dzisiejszy Turcy mają więc poważny problem, zwłaszcza że Amerykanie nie palą się z przekazaniem Patriotów, ograniczając swoje wsparcie dla „sojusznika z NATO” do deklaracji słownych, przynajmniej na razie.
Tymczasem w ostatnich dniach stycznia 2020 roku, Erdogan odbył tournée po krajach Afryki. Odwiedził on między innymi Algierię, którą postrzega jako kluczowego, obok Tunezji, sojusznika w tej części świata, szczególnie istotnego w kontekście tego, co dzieje się w Libii, ale także Gambię i Senegal. Są to jedne z najbiedniejszych krajów świata, a zarazem są to kraje islamskie o dużej dynamice przyrostu naturalnego. Wizyty te, podobnie jak w przypadku Algierii, zaowocowały zawarciem szeregu umów, ale wydaje się, że to, co w szczególności interesowało Turcję, to przejęcie w zarząd tamtejszych portów.
„Nasze firmy mają doświadczenie w zakresie prowadzenia tego rodzaju działalności, a przy tym nie traktują was jako kogoś do wykorzystania. Jeśli nasze firmy się tym zajmą, zysk będzie także po waszej stronie” – stwierdził na konferencji prasowej Erdogan.
W tym miejscu warto zauważyć, że podobne apetyty mają Chiny i Rosja, które również czynią podchody, by przejąc w zarząd tamtejsze porty. Otwiera się więc tu kolejne pole rywalizacji.
Tymczasem wróćmy do tego, co dzieje się w Libii. Otóż 24 grudnia 2019 roku minister spraw wewnętrznych Libijskiego Rządu Porozumienia Narodowego (GNA) Fathi Baszagha powiedział, że rosyjscy najemnicy wspierający armię Haftara odgrywają kluczową rolę w bitwie o Trypolis i walczą na linii frontu jako piechota o kontrolę nad stolicą. Baszagha dodał, że rosyjskie wojska dysponują zaawansowaną technologią blokowania dronów.
„W ciągu ostatnich dwóch dni wystrzelili 2500 pocisków moździerzowych i artyleryjskich” – mówił wówczas Baszagha.
Zatrzymany pilot LNA, który przekazał te informacje GNA, ujawnił również pewne nowe szczegóły dotyczące działalności sił LNA i udzielanego im wsparcia. Amer Al-Jagam stwierdzić miał mianowicie, że w mieście Tarhouna znajdują się dwa systemy obrony powietrznej oraz systemy walki elektronicznej obsługiwane przez Rosjan, dodając, że istnieje niewielka grupa francuskich ekspertów zajmujących się wsparciem logistycznym, rozpoznaniem i podsłuchami.
„Drony są w całości obsługiwane przez oficerów ZEA w bazie lotniczej Al-Khadim we wschodniej Libii i są oni obecni w Libii od 2014 roku, biorąc udział w operacjach wojskowych w Bengazi, Dernie i regionie południowym” – powiedział pilot na filmie.
Wskazał, że egipskie samoloty F-16 i Rafale, startujące z bazy lotniczej Al-Barani w Egipcie, biorą udział w działaniach bojowych, atakując Misratę i Trypolis w koordynacji z siłami Haftara w Al-Rajma.
5 stycznia prezydent Recep Tayyip Erdogan poinformował w transmitowanym na żywo wywiadzie telewizyjnym, że Turcja rozpoczęła rozmieszczanie swoich żołnierzy w Libii, dochowując – jak zaznaczył – obietnicy wsparcia rządu w Trypolisie.
Wojska tureckie, jak dodał, mają realizować tam zadania szkoleniowe i bojowe, wspierając uznawany przez ONZ Rząd Porozumienia Narodowego, na którego czele stoi Fajiz al-Saradż, mający siedzibę w Trypolisie, atakowanym od szeregu miesięcy przez Libijską Armię Narodową (LNA) feldmarszałka Chalify Haftara.
Erdogan dodał, że wojska tureckie utworzą w Libii centrum operacyjne pod dowództwem generała porucznika, który skupi się na koordynacji działań i szkoleniu. Powiedział, że „pierwsze oddziały już są stopniowo rozmieszczane, ale większa koncentracja sił nastąpi później”. Następnego dnia, tj. 6 stycznia dowodzona przez feldmarszałka Chalifę Haftara Libijska Armia Narodowa (LNA) zdobyła Syrtę.
W kolejnych dniach do Libii przybywali protureccy bojownicy z Syrii, a pod koniec stycznia zaczęły pojawiać się doniesienia o przerzucie okrętami i statkami transportowymi dużej ilości tureckich żołnierzy i sprzętu do Libii…
22 lutego minister spraw wewnętrznych w libijskim Rządzie Porozumienia Narodowego (GNA), Fathi Baszagha, w wywiadzie dla Bloomberga powiedział, że władze Trypolisu „nie będą miały nic przeciwko” budowie amerykańskiej bazy w Libii, ponieważ mogłoby to zniechęcać do interwencji inne kraje.
„Libia jest ważna w basenie Morza Śródziemnego: bogactwo ropy naftowej, rozciągające się na długości ponad 1,9 tysiąca kilometrów wybrzeże, co czyni z jej portów bramę do Afryki w oczach Rosji. Gdyby USA poprosiły o zgodę na budowę bazy, w celu zwalczania terroryzmu, przestępczości zorganizowanej i trzymania na dystans innych krajów, które tu mieszają, my, jako rząd libijski, nie mielibyśmy nic przeciwko temu” – powiedział minister.
Skomentował on także plany USA dotyczące obecności wojskowej w Afryce.
„Nie do końca rozumiemy [te plany]. Mamy jednak nadzieję, że te relokacje uwzględnią Libię, aby nie pozostawiać pola manewru Rosji” – powiedział.
„Rosjanie w Libii są nie tylko dla Haftara. Mają dalekosiężną strategię dla Libii i Afryki” – dodał Baszagha.
Wypowiedź szefa resortu spraw wewnętrznych GNA wpisuje się w strategię Erdogana, który ewidentnie chce wciągnąć do swej rozgrywki z Rosją Amerykanów, zarazem skłaniając ich do rozluźnienia więzów z krajami, z którymi Turcji nie jest po drodze, a które pozostają bliskimi sojusznikami Stanów Zjednoczonych.
Widzimy więc, z jak skomplikowaną sytuacją mamy tu do czynienia, przy czym gra nie toczy się tylko o Libię i Syrię, ale o znacznie większą stawkę. Warto bowiem pamiętać, że przez Libię biegnie główny szlak migracyjny z Afryki do Europy. Libia jest też krajem graniczącym z Nigrem i Czadem, a nieco dalej są takie kraje jak Mali, Burkina Faso i Nigeria. Wszystko są to kraje, w których coraz śmielej poczynają sobie dżihadyści islamscy. Dodajmy, że w większości wymienionych krajów w walkę z dżihadystami zaangażowane są wojska francuskie, które mają tam swoje bazy. A kto dostarcza broń dżihadystom?
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!