Wszelako późną zimą 1920 roku (patrz: kalendarium w części poprzedniej) Wojsko Polskie stało na Wschodzie mniej więcej na tej optymalnej zdaniem wielu Polaków linii Dmowskiego (podobnej do późniejszej Rozwadowskiego), na jaką się tu co raz to powołujemy; na północy zatem sięgało do rzek Dźwina-Berezyna (choć za Berezyną mieszkali przecież polscy „Nadberezyńcy” Floriana Czarnyszewicza; tych terenów Prezes Dmowski także żądał dla Polski), a na odcinku ukraińskim zajmowało położone wszakże na wschód od „Zbrucza i Horynia” powiaty płoskirowski i starokonstantynowski (ten z „Pożogi” Zofii Kossak).
Pośrodku zaś, nad dolną Prypecią, po zdobyciu Mozyrza i Kalenkowicz, celowało w zadnieprzański przyczółek w Rzeczycy (ale tam już Polska Odrodzona sięgać nie miała).
Jędrzej Giertych, który wszakże dawno przed nami drobiazgowo rozważał te kwestie, czynił podsumowania m.in. następujące, abstrahując w tym miejscu od owych Sto Lat Temu tajnych celów i zamiarów Piłsudskiego:
„Polska dążyła do ‘linii Dmowskiego’ rezygnując ze swych dawnych dalekich kresów, a więc z Witebska, Orszy, Mohylewa, Homla, a na Ukrainie z Żytomierza, Winnicy, Berdyczowa, Humania, Bracławia (…). Mozyrz nie był jeszcze przez Polskę zdobyty (przed marcem 1920 – M.D.). Ale był objęty ‘linią Dmowskiego’” („O Piłsudskim”, Krzeszowice 2013, ss. 122, 125).
Natomiast bolszewicy, wieszczący wszakże pożar rewolucji wszechświatowej i nieomal już jawnie szykujący się do kolejnej (po tej z przełomu roku 1918/1919) rewolucyjnej inwazji na zachód, na Polskę, jednocześnie i takoż otwarcie występowali do Polski o zawarcie traktatu pokojowego, przyznając jej prawie te wszystkie ziemie, jakich ona zechce – jakich na wschodzie żądał dla Polski w roku 1919 pan Prezes Dmowski.
Jędrzej Giertych zbiera rzecz następująco:
„Piłsudski był konsekwentnie przeciwny wcieleniu Ziem Wschodnich do Polski. Nie dopuścił on do zawarcia pokoju już w grudniu 1919 lub w styczniu czy lutym 1920 roku (czego Równo Stulecie właśnie „obchodzimy” – M.D.), gdy Rosja proponowała Polsce zawarcie pokoju – przede wszystkim depeszą z dnia 28 stycznia 1920 roku (nieobecną w naszym ww. kalendarium – M.D.) podpisaną przez głównych wodzów rewolucji rosyjskiej: Lenina (Ulianowa), Cziczerina i Trockiego, która określała proponowaną linię rozejmu, mającą się stać ostateczną granicą, która była prawie identyczna z ‘linią Dmowskiego’ (różniła się od niej tylko tym, że nie przyłączała do Polski miasta Połocka – z wyjątkiem przedmieść na lewym brzegu rzeki Dźwiny – oraz pasa ziemi za Dźwiną, natomiast przyłączała obszar ziemi na Podolu, w pobliżu Baru, którego Dmowski dla Polski nie żądał). Proponowana przez Sowiety linia graniczna była dla Polski o wiele korzystniejsza od późniejszej linii Pokoju Ryskiego (…).
Nawet gdyby pokój z Polską został przez Rosję wiarołomnie zerwany (znacznie wcześniej, niż to się stało we wrześniu 1939 roku – M.D.), położenie Polski nie byłoby gorsze niż po klęskach, jakie spowodowała wszczęta przez Piłsudskiego wyprawa kijowska; inwazję bolszewicką byłaby Polska po zawarciu z bolszewikami pokoju tak samo odparła, jak odparła ją po załamaniu się wyprawy kijowskiej. A byłaby wówczas w o wiele lepszym położeniu politycznym i moralnym: bo odpierałaby pogwałcenie pokoju i układu granicznego zawartego na wniosek rosyjski. Byłaby wolna od oskarżeń, np. angielskich, że zdobyła swe ziemie wschodnie aktem swojej zaborczości” (Giertych, ibidem, ss. 98-99).
Otóż to! Nic dodać, nic ująć! Jak to się albowiem stało i kto to tak wykręcił – pytamy retorycznie, gdyż Jędrzej Giertych rzecz otwarcie wyjaśnia – że w rezultacie już bezpośrednio za tą bliższą linią wspomnianych rzek Zbrucz i Horyń (patrz: ww. kalendarium, dzień 21 kwietnia 1920) znalazła się bynajmniej nie „samostijna” Ukraina Kijowska, przecież też socjalistyczna i mająca już w dotychczasowych swych odsłonach (za wyjątkiem może krótkiego okresu Hetmanatu) mordy i wywłaszczenia poczynione na Polakach, lecz już – zwyczajnie i ordynarnie – Bolszewia, co to miała się przecież zaczynać znacznie dalej, gdyż dopiero w okolicach podolskiego Baru, czyli od brzegów Zbrucza w odległości około 94 wiorst (100 kilometrów).
Wyżej wspomniana została możliwość wiarołomnego zerwania przez Rosję Sowiecką traktatowo zawartego pokoju, co rzeczywiście i nastąpiło, ale prawie dwadzieścia lat później, gdyż we wrześniu 1939 roku. Owszem, wcześniej też, wielokrotnie i zwłaszcza na początku lat 20., tuż po zawarciu Traktatu Ryskiego! Czyż bowiem ciągłe wysyłanie na polską stronę nowej granicy bolszewickich band dywersyjnych i potajemne organizowanie takich już po polskiej stronie, jak i w ogóle zakładanie bolszewickiej siatki dywersyjnej, było przejawem działań właśnie pokojowych? Nie bez powodu władze polskie do zwalczania takiej działalności powołały wkrótce specjalną formację, wprawdzie wojskową, lecz walczącą także metodami policyjnymi i partyzanckimi – Korpus Ochrony Pogranicza. Dla oficerów i żołnierzy Korpusu wojna się zatem wcale nie skończyła.
Ciekawostka: Kilka lat temu Telewizja Polska prezentowała dokument fabularyzowany produkcji, jak zrozumieliśmy, białoruskiej (sic!) zatytułowany „Zamach na Radziwiłła” (lub może: „Zabić Radziwiłła”). Oto stary zamek w Nieświeżu znalazł się ledwie o kilkanaście kilometrów od nowej „ryskiej” granicy, a władze sowieckie uznały, że należy zamordować czołowego na tych ziemiach „obszarnika”, wtedy księcia Antoniego Albrechta Radziwiłła i w tym celu wysłały poprzez granicę bandę, która jednak swego celu osiągnąć nie zdołała.
Inna ciekawostka: Przecież o tym, jak w tamtych czasach i na tamtych ziemiach działał wywiad, ale polski, śledzący sowieckie przygotowania do wznowienia po Traktacie Ryskim wojny przeciwko Rzeczypospolitej, jakże sugestywnie relacjonuje sam Sergiusz Piasecki w swojej powieści „Piąty etap”. Czytajcie, czytajcie…!
Teraz atoli, w początkach marca 2020 roku, od Stulecia tzw. wyprawy kijowskiej dzieli nas jeszcze półtora miesiąca. Czy polska historiografia ma już rozpoznane najgłębsze kulisy tejże wyprawy, jej przebieg, także w zakresie pozamilitarnym i jej najdalsze następstwa? Wyprawa jest dziełem Piłsudskiego, który ją uprzednio – nader po swojemu – przygotował. Czy znamy już jego najgłębsze w tym zakresie inspiracje – głębsze niż rozprawianie o rywalizacji pomiędzy „polską koncepcją federacyjną” a „inkorporacyjną”, gdyż te – powiedzmy to otwarcie – wówczas ponadpaństwowe i międzynarodowe?
Albowiem gotowy wzorzec – i w dość podobnych, ale i różnych okolicznościach – dali Piłsudskiemu Niemcy (i ich sojusznicy) ledwie ponad dwa lata wcześniej, zawierając obydwa Traktaty Brzeskie – w dniu 9 lutego 1918 roku z ówczesnymi władzami Ukrainy (w których strukturach funkcjonował wtedy m.in. Symon Petlura), a w dniu 3 marca tegoż roku z ledwie dopiero co chwytającymi władzę nad Rosją, lecz i Ukrainą bolszewikami. Nie bez powodu owych bolszewików – Lenina wraz z jego grupą – właśnie Niemcy przetransportowali nieco wcześniej, wiosną 1917 roku, z dalekiej Szwajcarii aż do północno-zachodnich bram Rosji.
W następstwie tak finezyjnie prowadzonej polityki ta uprzednia, niemiecka „wyprawa kijowska” w ciągu kilku zimowych tygodni roku 1918, ruszając z gorszych nawet podstaw wyjściowych niż te polskie z wiosny 1920 roku, gdyż znajdujących się bardziej na zachód niż one, dotarła do niedostępnego dotąd dla armii niemieckiej Kijowa, a stamtąd znacznie, ale to znacznie dalej na Wschód. Jak wspominał polski pamiętnikarz, po długotrwałych ulicznych walkach bolszewicko-ukraińskich i po okresie krwawego bolszewickiego terroru obejmującego miasto:
„Nic dziwnego przeto, że gdy pod koniec lutego 1918 roku wkroczyły do Kijowa wojska niemieckie i austriackie, to ludność odetchnęła z ulgą. Mieszkańcy byli tak już wymęczeni, wygłodzeni i nerwowo zdarci, że przede wszystkim pragnęli spokoju. Ten spokój niosły bagnety odwiecznych wrogów Polski”. (Henryk Glass, „Na szlaku Chudego Wilka”, Warszawa 1998, s. 82).
Dodajmy, iż działo się to w tym samym czasie, kiedy Żelazna Brygada Józefa Hallera przedarła się przez front południowy pod Rarańczą, w proteście właśnie przeciwko Traktatom Brzeskim – co wspominaliśmy w naszych artykułach w roku 2018.
Czy w polskiej historiografii przeprowadzono już porównanie pomiędzy tymi dwoma, oddzielonymi zaledwie kilkunastoma miesiącami, ciągami zdarzeń: niemieckim kilkumiesięcznym panowaniem w Kijowie w roku 1918 oraz polskim (piłsudczykowskim) kilkutygodniowym panowaniem w tymże mieście wiosną roku 1920?
Jakie były cele obydwu tych władztw nad Kijowem? Czy aby nie miały one posłużyć, to drugie także, nie dwóm, ale jednemu politycznemu podmiotowi? A obydwie siły panowały – by tak rzec – przez ukraińskich przedstawicieli, nader się między sobą różniących. Przecież w latach 1917-1920 setki razy dochodziło do bratobójczych walk pomiędzy różnymi ukraińskimi formacjami wojskowymi-kozackimi-hajdamackimi, przy czym przechodzenie z jednej na drugą stronę tych konfliktów (i z powrotem) było tam nader powszechne. Dla przykładu – Symon Petlura, sojusznik Józefa Piłsudskiego z roku 1920, wraz ze swoimi partyjnymi towarzyszami i na czele wiernych sobie wojsk wystąpił był w listopadzie 1918 roku przeciwko tracącemu już wtedy poparcie niemieckie hetmanowi Pawłowi Skoropadśkiemu (na to należy nałożyć rywalizację pomiędzy Niemcami a zwycięską Ententą o wpływy w Rosji i na Ukrainie, ale to jeszcze inna historia).
Co to były te ukraińskie podmioty polityczne? Jakie miały swoje własne cele, wewnętrzne i zewnętrzne? Jakie wpływy we własnym narodzie i kraju? Jaki posłuch? Jakie były ich zamiary wobec tamtejszych Polaków? Czy są już gdzieś opublikowane tajne wówczas aneksy do umowy pomiędzy Piłsudskim a Petlurą, traktujące o m.in. wywłaszczeniach i innych rewolucyjnych posunięciach?
Pytań jest znacznie więcej. Niemcom nie udało się zbudować wówczas swojej Mitteleuropy (od tamtego czasu próbowali i nadal próbują, ale teraz innym sposobem; próbują i inni). No a Piłsudski – co on tak właściwie chciał na Wschodzie zbudować i dlaczego? Dlaczego w Polsce uległa wówczas Piłsudskiemu i jego grupie – Sto Lat Temu, na przedwiośniu 1920 roku – ta siła polityczna, która mając już dzierżone przez Wojsko Polskie to terytorium, jakie było potrzebne Polsce Odrodzonej (Dmowski 1919), chciała potwierdzić polskie nad nim władztwo poprzez traktat pokojowy z proponującymi jego zawarcie bolszewikami i poprzez, niewątpliwie, uzyskanie uznania dla tego kroku na forum międzynarodowym, tj. przez nowo powołaną Ligę Narodów?
Wybaczcie, lecz znowu niepoprawnie wybiegamy w naszej opowieści nazbyt daleko wprzód – od marca aż do pełni wiosny tamtego 1920 roku.
Sięgnijmy więc do opinii historyków… ukraińskich na temat porażki Rewolucji Ukraińskiej, tyleż narodowej, co socjalistycznej – jak oni nazywają wydarzenia lat 1917-1920. Porażka najdobitniej wyraziła się w tym, że Ukraińcy struktur i zwłaszcza niepodległości własnego państwa utrzymać wtedy nie zdołali:
„Dlaczego w okresie, w jakim rozpadały się imperia i właściwie wszystkie narodowości Wschodniej Europy, włącznie z tymi niewielkimi, podporządkowanymi carom narodami, jak Finowie, Estończycy, Łotysze, czy Litwini, wywalczyły niepodległość, a 30-milionowym Ukraińcom nie udało się tego dokonać? To pytanie jest tym bardziej istotne, skoro Ukraińcy walczyli i zapłacili w swej walce za niepodległość większą liczbą ofiar, aniżeli bez wątpienia jakakolwiek inna narodowość wschodnioeuropejska (tak sądzi ten autor – M.D.). Rozpatrując zagadnienie przyczyn porażki Ukraińców należy brać pod uwagę zarówno czynniki wewnętrzne, jak i zewnętrzne, jak też sytuację Ukraińców wschodnich oraz zachodnich.
Pośród czynników wewnętrznych główna kwestia dotycząca zwłaszcza tych pierwszych (wschodnich) dotyczy tego – i tu zwracamy uwagę na rzecz ważną – że oni byli zmuszeni podjąć budowanie państwa, jeszcze nie dopełniwszy formowania narodu. Opory, jakie napotykał ten proces były następstwem ucisku ze strony caratu oraz słabej własnej bazy społecznej, na której budowanie narodu mogłoby się wesprzeć. Ze wszystkich społecznych grup i klas na Ukrainie najbardziej czynną w ruchu narodowym, jak i w działaniach państwowotwórczych okazywała się inteligencja. Lecz przecież stanowiła ona około 2-3 procent ludności, a tylko niewielka jej część podtrzymywała sprawę ukraińską. Dla wielu jej przedstawicieli, tak samo ściśle związanych z kulturą rosyjską, co z ukraińską, zrywanie związków z Rosją było pod względem psychologicznym trudne. Z tego wynikał ich brak przekonania do działań w kierunku niepodległości i zarazem skłonność do rozwiązań prowadzących do autonomii, czy też federalizacji. Wobec tego nawet w czasie rewolucji i wojny domowej wielu ukraińskich inteligentów nijak nie mogło się zdecydować, jaki cel jest ważniejszy: zmiany społeczne czy wyzwolenie narodowe. Dlatego właśnie w Ukrainie Wschodniej rewolucja wyniosła do roli swych wodzów owych idealistycznych, nastrojonych patriotycznie, lecz niedoświadczonych inteligentów, zmuszając ich przede wszystkiem do tego, aby oni sami zrozumieli, czego oni pragną i jak te pragnienia zrealizować.
W prowadzeniu swych starań o niepodległość ukraińska inteligencja liczyła na pomoc ze strony chłopstwa. Jednakże te rachuby na pozyskanie potencjalnych sojuszników się nie spełniły. Nieoświecony i politycznie nie zorientowany chłop wiedział wprawdzie, czego on nie chce, lecz nie mógł z przekonaniem wyznać, za co on walczy. Chłop rozumiał, że jest on pracownikiem, którego się wykorzystuje. Z tym zaś powiązane były pierwsze przejawy propagandy bolszewickiej. Na przekór chłopstwu trudno więc było głosić spójną ideę narodowej niepodległości, i dopiero pod koniec wojny domowej wielu mniej lub bardziej oświeconych chłopów zaczęło się ku niej skłaniać. Lecz wtedy najlepsza okazja dla wywalczenia niepodległości była już zaprzepaszczona. (…)
Chłopi (w przeciwieństwie do środowisk miejskich, z których rekrutowali swoje kadry bolszewicy – M.D.) byli rozproszeni po tysiącach wsi. Przekonanie ich o konieczności współpracy stanowiło samo w sobie problem, którego rozwiązanie pozostawało ponad siły dla niedoświadczonej inteligencji. (…)
Jakkolwiek zmagania o narodową niepodległość stanowiły specyficzny rys rewolucji ukraińskiej, to jednak przekształcenia społeczno-ekonomiczne powiązały ją z rewolucją wszechrosyjską (sic!). Na Ukrainie, wraz z upadkiem carskiej Rosji, zniknął dawny porządek, chłopi zaś rozdzielili pomiędzy siebie znaczną część skonfiskowanej ziemi. Dlatego też, pomimo że marzenia o niepodległości nie zostały ziszczone, wielu Ukraińców miało podstawy aby sądzić, że rewolucja nie pozostawiła ich z pustymi rękami.
Wszystko zależało od tego, czy rząd sowiecki dozwoli Ukraińcom jednoczyć się i korzystać ze zdobyczy rewolucji” (Orest Subtelnyj, „Ukraina – istorija”, Kijv 1993, ss. 464-467, tłumaczenie własne z dostępnego wydania ukraińskojęzycznego).
I to napisał Ukrainiec, profesor z Kanady (sic!). Jak sami rozumiecie, to co władza sowiecka wyczyniała na Ukrainie i jak Ukraińcy pod tą władzą mogli skorzystać czy to z dobrodziejstw rewolucji (sic!), czy z czegokolwiek innego, wykracza już poza naszą tematykę, a ogniskuje się w strasznym słowie „hołodomor” i w innych nie mniej strasznych. My tu w Polsce, przecież bez satysfakcji, powiadamy: „Chciałeś, jeden z drugim, rewolucji i jej dobrodziejstw, no to dostałeś”. Zofia Kossak w „Pożodze”, i nie ona jedna, dokładnie to przeanalizowała na podstawie bieżącej obserwacji rewolucyjnych wydarzeń.
c.d.n.
Marcin Drewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!