Młyny sprawiedliwości mielą powoli nawet w zwyczajnych okolicznościach, a cóż dopiero w okolicznościach nadzwyczajnych takich, jak, dajmy na to, epidemia zbrodniczego koronawirusa? W takich sytuacjach młyny sprawiedliwości zwalniają do tego stopnia, że można by pomyśleć, iż wcale nie mielą, ale to oczywiście złudzenie. Zresztą – powiedzmy sobie szczerze – jeśli nawet w normalnych warunkach niezawisły sąd nie ma motywacji do szybszego mielenia sprawiedliwości, to miele ją i miele całymi latami – jak to było na przykład w przypadku afery Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, kiedy przecież nie było jeszcze zbrodniczego koronawirusa. No tak – ale wtedy były już Wojskowe Służby Informacyjne, których oddziaływanie na wymiar sprawiedliwosci bywało silniejsze niż oddziaływanie zbrodniczego koronawirusa, toteż nie może nawet dziwić nas to, że nie tylko długo się mełło, ale w dodatku skrupiło się na dwóch osobach wyznaczonych na ofiarę na ołtarzu sprawiedliwości: na panu Grzegorzu Żemku i pani Janinie Chim. Zostali oni uznani za głównych szatanów tamtej afery, podobnie jak pan Marek Falenta za głównego szatana afery podsłuchowej. Najwyraźniej i w jednym i w drugim przypadku niezawisłe sądy musiały dostać rozkaz, by przerwać mielenie w takim momencie, żeby nic nie zagroziło pierwszorzędnym fachowcom, którzy to wszystko przygotowali.
Dlatego też wymiar sprawiedliwości jest całkowicie przewidywalny, co jest jego niewątpliwą zaletą, bo pomyślmy sobie tylko, co by to było, gdyby przewidywalny nie był, gdyby tak jeden z drugim niezawisły sędzia orzekał według litery prawa i swego sumienia? Aż strach pomyśleć, co by się wtedy działo, bo w jednej chwili mogłyby obrócić się w gruzy społeczne hierarchie, a tym samym – fundamenty Rzeczypospolitej. Dlatego też wymiar sprawiedliwości jest niezawisły, to jasne, podobnie jak spontaniczna jest demokracja, ale – jak mówił w filmie Krzysztofa Zanussiego “Kontrakt” partyjny buc, grany przez Janusza Gajosa – “ktoś musi tym kierować!” Kto kieruje? Tajemnica to wielka, ale i bez jej ujawniania możemy się cieszyć i z przewidywalności wymiaru sprawiedliwości i z niezawisłości niezawisłych sądów.
Tam zresztą też obowiązuje hierarchia, na szczycie której znajduje się Sąd Najwyższy, który z pewnego punktu widzenia można trsaktować jako rodzaj Sądu Ostatecznego, bo i w jednym i w drugim przypadku nie ma mowy o odwołaniu. Tak własnie stało się z kasacją, jaką złożył zakon chrystusowców, skazany na zapłacenie miliona złotych za figle, jakich dopuszczał się jeden z konfratrów z nieletnią panienką. Najsampierw został wyznaczony jeden niezawisły skład do jej rozpatrzenia, ale ponieważ sytuacja nie była dostatecznie przewidywalna, to został wyznaczony kolejny skład, jeszcze niezawiślejszy od poprzedniego, który orzekł zgodnie z przewidywaniami i zamówieniem społecznym. Jak widzimy, w Sądzie Najwyższym też panuje hierarchia, niczym w folwarku zwierzęcym Jerzego Orwella, gdzie wprawdzie wszystkie zwierząta były sobie równe, ale niektóre były jednak równiejsze od innych. Skąd to poczucie hierarchii wśród niezawisłych sędziów, kto ją ustala i według jakich kryteriów – to znowu jest tajemnica nieprzenikniona, z której istnieniem nie tylko musimy się poogodzić, ale również się do niej przynajmniej przyzwyczaić, jeśli nie można jej polubić.
Na samym szczycie tej hierarchii znajduje się Pierwszy Prezes, którym aktualnie jest pani Małgorzata Gersdorf. Pani Małgorzata Gersdorf jest w pierwszym szeregu walki o praworządność w naszym nieszczęśliwym kraju, rozpętanej w marcu 2017 roku z inicjatywy Naszej Złotej Pani, przed którą zginają się nie tylko kolana niemieckich owczarków z Komisji Europejskiej, nie tylko kolana niezawisłych sędziów z Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, ale i drżące kolana niezawisłych sędziów, zwłaszcza stojących na najwyższych szczeblach hierarchii w poszczególnych bantustanach. Celem tej walki jest doprowadzenie w naszym nieszczęśliwym kraju do chaosu, z którego wybawi nas Donald Tusk, w którym Nasza Złota Pani dlaczegoś sobie upodobała – ale jeszcze nie teraz, tylko dopiero w roku 2025, kiedy nasz mniej wartosciowy naród tubylczy stęskni sie za ładem, porządkiem i hierarchią i dyscypliną. Już teraz, pod pretekstem epidemii zbrodniczego koronawirusa jesteśmy w tym kierunku tresowani, o czym świadczy wprowadzony właśnie obowiązek, by wszyscy obywatele sami zakładali sobie kagańce.
Stojąca na samym czubku hierarchii pani Małgorzata Gersdorf odgrywa w tej walce ważną rolę tym bardziej, że właśnie zbliża się koniec jej sześcioletniej kadencji na tym stanowisku. Procedura wyboru nowego Pierwszego Prezesa jest taka, że Zgromadzenie Ogólne sędziów Sądu Najwyższego przedstawia panu prezydentowi kilka kandydatur, spośród których mianuje on swojego faworyta. Tymczasem nasz nieszczęśliwy kraj nawiedził własnie zbrodniczy koronawirus, co stworzyło wyjątkowo sprzyjającą okazję do pogłębienia chaosu w ramach walki o praworządność. Trudno, by pani Małgorzata Gersdorf takiej okazji nie dostrzegła, więc nic dziwnego, że natychmiast ten pretekst wykorzystała, by nie zwoływać Zgromadzenia Ogólnego. No dobrze – ale w tamkim razie kto stanie na czubku hierarchii, jako nowy Pierweszy Prezes Sądu Najwzyższego? Jeśli Zgromadzenie Ogólne się nie odbędzie, to nie przedstawi prezydentowi zadnych kandydatur, a w tej sytuacji nie będzie mógł on spośród nich wybrać nowego Pierwszego Prezesa. Z drugiej jednak strony pani Małgorzata Gersdorf nie może samowolnie przedłużyć sobie kadencji tym bardziej, że rząd nie ogłosił nawet stanu klęski żywiołowej. W tej sytuacji zarysowały się dwie szkoły jurysprudencji. Pierwsze, reprezentowana przez panią Małgorzatę Gersdorf – żeby w tej sytuacji Pierwszym Prezesem został najstarszy wiekiem sędzia. Ciekawe, który jest najstarszy i – jak to mówią – z których kominów wygartywał, ale jeszcze ważniejsze wydaje się to, że ta szkoła zmierza do pozbawienia prezydenta jakiegokolwiek wpływu na obsadzenie stanowiska Pierwszergo Prezesa SN – czyli, że pod pretekstem epidemii zbrodniczego koronawirusa, stojąca w awangardzie walki o praworządność pani Małgorzata Gersdorf proponuje przeprowadzenie zamachu stanu, przechodząc do porządku dziennego nad zapisami konstytucji z którą Kukuniek nawet sypia. Z kolei druga szkoła jurysprudencji, którą reprezentuje miniasgter Zbigniew Ziobro twierdzi, że nie można pozbawiać prezydenta jego konstytucyjnej prerogatywy, więc w sytuacji, gdy Zgromadzenie Ogólne sędziów Sądu Najwyższego ze względu na epidemię odbyć się nie może, to w takim razie prezydent powinien mianować któregoś z sędziów SN na stanowisko Pierwszego Prezesa.
Jak widzimy rysuje się bardzo poważny spór, w którym wszystkie strony okopią się na własnych, z góry upatrzonych pozycjach, z czego musi się radować Nasza Złota Pani, której nawet zbrodniczy koronawirus dmucha w żagle.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!