(..) Nigdy na żadnym etapie toczonego przeciwko mnie od blisko 1,5 roku uczelnianego postępowania nie doświadczyłam żadnej z wyżej deklarowanych „wszelkich dostępnych i zgodnych z prawem form wsparcia i pomocy ze strony Uczelni (…)”. W ten sposób profesor Ewa Budzyńska odniosła się do niedawnego oświadczenia Uniwersytetu Śląskiego w związku z postępowaniem prowadzonym przez katowicką prokuraturę, która bada nieprawidłowości „dyscyplinarki” UŚ wobec byłej pracownicy.
Wedle oceny przedstawionej przez Instytut Ordo Iuris, postępowanie dyscyplinarne toczące się wobec prof. Ewy Budzyńskiej na Uniwersytecie Śląskim zagraża konstytucyjnej zasadzie wolności akademickiej. Prof. Ewa Budzyńska prowadziła zajęcia pt. „Międzypokoleniowe więzi w rodzinach światowych”. Celem wykładów było zapoznanie studentów z rodziną jako elementem struktury społecznej oraz przedstawienie, jakie formy przyjmowała ona na przestrzeni dziejów w zależności od kształtującej ją kultury lub religii. Uczestnicy zajęć poznawali odmienności kulturowe rodzin wyznawców chrześcijaństwa, islamu, judaizmu czy hinduizmu. Po zajęciach dotyczących rodziny w świetle nauki chrześcijańskiej, grupa studentów złożyła do władz uczelni skargę na prof. Ewę Budzyńską. Zarzucali jej rzekome narzucanie słuchaczom „ideologii anti-choice, poglądów homofobicznych, antysemityzmu, dyskryminacji wyznaniowej, informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową oraz promowanie poglądów radykalno-katolickich”.
W zeszłym tygodniu profesor Ryszard Koziołek, prorektor UŚ ds. kształcenia i studentów odnosząc się do przesłuchań słuchaczy uczelni przez prokuraturę, napisał w specjalnym komunikacie, iż „każdy członek wspólnoty naszej uczelni może liczyć na wszelkie dostępne i zgodne z prawem formy wsparcia i pomocy”.
W odpowiedzi profesor Budzyńska, która ze względu na naciski wobec jej osoby sama zrezygnowała z pracy na Uniwersytecie Śląskim, wymieniła szereg przykładów wątpliwych czy też wręcz rażących przejawów nieodpowiedniego traktowania jej przez uczelnię.
Między innymi nie otrzymała pełnej treści skargi na nią, złożonej przez studentów. Udostępniony pani profesor przez dziekana Wydziału Nauk Społecznych tekst był niepełny i anonimowy. Mimo to uczelnia naciskała na pospieszne wystosowanie odpowiedzi na skargę, grożąc postępowaniem dyscyplinarnym.
Jeszcze w trakcie postępowania wyjaśniającego prowadzonego przez UŚ, do „Gazety Wyborczej” przeciekły z uczelni przynajmniej obszerne fragmenty studenckiej skargi. Na tamtym etapie sprawy materiały te powinny pozostać niejawne – podkreśla profesor Budzyńska.
„W ciągu trwającego prawie 16 miesięcy postępowania, wyjaśniającego i dyscyplinarnego, nigdy nie otrzymałam od Pana Rektora żadnego pisma, żadnego zaproszenia bądź wezwania do rozmowy lub choćby do złożenia wyjaśnień, z wyjątkiem jednej sytuacji: powiadomienia mnie na piśmie o rozwiązaniu umowy o pracę. Trudno byłoby uznać takie działanie ze strony Pana Rektora za przejaw troski o pracownika i jego dobre imię, za formę udzielenia mu jakiegokolwiek wsparcia w trudnej sytuacji zmagania się z bezpodstawnymi, ideologicznymi zarzutami ze strony studentów” – czytamy w odpowiedzi profesor Budzyńskiej.
Czy marksizm już wygrał na polskich uczelniach?
Źródło: pch24.pl
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!