Sędzia Waldemar Żurek ma przedstawione zarzuty publicznego wygłoszenia manifestu politycznego oraz uchybienia godności urzędu, jednak sprawa od miesięcy stoi w miejscu. Zastępca rzecznika dyscyplinarnego sędzia Przemysław Radzik zdradza, że chociaż do sądu w Katowicach przyjechał już czwarty raz, nie miał nawet możliwości odczytania wniosku – czytamy na portalu TVP Info.
– Sprawa wygląda dość dziwnie – ocenia sędzia Radzik i dodaje, że tym razem powodem odroczenia była… epidemia koronawirusa.
Sąd dyscyplinarny w Katowicach potrzebował aż 7 msc-y na wyznaczenie pierwszego terminu rozprawy w sprawie pana Waldemara Ż. Gdy wreszcie wyznaczył ten termin, strony stawiły się – potrzebował 20 min., by odroczyć rozprawę pod dowolnym pretekstem.
Rejterada nie przystoi sądowi.
— Przemysław W. Radzik (@ZRDSSP_Radzik) June 1, 2020
– Obrona złożyła wnioski o przełożenie terminu z uwagi na konieczność zagwarantowania procesowi zasady jawności. Twierdzono, że przed budynkiem jest publiczność, która chciałaby wejść na sprawę, a nie może, ponieważ obowiązują ograniczenia związane z epidemią koronawirusa – wyjaśnia w rozmowie z portalem tvp.info Radzik i ocenia, że mamy do czynienia z „rejteradą”.
– Tłumaczyliśmy, że jest to dostosowanie się do zaleceń Głównego Inspektora Sanitarnego dla sądów i jest to normalne. Z drugiej strony padały jednak argumenty, że media chciałyby relacjonować to w szerszym zakresie, chociaż i tak część z nich dostała wcześniej wejściówki. Na sali byli m.in. reporterzy „Gazety Wyborczej”. Podkreślam też, że była to największa sala w Sądzie Apelacyjnym i większej nie ma – zapewnił sędzia.
/TVP Info/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!