Czego to się człowiek nie dowiaduje! Trzeba tylko cierpliwości, bo – jak powiada Pismo Święte – „z obfitości serca usta mówią” i to w sytuacjach zwyczajnych, a cóż dopiero w sytuacjach nadzwyczajnych, kiedy serce gorejące już nie może pohamować cisnących się na usta obfitości, które przybierają niekiedy nawet postać piany – jak to się zdarzało Wielce Czcigodnemu posłu Stefanu Niesiołowskiemu, wziętemu w swoim czasie do Platformy Obywatelskiej na chłopaka do pyskowania. Pan profesor Andrzej Rzepliński piany jeszcze nie toczy, ale przecież walka o demokrację i praworządność dopiero się zaczyna, a o kampanii prezydenckiej jeszcze ani słychu ani dychu, więc jeśli uzbroimy się w cierpliwość, to pewnie doczekamy się i piany na ustach luminarza tubylczej jurysprudencji. Zwiastunem tego, co może nadejść, jest deklaracja, jaką pan profesor Andrzej Rzepliński złożył dziennikarzowi „Gazety Polskiej”. Nie chodzi o tę część, w której pan profesor komunikuje redaktorowi, że ten go „wkurwia” – chociaż i ona zasługuje, byśmy rozebrali ją sobie z uwagą, niczym Wojski opowieść o królowej Dydonie. Skąd bowiem pan profesor może wiedzieć, że dziennikarz go akurat „wkurwia”, a nie zwyczajnie – tylko denerwuje? Taka pewność w ocenie sytuacji nie może być ani sprawą przypadku, ani – tym bardziej – nieporozumienia, jak w popularnej za moich czasów w kołach wojskowych przyśpiewce, jak to „pijanego szypra kutra raz dręczyła myśl okrutna; facet myślał że ma trypra, a to była zwykła kiła!” – więc skoro pan profesor Rzepliński twierdzi, że coś, albo ktoś go „wkurwia”, to znaczy, że stan „wkurwienia” nie jest mu obcy. No dobrze – ale skąd może wiedzieć z taką pewnością, że stan, w jaki został wprowadzony, jest stanem „wkurwienia”? Nie ma innej możliwości jak tylko ta, że panu profesorowi nie jest obcy również stan kurewstwa, od którego stan „wkurwienia” musi by pochodny.
W ten oto sposób dochodzimy do drugiej części deklaracji, jaką pan prof. Andrzej Rzepliński złożył swemu rozmówcy, komunikując mu, że zapisał się do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, żeby „walczyć o demokrację”. Co nam przypomina widok znajomy ten? A cóż by, jeśli nie deklarację nieboszczyka, generała Sławomira Petelickiego, że wstąpił do Służby Bezpieczeństwa, żeby spełniać dobre uczynki. Pan profesor Rzepliński najwyraźniej nie miał aż tak rozbudowanej potrzeby spełniania dobrych uczynków, chociaż w takich sprawach nigdy niczego nie można być pewnym. Rzućmy jednak na to zasłonę i wróćmy do członkostwa w PZPR, do której pan prof. Rzepliński wstąpił, żeby walczyć o demokrację. Należał do tej partii chyba od początku lat 70-tych, kiedy to wstępowali tam bezideowi karierowicze, co to „wicie, rozumicie” a pod koniec lat 70-tych była nawet sekretarzem w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW. Ciekawe, jak się zapatrywał na „ścieżki zdrowia”, jakie w ramach profilaktyki i resocjalizacji uczestników protestów w Radomiu i Ursusie, na polecenie PZPR NASZEJ PARTII praktykowało ZOMO. Nie przypominam sobie, by pan profesor rozdzierał, albo chociaż podkasał togę gwoli zademonstrowania protestu – bo właśnie w dniu, kiedy pisze to słowa, sędziowie na pół godziny zdjęli togi. Gdyby chociaż nic nie mieli pod spodem, to przynajmniej dostarczyliby sądowej publiczności niezapomnianych przeżyć, ale trudno – nie ma rzeczy doskonałych. Wracając do deklaracji pana prof. Rzeplińskiego, to poinformował przy okazji tej deklaracji, że „protestował” przeciwko zmianom w konstytucji. Ponieważ nie wynaleziono jeszcze takiego aparatu fotograficznego, który by ten heroiczny akt mógł jakoś utrwalić, to jesteśmy skazani na domysły. A skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i domyślajmy się, ile dusza zapragnie! Ja na przykład, inspirowany utworami Sławomira Mrożka domyślam się, że ten protest mógł mieć przebieg następujący: pan profesor Andrzej Rzepliński zamknął się w domowej toalecie, wsunął głowę w muszlę klozetową i wzorem nadwornego fryzjera frygijskiego króla Midasa, krzyknął tam: „generał Franco wam pokaże!” Ten bohaterski czyn w obronie demokracji daje mu dzisiaj moralne prawo do przewodzenia mikrocefalom, a nawet kicania w obronie demokracji i praworządności, w asyście malwersanta i handlarza żywym towarem – bo myślę, że dopiero w takim towarzystwie pan prof. Andrzej Rzepliński rozkwita, „jak grzyb trujący i pokrzywa”.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!