Wsłuchując się w inicjatywę prezydenta Dudy dotyczącą referendum konstytucyjnego, w następstwie którego mogłoby dojść do uchwalenia nowej, bardziej spójnej pod względem normatywnym treści Konstytucji RP, na miarę oczekiwań i potrzeb współczesnych Polaków, odniosłem wrażenie pewnego niedopowiedzenia, może braku konkretu; może poprawnie zdefiniowanego, prezydenckiego imperatywu (łac. imperativus – rozkazujący), powiedziałbym: nakazu, reguły obyczajowej, zasady moralnej, z którą się nie dyskutuje – a która mogłaby (a nawet powinna) z lubością wyznaczać dalekosiężne cele, kształtować na lata bogobojnego, patriotycznego – aczkolwiek ucywilizowanego – ducha narodu ku większej chwale niepodległej Ojczyzny. Bowiem nieodłączną właściwością powszechnie obowiązującego prawa jest jego słuszność, wynikająca ze społecznej potrzeby ochrony praw cywilnych, oraz sprawiedliwość jako naczelna norma prawna, obowiązująca w sposób powszechny, bezwarunkowy i bezwzględny, rozciągająca się jednakowoż na dziedziny życia duchowego jak i społecznego.
By zgłaszać bądź zapowiadać publicznie tego rodzaju przedsięwzięcia ustrojowe, nie wystarczą zatem “nadarzające się okazje” w postaci drugorzędnych zbiegów okoliczności; także okrągłe rocznice związane np. ze zmianą ustroju z komunistycznego (1989) na demokratyczny (z domieszką postkomunizmu SLD i PSL); czy chociażby tak dyskutowana nietrwałość obowiązującej Konstytucji z 1997, zwanej pobłażliwie przez niektórych “socjaldemokratycznym kompromisem”; czy nawet wielowiekowa wspominkowość o bohaterstwie naszych przodków na wschodnich rubieżach I Rzeczypospolitej – naszego państwa nazywanego tak od połowy XV w. (czyli od stworzenia podstaw demokracji szlacheckiej) poprzez okres Rzeczypospolitej Obojga Narodów, jako państwa złożonego z Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, istniejącego w latach 1569-1795 na mocy unii lubelskiej.
Nie zapominajmy, że obchody narodowego święta Konstytucji 3 maja z 1971 r. to dla władz państwowych (także samorządowych) obowiązek kultywowania dobrego obyczaju w sensie wspólnotowym; to szczególnie podniosła chwila (nie okazja) do prezentowania publicznych zobowiązań (nie pustych deklaracji) na temat obowiązujących wartości jakie legły u podstaw państwowości polskiej (wolność osobista i zbiorowa w relacji do innych narodowości); to przede wszystkim także powinność moralna każdego Polaka wykazująca w sposób zdecydowany przynależność narodową, dobrowolnie (bez przymusu) uznająca tożsamość międzypokoleniową na zasadzie bezwarunkowego posłuszeństwa polegającego na świadomej akceptacji wyznawanych praw i wartości religijno-etyczno-moralnych; to również uległość osobista gwarantująca jedność społeczeństwa w obszarze uznawania tych samych symboli niepodległego, demokratycznego i wolnego państwa jakimi są: barwy biało-czerwone (flaga państwowa), insygnia władzy królewskiej oraz godło państwowe (biały orzeł w koronie z rozpiętymi skrzydłami na czerwonym tle). Do wizerunkowego obrazka ciągłości i niepodległości państwa polskiego (moim skromnym zdaniem) brakuje natomiast prezydentowi RP okazałej karety królewskiej ciągniętej przez najlepsze rasowe i zaciężne konie w asyście chorągwi (500 żołnierzy), symbolizującej polską husarię z odsieczy wiedeńskiej (1683).
Dlatego nie wystarczy a nawet nie wypada przypominać tak często, że Polska jest dzisiaj państwem dumnym, ponieważ zawsze takim była i z pewnością zawsze taka będzie. Że “jest zupełnie inna niż tamta wtedy, w 1791 r.”, co nie jest stwierdzeniem w pełni miarodajnym. Terytorialnie i administracyjnie dzisiaj jest inna, ale nie mentalnie. Mentalnie naród polski jest wciąż taki sam a nawet okazalszy i mocniejszy, bo doświadczony przez trudne dzieje komunizmu (XX w.) i uświadomiony w skutkach przedrozbiorowego zaprzaństwa targowiczan (1792)). Ale ten negatywny aspekt zdrady narodowej, wyobcowanej z polskości podrzędnych jednostek, nie może przesądzać o sile lub słabości państwa. Ani o udawanej demokracji dzisiejszej opozycji, kontestującej urząd prezydenta RP w relacji np. do TK, kiedy urzędował tam jeszcze były prezes Rzepliński.
Pewną niezręcznością właśnie był brak choćby wstępnego nakreślenia przez prezydenta Dudę ram – wspominanego na początku – imperatywu ustrojowego, jako przyczyny przeprowadzenia zapowiedzianego referendum konstytucyjnego, nie na zasadzie tylko że “Chcę, aby w przyszłym – 2018 roku – odbyło sie referendum ws. konstytucji”, ponieważ tak zapowiedziana otwartość na dokonanie zmian ustrojowych wywołała co najwyżej głuche echo w odbiorze społecznym, parokrotnie odbite o zmurszałe mury Zamku Królewskiego, zanim osłabło w eterze i kompletnie ucichło. Nic więc dziwnego, że przedstawiciel opozycji poseł PO, Borys Budka, nie omieszkał – niczym Stańczyk na dworze króla Zygmunta Starego i Zygmunta II Augusta – pospieszyć naraz z pretensjami i radami zarazem: jak uchronić państwo polskie przed dalszymi niepowodzeniami a może szykanami za nieprzestrzeganie konstytucji przez główny urząd w Polsce. Nieważne, że przez kilka miesięcy wątek ten był zastępczym tematem publicznej dyskusji o małoznaczącym wymiarze epizodycznym. Nie mniej jednak zarzucił prezydentowi Dudzie, w dość dowcipnym stylu, że “oblał wszystkie egzaminy z prawa konstytucyjnego”. Mając świadomość tego, że opowiadanie tego rodzaju dyrdymałów przez opozycyjnych posłów to ten sam typ niewyszukanej kokieterii wyniosłych dam z rautów dobroczynnych, kiedy obowiązywał jeszcze na terenach I Rzeczypospolitej urząd jegomości hrabiego.
Wracając do meritum zagadnienia, warto napomknąć że przewodnią myślą naprawy I Rzeczypospolitej była niecierpiąca zwłoki troska o podniesienie ducha narodu w obliczu zbliżającego się zagrożenia utraty suwerenności państwa ze strony carskiej Rosji, zachęconej do infiltracji rodów magnackich i przeciągnięcia na tamtą stronę co słabszych na charakterze przedstawicieli sfer wyższych (magnatów). Dawni targowiczanie (magnaccy spiskowcy) postulowali ochronę wolności, ale uległej i posłusznej Rosji, oraz wielowyznaniowość (innowierstwo) w kulturze polskiej, przy równoczesnym zachowaniu wszystkich dotychczasowych przywilejów szlacheckich. Natomiast główny rdzeń polskości od zarania Chrztu Polski (966) osadzony był w wierze rzymskiej, katolickiej. Akt założycielski konfederacji barskiej (1768) w pierwszym punkcie zobowiązywał sprzysiężonych do:
“1. Wiary św. katolickiej rzymskiej własnym życiem i krwią obligowany każdy bronić.”
Wygląda na to, że największą niechęcią ówczesnych targowiczan było okazywanie posłuszeństwa królowi polskiemu (1764-1795) Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu (od 1777 należał do masonerii), który jako pierwszy król elekcyjny z wyboru szlachty polskiej i duchowieństwa, mimo świadomej uległości wobec carycy Katarzyny II, opowiedział się za wprowadzeniem reform ustrojowych, widząc negatywne skutki dla kraju jakie wyniknęły z powodu I rozbioru Polski (1772), i przystał na uchwalenie ustawy rządowej (pierwszej w Europie), zwanej od tamtej pory konstytucją 3 maja z 1791 r. Ale zaraz potem przyjął warunki targowiczan, i w ten sposób zdradził Polskę.
P
amięć o tym niechlubnym wydarzeniu w dziejach Polski odżywa w sercach Polaków przy okazji obchodów święta narodowego związanego z uchwaleniem tego aktu prawnego z końca XVIII w. Ten fakt historyczny – niewątpliwie mający wyraźne znamiona poważnej demokratyzacji struktur państwa jak na tamte czasy – doceniają także inne wolne narody współczesnego świata, m. in. USA. Także teraz, kiedy zgłaszany jest przez prezydenta RP postulat referendum narodowego ws. konstytucji należy pamiętać, że pierwszoplanowa powinna być zawsze ochrona tożsamości narodowej Polaków, wyrosłej na fundamencie rzymskokatolickim. Pozostałe kwestie ustrojowe państwa ułożą się wg właściwej kolejności.
Antoni Ciszewski
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!