Wprawdzie homofobia, czyli sprzeciwianie się sodomitom, nie jest jeszcze u nas tak piętnowana jak „mowa nienawiści”, ale znajdujemy się przecież dopiero u progu etapu surowości, więc jeszcze trochę i doczekamy się wszystkiego. Nawiasem mówiąc, „homofobia”, podobnie zresztą jak „nienawiść”, to pojęcia nieostre, które nigdy nie powinny znaleźć się w kodeksie karnym. Cóż to bowiem jest „mowa nienawiści”. Ano, to wszystkie opinie, które się nam nie podobają. A które mogą nam się nie podobać? Mogą nam się nie podobać wszystkie opinie sprzeczne z naszymi. Tak samo było za pierwszej komuny, kiedy to represjonowane było głoszenie opinii niezgodnych z aktualną linią partii. Aktualną – bo ta linia też się zmieniała. Z wczesnego dzieciństwa zdążyłem jeszcze zapamiętać panegiryki na cześć Stalina, który umarł, kiedy miałem 6 lat. „Stalin wszystkich bojów naszą chwałą, Stalin to młodości naszej brat. I z pieśniami, walcząc, zwyciężając, za Stalinem idzie naród nasz”, albo: „Stalinowskie jasne słońce opromienia cały świat, pozdrowienia śle dziś Polsce cała młodzież Kraju Rad”. Pod gwiazdami kremlowskimi, wszędzie radość, wszędzie śpiew…” – i tak dalej. Ileż autorytetów moralnych wyrosło nad tych panegirykach! Daleko nie szukając, nasza Noblessa Wisława Szymborska, która na wieść o śmierci Ojca Narodów wspięła się na przepastne wyżyny i napisała te słowa skrzydlate: „Oto Partia, ludzkości wzrok. Oto Partia – siła ludów i sumienie. Nic nie pójdzie z jego życia w zapomnienie. Jego Partia rozgarnia mrok. Niewzruszony drukarski znak, drżenia ręki mej piszącej nie przekaże. Nie wykrzywi go ból, łza nie zmaże. A to słusznie. A to nawet lepiej tak.” Jak widzimy, zakończenie jest już dwuznaczne, bo co to by było, gdyby niewzruszone drukarskie znaki przekazywały drżenia rąk, drgawki serca lub „macicy”, łzy, czy upławy? Czyżby Partia dała pani Wisławie cynk, żeby owszem, chwalić, ale żeby już nie przechwalać, bo oto na horyzoncie zaczynają kłębić się chmury „błędów i wypaczeń”, które dokonały się za sprawą tego Jasnego Idola? Słowem – jeśli nawet się kurwimy, to czujnie, żeby nie przegapić nadejścia nowego etapu, w którym też będziemy się kurwili, ale już z innych pozycji. W takiej sytuacji wprowadzanie do ustaw karnych pojęć nieostrych, może stać sie przyczyną kolejnej fali „błędów i wypaczeń” – oczywiście nie tylko w wykonaniu Partii Przewodniczki, ale i niezawisłych sądów, które – jak wiadomo – zadania stawiane przez Partię wykonują w podskokach. Ot taki na przykład niezawisły pan sędzia Zdzisław Nieklasiński z Opola orzekł, że uczestnictwo w demonstracji w czasie epidemii nie może być karalne bez ogłoszenia stanu nadzwyczajnego. To pięknie – ale chyba nie w każdej demonstracji? W „rewolucji macic” – jak najbardziej – ale co by niezawisły sędzia Zdzisław Nieklasiński „orzekł”, gdyby policja zawlokła przed jego oblicze jakiegoś „kibola”, który spacerowałby pod hasłem: „Polska dla Polaków”? Jak wiadomo, jest ono głęboko niesłuszne, bo przecież wiadomo, że Polska jest przeznaczona dla Żydów, ewentualnie – zwłaszcza na Opolszczyźnie – dla Niemców – więc po co tu jeszcze jacyś „Polacy”? Za taki szowinistyczny wybryk niezawisły sędzia na pewno orzekłby surowe kary, „stąd nauka jest dla żuka”, że nieważne, co się robi, ale ważne – z jakich pozycji.
Rozgadałem się o tych sprawach, podczas gdy najważniejsze, że homofobia chyba jeszcze nie jest karana, to znaczy – niezawiśli sędziowie jeszcze nie dostali rozkazu, by „homofobów” karać „z całą surowością prawa”. Bo z surowością prawa nie ma żartów; za moich czasów w wojsku obowiązywała przysięga, której fragment głosił, że „gdybym nie bacząc na tę uroczystą przysięgę obowiązek wierności wobec ojczyzny złamał, niechaj mnie dosięgnie surowa ręka sprawiedliwości ludowej”. Chodziło oczywiście o Związek Radziecki, bo inny fragment przysięgi wyraźnie stwierdzał, że jak już nie możemy wytrzymać, to możemy ewentualnie bronić ojczyzny – ale tylko „w sojuszu z bratnią Armią Radziecką i innymi sojuszniczymi armiami.” A ja właśnie zamierzam zaprezentować opinię, że sodomia i gomoria nie tylko jest wstrętna – przynajmniej dla mnie, bo nie mogę bez obrzydzenia wyobrażać sobie, jak dwaj mężczyźni, zachłystując się ejakulatem, obciągają sobie laski, albo gdy w „darkroomie” najpierw uprawiają seks analny, a utytłaną laskę robią sobie nawzajem dopiero potem – ale również niebezpieczna dla państwa.
Oto w kwietniu 1992 roku Krzysztof Wyszkowski, będący doradcą premiera Olszewskiego, publicznie powiedział, że traktat polsko-niemiecki o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy jest dla Polski niekorzystny, bo podczas negocjacji Niemcy straszyli ministra Skubiszewskiego, że ujawnią, iż był on konfidentem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Kosk”. A pan minister Skubiszewski został tym konfidentem, bo bezpieka wiedziała, że jest sodomitą, a w tamtych czasach nie było to jeszcze tytułem do chwały. Gdyby pan minister sodomitą nie był, to bezpieka nie mogłaby go szantażować i nie zostałby konfidentem – przynajmniej z tego powodu. Toteż gdy Węgry i Polska ogłosiły zamiar zawetowania unijnego budżetu, tubylczy folksdojcze podnieśli klangor, jakby obydwa te kraje miały dopuścić się straszliwej orwellowskiej myślozbrodni. Tymczasem weto jest uprawnionym traktatowym środkiem obrony przez państwo członkowskie swoich interesów, a nie żadnym przestępstwem. Podobnie uczestnictwo w rozdziale środków z funduszu pomocowego nie jest żadną nagrodą za dobre sprawowanie, tylko przeznaczone na usuwanie skutków poczynań rządów podjętych pod pretekstem epidemii. W reakcji folksdojczów nie ma tedy żadnej logiki logiki, ale nie o logikę tu chodzi, tylko o zadanie, jakim zostali oni obciążeni. Toteż uwijali się oni jak w ukropie i Wielce Czcigodny poseł Pupka po prostu przechodził sam siebie. Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być jeszcze lepiej – zwłaszcza że Zbigniew Ziobro zastosował wobec premiera Morzawieckiego i Naczelnika Państwa, który uwodzi swoich wyznawców patentowanym patriotyzmem, poważną patriotyczną zastawkę, że „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!” Toteż policja w Brukseli nakryła grono ponad 20 sodomitów podczas odbywania orgii. Jak taka orgia mogła wygladać – tego na razie nie wiemy, ale możemy się domyślać choćby na podstawie opisu zawartego w książce Joanny Siedleckiej „Biografie odtajnione”, gdzie cytuje ona ubecki meldunek z willi zajmowanej przez arcypobożnego członka Rady Państwa Jerzego Zawieyskiego ( z pierwszorzędnymi zresztą korzeniami). Uczestnikami orgii były liczne osoby duchowne i świeckie – ale widać pobożne, bo po baraszkowaniu, w dobrym chmielu, na golasa, śpiewali po łacinie „Te Deum laudamus”. Wspominam o tym nie bez kozery, bo akurat ponad 20 księży, z ojczykiem Pawłem Gużyńskim na czele, opublikowało list potępiający ojca Tadeusza Rydzyka za wypowiedź, że „kto nie ma pokus, niech się pokaże.” Tymczasem o pokusach pisał jeszcze przed wojną poeta, wspominając, że „nie ma dnia bez pokus, nie ma pokus, bez hokus”. Okazuje się jednak, że przewielebny ojczyk Paweł Gużyński, a pewnie i pozostali sygnatariusze listu, nigdy ani żadnych pokus, ani nawet żadnych „hokus” nie doznali – ale to tylko przypuszczenie, ale nie pewność, bo może oznaczać tylko tyle, że konspirują się lepiej, niż inni. Mniejsza zresztą z tym, bo brukselska policja podczas orgii zidentyfikowała tylko węgierskiego europosła o nader konserwatywnych poglądach, ale z policyjnego protokołu wynika, iż byli tam również parlamentarzyści z Polski, tylko skryli się za murem parlamentarnego immunitetu. To jednak wystarczyło, by Naczelnik Państwa, podobnie zresztą jak Wiktor Orban, został skonfundowany. W rezultacie Polska i Węgry zgodziły się na „kompromis”, który polega na tym, że rozporządzenie wiążące rozdział środków budżetowych z oceną praworządności pozostało w mocy, ale pojęcie praworządności zostało zawężone do spraw ściśle budżetowych, a nie na przykład – do oceny starań państw o dobrostan sodomitów. To oczywiście bardzo ładnie, ale ku mojemu zdumieniu negocjatorzy polscy i węgierscy nie zadbali o to, by ten kompromis został włączony do owego rozporządzenia w postaci aneksu. W każdym razie – nic o tym nie wiadomo, a jeśli tak, to znaczy, że jest to tylko uzgodnienie „na gębę”, którego Europejski Trybunał Sprawiedliwości wcale nie musi przyjmować do wiadomości w razie ewentualnego sporu. Czy dlatego nie zadbali, że są tak mało spostrzegawczy, czy może dlatego, że nagłośnienie pedalskiej orgii i ujawnienie wszystkich jej uczestników, spowodowałoby doraźne szkody prestiżowe? Jeśli tak właśnie było, to by oznaczało, że długofalowe interesy państwowe zostały poświęcone na ołtarzu sodomickiej konspiracji i to jest jeszcze jeden przykład, że sodomia i gomoria jest również niebezpieczna dla państwa.
Stanisław Michalkiewicz
Zachęcamy do zakupu najnowszego numeru Magna Polonia. Kupując wspieracie Państwo niezależne media, oraz redaktorów.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!