Niespodziewany efekt przyniósł ogólnopolski projekt poświęcony pielęgnowaniu i promowaniu lokalnego dziedzictwa. W toruńskim Nadleśnictwie Dobrzejewice zakończono prace przy wyjątkowej drewnianej łodzi pomorskiej, które przed wojną powstawały w tamtym rejonie. Przy okazji znaleziono „kapsuły czasu”, które przybliżyły życie dawnych mieszkańców tamtych terenów – czytamy na portalu Lasów Państwowych.
Tereny, na których położone jest toruńskie Nadleśnictwo Dobrzejewice od wieków były związane z Wisłą. To rzeka, nie tylko z przyrodniczego punktu widzenia, ale i kulturowego ukształtowała tamten obszar. Życie zwykłych ludzi uzależnione było od rzeki. W tamtych okolicach osiedlili się emigranci z Holandii tzw. Olędrzy, tam też rozwijało się rzemiosło, oparte na drewnie z okolicznych lasów.
Jednym z takich rzemieślniczych, nadwiślańskich warsztatów była szkutnia Ernesta Stoyke z Silna. Dzięki inicjatywie i pracy członków Stowarzyszenia Nasze Silno odtworzono historię tej rodziny. Powstała także replika łodzi pomorskiej, które to przez długi czas były uważane za jedne z najlepszych wyrobów.
– Tak zwana sztojkowska łódź, w porównaniu z innymi łodziami znanymi z Kujaw, była bardziej jak krypa (duża, otwarta łódź o płaskim dnie, używana do przewozu piasku lub żwiru), miała mniejszy wznios dna w dziobie i w rufie – tłumaczy Artur Trapszyc z Muzeum Etnograficznego w Toruniu.
Była to łódź rybacka oraz do przemieszczania się, zwrotna o wąskim dnie, o trzypasmowej konstrukcji kadłuba. Nieco różniła się od tych budowanych po drugiej stronie Wisły, w Nieszawie. – Sileńska łódź ma płaski dziób, już za granicą zaborów w Nieszawie dzioby były spiczaste w formie jakby „kloca” – opisuje „wiślane drewniaki” pracownik muzeum.
Jak mówi znawca tematu z Muzeum Etnograficznego w Toruniu, już od XIX w., na tym odcinku Wisły nie były widywane dłubanki. Sama konstrukcja pomorskiej łodzi na wysokości dolnego odcinka Wisły, świadczy o innych niż gdzie indziej warunkach żeglugowych. Rzeka w tych rejonach była spokojniejsza, uregulowana.
Należy dodać, że Silno było ważnym punktem na mapie szkutnictwa wiślanego pierwszej połowy XX w. Odgrywało niemałą rolę w gospodarce wodniacko-rybackiej na terenie ziem chełmińskiej i dobrzyńskiej oraz Kujaw. W czasach jej świetności sława szkutni Stoyke docierała wraz z jego łodziami między innymi do Torunia, Fordonu czy Świecia.
Ernest Stoyke urodził się w 1877 r. Wraz z żoną Amalią mieszkał do 1945 r. na wiślanej terpie w Silnie. Tu, nad Wisłą, osiedlili się bowiem jego rodzice Emila i Wilhelminy Stoyke, tworząc dwupokoleniową rodzinną historię. Ernest prowadził zakład stolarski. Nie produkował wyłącznie łodzi, można było u niego zaopatrzyć się zarówno w okna, drzwi, jak i naprawić poważniejsze sprzęty.
– Po wojnie do domu państwa Stoyke władze przydzieliły polską rodzinę Gawryszewskich – mówi Marek Skowroński, wiceprezes Stowarzyszenia Nasze Silno, mieszkający w Silnie od dziecka.
Zainspirowany opowieścią o rodzinie Stoyke odnalazł informacje o domu, w którym mieszkali i ich warsztacie. Było to możliwe dzięki uzyskaniu wiedzy od ówczesnych współmieszkańców.
– Zbierałem informację na temat lokalizacji nieistniejącego już domu, historie związane z życiem dwóch narodowości w jednym gospodarstwie – dodaje. Zachowały się także wypowiedzi polskich klientów warsztatu państwa Stoyke, o tym, że byli „dobrymi Niemcami” i „porządnymi ludźmi”.
W ramach odtwarzania lokalnych historii wielu kultur i narodowości, powstał społeczny projekt „Sileńska krypa”. Inicjatywa ruszyła w ramach ogólnopolskiego programu „Patriotyzm Jutra”, to program grantowy Muzeum Historii Polski w Warszawie, który służy odkrywaniu i upowszechnianiu wiedzy z zakresu historii Polski.
Wspiera on inicjatywy angażujące społeczności w działania poświęcone pielęgnowaniu oraz promowaniu lokalnego dziedzictwa i kultury, budowaniu lokalnej tożsamości historycznej. Patronem merytorycznym projektu zostało Muzeum Etnograficzne w Toruniu.
Efektem projektu „Sileńska krypa” było znalezienie „Skarbu z Silna”, czyli depozytu z osobistymi rzeczami jaki pozostawili państwo Stoyke.
Na początku września ruszyły poszukiwania szkutni Stoyke. Ich celem było potwierdzenie lokalizacji warsztatu rzemieślnika. Na miejscu byli też członkowie stowarzyszenia Historia Naszej Ziemi oraz doświadczeni detektoryści z Kujawsko-Pomorskiej Grupy Poszukiwawczej.
Odkryto przedmioty (głównie gwoździe), które potwierdziły, że w miejscu wskazanym, jako dawny dom Stoyke, faktycznie były prowadzone prace stolarskie. Największe emocje towarzyszyły poszukiwaczom, gdy ich oczom ukazała się zakopana metalowa kana na mleko. Łącznie znaleziono cztery bańki. W nich ukryto dobytek miejscowego szkutnika. Wszystko to, czego niemieccy mieszkańcy nie mogli zabrać w dniu wyjazdu pod koniec lat 40. ubiegłego wieku.
Kany to prawdziwe „kapsuły czasu”. W pierwszej odkryto między innymi dokumenty i buty ze świeczkami w środku, owinięte gazetami w języku niemieckim, datowanymi od 1935 r. do 1942 r.
– Piękne dwie sukienki, marynarka z otwartą paczką niemieckich papierosów w kieszeni, kamizelka, buty męskie, kapelusz damski, rękawiczki damskie, chusteczki z monogramem A(maila) S(toyke), szpulki nici w materiałowych woreczkach, elementy maszyny do szycia, buteleczka perfum – podali pracownicy Archiwum Państwowego w Toruniu, którzy dokonali ekspertyzy.
W jednej kanie, znajdował się też tajemniczy notes, który ratują konserwatorzy z Archiwum Państwowego w Toruniu.
Znaleziony depozyt pozwolił historii zatoczyć koło, gdyż znalezione przy warsztacie Stoyke gwoździe wykorzystano do budowy współczesnej repliki łodzi z warsztatu uznanych szkutników z Silna.
To właśnie łódź, do budowy której użyto gwoździ z warsztatu Stoyke, jest również efektem wspomnianego na początku ogólnopolskiego projektu. Krypa pod koniec listopada „zacumowała” w Silnie na rozwidleniu ul. Toruńskiej i Wiślanej. Jest to miejsce reprezentatywne dla Silna. Stanęła obok dawnej szkoły z lat międzywojennych i na pograniczu obszaru Natura 2000 „Nieszawska Dolina Wisły”.
O budowie tej łodzi oraz utrudnieniach z tym związanych opowiada współczesny szkutnik Tomasz Szczęsny, zaangażowany w projekt. Według niego najtrudniej jest zdobyć odpowiednie konary/krzywulce, które po przetarciu w plastry będą służył za materiał na wręgi.
Wręgi, czyli ożebrowanie, łączące dno i burty, wytwarza się z naturalnie wyrosłych na drzewie krzywulców. Trójpasmowe poszycie, było robione z bardzo cienkich i szerokich desek sosnowych.
– Potrzeba dwie deski o szerokości 35 cm – na długości 8 m. Pozostałe już mogą mieć około 27 cm. Wystarczała jedna sosna, ale odpowiedniej grubości – mówi Tomasz Szczęsny.
Jeśli chodzi o gatunki drzew użytych do budowy to kadłub, czyli dno i burty wykonywano najczęściej z sosny. Natomiast detale takie jak wręgi, fudy (tył łodzi) czy „dziub” z drzewa twardego.
– Najczęściej był to dąb. Po drugiej wojnie światowej z braku dostępnego surowca, wykorzystywano inne gatunki twarde na przykład akcję, a nawet gatunki drzew owocowych – mówi Artur Trapszyc z Muzeum Etnograficznego w Toruniu.
Do wykonania łodzi potrzebne było drewno odpowiednio twarde, sprężyste i niegnijące. Wyszukiwano krzywe dęby i twardą sosnę, czyli wąskosłostą o małych przyrostach, rosnącą na słabych, wydmowych glebach.
– Lasy Nadleśnictwa Dobrzejewice do dziś cechuje niska jakość techniczna surowca drzewnego. Nadwiślańskie dęby często posiadają krzywizny, a sosny wąskie słoje przyrostu rocznego, czyli duży udział twardego drewna późnego. Dla współczesnych drzewiarzy nie zawsze jest to atrakcyjny surowiec, ale jak widać tradycyjne rzemiosło zapewne doceniało pobliski, regionalny materiał. I w pełni ekologiczny, odnawialny. Lasów nad Wisłą, w okolicach Silna jest dziś zdecydowanie więcej niż w czasach warsztatu Ernesta Stoyke – mówi Paweł Nas, nadleśniczy Nadleśnictwa Dobrzejewice.
Warto zdradzić kilka tajemnic z warsztatu szkutnika, który musiał posiadać umiejętności pracy w mokrym drewnie przy jednoczesnym wykorzystaniu jego naturalnych cech. Umożliwia to m.in. sposób łączenia desek za krawędź styku. Wysychanie powoduje kurczenie się całej powierzchni zbitych desek. Drewno sezonowane w klasycznym tego słowa znaczeniu, stwarza natomiast kłopoty, a nawet uniemożliwia prace szkutnicze.
W tradycyjnym szkutnictwie wszystko, od wyboru drzewa, po pracę w drewnie – to indywidualne podejście. Formowanie krzywizn zajmowało wiele godzin, nic nie przychodziło szybko i łatwo.
Ponadto deski łodzi muszą być odpowiednio przetarte, by połączone dwie tarcice tworzące dno miały taki sam lustrzany rysunek słoi. Chodzi bowiem o równomierne wyginanie i uniemożliwienie paczenie się desek w trakcie przesychania. Środek pnia (tam jest rdzeń i najwięcej twardzieli) był ułożony na dnie.
Ściąganie i przybijanie wykonuje się na specjalne gwoździe: hufnale. Gwoździe są płaskie i miękkie, co jest bardzo ważne przy formowaniu i naprężaniu kadłuba, nie powodują, bowiem pękania drewna.
/lasy.gov.pl/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!