Coś mi mówi, że niezawisły sędzia, pan Igor Tuleya, jeszcze długo pozostanie na pierwszym miejscu w białym orszaku męczenników reżymu “dobrej zmiany”. Inna rzecz, że w odróżnieniu od takiego na przykład pana Adama Bodnara, który po wyroku Trybunału Konstytucyjnego wprawdzie rutynowo się odgrażał, ale zaraz podwinął pod siebie ogon, pan sędzia Tuleya o swoje pierwsze miejsce w białym orszaku męczenników nie tylko umiejętnie zabiega, ale nawet wciąga do tych zabiegów innych sędziów i osoby, że tak powiem – postronne. To znaczy – nie wiadomo do końca, czy to on wciąga, czy też ci niezawiśli sędziowie wspierają pana sędziego Tuleyę – oczywiście też niezawisłego, jakże by inaczej – na polecenie swoich oficerów prowadzących? Ale o to mniejsza, bo obecność innych niezawisłych sędziów na proteście przed gmachem Sądu Najwyższego pokazuje, że tylko patrzeć, jak pojawią się u nas męczennicy odpryskowi. Nawiasem mówiąc, w tym gmachu to urzędował Sąd Najwyższy, ale tylko do czasu, gdy jego pierwszym prezesem była pani Małgorzata Gersdorf.
Potem ten cały sąd najwyższy przepoczwarzył się w bandę przebierańców, której najtwardszym jądrem jest gang, co dla zmylenia ludu pracującego miast i wsi oraz osiedli uzdrowiskowych i rybackich, przyjął nazwę “izby dyscyplinarnej”. Oczywiście cały sąd najwyższy też nie jest żadnym sądem, to jasne, ale szczególnie nie jest sądem wspomniana “izba dyscyplinarna”. Przypomina mi to zajęcia z prawa karnego, kiedy to prowadzący ćwiczenia asystent powiedział: “nikt nie ma kodeksu, a szczególnie pan M.” – przy czym nie chodziło o mnie, bo ja kodeksu nie miałem zwyczajnie, a o innego kolegę, który wspomnianego kodeksu nie miał szczególnie. Ale mniejsza o te wspominki, bo ważniejsze są pęczniejące szeregi męczenników odpryskowych. Jednym z nich może zostać pani Katarzyna Augustyniak, znana bardziej, jako “babcia Kasia”, która dla rozmaitości szlaja się po wszystkich możliwych demonstracjach, puszczając policjantom wiąchy w rodzaju: “ty chuju” , albo dla odmiany: “ty pislicyjna kurwo”. To drugie, jak rozumiem, odnosi się raczej do policjantów płci żeńskiej. Rozwodzę się na tym, bo tak się złożyło, że “babcia Kasia” została przez siepaczy “dobrej zmiany” zaciągnięta przed niezawisły sąd. Policjanci sumienne zacytowali tam wszystkie jej wypowiedzi, ale niezawisłemu sądowi płci żeńskiej, nazwiskiem Justyna Koska-Janusz, to nie wystarczało, więc zaczął wnikliwie wypytywać policjanta, które z tych epitetów odnosiły się konkretnie do niego. Zakłopotany policjant zaczął udzielać odpowiedzi wymijających, więc prawdopodobnie pani Augustyniak będzie musiała jeszcze poczekać, zanim dołączy do orszaku męczenników reżymu “dobrej zmiany”, ale – jak powiadają – co się odwlecze, to nie uciecze. Na razie jednak chyba padł rozkaz, by niezawisłe sądy ćwierkały z innego klucza, a rąbka tajemnicy uchyliła pani Agata Szcześniak z “Oko Press”, prezentując panią Augustyniak jako płomienną bojowniczkę o demokrację.
Być może w tym zamieszaniu coś pomyliła, bo przecież demonstracja w obronie niezawisłego sędziego Igora Tulei odbywała się w ramach nakazanej przez Naszą Złotą Panią jeszcze w 2017 roku walki o praworządność – ale nie czepiajmy się szczegółów. Ciekawsze jest bowiem, to co by się stało, gdyby przesłuchiwany policjant na przykład mruknął pod nosem: “a to dopiero pizda głupia!”. Czy niezawisła pani sędzia Justyna Koska-Janusz uznałaby to mruknięcie za adresowane konkretnie do niej, czy też ogólnie – do wszystkich do niezawisłych sądów, albo może do nikogo konkretnie? Jak widzimy, walka o praworządność nie jest sprawą tak prostą, jakby mogła się na pierwszy rzut oka wydawać tym bardziej, że tak naprawdę nie mamy wcale pewności, że akurat pani Justyna Koska-Janusz jest autentycznym sędzią, a nie jakąś przebraną w “śmieszny średniowieczny łach” oszustką. To, że, dajmy na to, otrzymała nominację od prezydenta, to jeszcze nic nie znaczy, bo i sędziowie nieuznawanego sądu najwyższego, czy trybunału konstytucyjnego też byli mianowani przez prezydenta – a przez płomiennych szermierzy praworządności, z niezawisłym sędzią Igorem Tuleyą na czele, nie są uznawani za sędziów. Jak w takim razie odróżnić prawdziwego sędziego od przebranego w “śmieszny średniowieczny łach” oszusta? Fenomen ten godzien rozbiorów i kiedy tak rozbieram go sobie z uwagą, to przychodzi mi do głowy jedynie słuszne rozwiązanie. Autentycznym sądem jest ten, którego wykroki są wykonywane. No dobrze – ale przecież niechby najbardziej autentyczny i niezawisły sędzia, nie wykonuje swojego wyroku osobiście, na przykład nie dusi podsądnego własnymi rękami, ani też nie rozbiera go na sali sądowej do gaci w razie zasądzenia odszkodowania, tylko zleca wykonanie tych czynności komu innemu.
W sprawach cywilnych – na przykład komornikowi. Ale przecież gdyby taki jeden z drugim komornik przyszedł do skazanego, a ten na szpicach butów wykopałby go z posesji, to co by dalej zrobił? Poszedłby z płaczem do domu – na czym niewątpliwie ucierpiałaby powaga wymiaru sprawiedliwości, no i prestiż niezawisłych sędziów, którzy mogliby zostać uznani za osoby podobne do pacjentów wariatkowa, co to wydają dekrety przeciwko trzęsieniom ziemi. Okazuje się tedy, że JEDYNYM gwarantem autentyczności sędziów i powagi wymiaru sprawiedliwości są właśnie ci siepacze reżymu, którzy zawiozą skazanego do więzienia, a osobnika stawiającego opór komornikowi obezwładnią, dzięki czemu będzie on mógł zostać bez zadnego ryzyka obrabowany. Nie robią tego oczywiście za darmo, ale to sprawa osobna. Tymczasem pani Augustyniak właśnie ich wyzywa od “chujów” i jeszcze gorzej. Że pani Augustyniak, podobnie jak wiele innych kobiet w tym wieku, może mieć różne uderzenia do głowy, podczas których nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co w takim stanie robi, to bardzo prawdopodobne. Ale pani Agata Szcześniak wygląda na młodszą, a poza tym, czy gdyby miała takie uderzenia do głowy, to czy redakcja “Oko Press” by ją u siebie zatrudniła? Zresztą mniejsza o nią, bo – wbrew stanowisku zajętemu przez Zarząd Główny SDP w sprawie pana Jacka Międlara” – dziennikarzem może być każdy, kto przynajmniej potrafi mówić, więc dlaczego akurat nie pani Agata? Sędzią też może być każdy i to nawet widać, słychać czuć – jednak wydawało mi się, że powinni oni mieć na tyle oleju w głowach, by nie podcinać gałęzi na której siedzą i nie z każdym płomiennym bojownikiem o praworządność się fraternizować. Okazuje się jednak, że jest inaczej, że między walczącymi o praworządność sędziami, a płomiennymi szermierzami demokracji zapanowała coraz ściślejsza amikoszoneria, a to budzi podejrzenia, że sędziowie mogą być głupsi, niż przewiduje ustawa.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!