Czy słuchając muzyki, zastanawialiście się kiedyś, skąd ona pochodzi? Otóż okazuje się, że inspiracje potrafią być doprawy… kosmiczne. Gustav Holst jest kompozytorem dzieła Planety – szalenie trudnego utworu; do jego wykonania potrzeba 120 muzyków i chóru. Stanowi on natchnienie dla wspaniałej muzyki filmowej Johna Williamsa w Gwiezdnych Wojnach. Okazuje się, że i na naszym rodzimym rynku muzycznym powstają dzieła natchnione uniwersum.
Przemek Mieszko Rudź urodził się w Elblągu, ale osiadł na stałe w Gdańsku. Z wykształcenia jest klimatologiem /ukończył wydział Biologii, Geografii i Oceanologii Uniwersytetu Gdańskiego/. Jest wszechstronnie uzdolniony. Komponuje i wykonuje muzykę elektroniczną o niezwykle ciekawej harmonii – elementy rocka progresywnego, nawiązania do słynnej szkoły berlińskiej (m.in. Tangerine Dream, Klaus Schulze). Ponadto jest autorem literatury popularyzującej astronomię, pasją do której zaraża również prowadząc wykłady i prelekcje, a także pokazy nieba. Liczba wydanych przez niego płyt i książek jest imponująca. Od 2021 roku jest członkiem rad programowych Polskiego Radia Olsztyn i TVP Olsztyn.
The Martian Anthology – planowana na przełomie maja i czerwca 2021 premiera zbiegnie się z owianym legendą festiwalem SF w Kalborni. Zamykam wraz z czytelnikami oczy i próbuję sobie wyobrazić Twój muzyczny świat…
Przemek Rudź: Trudne zadanie sobie wybrałaś, ale myślę, że warto. Generalnie cała symbioza na linii artysta-meloman polega na tym, że ten drugi daje się wprowadzić w czyjś świat, który czasem staje się też jego; miejscem, gdzie każdy rozumie się bez słów. Są one zbędne, bo jest muzyka, czyli medium dające się zrozumieć bez patrzenia na różnice językowe, klasowe, religijne czy obyczajowe. Zawsze staram się tworzyć nowe w zgodzie z samym sobą, co jest również szczere wobec odbiorcy. Nie wymyślam rzeczy, których nie potrafię, albo nie mam na tyle wyrobionego o nich zdania, by móc je obronić. Muzyka ma być prawdziwa, płynąca z emocji, dokumentująca aktualne życie autora i wtedy można starać się zainteresować nią tę drugą stronę.
Tak jest właśnie nowa płyta?
Antologia Marsjańska stanowi ukłon w stronę moich wielkich pasji – astronomii i astronautyki. W tym roku do Marsa doleciała flotylla sond kosmicznych, jeden łazik (Perseverance) już wylądował i przesyła wyniki pomiarów. Pierwszy dron (Inguenity) właśnie wykonał swój trzeci lot w rozrzedzonej marsjańskiej atmosferze i szykuje się do kolejnych. To fascynujące, że możemy być tego świadkami. Jeżeli sztuka czyni nas ludźmi i wyróżnia na tle innych gatunków, to taki sam potencjał ma nauka. Kolejna symbioza, tym razem nauki i sztuki, wpisuje się idealnie w drugi człon naszej nazwy gatunkowej – homo sapiens, czyli człowiek myślący.
Miałam swój bilet na Marsa. Moje imię będzie gdzieś tam zapisane. A tu na Ziemi będę mogła, dzięki Twoim kompozycjom, posłuchać dźwięków inspirowanych tą planetą…
Płyta zawiera siedemnaście obrazków dźwiękowych inspirowanych Marsem i poświęconej tej planecie treścią zawartą w nowej antologii polskiej fantastyki naukowej. Redaktorem wydawnictwa jest niezmordowany Wojtek Sedeńko, który zebrał opowiadania znamienitych autorów (wszystkich nie wymienię, żeby kogoś nie przeoczyć). Mam nadzieję, że razem i osobno te dwa byty artystyczne będą funkcjonowały na naszym rynku, zostawiając trwały ślad.
Ktoś z Twoich znajomych zadał na FB, jakże trafne pytanie, czy festiwal ma szansę się odbyć w warunkach szalejącej pandemii?
Już teraz wiemy, że festiwal raczej się odbędzie, bo termin sprzyja, rząd ogłosił właśnie luzowanie restrykcji pandemicznych, coraz więcej ludzi jest zaszczepionych. Wszyscy czekają na nowe otwarcie jak karawana na łyk zimnej wody po dotarciu do oazy. To był straszny czas, ludzkie tragedie, hurtowe zgony, złamane życiorysy, samobójstwa, bankructwa firm, rozwody i inne przesilenia. Szaleństwo trudne do zrozumienia. Wróćmy do normalności i niech to nigdy więcej się nie powtórzy. Inną sprawą jest to, że każdy rozsądny człowiek na Ziemi zadaje sobie pytanie – kto temu zawinił? Wątpię, czy ktoś nam, szarym ludziom, to kiedyś wyjaśni.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką elektroniczną. Skąd czerpiesz inspiracje?
PR: O kosmosie już wspomniałem. Generalnie interesuje mnie świat – ten wokół nas, w skali makro i mikro; świat przyrody ożywionej i nieożywionej, wywody mądrych ludzi, literatura, filozofia, historia, postęp technologiczny i cywilizacyjny. To wielkie słowa, które tylko pozornie brzmią entuzjastycznie i pozytywnie. Wszystko ma swoją ciemną stronę, eksplorowaną bardzo twórczo przez marnego człowieka. Wraz z wiekiem rośnie we mnie mizantropia, jakaś forma emigracji wewnętrznej, choć postrzegany jestem raczej jako ekstrawertyk, osoba spontaniczna i otwarta. To trochę błazeńska maska, bo jakoś trzeba przecież funkcjonować w stadzie, utrzymywać kontakty, działać, zmieniać, tworzyć. Jeśli zbierzemy to wszystko w jedną całość, to mamy źródło mojej twórczej inspiracji.
Klawiaturami zainteresowałem się jeszcze za młodu, kiedy od czasu do czasu w telewizji widziałem lub słyszałem występy naszych rodzimych tuzów – Sławka Łosowskiego, Krzysztofa Dudę, Władka Komendarka, Marka Bilińskiego, Mikołaja Hertla czy Józka Skrzeka. Wciąż fascynuje mnie to, jak zwykły chłopak z prowincjonalnego Elbląga zrealizował swoje marzenia o byciu na scenie z tymi gigantami i nagraniu z nimi płyty. Ale tak się właśnie dzieje, że czasem sprawdza się banalne „chcieć, to móc”.
Ważną role odegrał zespół Labirynt?
Klawiatury to jedno, a potrafienie na nich zagrać to drugie. Od tego był zespół, który nazwaliśmy Labirynt, bo uważaliśmy, że z braku umiejętności będziemy trochę błądzić. Później, gdy pojawiły się zręby pierwszych kompozycji, a palce umożliwiały większą swobodę, owo błądzenie zaprowadziło nas w rejony rocka progresywnego. Bez tego zespołu nie byłoby mnie, jestem o tym absolutnie przekonany.
Na Twoim profilu znalazłam kilka wpisów dotyczących przygotowań do nowego projektu muzyczno-naukowego. Zdradź jakieś szczegóły.
Nie mogę chyba jeszcze mówić o tym szeroko, ale myślę, że nikt z kolegów się nie obrazi, jeśli powiem, iż wśród autorów i wykonawców muzyki znajdzie się Józek Skrzek, Michał Dziewiński i ja. Pojawią się też partie wokalne, ale jeszcze nie wiemy, kto je zaśpiewa. Mentorem, inicjatorem i dobrym duchem całości jest prof. Adam Maj – fizyk jądrowy, meloman, wielki fan muzyki elektronicznej. To zaszczyt, że mogę twórczo współpracować i „być na Ty” z osobami tak wysokiej kultury osobistej i obdarzonych tak nieprzeciętnym intelektem.
Częścią tego projektu jest skomponowany przez Ciebie utwór Formation of galaxies?
Tak, to jedna z pierwszych kompozycji, które dostarczyłem. Całość długo się wykluwa, bo pracujemy zdalnie, łącząc nasze działania muzyczne z innymi obowiązkami, ale powoli brniemy do celu. Mam nadzieję, że do końca roku powstanie pełny materiał, a potem skupimy się na kwestiach wydawniczych.
Wygląda na to, że w Twoim życiu artystycznym dużo się dzieje pomimo pandemii. Potwierdzasz czy zaprzeczasz?
Dzieje bardzo dużo, powiedziałbym nawet, że mam znacznie więcej pracy niż przed pandemią. Trochę wynika to z tego, że zawodowo czerpię utrzymanie z kilku źródeł, aby wyrównać zapaść, jaką spowodowały te wszystkie lockdowny, restrykcje, zakazy i nakazy. Banki mają gdzieś, że nie masz za co zapłacić raty kredytu, więc trzeba pracować i utrzymywać się jakoś na powierzchni. Zdrowie to największy dar, jaki może dostać od losu człowiek. Zdrowy, z głową na karku i planem na życie, poradzi sobie w każdych okolicznościach. Przydałoby się jednak więcej koncertów, spotkań z melomanami, przyjaciółmi, wyjście na piwo do pubu – więcej zwykłych ludzkich przyjemności. Oby już niedługo.
Jak sytuacja z Covid-19 wpłynęła na Twoje muzyczne i literackie poczynania?
W tej kwestii trudno mi narzekać. Wydałem kilka płyt, książek dla dzieci, teraz kończę kolejną o historii NASA (współautorem jest Robert Szaj – ten od płyty Copernicus). Poza tym dużo czytam, bo czuję się dzięki temu mądrzejszy, otwierają się horyzonty i łatwiej chwytać dystans do rzeczywistości. Powtórzę – oby tylko zdrowie dopisało, a wszystko będzie dobrze.
Jako pisarkę, ale też nauczycielkę, szczególnie interesują mnie Twoje publikacje skierowane do dzieci – przepięknie wydane albumy i przewodniki, które (z tego, co wiem) cieszą się zasłużoną poczytnością.
Staram się jak mogę, pamiętając, że kiedy sam byłem dzieckiem, rynek nie oferował dużego wyboru. Wszystko w PRL-u zdobywałem po ciężkich bojach w antykwariatach. Skoro więc coś umiem i potrafię opisać, a ktoś chce to wydać, jeszcze mi płacąc, daję z siebie wszystko –pełne zaangażowanie. Mam nadzieję, że kiedyś Jan Kowalski, który będzie wielkim polskim astronomem, albo kolejnym astronautą, powie dziennikarzowi, że gdy był Jasiem, rodzice kupili mu książkę jakiegoś Rudzia i od niej wszystko się zaczęło. To by było coś! (śmiech!)
Zawsze pod koniec rozmowy pytam o receptę na takie psychiczne radzenie sobie w świecie, jaki mamy z powodu pandemii. Twoja musi być „kosmiczna”…
Praca, praca i jeszcze raz praca. Dystans, dystans i jeszcze raz dystans. Czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Muzyka, muzyka i jeszcze raz muzyka. A między tym wszystkim rodzina, ukochane osoby, przyjaciele i zimne dobre piwo. Tak, piwo jest w tym całym zamieszaniu absolutnie niezbędne! (śmiech!, śmiech!, śmiech!)
Dziękuję za rozmowę!
autor: Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!