Ministerstwo spraw zagranicznych przekazało, że działaczki mniejszości polskiej z Białorusi przyjechały do Polski. Kobiety miały przekroczyć polsko-białoruską granicę 25 maja.
Jak przekazał MSZ, „na skutek działań polskich służb dyplomatyczno-konsularnych, 25 maja do Polski przyjechały działaczki mniejszości polskiej z Białorusi”. To Irena Biernacka, Maria Tiszkowska i Anna Paniszewa. „Osobom tym udzielono niezbędnego wsparcia i zostały otoczone odpowiednią opieką” – przekazał MSZ.
Oświadczenie MSZ ws. przekroczenia granicy RP przez trzy działaczki mniejszości polskiej z Białorusi
Więcej ➡️ https://t.co/gcIzK7HJuq pic.twitter.com/hnTimK0oyc
— Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP 🇵🇱 (@MSZ_RP) June 2, 2021
– Chciałam przekazać podziękowanie państwu polskiemu, które uratowało mnie z więzienia – powiedziała Anna Paniszewa, szefowa Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych w Brześciu, na popołudniowej konferencji prasowej zorganizowanej przed siedzibą MSZ.
Paniszewa, która porusza się o kulach, powiedziała, że wyjście z więzienia uratowało jej zdrowie, bo została poturbowana podczas aresztowania i przez dwa miesiące nikt nie udzielił jej pomocy lekarskiej, a przechodziła podczas pobytu w więzieniu również liczne psychiczne tortury.
– Wielkie podziękowanie dla pana prezydenta Andrzeja Dudy, bo dzięki jego zaangażowaniu i zaangażowaniu służb konsularno-dyplomatycznych my w trójkę mogłyśmy znaleźć się tutaj – powiedziała Paniszewa.
Zaznaczyła, że nie może zbyt wiele powiedzieć o okolicznościach uwolnienia, bo na Białorusi toczy się jeszcze sprawa karna. Nie ukrywając poruszenia powiedziała, że oskarżono ją o gloryfikację nazizmu, co było dla niej “okrutnym oskarżeniem”, bo również jej rodzina ucierpiała w tamtym okresie. Paniszewa przyznała, że oskarżali ją prokuratorzy w Brześciu, którzy też należą do mniejszości polskiej.
Irena Biernacka, druga z trzech działaczek, przyznała, że gdy była aresztowana, do więzienia przyjeżdżał polski konsul i pytał przetrzymywane kobiety, czy byłyby gotowe przyjechać do Polski.
– Oczywiście nam nie chciało się wyjeżdżać, ale jak wyszło tak wyszło, jesteśmy już tu, nie widziałyśmy żadnych dokumentów, nie podpisywałyśmy na granicy, że chcemy wyjechać – relacjonowała. Dodała, że w dniu uwolnienia przedstawiono im do podpisania dokument o zmianie aresztu, nie znały jednak miejsca przeznaczenia.
– ’Gdzie nas wieziecie? – Pani zobaczy’. I przywieźli nas na granicę. Mnie przywieźli nawet bez paszportu i tak się tu zjawiłyśmy – mówiła. Dodała, że jest “wdzięczna stronie polskiej”, dziękowała prezydentowi i Ministerstwu Spraw Zagranicznych.
Maria Tiszkowska podkreśliła, że spędziła dwa miesiące w białoruskim więzieniu pod absurdalnym zarzutem, w który – jak mówiła – nie wierzyli nawet pracownicy więzienia. Nienawiść między narodami, między religiami – to było absurdalne – stwierdziła.
Dodała, że ona i pozostałe uwolnione działaczki mniejszości polskiej na Białorusi tęsknią za domem. Podkreśliła, że ma nadzieję, iż sprawa szybko się wyjaśni i będą mogły wrócić do domu rodzinnego, choć – jak zaznaczyła – w Polsce również czują się jak w domu.
– Bardzo szkoda, że Polacy na Białorusi są traktowani w taki sposób. Urodziliśmy się Polakami na tej ziemi, uczyliśmy dzieci języka polskiego, pamiętaliśmy o miejscach pamięci narodowej, o żołnierzach, którzy polegli na kresach. Nic złego nie robiliśmy – powiedziała Tiszkowska.
/rmf24.pl/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!