Epidemia zbrodniczego koronawirusa wprawdzie przygasa, ale kto wie, na jak długo – bo coraz więcej “ekspertów” ostrzega przed “czwartą falą”, która ma pojawić się zaraz po wakacjach. Najwyraźniej wirus też postanowił odpocząć, a poza tym – jako wirus politycznie wyrobiony – pójść też na rękę naszym Umiłowanym Przywódcom, którzy dzięki temu będą mogli teraz nawijać, iż to wszystko dzięki zbiorowej mądrości partii, która zarządziła lockdowny i “wyszczepianie”. Nawiasem mówiąc, jesli chodzi o wakacje, to nie tylko wirusy z nich korzystają. Bodaj w 1978 roku byłem na winobraniu we Francji niedaleko Macon w departamencie Saony i Loary. Pracowaliśmy u gospodarza podobnego do Cyrana de Bergerac – jak się okazało – nie tylko fizycznie. Pracowali z nami młodzi Niemcy, którzy włóczyli się po Europie, trochę ćpając dla rozmaitości. Któregoś dnia – a była to niedziela – po śniadaniu oświadczyli, że na winnicę nie pójdą, bo chcą pójść do kościoła, by się pomodlić. Ale nie z naszym Cyrano takie numery! Powiedział, że wyprawa do kościoła nie ma sensu, bo “Pan Bóg jest na wakacjach”, po czym wezwał policję, która Niemców z gospodarstwa wyrzuciła. Wprawdzie odpowiedź Cyrana mogłaby wydawać się niestosowna, chociaż we francuskiej tradycji jest też modlitwa odmawiana przez żołnierzy w czasach rewolucji francuskiej: “Panie Boże, jeśli jesteś, zbaw duszę moją, jeśli ją mam!” – ale poza tym coś może być na rzeczy. Oto papież Franciszek wpisał do Katechizmu Kościoła Kastolickiego, że kara śmierci jest sprzeczna z zasadami chrześcijaństwa. Przez ostatnie dwa tysiące lat sprzeczna nie była i dopiero papież Franciszek spenetrował prawdę. Ponieważ dogmat o nieomylności papieskiej w sprawach wiary i moralności – a kwestia kary śmierci dotyka i to mocno, właśnie moralności – opiera się na przekonaniu o asystencji Ducha Świętego, to nie sposób nie postawić pytania, co Duch Święty robił przez ostatnie dwa tysiące lat, pozwalając Kościołowi na trwanie w takim sprośnym błędzie, Niebu obrzydłym? Możliwości są dwie; albo Duch Święty był na wakacjach, albo to papież Franciszek nie dość, że się myli, to w dodatku – podcina autorytet papiestwa, bo jeśli Kościół w tak ważnej kwestii przez 2 tysiące lat się mylił, to skąd możemy mieć pewność, że nie myli się teraz?
Jakby tego było mało, zbrodniczy koronawirus wywarł wpływ nie tylko na medycynę i gospodarkę, ale również na subtelną sferę religijną. Nie mówię o nasilającej się intensywności działań na rzecz naprawienia Kościoła, chociaż biorą się za to nie tylko molestowane panie i panowie, ale przede wszystkim – zatroskani o moralny pion Kościoła Żydowie z “Gazety Wyborczej”, którzy nieubłaganym palcem wytykają mu co i rusz coś nowego, a wreszcie uważany za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie, pan Adam Darski, używający pretensjonalnego pseudonimu “Nergal”. Krążą bowiem fałszywe pogłoski, jakoby Belzebub mu się objawił w straszliwej postaci i powiedział, że aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej – jak za Edwarda Gierka – to trzeba przeprowadzić rozdział Kościoła od państwa, a nikt nie zrobi tego lepiej od pana Szymona Hołowni. Rzeczywiście, pan Hołownia ma w tej dziedzinie pewne doświadczenie, bo kiedyś był ojczykiem w zakonie Dominikanów, podobnie jak premier Combes, który na przełomie wieku XIX i XX przeprowadzał rozdział Kościoła od państwa we Francji, też kiedyś był “ojczykiem” (petit pere), tyle, że w zakonie Oblatów Maryi Niepokalanej z Nimes. Belzebub o takich sprawach nie może nie wiedzieć, więc w fałszywych pogłoskach może być ziarenko prawdy.
Ale to tak nawiasem, chociaż z drugiej strony, skoro Piekło reprezentowane przez pana Darskiego zabiera się za meliorację Kościoła, to już nie są żarty, tym bardziej, że w swojej strategii może sie ono posługiwać również zbrodniczym koronawirusem. Jak wiadomo, dzięki zbrodniczemu koronawirusowi, a jeszcze bardziej – dzięki intensywnej propagandzie strachu, nasilony został proces rugowania chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej, w czym zresztą wzięło udział również wielu wybitnych przedstawicieli przewielebnego duchowieństwa, najwyraźniej bardziej wierząc telewizjom obydwu obrządków, niż Stwórcy Wszechświata. Niektórzy co prawda podnieśli “moralne zastrzeżenia” w stosunku do tak zwanych “szczepionek” – że przy ich produkcji wykorzystuje się ciała dzieci zamordowanych wskutek tak zwanej “aborcji” – ale gdy Belzebub za pośrednictwem odpowiednich władz państwowych tupnął kopytem, zaraz się w podskokach z tych zastrzeżeń wycofali, to znaczy nie tyle “wycofali”, co stwierdzili, że nie mają one znaczenia. Słowem – wprawdzie palimy, ale się nie zaciągamy. Jednak nie wszyscy – bo oto ks. prof. Tadeusz Guz, który program “wyszczepiania” nazwał “zbrodnią” z powodu wykorzystywania przy ich produkcji “uśmierconych ciał nienarodzonych braci i sióstr”, a nawet wspomniał, że za takie i inne rzeczy, sprawcom wytoczono proces norymberski. Natychmiast odezwały się nożyce, to znaczy – lubelska Kuria Metropolitalna oraz władze Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, piętnując ks. prof. Guza za “nadużywanie autorytetu kapłana” oraz stwierdzając, że “osoby zachęcające do zachowań zagrażających życiu i zdrowiu, a tym samym sprzecznych z piątym przykazaniem Dekalogu, nie reprezentują świata akademickiego, ani tym bardziej Kościoła. Mniejsza już o “świat akademicki” w którym coraz więcej jest “kobiet z rozdziwaczoną płcią” – jak mówił marszałek Piłsudski – i utytułowanych pogrobowców Trofima Łysenki, ale co z Kościołem? Najwyrażniej i Kuria Metropolitalna i władze KUL stoją na nieubłaganym stanowisku, że “grunt, aby zdrowie było”, a wszystko, co jest przeciwko temu, od Złego pochodzi. Jest to w Kościele opinia dosyć nowa, bo wynika z niej, iż święci męczennicy, decydując się na ryzykowanie życiem i zdrowiem – bo czyż np. wlewanie do gardła roztopionego ołowiu nie szkodzi zdrowiu? – z powodu “moralnych zastrzeżeń”, notorycznie łamali piąte przykazanie Dekalogu – ale skoro w sprawie kary śmierci prawda została spenetrowana bardzo niedawno, to dlaczego nie w przypadku świetych męczenników? Nie da się ukryć, trzeba będzie ponownie dokonać weryfikacji świętych, na przykład – takich jak Perpetua i Felicyta. Wprawdzie gdy papież Paweł VI taką weryfikację przedprowadził i wykreślił z listy św. Jerzego, Stanisław Cat-Mackiewicz zawrzał gniewem: jak to, św. Jerzy, patron Anglii, patron Litwy?! – Ale panie Stanisławie – zwrócił mu uwagę rozmówca – podobno św. Jerzy nie istniał! – No to co – odparł oburzony Mackiewicz – a Pan Bóg istnieje? Ciekawe, że za publiczne wyrażenie takiej watpliwości nie spotkała go ani ekskomunika, ani żadna lżejsza kara. Co innego, gdyby nie wierzył w szczepionkę. To jest chyba już gorsze, niż grzech przeciwko Duchowi Świętemu.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!