Felietony Kultura

Dariusz Adam Zeller /dziennikarz, literat, działacz społeczny/ i jego działalność twórcza podczas pandemii Covid-19

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Któż z nas nie słyszał o Platonie?! Ten wielki filozof w swoim dziele pt. Państwo jasno sugerował, że poeci… kłamią. Im więksi, tym owe kłamstwa są piękniejsze. Są mitomanami i trzeba mieć się przed nimi na baczności. Tak, jak wtedy, i dziś wielu artystów nie jest szczerych z odbiorcą, jednakże bystry czytelnik, zagłębiwszy się również w ich biografię, jak słusznie zauważa Dariusz Zeller, po jakimś czasie zorientuje się, że odczuwa pewien dysonans poznawczy w zetknięciu  z taką twórczością; że służy ona jedynie kreowaniu własnej wrażliwości w celu chociażby zaspokojenia swych narcystycznych potrzeb. I mnie zdarzało się dać nabrać…!!!

Na szczęście są wciąż poeci prawdziwi, którzy niezmiennie pozostają sobą i jedynie w literacki sposób dzielą się z czytelnikami własnym odbiorem rzeczywistości – ludzi, zdarzeń, miejsc… A wszystko to z miłości do słowa i jego sztuki. Tym kimś jest właśnie Darek.

Dariusz Adam Zeller – ur. w 1972 r., poeta, prozaik, dziennikarz, działacz społeczny. Autor wielu publikacji i opracowań literackich. W 1999 roku zadebiutował tomikiem Spojrzenia (WBP im. Ł.Górnickiego w Białymstoku). Jego prace ukazują się na łamach wielu magazynów literackich (m.in. Graffiti, Akant), w antologiach poezji (np. Śniadanie końca wiekuMiłość jak ziarno odwagi), almanachach (np. kolejne wydania Epea’i) oraz wydawnictwach autorskich (m.in. Ojczyzna, Mała Ojczyzna i tożsamość narodowa w twórczości Jana Leończuka, B-stok 2007). W 2012 roku został laureatem prestiżowej nagrody Złotych Sów Polonii (tzw. Polonijnych Oskarów), która corocznie przyznawana jest w Wiedniu przedstawicielom światowej Polonii za ich wkład w życie Polaków poza granicami kraju.

Mieszka w Londynie, gdzie (sam) wychowuje trzech synów. Jest dziennikarzem tygodnika Cooltura oraz Polskiego Radia Londyn. Współpracuje z mediami i wydawnictwami w Polsce, a także środowiskami polonijnymi na całym świecie.

A.K.W.: Jako dziennikarz to Ty zazwyczaj „przepytujesz” innych ludzi. Jak czujesz się w odwróconej roli?

D.Z.: Całkiem wygodnie, chociaż… moja praca nie kojarzy mi się z nadmiernym odpytywaniem innych osób. (uśmiech!)

Do dziennikarstwa „przeszedłem” wiele lat temu z literatury – tzn. różnorodnych działań, jakie na jej niwie podejmowałem. Dojrzewałem do tego jakiś czas, ale był to bardzo dobry krok. Dla mnie ta praca w dużej mierze polega na słuchaniu. Obecnie młode pokolenie jest inaczej szkolone, z czym się nie zgadzam. Uważam, że trzeba mieć w sobie dużo pokory i być nastawionym na opowieść rozmówcy. To podstawa!

Jesteś redaktorem w tygodniku Cooltura, na łamach którego (ale także w innych miejscach – np. Culture Avenue w Teksasie) można przeczytać Twoje wywiady – portrety. Czy w czasach pandemii trudniej było Ci je realizować?

Wbrew pozorom realizacja wywiadów podczas lockdownów była dla mnie łatwiejsza. Ludzie mieli więcej czasu na to, żeby się umówić a następnie zastanowić nad odpowiedziami. Wiele osób miało szansę przystanąć w miejscu.

Kim są Twoi rozmówcy?

Staram się przeprowadzać je z pozytywnymi ludźmi, którzy dają asumpt do działania. Często są to osoby żyjące poza granicami kraju, ale nie tylko. Przeprowadzam wywiady m.in. z politykami, sportowcami, ludźmi kultury. Próbuję uważnie słuchać i wyciągać od nich te najważniejsze, w moim odczuciu, treści. Warto dodać, że najpiękniejsze osoby, które spotykałem, jeśli chodzi o wywiady, to te, które nie szukają rozgłosu – po prostu robią swoje tak, jak czują. I ta twórczość jest najbardziej wartościowa.

Wywiady to istotna część Twojego dorobku, jednak zajmujesz się nie tylko nimi, ale szeroko pojętą twórczością dziennikarską.

Jestem wieloletnim redaktorem naczelnym Cooltury, obecnie wice naczelnym. Pracuję w portalu Cooltura24 i Polskim Radiu Londyn (skrót PRL). To dość sporo jak na tzw. single father – sam wychowuję trzech synów. Nie mogę poświęcić pracy tyle czasu, co wcześniej. Jednak rzeczywiście nie skupiam się na jednej dziedzinie i formie. Tych płaszczyzn moich działań dziennikarskich jest sporo. Od lat piszę o polityce, sporcie, kulturze, historii itd. Zaczynałem w czasach, kiedy nie było Internetu, stąd wiele tekstów, które ukazywały się w Polsce i za granicą (duża część w UK), nigdy nie zostało skatalogowanych w zestawieniach bibliograficznych.

Obok publicystyki zajmujesz się również poezją, choć w Twoim dorobku znajdują się również dwa utwory pisane prozą – tytuły: Historia pewnej znajomościPogodzić się z czasem.

O tym wspomniałem przed momentem. Te dwa teksty znalazły się w almanachu poezji współczesnej i rzeczywiście łatwo je znaleźć w Internecie, natomiast tego wszystkiego było znacznie więcej – i na łamach prasy, i w publikacjach książkowych. Teraz rzeczywiście poezja stanowi dla mnie numer jeden. Ale proza jest mi wciąż bliska. Mam nadzieję, że niebawem przekonają się Państwo o tej różnorodności mojego pisarstwa.

Wiersze publikujesz od wielu lat – pierwszy tomik pt. Spojrzenia to rok 1999. Czy Twoja twórczość zmieniła się od tego czasu? Tematyka, środki wyrazu, forma?

Myślę, że wraz z upływem lat forma stała się dojrzalsza. Jestem bardziej wyrazisty w tym, co piszę, natomiast podbudowa nie uległa zmianie, gdyż we mnie nic się nie zmieniło. Wciąż czuję w ten sam sposób, a świat pokazuje tak, jak go postrzegam.

Jeśli chodzi o środki wyrazu, to obok wielu innych, zdecydowanie najczęściej posługuję się symbolem, co zresztą widać w mojej najnowszej twórczości. Swego czasu bardzo wzorowałem się na poetach przeklętych – Edwardzie Stachurze, Andrzeju Bursie, Rafale Wojaczku porównywanych często do Charlesa Baudelaire’a i Arthura Rimbauda, których także podziwiam, ale także Aleksandrze Błoku, Williamie Blake’u i wielu innych. Inspirowałem się również twórczością Haliny Poświatowskiej. To są bliskie mi klimaty poetyckie.

Od zawsze ta moja poezja jest dwubiegunowa. Z jednej strony, jak już wspomniałem, pokazuję, jak ja odbieram rzeczywistość, a z drugiej bawię się symboliką znaczeń. Jeśli to trafia do moich odbiorców, ma sens. (śmiech!)

Chciałbym jeszcze dodać, że nasze jestestwo w sposób naturalny kształtuje się na przestrzeni lat, co warto prezentować. Sądzę, że jeśli jest się uczciwym w stosunku do własnych tekstów, one się obronią. Ludzie często się kreują, nakładają maski. To nie jest dobra droga. Czytelnik w końcu odkryje sztuczność, szybko się pozna.

W maju na portalu Współczesna Polska Poezja pojawiła się obszerna recenzja Twojego tomiku pt. Pocztówka z Père-Lachaise, który wydałeś już w podczas panującego lockdownu.

Na szczęście lockdown troszeczkę mi pomógł, chociaż Łucja Dudzińska, która jest wydawcą, chyba się ze mną nie zgodzi. (śmiech!) Jednak rzeczywiście w tym, w jakiś sposób darowanym niektóry z nas, czasie, mogliśmy skutecznie doprowadzić projekt do końca, dopracowawszy wszelkie szczegóły. W XXI wieku okazuje się, że książki można kolportować i dystrybuować w sposób bezdotykowy – chociaż ciężko czymś zastąpić zapach świeżej farby drukarskiej. Nawet z odbiorcami można się spotykać w ten sposób, czyli on-line. Za mną już pierwsze takie spotkanie, a inne dopiero będą mieć miejsce.

Pocztówka z Cmentarza – nieco zaskakujący tytuł; nikt takich pocztówek raczej nie wysyła!

Do Père-Lachaise, największej i najpiękniejszej nekropolii w Europie, po praz pierwszy przybyłem w 1995 roku. To magiczne miejsce. Mam słabość do cmentarzy. Pierwszy listopada zawsze robił na mnie wrażenie – ta gra świateł; śpiew lampionów! Fascynujące!!! Ten klimat do mnie przemawia. I tak pomyślałem, żeby dać temu wyraz w formie poezji. W tych wierszach chodzi o to, by przypomnieć, jak wielkie postacie spoczywają w paryskich grobowcach – m.in. Fryderyk Chopin (kwatera 11), Edith Piaf (kwatera 97), Molier – (kwatera 25), Jim Morrison (kwatera 6) i wielu, wielu innych. Sam tytuł powstał kilkanaście lat wcześniej. Stanowi on wprowadzenie do zawartości. Tutaj moje ponowne ogromne ukłony na Łucji Dudzińskiej (Wydawnictwo Font).

Tomik składa się z dwóch części: W drodze (mieści to wszystko, co spotyka nas na co dzień; przez co przechodzimy) i Ku słońcu (próba wyrażenia emocji, które towarzyszą nam w tej drodze – radości i smutki). Mam nadzieję, że ten tomik ukazuje to, co mnie w pewnym momencie życia dotykało najmocniej. Dziś zamknąłem już ów rozdział.

Ale tematyki nie zmieniasz?! Miejmy nadzieję, że jeszcze w tym roku ukaże się kolejne Twoje dzieło.

Rzeczywiście w zamyśle jest almanach poetycki, ale także moje indywidualne wydawnictwo. Z pewnością praca potrwa jeszcze kilka miesięcy. Choć tematyka będzie podobna do Pocztówki z Père-Lachaise, z pewnością ubiorę ją w inną formę.

W marcu o roli współczesnego „wieszcza”, w kontekście bieżących wydarzeń politycznych i społecznych, rozmawiałeś z red. Tomaszem Wybranowskim w Radio Wnet. Być poetą, czyli być sobą?

Tomek (ten sam rocznik, ta sama uczelnia, ten sam kierunek – miła niespodzianka), rzeczywiście zadał takie pytanie. Myślę, że i On, i ja jesteśmy w takim wieku, że nie musimy już nakładać żadnych masek. Staramy się w racjonalne ramy ubrać to, co w nas najlepsze. Oczywiście potrzebna jest odrobina literackiej fantazji. Nie mówię, o wymyśleniu światów równoległych, ale dzieleniu się tym swoim z innymi. Tak, być poetą to być sobą! Człowiek w życiu podejmuje się różnych ról. Jedne wychodzą lepiej, drugie gorzej. Jeśli chodzi o mnie jako poetę, nie silę się na nic; czuję to w sobie; jestem jaki jestem. „Ja już nigdy się nie zmienię, Zawsze będę żył już tak” – cytat z Ryśka Riedla.

Jesteś artystą, który w lockdownie dostrzega pewne pozytywy…

Lockdown spowodował, jak już wspominałem, że mogliśmy na chwile przystanąć. Widać to szczególnie w takiej metropolii jak Londyn. Niektórym to wyszło na plus. Ludzie, którzy mają swój świat i są twórczy, mogli pełniej oddać się temu. Dla mnie duchowo to był pozytywny czas. W innych okolicznościach nie byłoby szans na taką pauzę od życia, od tej codziennej bieganiny. Choć lockdown rzeczywiście dał nam trochę wytchnienia od tego „wyścigu szczurów”, to jednak chcielibyśmy już wrócić do normalności. Jej namiastką dla kibiców były niedawne Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Piłką nożną i sportem ogólnie interesuję się (praktycznie i teoretycznie) tak intensywniej w 1982 roku, czyli kiedy miałem 10 lat. Odbywały się wówczas Mistrzostwa Świata w Hiszpanii. Zapamiętywałem daty, wydarzenia, nazwiska sportowców. Z tatą pisaliśmy nawet specjalny dziennik. W ostatnich tygodniach prowadziłem studio Mistrzostw Europy 2020. Obecnie mają miejsce Igrzyska Olimpijskie, relacjami z których dzielę się m.in. na antenie radia PRL. Fantastyczne, że możemy przeżywać te emocje. Sport jest czymś absolutnie cudownym. Wpoiłem to też moim synom – nie dla rywalizacji, ale by wychowywali się w duchu obowiązkowości i potrafili zapracować na sukces, bo tego, według mnie, uczy sport.

A komu kibicowałeś w Mistrzostwach Europy 2020?

Oczywiście Polakom! I nie kibicowałem bynajmniej Anglikom. Jestem iberystą. W moim sercu jest Ameryka Południowa. Na przełomie 1996 i 1997 roku miałem wyjechać nawet do Peru, jednak kolega powiedział, żebym chwilkę poczekał. Później założyłem rodzinę i plany się rozmyły, ale sentyment pozostał.

Ostatnio robiłem wywiad z kolegą, Marcinem Gienieczko, który przepłynął całą Amazonkę. W takich chwilach przypomina mi się to moje… Peru. (uśmiech!)

Pytam o piłkę nożną nie bez związku. Otóż jesteś założycielem pierwszej polonijnej akademii piłkarskiej na Wyspach Brytyjskich.

Tak. Wiosną 2006 okazało się, że nie ma w Londynie żadnej polonijnej szkółki piłkarskiej, a chciałem do takiej zapisać mojego wówczas pięcioletniego syna, Juliusza. Wtedy do Anglii przyjeżdżało dużo Polaków. Wielu z nich miało dzieci. Zacząłem działać i tak powstała London Eagles, której prezesem byłem przez sześć lat. Cieszę się, że zapoczątkowałem ten trend. Obecnie, na co drugiej dzielnicy są polskie szkółki piłkarskie. Mogłem być pionierem, poznałem mnóstwo fantastycznych dzieciaków (teraz to dorośli mężczyźni) – wspaniała przygoda!

Darku, jak radzić sobie psychicznie z tym wszystkim, co niesie ze sobą pandemia? Z pewnością na łamach radia PRL nie raz pojawiał się ten temat, ale i w Twoich „prywatnych” przemyśleniach?!

Na łamach tygodnika Cooltura niejednokrotnie podejmowaliśmy ten temat. Był cały cykl artykułów psychologicznych. To są jednak kwestie bardzo indywidualne. Każdy przeżywa takie sytuacje inaczej. Ja miałem przy sobie synów i… kota – znakomity antydepresant. Nie było łatwo. Czterech „chłopaków” zamkniętych na małej przestrzeni, ale daliśmy radę. Współczuję tym, którzy byli sami. Oczywiście są wszelkie cuda techniki, sprzyjające komunikacji, jednak to nie to samo, co żywy człowiek. Dlatego też bardzo popierałem wszelkie pomocowe akcje społeczne i przyłączałem się do nich w miarę możliwości.

Dziękuję za rozmowę.

autor: Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz  /https://kuchniawolosiewicz.blogspot.com/

 

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!