Historia

Tak uchodźcy i migranci położyli kres Rzymskiemu Imperium

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Było tak potężne, iż wydawało się, że nic nie jest w stanie zagrozić pławiącego się w bogactwie imperium. To właśnie poczucie bezpieczeństwa i dobrobyt okazały się w konsekwencji dlań zgubne…

         Rzymianie coraz częściej wyręczali się imigrantami, ściąganymi coraz liczniej do wykonywania prac, do których oni sami się nie garnęli. Dotyczyło to także służby wojskowej. Strumyki imigrantów przybywających w granice Imperium Rzymskiego, przede wszystkim z barbarzyńskiej, germańskiej Północy, z czasem przeistaczać zaczęły się w rzeki, a gdy nadszedł przełomowy moment, nie tylko niedawni przybysze, ale nawet potomkowie imigrantów w drugim i trzecim pokoleniu przyłączyli się do najeźdźców.

         Owym przełomowym dla losów Europy wydarzeniem było pojawienie się na jej wschodnich krańcach Hunów, ludu stepowego, który, szybko stał się postrachem dla tej części świata oraz symbolem dzikości i okrucieństwa. Jordanes pisał o Hunach:

         „Wszystkich Scytów, na których się natknęli u progu nowej ziemi, złożyli w ofierze zwycięstwu. Resztę ujarzmili i obrócili w poddanych. Ledwo bowiem przekroczyli ogromne błota Meockie, niczym huragan ludów porwali osiadłych na kresach Scytii Alpidzurów, Alkildzurów, Itimarów, Tunkarsów i Boisków. Również Alanów, w boju równorzędnych przeciwników, lecz całkiem odmiennych pod względem kultury, trybu życia i powierzchowności, osłabiając w częstych walkach na koniec ujarzmili. Nawet bowiem wśród ludów, których w wojnie najprawdopodobniej nie pokonali, samym swoim widokiem wzniecali paniczny lęk i popłoch. Grozę sieją przede wszystkim swym obliczem: przerażająco śniadzi, posiadają nie twarz lecz, za przeproszeniem, bezkształtny placek, z dziurkami zamiast oczu. Groźny wygląd zdradza butnego ducha. Srożą się nawet w stosunku do rodzonych dzieci od pierwszego dnia życia. Chłopcom nacinają żelazem policzki, by uczyli się znosić ból ran, nim zasmakują mleka matki. Dlatego starzeją się gołobrodymi i dojrzewają bez wdzięku, ponieważ twarz, rozorana żelazem, wskutek blizn nie pokrywa się w porę ozdobą młodości – zarostem. Są drobnego wzrostu, lecz w ruchach sprężyści i zwinni, w jeździe konnej niezrównani. Szerocy w barach, sprawnie władają łukiem i strzałami. Karki mają krzepkie i zawsze hardo podniesione. Pod postacią ludzi żyją w dzikości zwierząt.”

         Wódz rzymski, a zarazem kronikarz, autor kapitalnego dzieła historycznego, pomyślanego jako kontynuacja tacytowych Dziejów, obejmującego lata 96 – 378, Ammianus Marcellinus, dał następujący opis huńskich zwyczajów:

         „Maleńkim chłopcom nacina się u Hunów policzki żelazem, i to głęboko, aby blizny powstrzymywały wykłuwanie się zarostu. Tak więc starzeją się bez brody, podobni eunuchom. Budowy są krępej i silnej, karki mają grube; przeraźliwie brzydcy i koślawi przypominają bestie dwunogie albo owe z gruba ciosane słupy o ludzkich obliczach przy poręczach mostów. Nie potrzebują ani ognia, ani też przypraw do jedzenia. Żywią się bowiem korzeniami roślin dziko rosnących i półsurowym mięsem jakiegokolwiek zwierzęcia; podkładają kawałki pomiędzy uda swoje a grzbiet konia i tak je nieco ogrzewają. Nigdy nie wychodzą do krytych domostw, unikając ich niby grobowców. Toteż nie znajdzie się u nich nawet namiot zwieńczony choćby poszyciem trzciny. Krążą tu i tam po górach i lasach, przyzwyczajeni już od kolebki do znoszenia głodu i pragnienia. Ale i na obczyźnie nie wejdą do domu, chyba że przymusi ich do tego ostateczna konieczność; uważają bowiem, że dach nie daje bezpieczeństwa. Odzież ich to szmaty lniane albo zszyte ze skórek myszy leśnych; a nie mają innej sukni na użytek domowy, innej zaś wyjściowej. Gdy raz włożą na szyję koszulę barwy szarej, nie wcześniej ją zdejmą lub zmienią, póki sama się nie rozpadnie na kawałki od brudu. Głowy przykrywają okrągłymi czapami, mocno owłosione nogi skórami koźlimi, a buty ich, nie obrobione na żadnym kopycie, nie pozwalają im stąpać swobodnie.

         Dlatego też niezbyt się nadają do walki pieszej; są rzeczywiście przytwierdzeni do swych koni, wytrzymałych wprawdzie, lecz szpetnych. Siadują na nich niekiedy po kobiecemu i tak załatwiają wszelkie sprawy codzienne. Spędzają na koniu dni i noce; kupują i sprzedają, jedzą i piją, a pochyleni nad karkiem zwierzęcia zapadają w sen głęboki. Gdy się odbywa narada poświęcona sprawom najważniejszym, wszyscy biorą w niej udział tymże sposobem: siedzą na swych koniach. Nie są poddani żadnym surowym rządom królewskim, wystarcza im czasowe przywództwo możnych. Idąc naprzód przełamują łatwo każdą przeszkodę. W bitwach uderzają klinami, wyjąc przy tym dziko głosami różnymi. Niesłychanie szybcy i zwinni, potrafią umyślnie rozproszyć się po to, by nagle zaatakować; a ponieważ nie posuwają się w zwartych szykach, mogą rozbiegać się na wszystkie strony i dokonywać rzezi na szerokich obszarach. Nie widzi się natomiast nigdy, by szturmowali umocnienia lub rabowali obóz nieprzyjacielski; tak bardzo zależy im na chyżości.

         Wojownicy to niebezpieczni. Najpierw, jeszcze z daleka, ciskają dzidy o kościanych ostrzach, dobrze przytwierdzonych sztuką zadziwiającą. Potem od razu przemierzają galopem przestrzeń, co dzieli ich od przeciwnika i walczą wręcz żelazem, z całkowitą pogardą własnego życia. A kiedy wróg całą uwagę skupia tylko na ostrzu oręża, niespodziewanie zarzucają nań skręcone powrozy; tak skrępowany nie może już w ogóle się poruszać. Wśród Hunów nikt nie orze, nikt nawet nie dotknie pługa. Nie mając stałych siedzib podobni są stale uciekającym. Za mieszkania służą im wozy. Tam ich małżonki szyją ową odzież, co wstręt budzi, tam miłość uprawiają i wychowują dzieci, póki nie podrosną. Toteż żaden z nich nie potrafi powiedzieć, skąd pochodzi: gdzie indziej bowiem został poczęty, gdzie indziej zrodzony, i jeszcze gdzie indziej wychowany. Podczas rozejmu ufać im nie wolno, tak są zmienni, tak podatni na każdy powiew jakiejkolwiek nadziei, gotowi na wiele, byle zadowolić zryw nagłej wściekłości. Niby tępe bydlęta nie mają żadnego pojęcia, co uczciwe, a co nie. Mowa ich pokrętna i ciemna, a część jakiejś religii lub choćby tylko zabobonu w niczym ich nie krępuje. Pałają wszakże niezmierną żądzą posiadania złota.”

         W roku 375 n.e. Hunowie podbili Państwo Ostrogotów, stając się w jednej chwili pierwszą potęgą tej części świata. Oddajmy ponownie głos Jordanesowi, który w taki oto sposób opisał klęskę Ostrogotów w wojnie z Hunami:

         „Ujrzawszy ród wojowników nad wojownikami, gnębiciela mnogich szczepów, Gotowie wpadają w trwogę i rozmyślają wraz ze swoim królem, w jaki sposób usunąć się przed wrogiem.

         Ermenryk więc, król Gotów, z powodu nadejścia Hunów pogrąża się w tak głęboką zadumę, że chociaż, jak przedstawiłem wyżej, odnosił dotąd triumfy nad wieloma szczepami, teraz daje się podejść wiarołomnemu ludowi Rosomonów, który, podobnie jak inne ludy, pokornie mu służył. Kiedy bowiem niewiasta rosomońska imieniem Sunilda, zdradziecko opuściła swego męża, a król (Ermenryk) w porywie szalonego gniewu kazał przywiązać ją do dzikich koni i przez spięte do galopu rozerwać na strzępy, bracia straconej Sarus i Aromius, – mszcząc śmierć siostry, pchnęli go mieczem w bok. Osłabiony raną Ermenryk wegetował jako chory człowiek.

         Wiadomość o lichym stanie jego zdrowia przecieka na zewnątrz. Król Hunów, Balamber, nie przepuszcza okazji. Rusza z wojskiem na połać ziem gockich w posiadaniu Ostrogotów; Wizygotowie bowiem, przeprowadzając jakieś swoje zamiary, już się od wspólnoty z Ostrogotami odłączyli. Wśród tych wydarzeń Ermenryk, nie mogąc znieść zarazem cierpienia spowodowanego raną i trosk w związku z najazdem huńskim, sędziwy i pełen dni w sto dziesiątym roku swego żywota wyzionął ducha. Jego śmierć dała Hunom sposobność zdobycia przewagi nad odłamem Gotów, którzy, jak mówiłem, siedzieli od strony wschodniej i nosili miano Ostrogotów.

         Drugi ich odłam, z siedzibami od strony zachodniej, czyli Wizygotowie, przerażeni trwogą swoich krewnych, długo radzili nie wiedząc co począć w obliczu nawały huńskiej. Wreszcie za wspólną zgodą wyprawiają posłów do Romanii. Proszą, by cesarz Walens, brat starszego cesarza, Walentyniana, dał im pod uprawę część Tracji lub Mezji. Przyrzekają, że w zamian za to będą żyć według jego praw i postępować stosownie do jego rozkazów. Aby wzbudzić większe zaufanie, obiecują przejść na chrześcijaństwo, jeżeli cesarz pośle im nauczycieli, władających językiem gockim. Walens z radością zezwala na to, o co sam był gotów zabiegać. Wpuszczając Getów do Mezji, wznosi niejako mur dla osłony swego państwa przed zakusami pozostałych szczepów.”

         Tak więc Ostrogoci poddali się władzy najeźdźców, Wizygoci zaś, nie chcąc podzielić ich losu, porzucili swoje siedziby i przeprawiwszy się przez Dunaj, udali się z całym dobytkiem na terytorium Cesarstwa Rzymskiego. Wkrótce jednak doszło do ostrego konfliktu pomiędzy Rzymianami a przybyłymi na terytorium rzymskie Wizygotami. 9 sierpnia 378 r. pod Adrianopolem Wizygoci rozgromili wojska rzymskie dowodzone przez cesarza Walensa, który poległ był na polu bitwy. Przez kilkadziesiąt lat Wizygoci błąkali się po terytorium rzymskim, grabiąc je i plądrując. W 410 roku doszczętnie złupili Rzym, po czym osiedlili się w Galii, tylko nominalnie uznając zwierzchnictwo cesarza. Ukształtowany w ciągu stuleci porządek polityczny, gospodarczy i społeczny walił się niczym domek z kart.

         Zanim jeszcze Goci pojawili się w Galii, przybyła tam ogromna rzesza ludów. Czując na sobie „oddech” Hunów i korzystając z osłabienia Cesarstwa, coraz to nowe plemiona barbarzyńskie decydowały się na opuszczenie swojego terytorium i osiedlenie się na terytorium rzymskim. Jako jednych z pierwszych prąd migracyjny porwał Wandalów, mianowicie Hasdingów i Silingów, a także Alanów (prawdopodobnie tylko ich zachodni odłam – Jazygów) oraz część Swebów (jakkolwiek nie wynika to wprost ze znanych nam źródeł, wydaje się, że chodziło o mieszkających dotąd na Słowacji i Morawach Kwadów).

         Nie wiemy, czy Hasdingowie (pod wodzą ich króla Godegisela) oraz Silingowie, a także pozostałe wspomniane przed momentem plemiona porzuciły swe dotychczasowe siedziby równocześnie, czy też ich połączenie nastąpiło dopiero później, już w trakcie trwania inwazji na Galię lub bezpośrednio przed jej rozpoczęciem. Tak czy inaczej – w noc sylwestrową 406/407 r. barbarzyńcy przekroczyli zamarznięty o tej porze roku Ren, wkraczając do Galii. Być może w tym gronie, prócz ludów uprzednio wymienionych, byli też Burgundowie,  którym cesarz Konstancjusz III w roku 413 zmuszony był oddać leżącą nad Renem część Galii.

         Jakkolwiek fakt najazdu Hunów na ziemie polskie pozostaje bezsporny, to jeśli chodzi o szczegóły trudno powiedzieć coś bliższego. Ich obecność tu potwierdzają źródła archeologiczne. W Jakuszowicach (woj. świętokrzyskie) odkryto grób kurhanowy wojownika huńskiego, zawierający m.in. złote okucia symbolicznego łuku typu azjatyckiego (prawdopodobnie symbol władzy namiestniczej). Inny grób huński, tym razem kobiecy, wyposażony w złote ozdoby oraz typowy huński kocioł brązowy, odnaleziono w Jędrzychowicach koło Wrocławia. Z kolei w Przemęczanach (woj małopolskie) natrafiono na szkielet wojownika ze zdeformowaną, zgodnie z panującym wśród Hunów zwyczajem, czaszką.

         Z najazdem huńskim może mieć związek datowane na pierwszą połowę V w. masowe porzucanie przez mieszkańców swoich osad, często połączone z zakopywaniem skarbów. W niektórych przypadkach ewakuacja musiała odbywać się w popłochu. W Igołomii, koło Krakowa, uciekający pozostawili nie wygaszone piece garncarskie. Jeden z nich zawierał cały nie wyjęty ładunek złożony z 92 naczyń.

         Bogate prowincje walącego się Imperium Romanum padały więc łupem coraz to nowych grup najeźdźców. Św. Hieronim pisał w owych dniach:

         „Niezliczone dzikie narody zajęły całą Galię. Przestrzeń między Alpami a Pirenejami, którą zamyka Ocean i Ren, spustoszyli: Kwadowie, Wandalowie, Sarmaci, Alanowie, Gepidowie, Herulowie, Saksonowie, Burgundowie, Alemanowie i o pożałowania godna rzeczpospolito! – nasi wrogowie – Panonowie.”

         W roku 409 Wandalowie, Alanowie i Swebowie opuścili Galię i przenieśli się do Hiszpanii, którą podzielili (w drodze losowania) w taki sposób, że Alanom przypadła Luzytania i Carthaginensis, a Silingom – Betyka, Hasdingowie otrzymali wschodnią, a Swebowie zachodnią Galicję.

         Lata 416 – 418 przyniosły zagładę Silingów, wytępionych przez Wizygotów, występujących tym razem w charakterze sprzymierzeńców Rzymian. Król Silingów, Fredebal, został pojmany i odesłany na dwór cesarski do Rawenny, a ocalałe z pogromu resztki jego ludu przyłączyły się do Hasdingów, zatracając swoją dotychczasową odrębność.

         W 429 roku Wandalowie wraz z Alanami pod wodzą króla wandalskiego Gejzeryka przenieśli się do północnej Afryki. W czerwcu 430 r. oblegli oni Hipponę, którą po 14-miesięcznym oblężeniu zdobyli. W roku 432 cesarz wysłał do Afryki korpus ekspedycyjny, który to jednak został przez Wandalów rozbity.

         Założone w północnej Afryce przez Wandalów królestwo w kolejnych dziesięcioleciach odgrywało czołową rolę polityczną w zachodniej części basenu Morza Śródziemnego. Wandalowie zdobyli szereg wysp na Morzu Śródziemnym, w tym Sardynię i Korsykę, a przejściowo także Sycylię. W 455 roku spustoszyli oni Rzym.

Wojciech Kempa

Tekst dostępny również w języku:

[angielskim]

 

 

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!