Dialog zakłada wymianę argumentów, negocjacje, ale nie możemy godzić się na żaden dyktat ze strony europejskich instytucji – tłumaczy minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk.
W ubiegłym tygodniu doszło do spotkania ministra ds. europejskich Szymona Szynkowskiego vel Sęka z wiceszefową KE Verą Jourovą w sprawie wypłacenia Polsce funduszy z KPO. Choć Polska realizuje kolejne “kamienie milowe”, to wciąż nie wiadomo, kiedy popłyną do nas środki z Krajowego Planu Odbudowy. Jednocześnie Warszawa cały czas nie złożyła jeszcze pierwszego wniosku o wypłatę pieniędzy. Wniosek taki miał zostać złożony do końca października, jednak termin nieco się przesunął.
Pytany o przebieg rozmów w z przedstawicielami unijnych instytucji, minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk stwierdził: “Nikt nie mówił o żadnym akceptowaniu warunków Brukseli”. – Dialog zakłada wymianę argumentów, negocjacje, ale nie możemy godzić się na żaden dyktat ze strony europejskich instytucji – dodał polityk.
– Jechałem do Brukseli, by zdefiniować przestrzeń dialogu i zarysować czerwone linię, które są dla Polski nieprzekraczalne – podkreślił minister. – To wstęp do pracy, do której bardzo intensywnie się przygotowywaliśmy. W tym tygodniu jest kontynuowana. Byliśmy gotowi pracować tak długo, jak będzie to potrzebne, więc zdecydowaliśmy się nie kupować biletów powrotnych – tłumaczył Szynkowski vel Sęk.
Polityk podkreślił następnie, że ponieważ “rytm pracy instytucji europejskich jest troszkę inny, niż rytm pracy jego zespołu”, przedstawiciele Polski zostali poproszeni “o czas na refleksję i analizę”. – Kontynuacja w przyszłym tygodniu. W czwartek znów jadę do Brukseli – poinformował minister.
Szynkowski vel Sęk stwierdził także, że poprosił przedstawicieli KE o przedstawienie konkretnych oczekiwań wobec Warszawy. – Chciałem usłyszeć, jakie są ze strony Komisji elementy zdefiniowania kamieni milowych. Powiedziałem, gdzie są linie, których przekroczyć nie można – tłumaczył.
– Nie można wprowadzić żadnych elementów, które byłyby niezgodne z konstytucją, podważałyby prerogatywy prezydenta do nominowania sędziów, wykraczałyby poza traktaty w kontekście kompetencji instytucji europejskich, wprowadzałyby turbulencje do systemu wymiaru sprawiedliwości – dodał.
Polityk został też zapytany, czy oznacza to, że Polska oczekuje w tej chwili przedstawionych na piśmie zapisów legislacyjnych, wprowadzenia których chce Bruksela.
– To częściowo prawda. Oczekujemy od KE konkretów, ale nie w formie postulatów KE, które mamy wdrożyć – mówił polityk. – Nie jadę do Brukseli po propozycje legislacyjne ze strony KE, bo byłoby to postawieniem sprawy na głowie, tylko jadę, by rozmawiać o wzajemnych zobowiązaniach. Polska wypełniła je w 95 proc. i jest gotowa wypełnić w pozostałych 5 proc. – dodał.
/dorzeczy.pl/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!