Felietony

Jestem Ślązakiem…

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Wychowałem się w polskiej patriotycznej rodzinie z Górnego Śląska. Od dziecka też interesowałem się historią. Chętnie czytałem książki historyczne, dumą napawało mnie wszystko to, co odnosiło się do wielkości Rzeczpospolitej w czasach Jagiellonów i pierwszych Wazów. Uwielbiałem studiować mapy z tego okresu i… bolałem, że mój Śląsk w tych wspaniałych czasach, gdy Polska, złączona unią z Litwą, była u szczytu potęgi, nie był jej częścią. “Gdyby wtedy Śląsk był częścią Rzeczypospolitej…” – myślałem.

A przecież… Gdy przyszedł rok 1618 Ślązacy zbuntowali się przeciw panowaniu Habsburgów. W tym czasie urząd starosty generalnego (namiestnika) Śląska pełnił książę brzeski Jan Chrystian z rodu Piastów, potomek w linii męskiej Mieszka I, Bolesława Chrobrego, Bolesława Krzywoustego… Jego wielkim marzeniem było złączenie Śląska z Macierzą. Słał on poselstwa do polskiego króla, by ten wsparł buntowników, albo przynajmniej – by zachował neutralność. A co zrobił Zygmunt III Waza, który marzył przede wszystkim o odzyskaniu szwedzkiej korony, w czym – jak sądził – mogliby mu dopomóc Habsburgowie? Nie tylko nie podjął żadnych działań, które skutkowałyby powrotem Śląska do Macierzy, ale wysłał z pomocą cesarzowi lisowczyków, którzy zapisali jedną z najczarniejszych kart w naszej historii…

Wiele śląskich wsi i miasteczek zrównanych zostało wówczas z ziemią. Lisowczycy palili, rabowali, gwałcili i mordowali, wykazując się przy tym niebywałym okrucieństwem i pozostawiając za sobą spaloną ziemię. Nie było ważne, czy napotkali na swej drodze katolików, czy protestantów – wszystkich traktowali tak samo. Szpieg biskupa poznańskiego Andrzeja Opalińskiego donosił: „Szli, łupiąc, paląc, ścinając, mordując, nikomu, nawet i małym dzieciom nie przepuszczając, i choć się im niektóre miasteczka poddały, tedy wiary nie strzymawszy, pobili, posiekli, wyłupili”.

To był nasz, śląski odpowiednik rzezi wołyńskiej. Niestety, sprawcami byli Polacy, co boli szczególnie. Mieliśmy też nasz odpowiednik Przebraża – Tarnowskie Góry, które oparły się lisowczykom. W kolejnych latach matki na Śląsku straszyły nimi dzieci: “Jak będziesz niegrzeczny, przyjdą lisowczycy…”. Nie zdołali oni jednak zabić w Ślązakach więzi z polskością…

Aż trudno uwierzyć, że w Polsce są miejsca, gdzie takich bandytów, którzy niczym pozytywnym się w historii nie zapisali, honorują – jak chociażby w Kielcach, gdzie mają oni swoją ulicę…

Ale wróćmy do togo, co działo się w pierwszej połowie XVII wieku, do czasów wojny trzydziestoletniej. Bo im dłużej trwały działania wojenne i im boleśniej odczuwano ich skutki, z tym większą nadzieją spoglądali Ślązacy w stronę Rzeczypospolitej, starając się puścić w niepamięć krzywdy doznane ze strony lisowczyków w pierwszej fazie wojny. Okolicznością sprzyjającą była też zmiana na tronie Rzeczypospolitej, na którym po śmierci Zygmunta III zasiadł jego syn – Władysław IV.

Gdy w roku 1633 Wallenstein zajął zbuntowane księstwa śląskie, Władysław IV wręcz zasypany został wezwaniami do wzięcia w opiekę śląskiej ziemi. Szczególnie gorąco namawiał go do tego pochodzący z rodu Piastów, wspomniany już książę brzeski Jan Chrystian, który stał na czele obozu protestanckiego na Śląsku i który ostatnie lata swojego życia spędził na wygnaniu w Polsce. W Polsce pokładali nadzieję również jego synowie – Jerzy III, Ludwik IV i Chrystian, a także jego brat – Jerzy Rudolf (książę legnicki i wołowski). Dodajmy, że wszyscy oni byli wyznania kalwińskiego.

Apele o objęcie Śląska opieką płynęły do Polski także ze strony rajców Wrocławia, którzy w dniu 1 marca 1635 roku w petycji do króla Władysława IV podkreślali, że Śląsk jest „prowincją, która nie tylko imieniem, ale i różnymi interesami, a przede wszystkiem stosunkami handlowymi z Królestwem Polskim jest związana”. W tychże to dniach śląski poeta (arianin) Szymon Pistorius pisał:

Grodzie opolski…
Gdybyś połączył się z Polską, bujnie kwitnącą krainą,
Cieszylibyśmy się z Tobą dawnym Twym stanowiskiem.
Jakże byłabyś szczęśliwa, nasza najdroższa ojczyzno,
Gdybyś do swoich Ty pierwszych mogła powrócić początków.

Władysław IV, będący jedynym polskim władcą, w czasach gdy Rzeczpospolita była mocarstwem, który autentycznie dążył do przywrócenia Polsce Śląska, podjął szereg interwencji dyplomatycznych, które to po części spełniły swoje zadanie. Należy podkreślić, że w liście skierowanym do cesarza latem 1635 roku, który to list przeniknął do opinii publicznej, Władysław IV nazywa Śląsk „prowincją pobratymczą” i powołuje się w nim na „starożytne prawa Rzplitej, silne węzły pokrewieństwa, wiarę sąsiedzką, stosunki handlowe, układy i traktaty”, które to wręcz „zmuszają go” do występowania w imieniu Ślązaków.

W sierpniu 1638 roku król Władysław IV udał się na leczenie do austriackiego kurortu w Baden. Droga doń wiodła przez Śląsk, przy czym wydaje się, że specjalnie obrał on dłuższą trasę, aby odwiedzić jak największą liczbę miejscowości na Śląsku. Towarzyszył mu liczny i strojny orszak, który miał wywrzeć wrażenie na miejscowej ludności, dla której to zresztą jego przejazd stał się okazją do zamanifestowania swego przywiązania do polskości. Pierwszy nocleg królewskiego orszaku na Śląsku miał miejsce w Lublińcu. Tam to powitać miał polskiego króla i wygłosić mowę powitalną książę Jan Chrystian – „pozostałe jeszcze plemię Piastowego rodu, człowiek chory, paralityk i stary”, jak zapisał w pamiętniku towarzyszący Władysławowi IV wojewoda bełski Jakub Sobieski.

Pomimo słabego zdrowia książę Jan Chrystian towarzyszył orszakowi w jego dalszej drodze. Szczególnie przejmująca scena miała miejsce podczas przejazdu przez Koźle, gdzie – co odnotował w pamiętniku kanclerz wielki litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł – mieszkańcy miasta zalecali się królowi na kolanach. Nie mogło wydarzenie to pozostać bez wpływu na sposób widzenia spraw Śląska przez króla i jego otoczenie. Utwierdzili się oni bowiem w przekonaniu, że Śląsk winien być częścią Polski, bowiem lud, który go zamieszkuje, mówi po polsku i myśli po polsku. Od tej pory Władysław IV nie ustawał w zabiegach o jego przejęcie.

W roku 1645 cesarz oddał Władysławowi IV w zastaw księstwo opolsko – raciborskie, które to w roku 1647 zostało obsadzone polskim wojskiem. Sprawa rewindykacji Śląska zdawała się być tylko kwestią czasu, zwłaszcza że niedługo potem Władysław IV wezwał cesarza, aby wycofał swe wojska z obszaru całego Śląska. Nadto, nie bacząc na protesty cesarskie, kazał bić w Opolu monety ze swoim wizerunkiem, jako władcy Polski i Śląska…

Niestety, wiosną 1648 roku wybuchło na Ukrainie powstanie Kozaków pod wodzą Bohdana Chmielnickiego. W tej samej nieomal chwili zmarł Władysław IV, a niedługo potem doszło do zawarcia pokoju westfalskiego. Musiały minąć setki lat, konieczny był plebiscyt i trzy śląskie powstania…

Ale nim do nich doszło… 9 listopada 1902 roku utworzone zostało Polskie Towarzystwo Wyborcze na Śląsku. Wojciech Korfanty kandydował do Reichstagu, czyli niemieckiego parlamentu, z okręgu katowicko- zabrskiego, wygrywając w drugiej turze. Chwilę swojego wielkiego wyborczego tryumfu z 1903 roku, kiedy to wybrany został posłem do Reichstagu, tak wspominał po latach:

„W dzień zwycięstwa masy polskie opanowały ulice Katowic i po raz pierwszy zabrzmiała melodia „Jeszcze Polska nie zginęła”. Odbiło się to głośnym echem po całej Polsce, która dowiedziała się dopiero, że na Górnym Śląsku żyje lud polski, czujący po polsku”.

Od trzeciego rozbioru Polski minęło ponad sto lat. Nie było już pośród żywych tych, którzy pamiętali niepodległą Rzeczpospolitą. Polacy w większości pogodzili się z tym, że Polski nie ma i nie będzie. I oto na ulicach górnośląskich miast rozbrzmiała pieśń, której nie śpiewano wówczas na ulicach Warszawy, Krakowa czy innych polskich miast. Górny Śląsk znalazł się w awangardzie ruchu na rzecz odbudowy niepodległego Państwa Polskiego, a Wojciech Korfanty uznawany jest za jednego z ojców Niepodległości.

Ale na Górnym Śląsku, który przez setki lat był częścią Niemiec, obok Polaków żyli też Niemcy. Gdy więc w 1939 roku Polska znów utraciła niepodległość śląscy Niemcy, którzy wszak znali język polski, a raczej jego śląską gwarę, nierzadko służyli za kadry niemieckiego aparatu okupacyjnego w wielu polskich okupowanych przez III Rzeszę miastach. Tak było przede wszystkim w Zagłębiu, czyli tej części dawnej Kongresówki, która dekretem Hitlera włączona została do Rejencji Katowickiej, a dziś jest częścią województwa śląskiego. Nic więc dziwnego, że wielu Zagłębiakom gwara śląska kojarzyła się odtąd z niemieckim policjantem lub żandarmem, Bahnschutzem czy jakimś butnym niemieckim urzędnikiem.

Po wojnie sytuacja się odwróciła. Na Śląsku osiedliło się wielu Polaków z innych regionów Polski, w tym wielu przesiedleńców z dawnych kresów. Niektórzy, może nieliczni, ale widoczni, naprawdę zachowywali się tu niczym okupanci. Sytuację tę potęgował fakt, iż w czasie niemieckiej okupacji na Śląsku, gdzie były bardzo rozbudowane struktury Armii Krajowej, praktycznie nie było PPR-u. Wiele więc wyższych stanowisk komuniści obsadzili ludźmi z innych regionów, w tym przede wszystkim z Zagłębia.

Narastały więc napięcia społeczne. Dochodziło do bójek między hanysami, jak nazywali pogardliwie Ślązaków przybysze z innych regionów Polski, sugerując, iż wszyscy my jesteśmy tak naprawdę Niemcami (słowo hanys zostało urobione od niemieckiego imienia Hans), a gorolami, jak Ślązacy nazywali tych, którzy tu się osiedlili. Ja w tym bójkach udziału nie brałem, ale wielu moich kolegów – owszem. Nad Brynicą, która ongiś była rzeką graniczną, którą biegła granica niemiecko-rosyjska, raz za razem dochodziło do pojedynków na kamienie – po jednej stronie byli uzbrojeni w kamienie młodzi Ślązacy, a po drugiej stronie – Zagłębiacy.

Tak jak wspomniałem, ja w tych pojedynkach udziału nie brałem, a czasami podejmowałem się prób mediacji, uważając, że te konflikty do niczego dobrego nie prowadzą. Takie rozmowy nie były łatwe.

– Co ty ze mnie robisz Niemca? Moi przodkowie przelewali krew za Polskę, walcząc w Powstaniach Śląskich. Mój dziadek był w AK – próbowałem tłumaczyć takiemu Zagłębiakowi.
– Ha ha… W AK, pewnie w Afrika Korps – odpowiedział Zagłębiak, uważający się za “prawdziwego Polaka”.
– Mój dziadek poniósł śmierć w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu – próbowałem ciągnąć…
– Ha ha… Pewnie spadł z wieży wartowniczej. Nigdy hanys nie będzie Polakowi bratem – usłyszałem w odpowiedzi.

Owi “prawdziwi Polacy” chętnie wyłuskiwali każdą informację o Ślązakach, którzy służyli w niemieckim aparacie okupacyjnym, co rzekomo obciążać miało nas wszystkich. O Powstaniach Śląskich, o wielkiej ofierze Ślązaków przelewających krew za Polskę, o Armii Krajowej na Śląsku – słyszeć nie chcieli.

Byli oni tak naprawdę sojusznikami tych, którym na Śląsku nie było z Polską po drodze. Wiele więc złego zrobili, dając oręż do ręki takim ugrupowaniom jak Ruch Autonomii Śląska i wszelkiego rodzaju organizacjom proniemieckim. – Chcieliście do Macierzy? To teraz macie! Polska to nie matka, ale macocha – wskazywali działacze proniemieccy. – Polacy zawsze taki właśnie mieli stosunek do Ślązaków, oni zawsze będą Ślązaków traktować jak lisowczycy – dodawali.

Z okazji setnej rocznicy III Powstania Śląskiego koło Michałkowice Związku Górnośląskiego zorganizowało wieczernicę. Ja miałem pogadankę historyczną, a potem było wspólne śpiewanie piosenek powstańczych. Było bardzo dużo ludzi. Rozmawiałem wówczas z jednym znajomym, starszym ode mnie, który w dzieciństwie brał udział w owych pojedynkach na kamienie przez Brynicę. Ba, był przywódcą tej grupy. Wiele lat później założył firmę i naprawiał sprzęt RTV. Któregoś razu udał się do Czeladzi, miał bowiem naprawić telewizor w budynku, w którym przed laty mieszkał przywódca tej grupy, z którą się pojedynkował w dzieciństwie. “On już od lat mieszka w Niemczech, ma niemieckie obywatelstwo” – usłyszał, gdy zapytał, co u niego słychać.

– I on mnie od szwabów wyzywał – skonstatował ów mój znajomy.

A ja? Tak jak kilkadziesiąt lat temu wciąż śnię o Rzeczpospolitej, jaka powstała dzięki unii wolnych narodów, tyle że z moim ukochanym Śląskiem, z zachodnią granicą na Odrze i Nysie Łużyckiej. Czy uda się ją zbudować? Tego nie wiem. Ale wiem na pewno, z kim nie należy próbować jej budować…

Wojciech Kempa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!