16 stycznia przed sądem okręgowym w Grodnie rozpoczął się zamknięty proces Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i jednego z liderów Związku Polaków Białorusi.
Wiadomo, że Andrzej jest teraz chory. W zeszłym tygodniu miał wysoką gorączkę. Dostał ibuprofen, ale nie pozwalano mu leżeć w celi w ciągu dnia. Więzienna administracja odmówiła przyjęcia lekarst dla Andrzeja.
Rzecznik MSZ Łukasz Jasina poinformował rano na Twitterze, że na salę sądu nie wpuszczono polskiego charge d’affair w Mińsku Marcina Wojciechowskiego. Rozprawa była wielokrotnie przekładana: pierwotnie została wyznaczona na 28 listopada, potem na 9 stycznia, a teraz na 16 stycznia 2023 roku. Proces poprowadzi sędzia Dmitrij Bubenczyk.
Andrzej Poczobut jest oskarżony o popełnienie umyślnych działań mających na celu „podżeganie do wrogości narodowo-religijnej na tle przynależności narodowej, wyznaniowej, językowej” i o „nawoływanie do sankcji mających na celu zaszkodzenie bezpieczeństwu narodowemu”. Grozi mu od 5 do 12 lat więzienia.
Władze Białorusi traktują sprawę Andrzeja Poczobuta jako pokazową i niestety grozi mu wysoki wyrok – ocenił w rozmowie z PAP wiceszef niezależnego stowarzyszenia dziennikarzy BAŻ Barys Harecki.
„Niestety, nie ma podstaw do żadnych pozytywnych oczekiwań. Sprawa Andrzeja Poczobuta jest polityczna” – powiedział PAP Barys Harecki, wiceprzewodniczący zlikwidowanego przez władze Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (BAŻ).
Żona Andrzeja – Oksana Poczobut napisała na Facebooku, że czeka na moment, kiedy zobaczy go po 22 miesiącach rozłąki. Małżeństwo nie widziało się od chwili jego aresztowania 25 marca 2021 roku.
„Andrzeja Poczobuta widziałam 20 miesięcy temu, jak zabierano go z naszego mieszkania i wsadzano do samochodu. Nie wiedziałem wtedy, jaka długa „podróż go czeka”. W ciągu 20 miesięcy przeszłam przez wszystkie etapy zaprzeczania, oczekiwania na cud i akceptacji, że żaden cud się nie wydarzył, na pomoc liczyć – nie ma skąd, jesteśmy więźniami, a życie mojego męża nie należy do niego.
Przez te 20 miesięcy żyję starając się poprawić jego życie na wszystkie możliwe sposoby – poprzez listy i przekazy.
W ostatnim liście Andrzej przesyła kolejne wielkie podziękowania dla ludzi, którzy wciąż się o niego martwią. Pisze więc: „…tyle czasu minęło, a oni pamiętają )”.
I tak za pół godziny pewnie zobaczę mojego męża. Zobaczę go w klatce, nie mogąc mu nic powiedzieć.
A może nie zobaczę. To jest Białoruś… Piszę z wyprzedzeniem, bo nie wiem, czy zechce mi się to zrobić po fakcie. Dziękujemy wszystkim, którzy sercem byli z nami podczas tej długiej pierwszej fazy trudnego postępowania przygotowawczego ❤️” – napisała na Facebooku p. Oksana.
Wedłg informacji, do których dotarł dziennik Rzeczpospolita, prokuratorzy uznali m. in., że mówienie przez Poczobuta o agresji sowieckiej na Polskę 17 września 1939 roku jest „podżeganiem do nienawiści na tle narodowościowym”.
„Bo według propagandy Łukaszenki i Kremla doszło wówczas do „wyzwolenia uciskanych przez Polskę narodów ukraińskiego i białoruskiego”. Kolejnym absurdalnym dowodem podpierającym zarzuty mają być wypowiedzi Andrzeja Poczobuta w obronie niszczonego od lat przez reżim szkolnictwa polskiego na Białorusi. W sprawie pojawił się też jeden z jego artykułów w „Gazecie Wyborczej”, w którym relacjonował brutalne tłumienie przez milicję powyborczych protestów w nocy z 9 na 10 sierpnia 2020 roku. Reżimowi oskarżyciele dopatrzyli się też „podżegania do nienawiści” w wypowiedziach i wywiadach Poczobuta, których udzielał polskim mediom. Ale też podpięli do sprawy jego artykuł w „Magazynie Polskim”, który napisał jeszcze w 2006 roku i poświęcił „Olechowi” (Anatol Radziwonik), jednemu z dowódców polskiego podziemia antykomunistycznego i niepodległościowego na Grodzieńszczyźnie”.
Polak pisał w jednym ostatnich listów z więzienia, że oczekuje na wyrok sądu i zesłanie do łagru. Podkreślał, że chciałby mieć proces już za sobą.
„Nie mam złudzeń co do wyniku (procesu), spokojnie przyjmę wyrok i ze spokojnym sumieniem pójdę do łagru. Cóż, taki mój los. Od zawsze wiedziałem, że jeśli takie czasy przyjdą na Białoruś, trafię do więzienia. Jak pokazuje moja dzisiejsza rzeczywistość, nie myliłem się.”
Pisał też, że sił dodaje mu pamięć o więźniach politycznych stalinizmu. Jego żona Oksana na Facebooku przytoczyła fragment listu otrzymanego niedawno od Andrzeja, który, nie tracąc przy tym pogody ducha, opisuje w nim oczekiwanie na proces.
„Myślę o tych, którzy siedzieli w tych murach w latach 40-50-tych i też czekali na proces. Było im trudniej, w tamtych latach było to prawdziwe piekło. Ich przykład dodaje sił. Nie wybieramy czasów, w których mamy żyć, ale wybieramy, jak żyjemy w tych czasach. Oczywiście nigdy nie myślałem, że historia nagle stanie się tak niebezpieczna, ale rzeczywistość zawsze zaskakuje. I właśnie na tym polega jej piękno” – napisał Andrzej Poczobut. Grozi mu do 12 lat więzienia.
W październiku władze wpisały Poczobuta na „listę terrorystów”. Andrzej ma problemy z żołądkiem. Wcześniej informowano, że bardzo schudł, ponieważ prawie nic nie je, z wyjątkiem więziennej owsianki.
Andrzej Poczobut jest jedyną z pięciu osób zaangażowanych w tzw. „sprawę polską”, która pozostaje za kratkami. Wiadomo też, że jesienią 2021 r. Poczobut odmówił napisania prośby o ułaskawienie do Łukaszenki.
10 lat temu Andrzej Poczobut został skazany na karę więzienia w zawieszeniu za rzekome zniesławienie Aleksandra Łukaszenki. Został zwolniony z odbywania kary, ponieważ nie złamał prawa – sąd wyższej instancji nie dopatrzył się w jego słowach zniesławienia.
/kresy24.pl/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!