Historia

Hunowie

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Przez trzysta lat prototurecki lud Xiongnu (匈奴) panował nie tylko na mongolskich stepach, ale okresowo potrafił narzucić swą władzę ludom zamieszkującą sporą część Azji. Jednakże w drugiej połowie lat osiemdziesiątych I wieku Xiongnu ponieśli serię klęsk, po której już się nie podnieśli. W 87 roku w walkach z protomongolsim ludem Xianbei (鲜卑) zginął stojący na ich czele Yōuliú Chányú (優留單于), z którego zwycięzcy zdarli skórę. Dwa lata później “dobił” ich chiński generał Dòu xiàn (竇憲).

Dzieje protorureckich ludów Xiongnu i Dingling opisałem tutaj:

Zdaniem większości badaczy część pokonanych wówczas Xiongnu udała się na zachód i to od nich mieli pochodzić Hunowie, którzy na przełomie starożytności i średniowiecza odegrali tak ważną rolę w dziejach Europy. Obecność Hunów (Χοῦνοι) w Europie po raz pierwszy odnotowana została przez Ptolemeusza (zm. ok. 168 r.), który wymienia ich pośród ludów Sarmacji Europejskiej. Analiza jego tekstu pozwala przyjąć, że Hunowie żyli wówczas między Donem i Manyczem na północy, górnym biegiem Kubania na południu i Morzem Azowskim na zachodzie. Na wschodzie ich terytorium mogło się rozciągać aż do Morza Kaspijskiego i regionu ujścia Wołgi. Także Jordanes, opisując wydarzenia rozgrywające się w drugiej IV wieku i powołując się na Priskosa, pisał, iż Hunowie mieszkali na wschód od Morza Azowskiego (“po drugiej stronie Błot Meockich”). Oddajmy w tym miejscu głos Jordanesowi:

„Jak podaje historyk Priskos, okrutny naród Hunów, siedząc po drugiej stronie Błot Meockich, nie znał innego zajęcia prócz polowania – jeżeli pominąć fakt, że kiedy wzrósł do rozmiarów plemienia, mącił pokój sąsiednich szczepów podchodami i grabieżami. Pewnego razu myśliwi huńscy, szperając jak zwykle za zwierzyną po swoim brzegu Błot Meockich, spostrzegają nagle łanię, która wchodzi w bagno i już to posuwając się naprzód, już to przystając, najwyraźniej wskazuje drogę. Postępując za nią myśliwi przekroczyli pieszo Błota Meockie, które dotąd uważali za morze nie do przebycia. Skoro ich oczom ukazała się nieznana ziemia scytyjska, łania natychmiast znikła. […] Myśliwi zaś, którzy w ogóle nie słyszeli o istnieniu innego świata za Błotami Meockimi, na widok ziemi scytyjskiej wpadają w zachwyt, a że z natury są bystrzy, z miejsca wnoszą, że szlak nie znany do tej pory nikomu, został im odkryty przez siły nadprzyrodzone. Z tym nastawieniem wracają co domu, opowiadają o zdarzeniu, chwalą Scytię i z powodzeniem nakłaniają ziomków do wyprawy na drugi brzeg błot drogą, którą wskazała łania.”

Tak miały rozpocząć się wielkie huńskie podboje. Jordanes pisze dalej:

„Wszystkich Scytów, na których się natknęli u progu nowej ziemi, złożyli w ofierze zwycięstwu. Resztę ujarzmili i obrócili w poddanych. Ledwo bowiem przekroczyli ogromne błota Meockie, niczym huragan ludów porwali osiadłych na kresach Scytii Alpidzurów, Alkildzurów, Itimarów, Tunkarsów i Boisków. Również Alanów, w boju równorzędnych przeciwników, lecz całkiem odmiennych pod względem kultury, trybu życia i powierzchowności, osłabiając w częstych walkach na koniec ujarzmili. Nawet bowiem wśród ludów, których w wojnie najprawdopodobniej nie pokonali, samym swoim widokiem wzniecali paniczny lęk i popłoch. Grozę sieją przede wszystkim swym obliczem: przerażająco śniadzi, posiadają nie twarz lecz, za przeproszeniem, bezkształtny placek, z dziurkami zamiast oczu. Groźny wygląd zdradza butnego ducha. Srożą się nawet w stosunku do rodzonych dzieci od pierwszego dnia życia. Chłopcom nacinają żelazem policzki, by uczyli się znosić ból ran, nim zasmakują mleka matki. Dlatego starzeją się gołobrodymi i dojrzewają bez wdzięku, ponieważ twarz, rozorana żelazem, wskutek blizn nie pokrywa się w porę ozdobą młodości – zarostem. Są drobnego wzrostu, lecz w ruchach sprężyści i zwinni, w jeździe konnej niezrównani. Szerocy w barach, sprawnie władają łukiem i strzałami. Karki mają krzepkie i zawsze hardo podniesione. Pod postacią ludzi żyją w dzikości zwierząt.”

Wódz rzymski, a zarazem kronikarz, autor kapitalnego dzieła historycznego, pomyślanego jako kontynuacja tacytowych Dziejów, obejmującego lata 96 – 378, Ammianus Marcellinus, dał następujący opis huńskich zwyczajów:

 „Maleńkim chłopcom nacina się u Hunów policzki żelazem, i to głęboko, aby blizny powstrzymywały wykłuwanie się zarostu. Tak więc starzeją się bez brody, podobni eunuchom. Budowy są krępej i silnej, karki mają grube; przeraźliwie brzydcy i koślawi przypominają bestie dwunogie albo owe z gruba ciosane słupy o ludzkich obliczach przy poręczach mostów. Nie potrzebują ani ognia, ani też przypraw do jedzenia. Żywią się bowiem korzeniami roślin dziko rosnących i półsurowym mięsem jakiegokolwiek zwierzęcia; podkładają kawałki pomiędzy uda swoje a grzbiet konia i tak je nieco ogrzewają. Nigdy nie wychodzą do krytych domostw, unikając ich niby grobowców. Toteż nie znajdzie się u nich nawet namiot zwieńczony choćby poszyciem trzciny. Krążą tu i tam po górach i lasach, przyzwyczajeni już od kolebki do znoszenia głodu i pragnienia. Ale i na obczyźnie nie wejdą do domu, chyba że przymusi ich do tego ostateczna konieczność; uważają bowiem, że dach nie daje bezpieczeństwa. Odzież ich to szmaty lniane albo zszyte ze skórek myszy leśnych; a nie mają innej sukni na użytek domowy, innej zaś wyjściowej. Gdy raz włożą na szyję koszulę barwy szarej, nie wcześniej ją zdejmą lub zmienią, póki sama się nie rozpadnie na kawałki od brudu. Głowy przykrywają okrągłymi czapami, mocno owłosione nogi skórami koźlimi, a buty ich, nie obrobione na żadnym kopycie, nie pozwalają im stąpać swobodnie.

Dlatego też niezbyt się nadają do walki pieszej; są rzeczywiście przytwierdzeni do swych koni, wytrzymałych wprawdzie, lecz szpetnych. Siadują na nich niekiedy po kobiecemu i tak załatwiają wszelkie sprawy codzienne. Spędzają na koniu dni i noce; kupują i sprzedają, jedzą i piją, a pochyleni nad karkiem zwierzęcia zapadają w sen głęboki. Gdy się odbywa narada poświęcona sprawom najważniejszym, wszyscy biorą w niej udział tymże sposobem: siedzą na swych koniach. Nie są poddani żadnym surowym rządom królewskim, wystarcza im czasowe przywództwo możnych. Idąc naprzód przełamują łatwo każdą przeszkodę. W bitwach uderzają klinami, wyjąc przy tym dziko głosami różnymi. Niesłychanie szybcy i zwinni, potrafią umyślnie rozproszyć się po to, by nagle zaatakować; a ponieważ nie posuwają się w zwartych szykach, mogą rozbiegać się na wszystkie strony i dokonywać rzezi na szerokich obszarach. Nie widzi się natomiast nigdy, by szturmowali umocnienia lub rabowali obóz nieprzyjacielski; tak bardzo zależy im na chyżości.

Wojownicy to niebezpieczni. Najpierw, jeszcze z daleka, ciskają dzidy o kościanych ostrzach, dobrze przytwierdzonych sztuką zadziwiającą. Potem od razu przemierzają galopem przestrzeń, co dzieli ich od przeciwnika i walczą wręcz żelazem, z całkowitą pogardą własnego życia. A kiedy wróg całą uwagę skupia tylko na ostrzu oręża, niespodziewanie zarzucają nań skręcone powrozy; tak skrępowany nie może już w ogóle się poruszać. Wśród Hunów nikt nie orze, nikt nawet nie dotknie pługa. Nie mając stałych siedzib podobni są stale uciekającym. Za mieszkania służą im wozy. Tam ich małżonki szyją ową odzież, co wstręt budzi, tam miłość uprawiają i wychowują dzieci, póki nie podrosną. Toteż żaden z nich nie potrafi powiedzieć, skąd pochodzi: gdzie indziej bowiem został poczęty, gdzie indziej zrodzony, i jeszcze gdzie indziej wychowany. Podczas rozejmu ufać im nie wolno, tak są zmienni, tak podatni na każdy powiew jakiejkolwiek nadziei, gotowi na wiele, byle zadowolić zryw nagłej wściekłości. Niby tępe bydlęta nie mają żadnego pojęcia, co uczciwe, a co nie. Mowa ich pokrętna i ciemna, a część jakiejś religii lub choćby tylko zabobonu w niczym ich nie krępuje. Pałają wszakże niezmierną żądzą posiadania złota.”

W roku 375 n.e. Hunowie podbili Państwo Ostrogotów, stając się w jednej chwili pierwszą potęgą tej części świata. Oddajmy ponownie głos Jordanesowi, który w taki oto sposób opisał klęskę Ostrogotów w wojnie z Hunami:

„Ujrzawszy ród wojowników nad wojownikami, gnębiciela mnogich szczepów, Gotowie wpadają w trwogę i rozmyślają wraz ze swoim królem, w jaki sposób usunąć się przed wrogiem.

Ermenryk więc, król Gotów, z powodu nadejścia Hunów pogrąża się w tak głęboką zadumę, że chociaż, jak przedstawiłem wyżej, odnosił dotąd triumfy nad wieloma szczepami, teraz daje się podejść wiarołomnemu ludowi Rosomonów, który, podobnie jak inne ludy, pokornie mu służył. Kiedy bowiem niewiasta rosomońska imieniem Sunilda, zdradziecko opuściła swego męża, a król (Ermenryk) w porywie szalonego gniewu kazał przywiązać ją do dzikich koni i przez spięte do galopu rozerwać na strzępy, bracia straconej Sarus i Aromius, – mszcząc śmierć siostry, pchnęli go mieczem w bok. Osłabiony raną Ermenryk wegetował jako chory człowiek.

Wiadomość o lichym stanie jego zdrowia przecieka na zewnątrz. Król Hunów, Balamber, nie przepuszcza okazji. Rusza z wojskiem na połać ziem gockich w posiadaniu Ostrogotów; Wizygotowie bowiem, przeprowadzając jakieś swoje zamiary, już się od wspólnoty z Ostrogotami odłączyli. Wśród tych wydarzeń Ermenryk, nie mogąc znieść zarazem cierpienia spowodowanego raną i trosk w związku z najazdem huńskim, sędziwy i pełen dni w sto dziesiątym roku swego żywota wyzionął ducha. Jego śmierć dała Hunom sposobność zdobycia przewagi nad odłamem Gotów, którzy, jak mówiłem, siedzieli od strony wschodniej i nosili miano Ostrogotów.

Drugi ich odłam, z siedzibami od strony zachodniej, czyli Wizygotowie, przerażeni trwogą swoich krewnych, długo radzili nie wiedząc co począć w obliczu nawały huńskiej. Wreszcie za wspólną zgodą wyprawiają posłów do Romanii. Proszą, by cesarz Walens, brat starszego cesarza, Walentyniana, dał im pod uprawę część Tracji lub Mezji. Przyrzekają, że w zamian za to będą żyć według jego praw i postępować stosownie do jego rozkazów. Aby wzbudzić większe zaufanie, obiecują przejść na chrześcijaństwo, jeżeli cesarz pośle im nauczycieli, władających językiem gockim. Walens z radością zezwala na to, o co sam był gotów zabiegać. Wpuszczając Getów do Mezji, wznosi niejako mur dla osłony swego państwa przed zakusami pozostałych szczepów.”

Tak więc Ostrogoci poddali się władzy najeźdźców, Wizygoci zaś, nie chcąc podzielić ich losu, porzucili swoje siedziby i przeprawiwszy się przez Dunaj, udali się z całym dobytkiem na terytorium Cesarstwa Rzymskiego. Wkrótce jednak doszło do ostrego konfliktu pomiędzy Rzymianami a przybyłymi na terytorium rzymskie Wizygotami. 9 sierpnia 378 r. pod Adrianopolem Wizygoci rozgromili wojska rzymskie dowodzone przez cesarza Walensa, który poległ był na polu bitwy. Przez kilkadziesiąt lat Wizygoci błąkali się po terytorium rzymskim, grabiąc je i plądrując. W 410 roku doszczętnie złupili Rzym, po czym osiedlili się w Galii, tylko nominalnie uznając zwierzchnictwo cesarza. Ukształtowany w ciągu stuleci porządek polityczny, gospodarczy i społeczny walił się niczym domek z kart.

Ammianus Marcellinus nie podaje imienia wodza huńskiego, który miał stać na czele Hunów, gdy ci dokonywali podboju kraju Ostrogotów, a z zamieszczonego wcześniej cytatu można wręcz wnosić, iż – wedle tegoż Ammianusa Marcellinusa – nie posiadali oni w tym czasie króla, lecz dowodził nimi (wybrany doraźnie) jeden ze znamienitszych Hunów.

Tymczasem Jordanes podaje, że na czele Hunów stał w momencie rozprawy z Ostrogotami król imieniem Balamber, przy czym dzieło Jordanesa jest jedynym źródłem, w którym pada jego imię. Czy więc ów Balamber był królem, czy tylko jednym ze znamienitszych Hunów, obranym doraźnie dowódcą wojsk?

A czy Hunowie posiadali własne pismo? Do niedawna odpowiedź zdawała się być oczywista, ale oto podczas wykopalisk prowadzonych w latach 2013-2015 pod okiem Państwa Islamskiego (ISIS) w starożytnym mieście Sura, koło Rakki, na północy Syrii, na fragmencie starożytnej kolumny odkryto napis, który nie tylko ma świadczyć o pobycie tam wojsk Hunów, ale także o tym, że Hunowie mieli własne pismo.

Zdjęciom przyjrzał się Ali Othman, ekspert zajmujący się późną starożytnością. poddając analizie w szczególności ów napis. W wyniku intensywnych badań, którym poddano inskrypcję, badacze doszli do wniosku, że została ona napisana w typie tureckiego rytu, który był znany z dorzecza Jeniseju, w południowej Syberii (tyle, że najstarsze jego zapisy pochodzą z VII wieku…). W związku z tym poproszono uczonych turkologów o odczytanie napisu.

Dr Cengiz Saltaoğlu stwierdził, że w inskrypcji widnieje nazwisko Kurçika, jednego z dowódców Hunów. „Oczywiście, w inskrypcji są pewne dane tekstowe, takie jak imię osoby, „Apa Kurçik”. Mamy tu imię jednego z przywódców najazdu Hunów na region za Kaukazem w latach 395-396. Słowo „Apa” odpowiada wojskowej szarży zachodniohuńskiego dowódcy, Kurçika, która jest również używana w starotureckich inskrypcjach znad rzeki Orchon, a oznacza „wysoką rangę”. […] Jest to pierwsza znana jak dotąd inskrypcja europejskich Hunów. Jednocześnie jest to najstarszy znany obecnie dokument pisany w języku tureckim” – powiedział Saltaoğlu.

„Co do treści napisu, to jest to napis o śmierci wysokiej rangi osobistości wojskowej o imieniu Kurçik, czyli zachodniohuńskiego dowódcy” – tłumaczy Saltaoğlu, dodając, że dalej mamy napis „Niech jego wierni towarzysze śpią spokojnie”. Saltaoğlu zwraca uwagę, iż w źródłach z epoki pojawia się informacja o ekspedycji Hunów za Kaukaz, która miała miejsce w latach 395-396 i której jednym z dowódców był Kurçik, który „zginął w walce podczas najazdu europejskich Hunów i został tam pochowany”.

Niestety, inskrypcja znana jest tylko ze zdjęcia. Nie wiadomo, gdzie znajduje się kolumna, na której była umieszczona, a nawet, czy przetrwała walki, jakie miały tam miejsce pomiędzy oddziałami ISIS i Kurdami, którzy ostatecznie zdobyli ten region. No, chyba że mamy do czynienia z wielkim fałszerstwem…

Drugim po Balamberze poświadczonym w źródłach rzymskich władcą Hunów był Uldin. Pierwsza wzmianka o nim pojawia się w kontekście wojny Rzymian z buntownikami (gockimi najemnikami w służbie rzymskiej), którymi dowodził Gainas. Wojna ta miała miejsce w roku 400, a Uldin wziął w niej udział w charakterze sojusznika cesarza rzymskiego Teodozjusza II. Później pojawia się on w źródłach jeszcze wielokrotnie (najczęściej jego imię wymieniają Zosimos i Priskos, ale też Chronica Gallica, Marcelinus Comes i in.). W 405 roku Uldin pomaga Teodozjuszowi II pokonać plądrujących cesarskie prowincje Gotów, na czele których stał niejaki Radagais.

W tym też czasie Hunowie najechali i zdobyli Kotlinę Karpacką, zmuszając do ucieczki zamieszkujące je dotąd ludy, w tym Wandalów – Hasdingów, którzy w swej wędrówce dotarli (przez Galię i Hiszpanię) aż do północnej Afryki. W wędrówce tej towarzyszyli im śląscy Silingowie, którzy w ten sposób rozstali się z ziemiami polskimi.

W 408 roku Uldin najechał Cesarstwo, zdobył Castra Martis w Mezji, po czym spustoszył Trację. Ale… nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Oto Teodozjusz II zbiera wielkie wojsko i rusza przeciwko Hunom, rozbija ich wojska, a Uldin ratuje się ucieczką. Huńska organizacja plemienna zaczęła się rozsypywać.

To są podstawowe informacje źródłowe na temat Uldina (oczywiście w dalekim skrócie). Nigdzie natomiast nie znalazłem wzmianki, z której można by wnioskować, kiedy ewentualnie mógł się on urodzić, kiedy wstąpił na tron i czy był on królem, czy tylko jednym z dowódców wojskowych.

Warto zwrócić uwagę, że imię Uldin Marcelinus Comes zapisał w formie Huldin. Biorąc pod uwagę to, iż Grecy z reguły pomijali spółgłoskę „H” na początku wyrazu (dlatego Ermaneryk zamiast Hermaneryk, dlatego Elweonowie, zamiast Helweonowie, dlatego Erulowie zamiast Herulowie itd.), można domniemywać, że to właśnie łacińskie Huldin bliższe było brzmieniu imienia tego huńskiego władcy. A imię Huldin brzmi jakby podobnie do imienia Humli, które to występuje wielokrotnie w Herwararsadze (na pewno brzmi bardziej podobnie niż Rugila i Ruas, a tu w zasadzie nie ma wątpliwości, że chodzi o jedną i tę samą osobę). Nie należy jednak wykluczać, że Humli po prostu rządził Hunami po Balamberze a przed Uldinem, który to w źródłach pojawia się dopiero w kontekście wydarzeń z roku 400.

Przypomnijmy, że Humli miał być ojcem Sifki, porwanej przez Heidreka, króla zamieszkujących ówcześnie dzisiejsze ziemie polskie Hreidgotów, występujących w źródłach także pod nazwą Gepidów, przy czym jego panowanie nad Hunami, jak wynika z treści Herwararsagi, musiało trwać dość długo. On to miał rządzić Hunami, gdy w początkowym okresie rządów Heidreka doszło do pierwszej wojny Hreidgotów z Hunami. On też miał stać na czele Hunów, gdy ci wyprawili się przeciw Hreidgotom już po śmierci Heidreka.

Kolejnym po Uldinie władcą huńskim poświadczonym w źródłach jest Charaton, wymieniony przez Olympiadora z Teb, który posłował do niego w roku 412 naszej ery, przy czym z przekazów Zosimosa i Priskosa można wysnuć wniosek, że po klęsce Uldina w wojnie z Teodozjuszem II Hunowie nie stanowili monolitu.

Dodajmy, że Chronica Gallica opisuje wojnę, jaką stoczył cesarz Walentynian z uzurpatorem Bonifacjuszem. Wojna ta miała miejsce w roku 432, a cesarza Walentyniana wspierali Hunowie, którymi dowodził Rugila. Taż sama Chronica Gallica w roku 434 odnotowuje, że Rugilę zastąpił Bleda (pod rokiem 446 widnieje informacja o zamordowaniu Bledy przez Attylę).

Tegoż to Rugilę Priskos nazywa Ruasem. To właśnie Ruas miał zjednoczyć Hunów oraz wznowić podboje. Szczególnie dał się on we znaki Cesarstwu Wschodniorzymskiemu. Przekroczył bowiem Dunaj i zajął Panonię, a w zamian za pokój zażądał od Cesarza rocznego trybutu w wysokości 700 funtów złota.

Ruasem nazywał Rugilę także Jordanes, aczkolwiek trudno z tego faktu wyciągać jakiekolwiek wnioski, bowiem zdaniem większości badaczy informację, którą za chwilę pozwolę sobie zacytować, Jordanes miał zaczerpnąć z zaginionej partii dzieła Priskosa. Nie wiemy więc, czy imię owego władcy huńskiego brzmiało w rzeczywistości Ruas czy Rugila (a może jeszcze jakoś inaczej). Tymczasem wróćmy do dzieła Jardanesa, który przytacza w nim relację Priskosa, który to w roku 448 udał się z misją dyplomatyczną do Attyli:

„Przeprawiwszy się przez ogromne rzeki, którymi są Tisia, Tibisia i Drikka, dotarliśmy do miejscowości, gdzie ongiś witeź gocki Vidigoia padł ofiarą podstępu Sarmatów. Stąd niebawem doszliśmy do wioski, w której przebywał król Attila; podkreślam, wioski na kształt rozległego miasta. Naszym oczom ukazały się drewniane ściany ze lśniących desek, tak szczelnie spojonych, że nawet wpatrując się bacznie z trudem dostrzegłbyś wiązania. Zwalistością brył zwracały uwagę izby biesiadne, wzdłuż i wszerz biegły bogato zdobione podcienia. Plac, za potężnym koliskiem ogrodzenia, samym swym rozmiarem wskazywał, że służy za królewski dziedziniec. Taki dwór posiadał król Attila panujący nad całym światem barbarzyńskim; tak urządzone siedlisko przedkładał nad zdobyte miasta.”

Dalej Jordanes pisze:

„Attila był rodzonym synem Mundzuka. Wiadomo, że bracia Mundzuka, Otkar i Ruas sprawowali władzę królewską przed Attilą – jakkolwiek nie nad wszystkimi ludami, nad którymi panował Attila. Po zgonie obu królestwo Hunów odziedziczył Attila razem ze swoim bratem Bledą. By podołać wrogom, przed wyprawą, do której się sposobił, zdwaja siły drogą bratobójstwa. Po trupach swoich bliskich zdąża do pożogi powszechnej.”

Wydaje się, że podbój Hreidgotalandu przez Hunów nastąpił, kiedy nad tymi ostatnimi panował właśnie Attyla:

Tymczasem wróćmy do dzieła Jordanesa, gdzie znajdujemy obszerny opis kampanii przeciwko Rzymianom i Wizygotom, która miała miejsce w roku 451:

„Kiedy więc zgładził [Attila] podstępnie brata Bledę, który panował nad dużym odłamem Hunów, zjednoczył cały naród pod swoim kierownictwem. Zebrawszy poza tym mnóstwo wojska spośród innych szczepów, którym narzucił zwierzchnictwo, zapragnął ujarzmić oba przodujące ludy świata: Rzymian i Wizygotów. Podają, że zgromadził w sumie pięćset tysięcy żołnierzy.

Był człowiekiem, który przyszedł na świat, by trwożyć ludy i napawać postrachem kraje. Niepojętym zrządzeniem losu wszędzie wzniecał grozę. Wszędzie go znano i przedstawiano w sposób mrożący krew w żyłach. A jaki miał wygląd i charakter? Kroczył dumnie, rzucając bystro wzrokiem w prawo i w lewo. Z samych jego ruchów przezierała potęga i buta. Lubował się w wojnach, lecz sam z umiarem sięgał po miecz. W radzie górował nad wszystkimi. Na słowa błagalników czuły, w stosunku do osób, którym raz zawierzył, łaskawy. Niskiego wzrostu o szerokiej klatce piersiowej, dużej głowie, małych oczach, rzadkiej brodzie, włosach przyprószonych siwizną, płaskim nosie i śniadej cerze – we wszystkim zdradzał swe pochodzenie.

Dufny z natury, utwierdził się w swym zadufaniu przez znalezisko miecza Aresa. Miecz ów uchodził zawsze za świętość wśród królów scytyjskich, odkryto go zaś, jak podaje Priskos, w następujących okolicznościach: – Pewien pasterz dostrzega w swym stadzie kulejącą cielicę, lecz na próżno docieka, co spowodowało jej ranę. Zaniepokojony, idzie po śladach krwi i wreszcie dochodzi do miecza, na który pasące się zwierzę nieopatrznie nadepnęło. Wykopuje go i natychmiast odnosi Attili. Król cieszy się darem i z typowym dla siebie zarozumialstwem wnosi, że mu poruczono cały świat, a przez miecz Aresa przyznano władztwo nad wojnami.

Attila więc gotuje się do wzniecenia pożogi światowej. Widząc, na co się zanosi, wspomniany niedawno Gejzeryk, król Wandalów, mnogimi darami podjudza go do wojny przeciw Wizygotom. Obawia się bowiem, by król Wizygotów. Theodorid, nie dochodził krzywdy, wyrządzonej swojej córce. Poślubiona Hunerykowi, synowi Gejzeryka, królewna wizygocka zrazu nie miała żadnych powodów do skargi na swoje małżeństwo. Później jednak Gejzeryk, który również pastwił się nad swoimi bliskimi, powziął podejrzenie, że przyrządziła truciznę (mężowi). Kierując się samym podejrzeniem, skazuje ją na obcięcie nosa i oderżnięcia uszu. Pozbawioną naturalnej krasy odsyła ojcu do Galii, by widokiem szpetnym jak śmierć zawsze budziła litość, aby przez akt okrucieństwa, które wstrząsnęło nawet osobami postronnymi, jak najbardziej ugodzić rodzica.

Attila zatem, ulegając przekupstwom Gejzeryka, wydaje na świat od dawna poczęty płód – wojnę. Pierwej jednak wyprawia posłów do Italii, na dwór cesarza Walentyniana. Sieje zarzewie niezgody pomiędzy Gotami i Rzymianami, by przez wewnętrzną waśń wygubić przeciwników, których potęgą nie mógł wstrząsnąć na polu bitwy. Oświadcza cesarzowi, że w niczym nie narusza przyjaznych stosunków z rzecząpospolitą, lecz staje w boju z samy Theodoridem, królem Wizygotów. W trosce o życzliwe przyjęcie swych słów przez adresata, resztą listu zapełnia utartymi formułami pochlebstw i pozdrowień. Usiłuje kłamstwo uczynić wiarygodnym.

Pismo, utrzymane w podobnym tonie, skierował do króla Wizygotów, Theodorida, zachęcając go do odstąpienia od przymierza z Rzymianami i przypominając kampanie, jakie niedawno organizowano przeciw niemu. Przy skrajnej dzikości szczwany człowiek, nim dobył miecza, walczył przy pomocy wybiegów i sztuczek.

Wtedy cesarz Walentynian skierował do Wizygotów i ich króla, Theodorida, poselstwo z orędziem następującej treści: „Mądrość wasz, najdzielniejsi z plemion, winna was pchnąć na drogę sprzysiężenia przeciw tyranowi całego kręgu ziemskiego, człowiekowi, który pragnie mieć świat w powszechnej niewoli, który nie szuka powodów do wystąpień zbrojnych, lecz każde swoje posunięcie uważa za uzasadnione. Ramieniem odmierza zasięg swych dzierżaw, samowolą pychę syci. Lekceważąc prawo ludzkie i boskie, zagraża nawet porządkowi naturalnemu. Zasługuje zaś na ogólną nienawiść, kto odnosi się wrogo do wszystkich pospołu. Przypomnijcie sobie, proszę, czego z pewnością nie można zapomnieć, że Hunowie gromią przeciwników nie w wojnie, gdzie porażka jest normalnym zjawiskiem, lecz zasadzając się podstępnie, co zawsze spędza sen z powiek. Pomijając już nas, czyż możecie tak spokojnie, nie zakosztowawszy zemsty, znosić ich butę? Potężni militarnie, zważcie na swoje cierpienia i łączcie się we wspólnej akcji. Spieszcie z pomocą rzeczypospolitej, której część do was należy. Jak zaś skwapliwie powinniśmy zabiegać o przymierze i jak niewzruszenie go przestrzegać, zapytajcie wrogów o zdanie!”

Uciekając się do argumentów w tym duchu, posłowie Walentyniana poruszyli do głębi króla Theodorida, który odpowiedział w następujących słowach: „Ziszczone wasze pragnienie, Rzymianie. Uczyniliście Attilę i naszym wrogiem. Pójdziemy na niego, gdziekolwiek rzuci wyzwanie. Chełpi się ze zwycięstw nad różnorakimi ludami, lecz Gotowie umieją toczyć bój z pysznymi. Według mnie, żadna wojna nie zasługuje na miano ciężkiej, chyba że jest prowadzona w imię złej sprawy. Żaden cios nie przeraża, gdy sprzyja cesarski majestat!”

Naczelnicy okrzykiem wyrażają poparcie dla odpowiedzi wodza. Z radością wtóruje rzesz. Wszyscy rwą się do walki, z tęsknotą już wyglądają wrogów huńskich. Król Theodorid wyrusza w pole z nieprzeliczonymi zastępami Wizygotów. Czterech synów, Fryderyka, Euryka, Retemera i Himnerita, zostawia w domu, zabierając z sobą, jako towarzyszy trudów, dwu najstarszych, Thorismuda i Teodoryka. Szczęsna wyprawa, niezawodna pomoc, słodka wspólnota władzy, kiedy przy boku masz osoby, które razem z tobą nawet głowę nadstawiają z radością.

Ze strony rzymskiej zaś patrycjusz Ecjusz, podpora zachodniej połaci rzeczypospolitej, wykazał taką przezorność, że przeciw dzikiemu mrowiu wroga zgromadziły się zewsząd nie ustępujące mu liczebnie zastępy wojowników. W charakterze oddziałów posiłkowych ściągnęli Frankowie, Sarmatowie, Armoricjanie, Puszczeni, Burgundowie, Saksonowie, Brzegowi, Brytonowie, niegdyś żołnierze rzymscy, lecz wtedy już służący w kategorii oddziałów posiłkowych, tudzież inne szczepy, tak celtyckie jak germańskie.

Do spotkania dochodzi na Polach Katalaunijskich, nazywanych też Mauriackimi, mających sto leug, jak mówią Galowie, na długość i siedemdziesiąt leug na szerokość; galijska leuga zaś mierzy tysiąc pięćset kroków (rzymskich). Ów skrawek ziemi skupia więc nieprzeliczone narody. Zderzają się armie, obie wzór dzielności. Nikt nie stosuje podjazdów. Wre regularny bój.

Jakaż siła zdołała poruszyć takie morze ludzkie? Jakaż nienawiść ogarnęła wszystkich? Okazuje się, że rodzaj ludzki żyje dla królów, skoro z niezdrowego porywu jednego umysłu wynika rzeź narodów i z woli dumnego króla w krótkim ułamku czasu niszczeje to, co na przestrzeni wielu stuleci natura wydała na świat.

Zanim przedstawimy szczegółowo przebieg samej bitwy, wypada powiedzieć kilka słów o operacjach wojennych w ogóle, ponieważ cała kampania jest równie sławna, jak bogata w zdarzenia i zagmatwana. – Otóż Sangiban, król Alanów, przerażony widmem wypadków, obiecuje poddać się Attili i przekazać mu we władanie położony w Galii gród Aureliański, wtedy swoje stanowisko. Dowiedziawszy się o pertraktacjach, Theodorid i Ecjusz przed nadejściem Attili sypią wokół wspomnianego grodu potężne szańce. Pilnują też podejrzanego Sangibana. Umieszczają go wraz z plemieniem Alanów w środku swego wojska między innymi oddziałami posiłkowymi.

Stropiony obrotem spraw Attila, król Huynów, traci zaufanie w swoje siły. Lęka się nawiązania walki. Obmyślając ucieczkę, smutniejszą nad śmierć, postanawia wybadać przyszłość przez wróżów. Wpatrując się w trzewia bydląt i żyłki na kościach, obskrobanych z mięsa, wróżowie obwieszczają, że Hunom grozi nieszczęście. Drobną pociechę w złej wieszczbie stan owi zapowiedź, że naczelny wódz po stronie wrogów polegnie i swoją śmiercią przygasi radość ze zwycięskiego spotkania. Słowa wróżów podniecają Attilę. Uważa, że nawet za cenę swojej zguby powinien dążyć do śmierci Ecjusza, ponieważ ów zagradzał mu drogę. Jak zawsze pomysłowy w sprawach wojennych, z drżeniem serca rozpoczyna bitwę około dziewiątej godziny dziennej, aby w razie porażki szukać ocalenia w nadciągającej nocy.

Jak już mówiłem, powaśnione strony spotkały się na Polach Katalunijskich. Teren, obrany na miejsce zapasów, podnosił się łagodnie i na koniec wybrzuszał w pokaźnych rozmiarów wzgórze, którym jedno i drugie wojsko pragnęło zawładnąć. Z sukcesem pod tym względem wiązały się bowiem duże korzyści natury strategicznej. Prawą część wzgórza obsadzili Hunowie ze swymi sojusznikami, lewą Rzymianie i Wizygotowie z oddziałami posiłkowymi. O wierzchołek wszczynają bój.

Prawe skrzydło dzierżył Theodorid z Wizygotami, lewe Ecjusz z Rzymianami. W środek posłali Sangibana, który, jak rzekłem wyżej, przewodził Alanom. Przezorność żołnierska nakazuje, by sojusznik, którego lojalność budzi zastrzeżenia, miał po bokach rzeszę wiernych wojownikó. Łatwo bowiem pchniesz do walki osobę, której utrudniasz ucieczkę.

Naprzeciw wojsk rzymsko-gockich rozwinęli szyki Hunowie w następującym porządku. W środek wsunął się Attila z najdzielniejszymi wojownikami. Myślał o swojej skórze. Liczył, że otoczony rodzimego plemienia jest poza zasięgiem bezpośredniego niebezpieczeństwa. Na skrzydłach rozstawiły się mnogie narody i różnorakie szczepy, którym narzucił zwierzchnictwo. Przodowało wojsko Ostrogotów pod wodzą trzech braci: Valamera, Thiudimera i Vidimera, znakomitszego pochodzenia niż król, któremu służyli. Przysparzała im blasku potęga rodu Amalów.

Krzątał się tam również na czele nieprzeliczonych zastępów gepidzkich, przesławny król Ardaryk, który z powodu szczególnej wierności w stosunku do Attili brał udział w jego naradach. Oceniając bowiem ludzi z typową swoją przenikliwością, Attila polubił Ardaryka i Valamera, króla Ostrogotów, nad innych naczelników plemiennych. Był zaś Valamer człowiekiem dyskretnym, uprzejmym w rozmowie, z daleka umiejącym zwietrzyć podstęp. Ardaryk natomiast, jak powiedziałem, słynął z rady. Obu zatem ufał król Hunów, chociaż stawali do walki przeciw swym krewnym Wizygotom. Pozostały zaś, jeśli godzi się tak powiedzieć, tłum królów i naczelników plemiennych, jak pachołkowie czekali na skinienie Attili. Gdy pan mrugnął okiem, biegli bez szemrania, drżąc z lęku, a w każdym razie pilnie wykonując rozkazy. Sam Attila., król wszystkich królów, ponad głowami wszystkich o wszystko się troszczył,”

Zwróćmy uwagę, że choć więc Ostrogoci i Gepidowie walczyli po „złej stronie”, Jordanes stara się przedstawić ich w pozytywnym świetle. Ale wróćmy do jego relacji:

„Rozgorzała więc bitwa o ważny punkt strategiczny, który dopiero co wspomniałem. Attila poleca swoim wtargnąć na wierzchołek wzgórza. Lecz Theodorid i Ecjusz są szybsi. Wdarłszy się na szczyt wzniesienia, z wyżyn swego stanowiska panują nad sytuacją i nacierających Hunów bez trudu rozpraszają.

Kiedy Attila widzi swoje wojsko w rozsypce, uznaje za stosowne podnieść je na duchu imrpowizowaną przemową: „Po zwycięstwach nad mnogimi ludami, po ujarzmieniu – jeśli nie ustąpicie – kręgu ziemskiego, uważałem za absurd, by was, niczym rekrutów bez zaprawy bojowej, zagrzewać słowami. Dobre to dla nowego wodza, bądź dla niedoświadczonego wojska. Nie przystoi mi mówić banałów, tak jak wam nie wypada ich słuchać. Do czegoż innego nawykliście niż do wojen? Dzielny mąż rozkoszuje się dochodząc swych roszczeń z mieczem w dłoni. Błogosławi naturę, kto z jej łaski zaspokaja głód zemsty. Śmiało zatem uderzamy na wroga. Zawsze odważniejsi nacierają. Lekceważcie zlepek różnojęzycznych plemion. Tchórz szuka obrony w sojuszach. Popatrzcie, zanim ich przycisnęliśmy, już są w strachu. Szukają wysokich stanowisk, zagarniają wzgórza i w spóźnionym żalu otwarte pole usiłują przekształcić w warownię. Doskonale wiecie, jak słabi są Rzymianie. Paraliżuje ich, nie powiem, pierwsza rana, lecz sam kurz, kiedy kroczą ramię w ramię zespalając szereg pokrywą tarcz na kształt żółwia. Bijcie ich jak zawsze z uporem. Lekceważąc formacje rzymskie, ruszajcie na Alanów, dobierzcie się do skóry Wizygotom. Tam szukajmy szybkiego zwycięstwa, gdzie rozstrzygają się losy wojny. Po podcięciu ścięgien członki wiotczeją, osuwa się ciało, któremu wydrzesz kościec. Niechaj otucha wstąpi do waszych serc, niech, jak zawsze rozsadza je szał bojowy. Teraz Hunowie, czas na pomysły, teraz pora chwytać krzepko za broń. Otrzymałeś ranę, połóż trupem przeciwnika, szczęśliwie jej uniknąłeś, pław się we krwi wrogów. Kto ma przeżyć, żaden pocisk go nie draśnie, komu śmierć pisana, i w domu padnie ofiarą przeznaczenia. Ostatecznie po cóż opatrzność prowadziłaby Hunów od wygranej do wygranej, gdyby ich nie przysposabiała do radości z dzisiejszego spotkania? Któż w końcu odsłonił naszym przodkom drogę przez błota Meockie, szczelnie zakryte od wieków? Któż sprawił, że jeszcze przed bezbronnymi pierzchli uzbrojeni? Oblicza Hunów nie zniosła zebrana rzesza. Nie mylę się co do wyroku losów: oto pole, obiecane przez mnogie zwycięstwa. Pierwszy ciskam pocisk we wroga. Kto będzie stał z założonymi rękoma, gdy walczy Attila, sam się pogrzebał!”

Na te słowa wszyscy się podrywają i jak jeden mąż rzucają w wir walki. I chociaż sytuacja napawa grozą, pod obecność króla żaden wojownik nie śmie grać na zwłokę. Dłoń sczepia się z dłonią. Szaleje bój różnorakiej postaci, dziki, zażarty, upiorny. Nie zna podobnych scen starożytność, a przecież opowiada o zdarzeniach tak godnych podziwu, że kto ich nie oglądał, nie mógł oświadczyć, że w swoim życiu widział coś nadzwyczajnego. Jeśli wierzyć ludziom podeszłego wieku, struga, która skromnym korytem płynie przez wspomniane pole, podniosła swój poziom wzbierając nie wskutek deszczów, jak zawsze, lecz od krwi poległych. Niesamowity przybór zamienił ją w rwący potok. Ranni cisnęli się do brzegów, by ugasić palące pragnienie i czerpali wodę zmieszaną z posoką. Nieszczęśnicy, z których los tak zadrwił, że dla ochłody pili krew, którą wylali ze swych żył pod ciosem wroga!

Tam król Theodorid, kiedy objeżdżał wojsko ze słowami pokrzepienia, strącony z konia i stratowany nogami swoich żołnierzy, w dojrzałej starości dokonał żywota. Inni powiadają, że padł od pocisku Andaga, ze strony Ostrogotów, którzy wtedy służyli pod znakami Attiliańskimi. Tak spełnia się przepowiednia wróżów z trzewi, udzielona Attili przed bitwą, chociaż ów przypuszczał że odnosi się do Ecjusza.

Wtedy Wizygotowi odłączają się od Alanów i nacierając z rozmachem na zastępy Hunów o mały włos nie kładą trupem samego Attilę – gdyby przezornie nie umknął w porę i nie zamknął się ze swymi wojskami w obozie, otoczonym wozami zamiast wału. Za tak kruchym ogrodzeniem szuka ratunku plemię, któremu do niedawna nie mogła się oprzeć żadna murowana warownia.

Syn króla Theodorida. Thorismud, który razem z Ecjuszem, uprzedzając Attilę, zajął był wzgórze i uderzając z wysoka zmusił wrogów do bezładnego odwrotu, teraz, w przeświadczeniu, że dociera do swoich hufców, wśród ciemności nocnych mimowolnie wpada na pojazdy wrogów. Bohatersko odparowuje ciosy, lecz ktoś rani go w głowę i zwala z konia. Uwolniony z potrzasku dzięki przezorności swoich, porzuca zamiar walki.

Podobnie Ecjusz, straciwszy w zamieszaniu nocnym kontakt ze swoimi oddziałami, błądził wśród wrogów. Wywiadując się ze strachem, czy Gotów nie spotkało co złego, wreszcie dociera do sojuszniczego obozu i resztę nocy spędza pod osłoną tarcz. O świcie następnego dnia, widząc, że pola są zalane stosami trupów, a Hunowie nie śmią wychylić się poza obóz, uważają, że odnieśli zwycięstwo. Wiedzą bowiem, że Attila nie unika bitwy, jeśli nie poniósł ciężkiej klęski.

Lecz nawet powalony, Attila nie plami się małostkowością. Dzwoni orężem, dmie w trąby, grozi napadem. Jak lew, nękany oszczepami przez myśliwych, miota się u wejścia do jaskini i chociaż nie śmie już wspiąć się, rykiem nadal sieje popłoch w okolicy, tak król, wojownik nad wojownikami, mimo że osaczony, przeraża swoich zwycięzców.

Zbierają się zatem Gotowie i Rzymianie na naradę i rztrząsają, jakie kroki podjąć w stosunku do pokonanego Attili. Dochodzą do wniosku, by się z nim uporać przez oblężenie, ponieważ nie miał zapasów żywności, a nie przypuszczać szturmu pod gradem strzał, którymi szyli łucznicy, rozstawieni wśród ogrodzeń obozowych.

Podają, że król Hunów, przy całej beznadziejności sytuacji, dumny do ostatka, wzniósł stos z siodeł końskich i na wypadek, gdyby wtargnęli do obozu, zamierzał rzucić się w płomienie. Wolał sam położyć kres swoim dniom, niż dopuścić, by ktoś cieszył się z zadania mu rany bądź by pan tak mnogich ludów dostał się w ręce nieprzyjaciół.

Oblężenie się przedłużało. W miarę upływu czasu Wizygotowie dopytują się o króla, synowie o ojca. Jednych i drugich dziwi nieobecność Theodorida mimo szczęśliwego wyniku bitwy. Po długim szukaniu odnajdują poległego tam, gdzie zazwyczaj odnajduje się bohaterów, na pobojowisku zasłanym najgęściej zwałami trupów.”

Po uroczystościach pogrzebowych Thorismud, który ogłoszony został następcą Theodorida, poprowadził wojska wizygockie do kraju. Jordanes tak podsumowuje wynik bitwy:

„W tej głośnej bitwie najdzielniejszych ludów świata poległo, jak podają, z obu stron sto sześćdziesiąt pięć tysięcy żołnierzy, pomijając piętnaście tysięcy Gepidów i Franków, którzy przed walnym spotkaniem wpadłszy nocą jedni na drugich zginęli od wzajemnych ciosów. Frankowie walczyli po stronie Rzymian, Gepidowie po stronie Hunów.”

Nie był to jednak koniec wojny. Oddajmy ponownie głos Jordanesowi:

„Attila spostrzega odejście Gotów, lecz zaskoczony obrotem spraw, odruchowo wietrzy podstęp i ociąga się z wychyleniem głowy poza bramę obozu. Długo czeka. Wroga nie ma i zalega cisza. Myślą więc sięga po zwycięstwo, uderza w radosny ton i w duchu znów jest potężnym królem, wierzącym w swoją gwiazdę. […]

Attila doczekał się ziszczenia swych marzeń. Wizygotowie odeszli do domu, wróg rozdzielił swe siły. Już pewny wygranej, rusza niebawem na Rzymian. W pierwszym uderzeniu oblega gród Akwilejski. Mam na myśli stolicę Wenecji, położoną u przylądka, który na kształt sztyletu lub języka wdziera się w zalew Adriatycki. Od wschodu jej mury obmywa rzeka Natisa, wypływająca z góry Picis. Oblężenie się przeciąga. Miasta bowiem bronią doborowe jednostki rzymskie. Nic nie wskórawszy, wojsko huńskie zaczyna szemrać. Domaga się odstąpienia od Akwilei. Attila przechadza się pod murami. Rozmyśla. Zwinąć obóz czy jeszcze poczekać? Nagle zauważa, że białe ptaki, czyli bociany, które budują gniazda na szczytach domostw, zabierają młode i z miasta i wbrew swym zwyczajom roznoszą daleko po wsiach. Jak zawsze bystry i przenikliwy, szybko rozwiązuje zagadkę: „Spójrzcie – woła do swoich – na zachowanie ptaków. Przewidując przyszłe zdarzenia, porzucają miasto, skazane na zagładę, uciekają z twierdzy, nad którą zawisła groźba upadku. Nie bierzcie tego za czczą wróżbę, za wątpliwy znak! Przeczuwając, na co się zanosi, z trwogi przed nadchodzącą burzą zmieniają nawyki!” Cóż dalej. Swymi słowami wznieca na nowo zapał w sercach Hunów. Nikt już nie pragnie odchodzić spod Akwilei. Zbudowawszy maszyny oblężnicze i zastosowawszy różnego rodzaju wyrzutnie, niebawem wdzierają się do miasta, plądrują je, łupią i pustoszą tak okrutnie, że zaledwie zostawiają na powierzchni ziemi ślady po skupisku ludzkim.

Następnie, już bardziej śmiali a nadal jeszcze nie nasyceni krwią Rzymian, jak w odurzeniu bakchicznym szaleją po ziemi weneckiej nie przepuszczając żadnemu miastu. W podobny sposób pustoszą stolicę Ligurii, Mediolan, w przeszłości królewski gród, w zwalisko gruzów zamieniają Ticinum, i wyładowując swoją wściekłość na okolicznych miejscowościach niemal całą Italię obracają w perzynę i zgliszcza.

Sam Attila gotował się do pochodu na Rzym, lecz Hunowie, jak podaje dziejopisarz Priskos, odwiedli go od zamiaru w tym duchu. Postąpili tak nie ze względu na dobro miasta, do którego czuli wrogość, lecz w trosce o swego króla. Mieli bowiem przed oczami przykład króla Wizygotów, Alaryka, który po zdobyciu Rzymu nie żył długo, lecz natychmiast opuścił padół ludzki.

Kiedy więc król huński wahał się stojąc przed wyborem iść czy nie iść i mitrężył roztrząsając argumenty za i przeciw, przybyło do niego w pokojowej misji poselstwo z Rzymu. Prowadził je osobiście papież Leon. Do spotkania doszło w Wenecji, na polu Ambulejskim, gdzie tłumy podróżników przeprawiają się przez rzekę Mincius. Attila niebawem zaniechał swych krwiożerczych praktyk i obiecawszy pokój, drogą, którą przyszedł, odszedł z powrotem za rzekę Danubius. Przy każdej sposobności oznajmiał i wśród gróźb zapowiadał, że jeszcze dotkliwiej pognębi Italię, jeśli mu nie przyślą Honorii, siostry cesarza Walentyniana, córki Placydii Augusty, razem z należną częścią skarbów królewskich. Powiadają, że sama Honoria – trzymana w zamknięciu z woli brata, który chciał, by dochowując ślubów czystości przysparzała dworowi zaszczytu – wysłała potajemnie rzezańca do Attili z prośbą, by król huński wziął ją pod opiekę przed przemocą ze strony swego brata. Niegodziwa, zabiegała o zaspokojenie swojej kobiecości kosztem ogółu!

Po powrocie do swoich pieleszy Attila nie usiedział spokojnie. Rzekłbyś, czuł żal i przykrość zarazem, że zaprzestawszy wojen trawi bezczynnie czas. Jak zawsze twardy i szorstki w stosunku do wrogów, wyprawia posłów do cesarza Wschodu, Marcjana, z zapowiedzią, że spustoszy rzymskie prowincje, ponieważ nie płacą mu sum obiecanych przez poprzedniego cesarza Teodozjusz. Szczwany i chytry lis, nie tam uderza, gdzie się zamierzał. Stroił groźne miny pod adresem jednego, na drugiego podni9ósł rękę. Nim ochłonął z oburzenia, zwrócił oblicze przeciw Wizygotom. Lecz napaść na Gotów nie przynosi tych samych owoców, co napaść na Rzymian!

Obmyśla następujący plan. – Podążając innymi drogami, niż za poprzednim razem, rozciągnie władzę na odłam Alanów, osiadły nad rzeką Ligeris, aby zmieniwszy za ich sprawą oblicze wojny, jak chmura gradowa zawisnąć nad głowami wrogów.

Wyrusza zatem z prowincji Dacji i Panonii, gdzie Hunowie siedzieli wtedy pospołu z różnymi szczepami, którym narzucili zwierzchnictwo, i prowadzi wojsko przeciw Alanom. Lecz Thorizmud, król Wizygotów, z równą lotnością umysłu zwietrzył podstęp. Forsownym marszem przybył pierwszy do Alanów i już gotowy do boju, zabiegł drogę nadciągającemu Attili. W bitwie, która się wtedy wywiązała, uleczył napastnika z nadziei na zwycięstwo niemal tak samo skutecznie jak uprzednio na Polach Katalunijskich; pokonanego wygnał z galijskich ziem i pchnął nba drogę ucieczki w rodzinne pielesze.”

W 453 roku najsłynniejszy z władców Hunów został zamordowany. Zabójstwa, jak donoszą pieśni z cyklu Eddy, miała dokonać jego żona, córka króla Gotów, Gudrun:

Po śmierci Attyli jego synowie zaczęli toczyć ze sobą wojnę o schedę po ojcu. Gdy dowiedział się o tym Ardaryk, pierwszy powstał przeciwko nim. Jordanes tak o tym pisał:

„Dopiął szczęśliwie celu. Zmył zastarzałą hańbę poddaństwa. Odrywając się od Hunów, oswobodził tak rodzime plemię, jak inne uciemiężone szczepy. Wszyscy bowiem chętnie współdziałają w akcji, podejmowanej dla wspólnego dobra. Zbroją się na wzajemną zgubę. Do bitwy dochodzi w Panonii, nad rzeką Nedao. Tam spotykają się różne plemiona, nad którymi dzierżył władzę Attila.”

Bitwa nad rzeką Nedao zakończyła się klęską Hunów, po której nigdy już się nie podnieśli…

Wojciech Kempa

 

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!