Przysłowie powiada, że słowo wylata wróblem, a powraca wołem. Wiem coś o tym, bo kiedy tylko skomentowałem pewien wyrok sądowy, to zaraz wpadłem w tryby machiny przemysłu molestowania, na którego usługach są nie tylko rozmaici filuci, ale i niezawisłe sądy. Właśnie jeden taki niezawisły sąd, konkretnie – dla dzielnicy Warszawa- Żoliborz, który w ubiegłym roku wydał na mnie “wyrok nakazowy”, czyli tak zwaną “kiblówkę”, od której złożyłem sprzeciw – wyznaczył był termin rozprawy, którą zresztą wcześniej utajnił w całości – na wszelki wypadek – żeby opinia publiczna o niczym nie mogła się dowiedzieć. Ja w piśmie procesowym zwróciłem uwagę, że sąd dla dzielnicy Warszawa-Żoliborz jest chyba niewłaściwy miejscowo, bo ja mieszkam na Powiślu i tam piszę teksty na swoją internetową stronę, więc właściwy miejscowo byłby chyba niezawisły sąd dla Dzielnicy Warszawa-Śródmieście. Myślałem, że głuche milczenie będzie mi odpowiedzią, ale nie – dostałem właśnie pismo informujące, że zgodnie z obowiazującym prawem sąd bada swoją właściwość “z urzędu”. Tak się stało i tym razem; sąd “zbadał” i uznał się za niewłaściwy, w związku z czym przekazał sprawę do Śródmieścia. Dlaczego rok temu niezawisły sąd z Żoliborza z urzędu nie zbadał swojej właściwości i wydał na mnie wyrok w “kiblówce” nawet nie widząc mnie na oczy – tajemnica to wielka, której nawet nie śmiem się domyślać, żeby nie padło na mnie kolejne podejrzenie o myślozbrodnię. Tedy zgodnie z zaleceniem św. Pawła, który radzi: “w każdym polożeniu dziękujcie” – dziekuję niezawisłemu sądowi, że tym razem, przy niejakiej mojej pomocy, zorientował się w niewłaściwości swojej i w ten sposób zapobiegł złamaniu prawa, co – jak wiadomo – gorsze jest od śmierci.
Ale mniejsza już o to, bo znacznie ważniejsze, a przy tym – chyba rozwojowe – jest męczeństwo Księcia-Małżonka, czyli Radosława Sikorskiego. Jeszcze kilka lat, a nawet jeszcze rok temu, Książę-Małżonek nie kojarzył się nikomu z palmą męczeńską. Przeciwnie – sprawiał wrażenie pieszczocha losu, który niczym motylek z kwiatka na kwiatek, przeskakuje na coraz to bardziej prestiżowe, a przy tym – intratne stanowiska. Ale wszystko, co dobre, kiedyś się kończy tym bardziej, że Książę-Małżonek najwyraźniej uwierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę, nawet mimo niekorzystnego splotu wydarzeń w roku 2015. Jak wiadomo, w związku z powrotem USA do aktywnej polityki w naszym zakątku Europy, co zaowocowało najpierw Majdanem, a obecnie wojną, którą Stany Zjednoczone prowadzą z Rosją do ostatniego Ukraińca, w roku 2015 doszło do podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu. Ekspozyturę Stronnictwa Pruskiego zastąpiła na pozycji lidera ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Wskutek tego Książę Małżonek nie tylko przestał być ministrem spraw zagranicznych – co nastąpiło wcześniej – ale nawet Marszałkiem Sejmu – aż po różnych przejściach wylądował w luksusowym przytułku dla “byłych ludzi”, czyli – Parlamencie Europejskim. To jeszcze nie było żadne męczeństwo, bo w Parlamencie Europejskim “byli ludzie” mają wszelkie luksusy – i pieczone i smażone – a jak się niedawno okazało, mogą nawet się korumpować, chociaż nikt dobrze nie wie dlaczego, skoro ten cały Parlament jest tylko takim demokratycznym kwiatkiem do totalniackiego unijnego kożucha i właściwie nie ma żadnej władzy. Ale nie jest to jedyna tajemnica Brukselskich kazamatów, na którą lepiej rzucić zasłonę. Można powiedzieć, że Książę-Małżonek również i tam pełnymi garściami korzystał w dobrego fartu, co w końcu musiało doprowadzić go do utraty rewolucyjnej czujności. Takie rzeczy zdarzają się i innym. Dawno temu w magistracie w Nicei wybuchła afera korupcyjna, której bohaterem był szef jednego z wydziałów, przypadkowo Żyd. Mer Nicei, przesłuchiwany intensywnie przez tamtejszych niezależnych dziennikarzy, trzeciego dnia stracił czujność rewolucyjną i powiedział, że “nie zna Żyda, który nie przyjąłby prezentu, nawet jak mu się nie podobał”. Klangor podniósł się aż pod Niebiosa, w których – jak wiadomo – przebywa Najwyższy; w rezultacie mer został zmuszony do ustąpienia, a w tym zamieszaniu o skorumpowanym szefie wydziału wszyscy zapomnieli. Tak było i z Księciem-Małżonkiem. Upojony powodzeniem złożył Stanom Zjednoczonym gratulacje z powodu wysadzenia przez nieznanych sprawców gazociągu NordStream 2. Amerykanie na ten wybryk zagragowali z pozoru bardzo miękko, stwierdzając, że te gratulacje były “niefortunne”. Najwyraźniej zachęciło to rozdokazywanego Księcia-Małżonka do dalszego komentowania otaczającej nas coraz ciaśniej rzeczywistości. Powiedział mianowicie, że rząd “dobrej zmiany” w pierwszych tygodniach wojny rozważał przystąpienie do rozbioru Ukrainy, żeby odzyskać Lwów z przyległościami. Wprawdzie rząd “dobrej zmiany” energicznie to zdementował, ale za to ruscy szachiści, kierując się wskazówką księcia Gorczakowa, co to nie wierzył informacjom niezdementowanym mało nie rozpłynęli sie z zachwytu nad okazją, jaką Książę-Małżonek wepchnął im w ręce. Na nic się zdała umowa z 2 grudnia 2016 roku, na podstawie której Polska zobowiązała się do bezpłatnego udostępnienia Ukrainie zasobów całego państwa, na nic zdało się nadskakiwanie pana prezydenta Dudy, któremu się wydawało, że posadę kierownika antyrosyjskiej koalicji europejskiej ma już w zasięgu ręki, na nic zdały się umizgi rządu “dobrej zmiany” do Ukraińców. Ziarno nieufności zostało zasiane i w rezultacie prezydent Zełeński namawia się w Londynie z Angielczykami, a w Paryżu z prezydentem Macronem i kanclerzem Scholzem, podczas gdy premier Morawiecki w Brukseli na ucałowanie ręki prezydenta Zełeńskiego musi czekać w długiej kolejce.
Ale to jeszcze nic, bo najwyraźniej miarka sie przebrała i amerykańska bezpieka zabrała się za Księcia-Małżonka po swojemu. Jak w “Rzeźni numer 5” pisze Kurt Vonnegut, amerykańska bezpieka, komunikując rodzicom oficera, że przeszedł on na stronę Vietcongu, powiedziała: “z waszym chłopcem jest brzydka sprawa” . Co amerykańska bezpieka powiedziała niezależnym holenderskim dziennikarzom i dlaczego właśnie ich wyznaczyła do zoperowania Księcia-Małżonka – to oczywiście tajemnica wielka, ale tak czy owak zabrali się oni do medialnej podgotowki pod rysujące się męczeństwo Księcia-Małżonka, któremu rozgrzebują intratne ale potencjalnie niebezpieczne związki ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Nie wiadomo jeszcze jak się na to zapatruje bezcenny Izrael, a od tego zależy, czy sprawa zakończy sie wesołym oberkiem, jak wszystkie dotychczasowe przygody Księcia-Małżonka, czy też będzie musiał on obrywać kolejne listki z męczeńskiej palmy.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!