Z ogromnym zażenowaniem przeczytałem tekst zatytułowany: “Antyukraińskie hasła na spotkaniu z Oksaną Zabużko. Interweniowała policja”, który ukazał się na stronie dziennik.pl.
Okazuje się bowiem, że media kolejny raz próbują obrzezać Polakom mózgi, próbując wmówić, że sprzeciw wobec gloryfikacji bandytów i dążenie do prawdy historycznej to “antyukraińskie hasła”, taką samą zresztą socjotechnikę stosuje się w stosunku do żydów, przywołując holocaust. W przypadku Ukraińców mamy do czynienia, z powoływaniem się na to, że obecnie trwa tam wojna. Tak jakby miało to znaczenie w przypadku prawdy historycznej i faktów, oraz tego, że nie powinniśmy pozwalać na gloryfikację zbrodniarzy.
Trzeba sobie jasno powiedzieć: Jesteśmy we własnym kraju, mamy prawo czcić swoich bohaterów, domagać się potępienia zbrodniarzy i dochodzenia do prawdy, niezależnie od okoliczności.
Przejdźmy jednak do szczegółów. Oksana Zabużko to ukraińska pisarka, która mieszkając w Polsce nie widzi nic z zdrożnego w tym, że w 2016 roku (w rocznicę) śmierci Romana Szuchewycza) opublikowała na swoim Facebooku dość długi tekst, gloryfikujący tego zbrodniarza. W tekście możemy przeczytać, że .: „Roman Szuchewycz — jest jednym z tych nielicznych — tym, który zmienił bieg historii. I to nie tylko w historii Ukrainy. Gdy go zrozumiemy — dowiemy się, jak zwyciężać. Nie spontanicznie, nie na ślepo i nie zrywami. Ale w długim dystansie, który nie kończy się wraz ze śmiercią człowieka”. Ktoś zapyta, może zrozumiała już swój błąd i usunęła wpis? Nic z tych rzeczy, można ten tekst przeczytać tutaj: https://www.facebook.com/oksana.zabuzhko/posts/10154059436103953
Warto również zapoznać się z opiniami, przytaczanymi przez portal kresy.pl, na temat twórczości Oksany Zabużko:
“Grzegorz Motyka już w 2012 roku pisał:
„I jeszcze jedna sprawa, skoro była tu mowa o sile oddziaływania literatury. Bardzo uważnie, z piórem w ręku, czytałem książkę Oksany Zabużko „Muzeum porzuconych sekretów” i z przykrością muszę przyznać, że te fragmenty, które dotyczą stosunku UPA do Polaków oraz Żydów są po prostu historycznie fałszywe. Zresztą w ogóle w tej powieści Polacy zostali ukazani w sposób karykaturalny. Nie znalazłem tam bodajże jednego zdania, które pokazywałoby Polaków w pozytywnym świetle, a rzeź wołyńska została przedstawiona w sposób co najmniej zadziwiający.”[w: A. Zińczuk, (red.), „Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943”, Stowarzyszenie „Panorama Kultur”, Lublin, 2012, s. 19-20]”
oraz:
„W powieści o tej ponurej, zbrodniczej karcie wymordowania (zapewne 1-2 tys.)Żydów przez UPA nie znajdziemy nawet słowa.W swoich wywiadach prasowych Zabużko przyznaje, że kreśląc obraz sanitariuszki [Żydówki w UPA – red.], oparła się na „autentycznej relacji” uratowanej przez UPA Żydówki Stelli Krencbach, którą to rzekomo złożyła po przedostaniu się na Zachód (potem jakoby wyjechała do Izraela i tam żyła… pod fałszywym nazwiskiem).
Wszystko wskazuje jednak na to, że cała ta historia została całkowicie zmyślona. „Relacja Stelli Krencbach” jest niczym więcej niż fałszywką spreparowaną przez banderowców w celu ukrycia popełnionych przez nich zbrodni. Poważni historycy nawet do tego „dokumentu” się nie odwołują, tak nieudolnie został on skonstruowany – aż dziw bierze, iż ktoś może się na niego nabrać. Tak mocne wyeksponowanie przez autorkę historii żydowskiej sanitariuszki sprawia, że zwyczajnie służy złej sprawie i dołącza do nurtu nacjonalistycznej propagandy, próbującej zanegować fakt odpowiedzialności ukraińskiego podziemia za zabójstwa Żydów. Choć autorka zakłada feministyczno-liberalną maskę, to przedstawiona przez nią wizja przeszłości (co w tych właśnie fragmentach powieści można najlepiej zauważyć) jest do szpiku kości nacjonalistyczna, wręcz archaiczna. Mówiąc jeszcze inaczej, gdyby szukać dla postawy Zabużko analogii w Polsce, to bynajmniej nie znajdziemy jej wśród twórców próbujących zmierzyć się z problemem Jedwabnego, lecz wśród tych osób, której polskiej odpowiedzialności czy współodpowiedzialności za tę zbrodnię zdecydowanie zaprzeczają (mamy tu do czynienia z odwrotnością „Naszej klasy” i „Pokłosia”). (….)Znaleźć „dobrego Polaka” u Zabużko nie sposób. Ale czy Zabużko zdaje sobie sprawę, że nakreślony przez nią kuriozalny obraz Polaków nie jest niczym więcej niż specyficzną mieszanką nacjonalistycznych i komunistycznych antypolskich stereotypów? (…)Taki opis ówczesnych wydarzeń nie ma nic wspólnego z prawdą. (…)Powieściowy Adrian tak oto widzi przyczynę i generalny zarys konfliktu:
Spuźcizna Polski – to ona swoim dwudziestoleciem rządzenia nami z pogardliwą przez zęby cedzoną pewnością, że „Rusini” to nie ludzie, a „kabany” [świnie – GM] wyhartowała nas jak „dobrą siekierę”, wyuczyła „odpowiadać symetrycznie tym samym”…. (s. 408).
Warto chwilę zastanowić się nad tymi słowami. Nie ma oczywiście sensu w tym miejscu przypominać, że choć II RP sporo zawiniła wobec mniejszości narodowych, to jednak nie można jej władzom zarzucić, by jakiejkolwiek grupie mniejszościowej odmawiano prawa do bycia ludźmi. Znacznie ważniejsze jest to, że w powieści faktycznie uznano mordowanie całych wsi, od dopiero co urodzonych malców po staruszków, za symetryczną odpowiedź na przedwojenną polską politykę. Adrian (niech będzie, że tylko on) przecież myśli: traktowaliście nas jak świnie, więc zarąbaliśmy was tak, jak to od stuleci robiono (najczęściej w okolicy świąt) z kabanami. Chcąc nie chcąc, rzeź wołyńska w ten sposób została przedstawiona – jako coś w rodzaju wielkiego świniobicia! Przyznam, że dawno żaden ukraiński tekst nie zrobił na mnie tak przygnębiającego wrażenia jak wspomniany cytat. Nie twierdzę, że intencja Zabużko była taka, jak przedstawiłem to wyżej. Upierałbym się jednak, że wielu zwykłych czytelników tak właśnie odbierze – i ma do tego pełne prawo – wspomniany tekst. (…)Tworzy zmitologizowaną wersję ukraińskiej partyzantki, przedstawiając jej uczestników jako bohaterów bez skazy, jednocześnie przemilczając popełnione przez nich w czasie wojny mordy na Żydach i Polakach. Zamiast otworzyć przysłowiową szafę ze szkieletami, woli owinąć ją w nowe, niby-modernistyczne, ale w rzeczywistości dalej czerwono-czarne sreberka.”[G. Motyka, Sekrety odtajniane czy dalej wypierane ze świadomosci? Wokół książki Oksany Zabużko „Muzeum porzuconych sekretów”[w:] Cień Kłyma Sawura, Polsko-ukraiński konflikt pamięci, G. Motyka, Gdańsk, 2013, Wydawnictwo Oskar i Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, s. 71- 77]”
Teraz warto pochylić się nad tymi rzekomo antyukraińskimi hasłami wznoszonymi na spotkaniu. Jakiego rodzaju hasła przytacza dziennik.pl?
“Grupa około 20 osób rozwinęła polskie flagi, skandowano antyukraińskie hasła.”
“Z relacji mediów wynika, że jeszcze przed rozpoczęciem spotkania do sali, w której była pisarka i zainteresowani, wtargnęła grupa osób. Skandowali: “Wołyń, Wołyń! Pamiętamy!”, “Kiedy przeprosisz?”, “Polska to my, a nie Bandera i jego psy!”. Trzymali polskie flagi i transparent z napisem: “Historii nie znacie, nazistów wspieracie”.
Idąc tokiem rozumowania dziennikarzy z wspomnianego portalu, mamy rozumieć, że hasła potępiające banderę, nazistów i nawołujące do pamięci o Wołyniu, to hasła antyukraińskie? Należy sobie w tym miejscu zadać pytanie, kto tak naprawdę robi świetną robotę na rzecz rosyjskiej propagandy?
W końcu należy sobie również uzmysłowić, że w Polsce to Polak powinien być gospodarzem, że mamy prawo nie godzić się na występy ludzi gloryfikujących morderców Polaków, takich jak p. Zabużko, czy nieżyjący już żydokomunista Zygmunt Baumann. Szafowanie przez media narodowością i powoływanie się na takie czy inne traumy, nosi znamiona nie tylko manipulacji, ale również szantażu emocjonalnego.
Przemysław Holocher
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!