Według powszechnego przekonania każdy niedźwiedź, który poczuje miód, nie może się powstrzymać i włamuje się do pasieki. Naukowcy ustalili jednak, że to nieprawda. Dzięki pobranym w miejscach “zbrodni” próbkom DNA wykazali, iż dwie trzecie niedźwiedzi w północno-wschodnich Karpatach nie włamuje się do uli, choć wiele z nich wciąż nie jest odpowiednio zabezpieczonych.
Autorzy badania – naukowcy z Polski, Hiszpanii i Niemiec – jako punkt wyjścia swoich badań przyjęli przypadek zniszczenia pasieki przez niedźwiedzia na początku kwietnia 2014 roku. Przypomnieli o nim w informacji prasowej, przesłanej w czwartek PAP.
W małej wsi otoczonej karpacką puszczą, 100 kilometrów na północny zachód od trójstyku Kremenaros – gdzie spotykają się granice Polski, Słowacji i Ukrainy – pewien pszczelarz poszedł sprawdzić swoje ule po sezonie zimowym. Prowadził on pasiekę od ponad trzech dekad i mimo że mieszkał w regionie zamieszkałym przez niedźwiedzie brunatne, nigdy nie doświadczył z ich strony żadnej szkody. Nigdy też nie zabezpieczał odpowiednio swoich uli przed niedźwiedziami. Biorąc pod uwagę, że w regionie o powierzchni 4700 km2 niedźwiedzie powodują średnio 52 szkody rocznie, z czego większość (92 proc.) w pasiekach, pszczelarz miał trochę szczęścia. Aż do tego dnia. W swojej małej pasiece znalazł piętnaście zniszczonych uli. Kilka dni wcześniej do bardzo podobnego zdarzenia doszło w innej wiosce oddalonej o zaledwie pięć kilometrów – czytamy w informacji prasowej.
Tuż po zgłoszeniu sprawy do RDOŚ, na miejscu pojawił się zespół naukowców Instytutu Ochrony Przyrody PAN, wyposażony w rękawiczki, fiolki i przenośną lodówkę. Szukali materiału biologicznego – głównie sierści, ale także odchodów pozostawionych przez niedźwiedzie, które prawdopodobnie brały udział w zdarzeniach. W poszukiwaniu dowodów badacze dokładnie obejrzeli zniszczone ule, ramki, ogrodzenia i okoliczny teren. Niczym policyjni detektywi zabezpieczyli wszystkie próbki biologiczne i przewieźli je do laboratorium w Krakowie. Tam wyodrębnili z nich DNA w celu identyfikacji osobników odpowiedzialnych za zniszczenie uli. Ustalili, że w obu włamaniach do pasiek brała udział ta sama samica z dwójką młodych. Trzy lata później zidentyfikowano ją jako zamieszaną w dwa podobne incydenty.
W ciągu czterech lat zespół badaczy IOP PAN i pracowników Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie dokonał inspekcji 209 szkód, zgłoszonych jako przypuszczalnie wyrządzone przez niedźwiedzie, oraz zebrał i przeanalizował 146 próbek biologicznych. Równolegle zespół prowadził trwające rok systematyczne badania genetyczne całej populacji, zbierając próby sierści i odchodów w obszarze występowania tego gatunku w województwie podkarpackim. Następnie wykorzystał złożone modele statystyczne, aby przedstawić pierwsze rzetelne szacunki dotyczące liczby niedźwiedzi żyjących w polskich Karpatach Wschodnich. Nigdy nie było to łatwym zadaniem, ponieważ zwierzęta te są skryte, rzadkie i przemieszczają się na duże odległości. Naukowcy wiedzieli jednak, jak sprowokować niedźwiedzie do ocierania się o określone drzewa i pozostawienia na nich sierści. Dzięki specjalnym pułapkom włosowym z atrakcyjnym dla niedźwiedzi zapachem zebrali 169 prób sierści.
Wykorzystując informacje genetyczne zawarte w zgromadzonych próbach sierści i odchodów, zespół oszacował, że na badanym terenie zamieszkuje od 45 do 115 niedźwiedzi. “Stwierdziliśmy, że spośród średnio 72 niedźwiedzi żyjących w polskich Karpatach Wschodnich, zaledwie jedna trzecia włamuje się do pasiek” – informuje Teresa Berezowska-Cnota z Instytutu Ochrony Przyrody PAN, główna autorka badania.
Ale to, co – jej zdaniem – czyni to odkrycie jeszcze bardziej ekscytującym, to fakt, że nie wszystkie osobniki były identyfikowane w miejscach szkód równie często. “Powszechny pogląd jest taki, że jeśli ktoś raz zachował się źle, to w przyszłości będzie zachowywał się podobnie. My pokazaliśmy, że w przypadku niedźwiedzi brunatnych jest to raczej wyjątek” – dodaje. Spośród niedźwiedzi włamujących się do pasiek około 33 proc. było recydywistami. Co ważne, wyniki badań sugerują, że większość osobników nie wyrządziła żadnej szkody.
Autorzy analiz podkreślili, że ich badanie ma istotne znaczenie z punktu widzenia ochrony przyrody oraz zarządzania konfliktami na linii człowiek–dzikie zwierzęta.
Współautorka badania i kierowniczka projektu, Nuria Selva z IOP PAN uważa, że aby skutecznie rozwiązywać konflikty między ludźmi a dzikimi zwierzętami, należy zająć się obiema stronami medalu. “Po jednej stronie są ludzie. Mamy jeszcze wiele do zrobienia w kwestii zapobiegania szkodom. Większość pasiek i zwierząt gospodarskich nie jest odpowiednio zabezpieczona na obszarach zasiedlonych lub rekolonizowanych przez duże drapieżniki, co stwarza okazję do konfliktów – zauważa. – Po drugiej stronie są dzikie zwierzęta. Bez zidentyfikowania konkretnych osobników biorących udział w incydentach i zrozumienia ich zachowań, konfliktów nie da się tak naprawdę rozwiązać”.
Naukowcy zwracają też uwagę, że zrozumienie indywidualnych aspektów zachowań konfliktowych poprzez badania w dużych skalach przestrzenno-czasowych, obejmujących całą populację, powinno być priorytetem w ekologii stosowanej i ochronie przyrody.
Badanie zostało właśnie opublikowane w czasopiśmie Journal of Applied Ecology (DOI: 10.1111/1365-2664.14388). Zostało sfinansowane przez Narodowe Centrum Nauki i jest wynikiem współpracy Instytutu Ochrony Przyrody PAN, Estacion Biologica de Donana CSIC, German Centre for Integrative Biodiversity Research, Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie oraz Bieszczadzkiego i Magurskiego Parku Narodowego.
PAP – Nauka w Polsce
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!