Jak powszechnie się uznaje, a nawet wciąż słyszy, obiecanego nieba na ziemii raczej nie ma, a piekło które przecież nie istnieje, poza pewnymi aspektami odczuwania tak zwanego państwowego bicza nad głową rozmarzonych poetów trwało dziesięcioleciami w państwach, które do dziś szczycą się byciem rajami. Wszystko to jest solą trwania w tym świecie, nie mniej według wielu wybitnych badaczy tak czasy, jak i obyczaje, które mamy obecnie miałyby być nieporównywanie niżej pod wieloma względami, od okresów nawet antyku, nie wspominając wieków średnich. Wszystkie drogi jednak prowadzą w myśl przysłowia do Rzymu, a ten stał prawem. Tak czy inaczej temat tego felietonu obejmuje głównie dokonania tak agresywnie dziś zachowujących się spadkobierców komunizmu, bardzo interesującego wielu z nas, choćby z powodu wygłaszanych ustami jego rzekomych dzisiejszych przywódców zapowiedzi i gróźb. Ale jak wiemy od samego początku istnienia świata jak człowiek człowiekiem wymogiem prawidłowego funkcjonowania w świecie było i jest prawo.
Teoria prawa w ZSRR i w państwach „realnego socjalizmu” jak możemy dziś usłyszeć miała tyle wspólnego z prawem co dokonania grupy Wagnera w czasie wojny na Ukrainie. Ale czy aby na pewno? Jak wiemy dzisiejszy świat, jego kształt, a nawet wojny mające miejsce po upadku bloku socjalistycznego były w prostej lini pochodną niezaprzeczalnego faktu historycznego, że komunizm jako utopijna idea polityczna, ale też i społeczno – ekonomiczna miał jednak swoje terytorium, na którym owa utopia była raz bardziej, raz mniej jak się wydaje sumiennie realizowana i to wedle źródeł historyków w sposób wojenny. Obalenie dyktatury szlacheckiej, bo tak się niekiedy nazywa ówczesny ustrój sprzed rewolucji październikowej, oraz caratu jako gwaranta jej istnienia nastręczało wielu pytań jakie zadawano sobie w całym ówczesnym cywilizowanym świecie. Przede wszystkim tych dotyczących nowinek społecznych, ale najbardziej pytań o aspekty prawne, jakie miałyby lec u podstaw tego nowego tworu jakim miała być z nazwy przynajmniej socjalistyczna republika rad. Współcześnie jesteśmy również świadkami prób modernizacji ustrojów prawnych wielokrotnie podejmowanych w wielu krajach, na wielu kontynentach i wydaje się, że niekoniecznie nie są one zamaskowaną próbą wprowadzenia aksamitnych rewolucji socjalistycznych. Przykładów nie trzeba szukać daleko, bo być może odebrane to zostanie za stwierdzenie kontrowersyjne, ale już nawet w pewnej fazie istnienia państwa Islamskiego, ISIS, pokonanego przez wojska koalicji antyterrorystycznej, a dokładniej rzecz ujmując antyislamskiej w jego radykalnej formie, można tam podobno było zauważyć elementy komunistycznego współdzielenia się bojowników – wyznawców wszystkim włącznie z kobietami. O dziwo miało to miejsce w przypadku terytorium kulturowo dalekiego od idei Marksa, Engelsa i Lenina.
Nie mniej jak wiemy wynalazców nowych światów na tym świecie nigdy w jego hsitorii nie brakowało i zapewne nie zabraknie i w przyszłości, stąd pomijając już temat jihadu przyjrzyjmy się rozwiązaniom prawnym jakie komunizm przewidywał i uskuteczniał po zwycięskiej rewolucji na samym początku w Rosji po Romanowach, którzy skończyli okrutną śmiercią z rąk mówiąc brzydko wykonawców woli przyszłych prawodawców tego znanego nam z historii imperium. Tak więc rewolucja komunistyczna definitywnie zrywała z dawnym porządkiem prawnym, wyrazem czego były m.in. pierwsze akty władzy radzieckiej. Wprowadzono m.in. sądy ludowe, nakazano stosować wyłącznie normy prawa zawarte w dekretach Rady Komisarzy Ludowych, a w razie braku odpowiednich przepisów prawnych, należało odwoływać się do „socjalistycznej świadomości prawnej”. Czym też ona była tego nie trzeba chyba wyjaśniać, bowiem od razu tutaj nasuwa się na koniec języka elektryzujące sformułowanie samosąd. Podstawą nauki i teorii prawa w państwie komunistycznym miały być założenia materializmu historycznego Marksa.
Początkowo radziecka myśl prawna odwoływała się do teorii psychologii Petrażyckiego (np. Michaił Rejsner), z czasem jednak uznano ją za idealistyczną, dlatego próbowano stworzyć teorię wiążącą prawo z rzeczywistymi stosunkami społecznymi. Sami twórcy marksizmu nie zajmowali się prawem tak dogłębnie, jak stosunkami ekonomicznymi – było to zrozumiałe, ponieważ w ich optyce prawo było elementem nadbudowy społecznej i zawsze miało charakter klasowy. Piotr Iwanowicz Sztuczka (radziecki prawnik) zdefiniował swego czasu prawo jako „system (albo porządek) społecznych stosunków, odpowiadających interesom klasy panującej i chronionych zorganizowaną jej siłą” (prawo, wg niego, to nie zbiór norm, ale efekt konkretnych stosunków społecznych). Radziecka myśl prawna, wczytana w pisma Marksa, Engelsa i Lenina, krytykowała ostro m.in. jurysprudencję interesów, solidaryzm i teorie pozytywizmu. Dopiero po przejęciu władzy przez Stalina, umocnieniu państwa i aparatu władzy, odrzucono traktowanie prawa jako wytworu spontanicznie rozwijających się stosunków społecznych, podkreślając przede wszystkim przymusowy charakter porządku prawnego. Stąd też anarcho – kolektywstyczne wizje Michała Bakunina, jednego z najsłynniejszych rewolucjonistów XIX wiecznego świata, tak ponętne i wysuwane na czoło pochodów sztandarowych wczesnego komunizmu uległy jakby to rzekł, któryś z bohaterów powieści Maksyma Gorkiego, gdyby nie cenzura, wierutnej profanacji.
Za prawo od tego momentu uznawano normy stanowione przez państwo i egzekwowane przy użyciu przymusu. A nie jak marzono dziesięciolecia przed wybuchem rewolucji kolektywnie wypracowane w ramach współpracy anarchistycznych, wolnych komórek robotniczych działających w oparciu o zasady równego podziału w powszechnej zgodzie i harmonii, zasady współżycia i regulaminy odrzucajaące samo państwo jako wytwór klasy panującej niewolącej genialniejszych od siebie wytwórców wszelkiego dobra na tej ziemii, czyli chłopów, robotników i sprzyjających im intelektualistów. W państwach „realnego socjalizmu” można było później odnaleźć podobne rozwiązania prawne, co w ZSRR, wynikało to jednak przede wszystkim z ideologii marksizmu-leninizmu głoszonej „obowiązkowo” w bratnich krajach socjalistycznych. Ciekawym elementem np. polskiej definicji prawa z 1975 roku, było połączenie socjalistycznego pojmowania prawa z rozwiązaniami pozytywistycznymi (prawo służy klasie panującej, ale jest zabezpieczone przymusem państwowym).
Ogólnie rzecz ujmując, można powiedzieć, że prawo zawsze było rozpatrywane jako zjawisko społeczne ze względu na swoją funkcję umacniania pożądanych stosunków społecznych. Ale już niekoniecznie u samego zarania komunizmu miało takim być w przyszłym imperium najsławniejszych w historii świata proletariuszy. To czego jesteśmy świadkami dziś poza strefą oddziaływania politycznego świata demokracji, ale być może już nie kapitalizmu, w rozumieniu tendencji prawnych to być może kopiowanie rozwiązań prawnych z imperium Vładimira Putina, które w pewnym istotnym sensie są połączeniem rozwiązań komunistycznych w sferze administracji, ale już oligarchicznych stosunków ekonomicznych i wręcz nazistowskiego prawodawstwa w sferze społecznej. Widać tu widoczną słabość nie tylko NATO, ale i wielu międzynarodowych organizacji niosących pomoc, ale i edukację do wielu mrocznych zakątków. Nie mniej świat od czasów mitycznych nie był nigdy rzadzony nie tylko jednym człowiekiem, co jednym rządem zwłaszcza, że w myśl wszelkiej mądrości jaką możemy odczytać z różnych genialnych dzieł, a przede wszystkim Biblii, sztuka ta próbowana wielokrotnie przynosiła wręcz opłakane skutki jak wojny, rewolucje i głód, oraz nędzę a nawet upadek cywilizacji. Nie znaczy to jednak, że komunizm, czy też często ekwilibrystycznie odrózniany do niego socjalizm za pomocą formuł wręcz magicznych, nie widzi przed sobą ogromnych przestrzeni do zagospodarowania, mówiąc eufeministycznie wraz z ich mieszkańcami. To co ten fakt niesie ze sobą jest bardzo dobrze znane filozofom, którym jednak więcej się śniło niż chcieliby orzec ich polityczni cenzorzy, a mianowicie wykrzywienie prawodawstwa w całym świecie do granic fizycznej odporności tegoż spectrum życia ludzkiego jako materiału idealnego. I tego też obecnie jesteśmy świadkami i to niekoniecznie z czyjejś konkretnej winy, człowieka, systemu czy też koniunktury, a potocznie mówiąc z powodu czasów w jakich przyszło nam zyć, ale być może z powodu o którym raczej się dziś milczy. A mianowicie z powodu powrotu ideologii, które niczym basniowy diobeł wylazły przez którąś z bram piekła z powrotem zaciekawione tym, dlaczego to ludzie przestali w nie wierzyć.
Tom Zwk
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!