Jak wiadomo, nasz bantustan został – częściowo “bez swojej wiedzy i zgody” – uwikłany w trzy wojny: jedna – to wojna, jaką USA i NATO prowadzą z Rosją do ostatniego Ukraińca, druga – to wojna hybrydowa, jaką Niemcy, przy wykorzystaniu instytucji Unii Europejskiej , prowadzą przeciwko Polsce od stycznia 2016 roku gwoli odzyskania wpływów politycznych, częściowo utraconych wskutek przejścia Polski w roku 2014 pod kuratelę amerykańską i trzecia – to wojna z klimatem. Otóż w związku z tą drugą wojną, mamy w Polsce rodzaj konfliktu domowego między obozem “dobrej zmiany”, a obozem zdrady i zaprzaństwa, reprezentowanym przede wszystkim przez Volksdeutsche Partei Donalda Tuska. Volksdeutsche Partei jest – zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową – ekspozyturą Stronnictwa Pruskiego, podczas gdy obóz “dobrej zmiany”, reprezentowany przez Prawo i Sprawiedliwość z Naczelnikiem Państwa na czele, jest ekspozyturą Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Ponieważ Niemcy, budujące IV Rzeszę metodą pokojowego jednoczenia Europy, czyli korumpowania biurokratycznych gangów, okupujących poszczególne państwa europejskie, nie życzą sobie, by jacyś Amerykanie sypali im piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, a z kolei Amerykanie mają co do nas swoje plany – przekłada się to na antagonizm między obydwoma obozami. Żaden z nich jednak nie może przecież powiedzieć, o co naprawdę chodzi, tylko gwoli zachęcenia jednych i drugich sympatyków do statystowania w tym widowisku, używają tematów zastępczych. Do niedawna na przykład Donald Tusk, który rzeczywiście był najukochańszą duszeńką Naszej Złotej Pani, a obecnie – najukochańszą duszeńką Naszego Złotego Pana z Berlina, był oskarżany o nadskakiwanie Niemcom. Dopóki jednak w Niemczech stacjonuje amerykańskie wojsko, to Donald Tusk demaskowanie obozu “dobrej zmiany” jako agentury amerykańsko-żydowskiej musi mieć surowo zakazane, więc zastępczo oskarża Naczelnika o “łamanie demokracji” a w porywach uniesienia – nawet o “faszyzm”. Naczelnik bowiem rzeczywiście odgrywa w Polsce historyczną rekonstrukcję przedwojennej sanacji, jako że w 1989 roku w Magdalence powierzono mu odcinek patriotyczny, podczas gdy jego konkurentom – odcinek “nowoczesności”.
Na szczęście wybuchła wojna na Ukrainie, dzięki czemu obydwa konkurujące ze sobą obozy znalazły ujście dla swoich emocji w wymyślaniu Putinowi i Rosji. Na tym właśnie tle doszło do uchwalenia ustawy o utworzeniu nadzwyczajnej komisji badającej ruskie wpływy w – pożal się Boże! – polskiej polityce, co pozwoliło na obudzenie przysypiających namiętności, a nawet – ich eskalację. Nie wiadomo jeszcze, jak sytuacja sie rozwinie, bo pan generał Nosek przewąchał właśnie i podzielińł sie tym odkryciem z Judenratem “Gazety Wyborczej”, że “przesiąknięte” ruską agenturą jest właśnie PiS. Na razie, w odpowiedzi na tę inicjatywę Naczelnika Państwa, który najwyraźniej musiał stracić nadzieję, że kiedykolwiek jego rząd dostanie z Unii Europejskiej jakieś pieniądze, Donald Tusk wyznaczył dzień 4 czerwca na uroczyste obchody Ogólnopolskiego Święta Konfidenta. Data ta nie jest bowiem przypadkowa, jako że właśnie 4 czerwca 1992 roku konfidenci SB i ich poplecznicy, w atmosferze zamachu stanu, obalili rząd premiera Jana Olszewskiego. Oczywiście z konfidentami, jak to z konfidentami – pewne minimum konspiracyjne musi być zachowane – toteż Ogólnopolski Dzień Konfidenta oficjalnie przyjął nazwę “Marszu Przeciwko Drożyźnie, Złodziejstwu i Kłamstwu” – ale przecież wiadomo, o co chodzi naprawdę. Dodatkową poszlaką jest bowiem deklaracja Kukuńka, że w tej uroczystości weźmie osobisty udział. No naturalnie, jakże by inaczej? Bez niego wszyscy uczestnicy musieliby odczuwać niedosyt.
W ramach tedy przygotowań do wspomnianej uroczystości, pan red. Tomasz Lis, co to 4 czerwca 1992 roku chwycił za rękę wchodzącego do Sejmu Kukuńka, który przybył zrobić porządek z rządem premiera Olszewskiego, z okrzykiem: panie prezydencie, niech pan NAS ratuje! – więc pan red. Lis wystąpił z hasłem: “znajdzie się komora dla Dudy i Kaczora!” Nietrudno było się domyślić, że chodzi mu o komorę gazową, toteż PiS natychmiast zareagowało spotem, przedstawiającym chwilowo nieczynny obóz w Oświęcimiu, przypominając, że zginęło tam około miliona ludzi i opatrując całość retorycznym pytaniem skierowanym do uczestników ogólnopolskich uroczystości 4 czerwca – czy rzeczywiście pragną w czymś takim uczestniczyć. W odpowiedzi całe stado autorytetów moralnych zawyło jednym głosem, podobnie jak to miało miejsce 4 czerwca 1992 roku – że to objaw “zdziczenia” politycznego dyskursu, bo kto to widział, żeby dla potrzeb przepychanki posługiwać się wspomnianym obozem? Autorytety – jak to autorytety – ze strachu przed posądzeniem ich o antisemitismus – nie ośmielają się zauważyć, że obóz w Oświęcimiu jest bez ceregieli używany przez żydowskie organizacje przemysłu holokaustu z pobudek jeszcze niższych to znaczy – z chęci zysku w postaci tak zwanych “roszczeń” odnoszących się do “własności bezdziedzicznej”. Inna sprawa, że co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie, więc i autorytety, zwłaszcza takie, co to mają do tych spraw specjalnego nosa, wiedzą, kiedy płonąć świętym oburzeniem, a kiedy “zamilczeć roztropnie”, by nie narazić się na utratę przyzwoitości, co bywa gorsze od śmierci.
Przekonuje się o tym właśnie pan mecenas Roman Giertych, który ogłosił pragnienie kandydowania do Senatu. Gdyby bowiem został senatorem, to nie tylko poświęciłby się dla Polski, ale w dodatku – miałby immunitet, który – jak mogliśmy się przekonać – tak bardzo się przydał panu marszałkowi Tomaszowi Grodzkiemu. Pan mecenas, gwoli podlizania się mondowi i autorytetom – nawet potępił sprośne “błędy młodości”, jakich w przeszłości się dopuścił, Ale to pokajanije niewiele mu pomogło, bo ugrupowania nieprzejednanej opozycji zawarły były tak zwany “pakt senacki”, czyli porozumienie “róbmy sobie na rękę”. Chodzi o to, by nie konkurować między sobą w poszczególnych okręgach; jak w jednym okręgu kandyduje, dajmy na to, ktoś z Volksdeutsche Partei, to inne ugrupowania obozu zdrady i zaprzaństwa swoich faworytów tam nie wystawiają. Tymczasem pan mecenas żadnego takiego miejsca sobie nie załatwił, toteż pani Barbara Nowacka pryncypialnie go skrytykowała, a z kolei pan Tomasz Siemoniak oświadczył, ze Volksdeutsche Partei nie będzie go “wystawiała”. Okazało się, że nawet kicanie w obronie demokracji i praworządności, to za mało, by wkraść się w łaski Salonu, toteż pan mecenas rzutem na taśmę spróbował włączyć się do chóru autorytetów moralnych oświadczajac, że jak można sporządzać takie spoty w sytuacji, gdy w oświęcimskim obozie ginęli Żydzi? Ale nie ma pewności, czy nawet taka – jak to nazywają gitowcy – “poważna zastawka” mu pomoże. To już prędzej przydałaby się drobna operacja chirurgiczna. Akurat jest odpowiedni moment, bo do wyborów wszystko by się zagoiło.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!