Recykling odpadów plastikowych to kłamstwo wymyślone, aby usprawiedliwić produkcję i sprzedaż większej ilości plastiku – twierdzi analityk Mariusz Jagóra.
Recykling śmieci to oszustwo globalistów? Ostatnio ponownie zrobiło się głośno o składowaniu niemieckich śmieci w Polsce. W maju 2023 wiceminister ds. klimatu Jacek Ozdoba grzmiał w sejmie, że nie do przyjęcia jest taka sytuacja, że państwo, które mieni się być proeuropejskie i proekologiczne „wywozi swój syf do innego kraju”, apelując do rządu federalnego o uprzątnięcie 35 tys. ton odpadów przywiezionych nielegalnie na teren naszego kraju – to 2 tysiące tirów ze śmieciami.
Polska złożyła do TSUE skargę na Niemcy w związku z przywozem nielegalnych odpadów. To część szerszego problemu dotyczącego mitu recyklingu, a w szczególności recykling odpadów plastikowych. Recykling odpadów plastikowych to wielkie kłamstwo wymyślone, aby sprzedać więcej plastiku – mówią eksperci branżowi – a znane wszystkim logo recyclingu to nic innego jak „proekologiczne’ narzędzie marketingowe. Szacuje się, że nie więcej niż 10 procent wyprodukowanego plastiku zostało kiedykolwiek poddane recyklingowi.
Stany Zjednoczone w 2021 r. osiągnęły wskaźnik recyklingu wynoszący około 5 procent dla pokonsumenckich odpadów z tworzyw sztucznych. To o połowę mniej w porównaniu z deklarowanym poziomem 9,5 procent w 2014 r., ale w tym czasie Stany Zjednoczone eksportowały miliony ton odpadów z tworzyw sztucznych do Chin i liczyły je jako poddane recyklingowi, mimo że większość z nich została spalona lub wyrzucona. Spadek wiąże się z faktem, iż Chiny zmagając się z własnymi rosnącymi hałdami śmieci, przestały akceptować śmieci z importu.
Nawet Greenpeace przyznaje, że recykling tworzyw sztucznych to ślepa uliczka – z roku na rok recykling tworzyw sztucznych spada, mimo że ilość odpadów z tworzyw sztucznych rośnie.
John Tierney, amerykański dziennikarz i redaktor City Journal, a wcześniej przez trzy dekady reporter i felietonista w New York Times, napisał w 1996 roku artykuł, w którym poddał analizie wiarę w recykling, i obalając mity z nią związane, doszedł do wniosku, że jest on drogi i nieskuteczny. Tierney pisał w artykule: „W USA w 1987 r rozpoczęto wielki ogólnokrajowy eksperyment. To był rok, w którym barka o nazwie Mobro 4000 przemierzyła tysiące mil, próbując rozładować ładunek śmieci z Long Island, a jej podróż miała zaskakujący wpływ na Amerykę – obywatele najbogatszego społeczeństwa zaczęli mieć obsesję na punkcie własnych odpadów.
Wierząc, że na wysypiskach nie ma już miejsca, Amerykanie doszli do wniosku, że recykling jest ich jedyną opcją. Ich intencje były dobre, a wnioski wydawały się wiarygodne. Recykling czasami ma sens – w przypadku niektórych materiałów w niektórych miejscach i czasie. Jednak najprostszą i najtańszą opcją jest zazwyczaj składowanie i zakopywanie śmieci na bezpiecznym dla środowiska wysypisku. A ponieważ miejsca na wysypiskach nie brakuje (kryzys z 1987 roku był fałszywym alarmem), nie ma powodu, by czynić recykling prawnym lub moralnym imperatywem.
Obowiązkowe programy recyklingu nie są zbawieniem dla potomności. Oferują krótkoterminowe korzyści kilku grupom wpływu – politykom, konsultantom ds. public relations, organizacjom ekologicznym, korporacjom zajmującym się utylizacją odpadów – jednocześnie odwracając uwagę od prawdziwych problemów społecznych i środowiskowych. Recykling może być najbardziej marnotrawną działalnością we współczesnej Ameryce: marnotrawstwo czasu i pieniędzy, marnotrawstwo zasobów ludzkich i naturalnych”.
Tierney twierdzi, że skoro recykling jest tak kosztowny i mało skuteczny, alternatywą powinien być powrót do składowania śmieci na wysypiskach. Tym bardziej, że mimo iż to plastik jest rutynowo krytykowany, ponieważ nie ulega rozkładowi się na wysypiskach, okazuje się, że nie rozkłada się też większość innych opakowań. William Rathje, archeolog z Uniwersytetu w Arizonie, odkrył podczas wykopalisk na wysypiskach, że papier, tektura i inne materiały organiczne – choć z technicznego punktu widzenia powinny ulegać biodegradacji – mają tendencję do pozostawania nienaruszonymi w pozbawionym powietrza środowisku wysypiska.
Te zmumifikowane materiały w rzeczywistości zajmują znacznie więcej miejsca na wysypiskach niż plastikowe opakowania, które stale się zmniejszają, ponieważ producenci opracowują mocniejsze i cieńsze materiały. Kartony po sokach, które zastąpiły szklane butelki, zajmują połowę miejsca na wysypisku zajmowanego kiedyś przez butelki, a 12 plastikowych toreb na zakupy mieści się w przestrzeni zajmowanej przez jedną papierową.
A. Clark Wiseman, ekonomista z Uniwersytetu w stanie Waszyngton, obliczył, że jeśli Amerykanie będą generować śmieci w obecnym tempie przez kolejne 1000 lat i jeśli wszystkie ich śmieci zostaną umieszczone na wysypisku o głębokości 100 metrów, to do roku 3000 ta hałda śmieci wypełni kwadrat ziemi o boku 35 mil. Nie wydaje się to wielkim obciążeniem dla kraju wielkości Ameryki. Śmieci zajmowałyby tylko 5 procent powierzchni potrzebnej do budowy krajowej sieci paneli słonecznych proponowanej przez ekologów (przyp. tu jest problem inny jeszcze – gdzie składować panele kiedy się zużyją).
Tysiącletnie wysypisko zmieściłoby się na jednej dziesiątej 1 procenta terenów dostępnych obecnie do wypasu zwierząt w kontynentalnych Stanach Zjednoczonych. Dodatkowo, strata będzie tylko tymczasowa. Ostatecznie, podobnie jak poprzednie wysypiska śmieci, kopce śmieci zostaną pokryte trawą i staną się niewielkim dodatkiem do 150 000 mil kwadratowych parków narodowych. Innym mitem jest marnotrawstwo niezastąpionych zasobów naturalnych.
Koronnym przykładem jest tu na przykład zarzut, że wycina się wiele drzew, aby wydać jakąś gazetę. Ale na ich miejsce zostanie posadzonych jeszcze więcej drzew. Podaż drewna w Ameryce wzrasta od dziesięcioleci, a w krajowych lasach znajduje się obecnie trzy razy więcej drewna niż w 1920 roku. “Nie zabraknie nam drewna, więc dlaczego tak bardzo martwimy się o recykling papieru?” – pyta Jerry Taylor, dyrektor ds. badań nad zasobami naturalnymi w Cato Institute. “Papier jest produktem rolnym, wytwarzanym z drzew uprawianych specjalnie do produkcji papieru. Działanie na rzecz ochrony drzew poprzez recykling papieru jest jak działanie na rzecz ochrony łodyg kukurydzy poprzez ograniczenie jej konsumpcji”.
Najtrwalszym mitem, który pozostaje popularny nawet wśród tych, którzy nie wierzą już w kryzys śmieciowy to, że lepiej jest poddawać recyklingowi niż wyrzucać. Obecnie wielu ekspertów i urzędników państwowych przyznaje, że Ameryka mogłaby po prostu zakopać swoje śmieci, ale sprzeciwiają się tej opcji, ponieważ oznaczałoby to zakończenie programów recyklingu.
Recykling, który pierwotnie był uzasadniony jako jedyne rozwiązanie rozpaczliwego problemu narodowego, stał się celem samym w sobie – celem tak ważnym, że musimy udawać, że wciąż istnieje pierwotny problem. A dlaczego recykling ma być lepszy? Zwykle uzasadnia się to oszczędnością pieniędzy i ochroną środowiska. Brzmi to rozsądnie, dopóki nie zacznie się wchodzić w szczegóły.
Program recyklingu pochłania zasoby. Wymaga dodatkowych administratorów i ciągłej kampanii public relations wyjaśniającej, co zrobić z dziesiątkami różnych produktów – recykling szkła ale nie tłuczonego, kartony na mleko do plastiku, skorupki jajek do zmieszanych a nie bio – większość osób nie zna tych zasad. Wymaga to od organów ścigania kontrolowania śmieci i wystawiania mandatów.
Przede wszystkim wymaga to dodatkowych ekip zbierających i osobnych ciężarówek. Zebranie tony surowców wtórnych jest trzykrotnie droższe niż zebranie tony śmieci, ponieważ ekipy zbierają mniej materiałów na każdym przystanku. Za każdą tonę szkła, plastiku i metalu, którą ciężarówka dostarcza do prywatnej firmy zajmującej się recyklingiem, Nowy Jork w 1996 roku wydawał 200 dolarów więcej niż w przypadku zakopania na wysypisku śmieci. Nie udaje się odzyskać tych kosztów poprzez sprzedaż odzyskanego materiału ponieważ koszty przetwarzania przekraczają ostateczną cenę sprzedaży materiałów pochodzących z recyklingu.
Program recyklingu kosztuje od 50 do 100 milionów dolarów rocznie, a to tylko pieniądze pochodzące bezpośrednio z budżetu miasta. Czy kubki i talerze wielokrotnego użytku są lepsze od jednorazowych? Ceramiczny kubek może wydawać się lepszym wyborem niż kubek wykonany z polistyrenu, jednak jego produkcja wymaga znacznie więcej energii, a także każde mycie zużywa więcej energii (nie wspominając o marnowaniu wody).
Według obliczeń Martina Hockinga, chemika z Uniwersytetu Wiktorii w Kolumbii Brytyjskiej, kubek musiałby zostać użyty 1000 razy, zanim zużycie energii na jedno jego użycie zrównałoby się z kubkiem plastikowym (jeśli kubek pęknie po 900-tej kawie, lepiej byłoby użyć 900 kubków styropianowych). Bardziej bezpośredni wpływ na środowisko wykazały badania przeprowadzone w restauracjach: średnia liczba organizmów bakteryjnych na kubkach wielokrotnego użytku, talerzach i sztućcach jest 200 razy większa niż na jednorazowych.
Analizy kosztów i korzyści dla poszczególnych produktów stają się tak zagmatwane, że nawet zagorzali ekolodzy poddają się. Po latach badań i debat na temat ekologicznych zalet pieluch materiałowych i jednorazowych, niektóre organizacje ekologiczne w końcu zdecydowały, że nie potrafią podjąć decyzji które są lepsze dla środowiska; rodzicom doradzono, aby wybierali to, co uważają za stosowne. Ta rozsądna rada powinna zostać rozszerzona na inne produkty.
Nie tylko ułatwiłoby to życie wszystkim, ale prawdopodobnie przyniosłoby korzyści środowisku. Kiedy konsumenci kierują się swoimi preferencjami, kierują się najprostszym i często najlepszym miernikiem wpływu produktu na środowisko: jego ceną.
Źródło tekstu znajduje się tutaj.
Polecamy również: Banderowska flaga na Jarmarku Jagiellońskim w Lublinie
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!