Synagoga Etosu
Felietony Podróże

Synagoga Etosu

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Synagoga Etosu

Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, to wyróżniający się budynek, wkomponowany w ciąg zabudowań gdańskiej stoczni, onegdaj im. Lenina. To nowoczesna budowla swoimi gabarytami przypomina dawny Dom Partii w Warszawie. Monumentalna konstrukcja wyłożona od zewnątrz surową blachą, kojarząca się jednym z atomowym bunkrem, a drugim z kadłubem statku. W każdym razie jest to potężny gmach, w którym ma swoje miejsce audiowizualna laudacja dla Solidarności i Lecha Wałęsy.

Tak naprawdę miejsce to, ze względu na subiektywne i tendencyjne przedstawienie wygodnej dla demoliberalnej władzy wersji wydarzeń, nie jest warte tych pieniędzy jakie trzeba zapłacić chcąc to zwiedzić, jednak jeśli ktoś ma darmowe zaproszenie, to niech skorzysta, bo może się przekonać naocznie jak była konstruowana Republika Okrągłego Stołu, której uwieńczeniem staje się Polin. Ale po kolei.

Zwiedzający, których większość stanową turyści zagraniczni, demokratyczni notable oraz wycieczki szkolne, zapoznają się z wygodną dla każdej liberalnej władzy wersją najnowszej historii. Miejsce to bowiem stanowi apologię TW Bolka i jego akolitów. Na licznie umiejscowionych wewnątrz ekranach mamy to, co nam się wciąż wtłacza do umysłów, programując społeczeństwo na bezmyślnych konsumentów. To miejsce stanowi wymarzony punkt odniesienia, aby uzasadnić przebytą społeczną ewolucję od PRL do III RP; a więc przeobrażenia człowieka wolnego w beneficjenta systemu, bezmyślnego konsumenta, któremu podstawia się pod nos to wszystko co oddala go od myślenia, od buntu i prób tworzenia opozycyjnej rzeczywistości. W Europejskim Centrum Solidarności znajdują się niezbędne narzędzia, do wykreowania wiary w to, co ustalono przy okrągłym stole, a z historycznego punktu widzenia pierwszy etap demokracji zaczyna się w tym właśnie miejscu, gdzie będąc tam na ekranach widzimy rewolucjonistów; a więc chłopi, chłoporobotnicy, robotnicy, inteligencja pracująca, towarzysze, obywatele, szare eminencje, emisariusze, doradcy, t

ajniacy, ciemne masy, a wokół nich stocznia, protesty, strajki, porozumienie, ludowy katolicyzm. Oprócz Wałęsy mamy niemal wszystkich zwolenników „grubej kreski” przedstawionych jako apostołów ewangelii socjalizmu z ludzką twarzą. Zwiedzający korzystają często ze słuchawek, a więc do ich głów prócz obrazów, wtłacza im się taką wersję historii na jaką zgodzili się uczestnicy magdalenkowego szabasu. Zwiedzający poruszają się pomiędzy licznymi ekranami, mijając „relikwie” etosu takie jak wózek elektryczny stoczniowy, drelich robotniczy, kaski, fragmenty bramy stoczni, pokiereszowanej przez milicję. Są maszyny do pisania, popielniczka z wypalonymi petami, dokumenty, ulotki, gazety, przypinki. Jest i milicyjny Star zwany suką, a w nim również duży ekran, na którym można sobie pooglądać sceny ze stanu wojennego. Obok samochodu, niczym drzewa w lesie, sterczą milicyjne tarcze. Odniosłem wrażenie, że nie tylko Solidarność, ale i PZPR dostarczyła swoje artefakty do wspólnego kotła pamięci, jako nadbudowa dla przyszłej bazy menadżerów, przedstawicieli, pośredników i wykształciuchów, eurokratów, tęczowych dewiantów i zwykłych życiowych nieudaczników, utrzymywanych przez zagraniczne fundacje.

Nawet będąc tam, nie korzystając ze słuchawek i odtwarzaczy, kiedy poruszamy się po muzeum, wszędzie dobiega nas głos samego Wałęsy, widzimy go na ekranach w roli demiurga dziejowego, bo przecież to jest jego sanktuarium. Nie wątpię, że ludzie na Zachodzie nadal w to wierzą. Zdjęcia Bolka i filmy z JP II utwierdzą maluczkich, że smak kremówek i wizja „drugiej Japonii”, to wszystko co nam się należało na tym łez padole pomiędzy Odrą a Bugiem. Za kilka lat miejsce to będzie jedynym świadectwem, że tuż obok Europejskiego Centrum Solidarności było coś takiego jak stocznia, że pracowali tam jacyś ludzie, wiele tysięcy ludzi przechodziło przez bramę etosu i to przez bardzo wiele lat, a teraz, spoglądając na to z tarasu owego bunkra, można tylko podziwiać nowe bloki, wznoszone szybko rękoma Azjatów. I niebawem prócz stoczniowej bramy, Sali BHP, zielonej budki telefonicznej i pomnika Trzech Krzyży nie pozostanie nic, co będzie się kojarzyć z trudem zwykłych robotników, wodzonych przez lata za nosy przez Partię i Solidarność. Ludzi, którzy utonęli w dziejach przemian, niczym stoczniowe wraki na mieliźnie. Ale ostał się jeno jeden, który sobie zawdzięcza wszystko i to on ma swój własny dom partii – ECS.

W jednej z sal mamy niewielką rekonstrukcję okrągłego stołu. Można sobie zająć miejsce i poczuć się jak na zamku Camelot pośród rycerzy. Ekstremalne marzenie, ale ktoś dobrze podsunął tę analogię legendarnego mebla, którego atrapa znajduje się w tym gmachu. Rzecz jasna, po przekątnej stoją oryginalne kamery filmowe z tamtych czasów. Chętni wrażeń mogą poczuć się jak strona opozycyjna, z tą różnicą, że już z tow. Kiszczakiem nikt się wódki nie napije. Relikwią tutejszą stał się nawet zegar z debaty Miodowicz – Wałęsa, poprzedzającej popijawę w Magdalence. Owszem, fragmenty tego spektaklu również można zobaczyć na ekranie.

Punktem kulminacyjnym zwiedzania jest umiejscowiona w jednym z pomieszczeń dość osobliwa ściana z wielkim napisem SOLIDARNOŚĆ. Składa się ona z małych karteczek białych i czerwonych. Karteczki te są ogólnie dostępne obok przy stoliku. Można na nich coś napisać i powiesić na ścianie. Widziałem, że ludzie dość chętnie to robią, piszą różne rzeczy w różnych językach. Skojarzenie jest jednoznaczne. W ECS mamy ścianę płaczu na miarę obecnej potrzeby Polin, na miarę podtrzymywanego kultu opozycji d

emokratycznej. Nie na darmo wszyscy prezydenci Republiki Okrągłego Stołu, począwszy od Lecha Wałęsy pielgrzymowali do państwa położonego w Palestynie. Za to tubylcy już nie muszą jeździć do Jerozolimy, wystarczy Gdańsk i jego synagoga etosu.

Kiedy już zobaczymy wszystko co pozwolą nam zobaczyć, może nam się uda spotkać samego elektryka dziejów, bowiem w miejscu tym ma swój gabinet. Podobno pojawia się od czasu do czasu, by opowiadać maluczkim o tym jak obalał komunę.

Wychodząc zajrzałem do sklepu z pamiątkami. A tam same dewocjonalia. Literatura hagiograficzna Wałęsy, długopisy, którymi podpisywał pakt z komuną, t- shirty z jego wizerunkiem, kubki, smycze, statuetki, breloki, podstawki, prezerwatywy, wibratory… (wróc! zagalopowałem się, prezerwatyw i wibratorów nie widziałem). Są natomiast lalki z Bolkiem w trzech odmianach: robotnik, prezydent i obrońca demokracji. Szmaciane gałgany, idealne do obrzędów voodoo, być może dla jakiś egzotycznych zwiedzających, którzy praktykują swoje kulty w państwach, gdzie trzeba obalić afroamerykańską dyktaturę. Ciekawe, czy budynek ten jest przeznaczony na pochówek swojego bożyca. Wcale bym się nie zdziwił jakby tak było.

Na koniec pozostało mi kilka refleksji. Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i NSZZ „Solidarność” działając razem i w porozumieniu doprowadzili do zaniku kluczowej warstwy społecznej – robotników. Dokonano tego wspólnymi siłami i trwało to przez wiele lat, pod osłoną wszystkich operacji finansowych, medialnych kłamstw i pustych obietnic. Po „Okrągłym Stole” nikt nie protestował, kiedy likwidowano cały polski potencjał gospodarczy, a ludzi wyrzucano na bruk. Stan przemian politycznych widać po tym jak wygląda obecnie to, co pozostało ze Stoczni Gdańskiej, która w ciągu swojego istnienia wyprodukowała ok. 1000 statków. Ludzie pokroju TW Bolka nie mieli problemów z moralnością ani skrupułów, by przerobić robotników na niewolników. Przecież wytypowani przez bezpiekę animatorzy polityczni, aby wygrywać wybory uwierzytelniali się stojąc pod krzyżami, pokazywali się na zdjęciach z Janem Pawłem II. Folklor religijny dawnych działaczy „Solidarności” nie przeszkadza współczesnym antyklerykałom, tak jak KOD-owi usiłującemu bezcześcić kościoły, nie przeszkadza Czarna Madonna w klapie marynarki Wałęsy, który to stał się marionetką tegoż KOD-u. Jest w tym pewna prawidłowość. Nie po to JP II błogosławił „Solidarności”, aby ona teraz miała odpowiadać za upadek Polski i rozliczać TW Bolka za donosy. Temat bezrobocia, upadku gospodarczego, inwazji obcego kapitału, terroru fiskalnego, wykupu polskiej ziemi, zamachu na własność Polaków, bezkarności banków czy nieustanne ograniczanie obrotu gotówkowego pozostaje dla obecnej Solidarności tematem nie istotnym. A mają swoją główną siedzibę tuż obok stoczni, równie wielką niczym ECS.

Miałem okazję widzieć TW Bolka na żywo kilka lat temu, pod jednym z wrocławskich kościołów. Ta postać ma około 160cm wzrostu. Zastanawiałem się jak to jest, bo z wielu filmów dokumentalnych wynika, że stoczniowcy wiedzieli o tym co robi Bolek, jaką miał profesję poza praca zawodową, na kogo donosił. Wokół Bolka byli różni ludzie, ale na pewno zdarzali się uczciwsi, bardziej honorowi, wyżsi wzrostem i silniejsi od niego. A jednak nikt go nie potraktował tak, jak się traktuje kapusia i szpicla pośród swoich. Nikt nie rozliczył go z jego judaszowej profesji. Dlaczego? Bo oni byli mentalnie tacy sami jak on. Niektórzy z nich, nie chcący dostrzegać takich spraw, nie chcący się narażać nikomu, inni półanalfabeci z dalekiej i bliskiej prowincji, dla których stocznia stała się nagle kluczem do sukcesu i była wszystkim w życiu. A przecież nikt nie chciał wracać z powrotem do czworaków, nawet jeżeli PRL dawał pracę każdemu. Stocznia- wielotysięczny zakład pracy w dużym mieście, to był oczekiwany awans na robotnika dla ludzi spoza miast, to perspektywa sukcesu niczym okno życia na świat gdańskich doków i trzeba było okazywać przez lata bezsilność, aby wyhodować TW Bolka na własnej piersi, aby potem jako prezydent mógł on pogrzebać wszystko to, co obiecywał ludziom, już wiele lat po tym jak podpisał porozumienie swoim czerwonym długopisem na którym spoglądał w dal Jan Paweł II.

Muzeum ECS utrzymywane i reanimowane wszelkimi dotacjami przetrwa różne zawirowania, tąpnięcia polityczne, kryzysy i krachy, przetrwa nawet inwestycje deweloperów na terenach pozostałych po stoczni gdańskiej. Każdej władzy demoliberalnej jest na rękę ten świecki kult oraz relatywne wartości z nim związane. Muzeum i artefakty tam zgromadzone cementują legendę jakże potrzebną do przetrwania Republiki Okrągłego Stołu. Każda oficjalna opcja polityczna to rozumie. Każda. Pamiętacie jacy ludzie krzyczeli o obaleniu tejże republiki przed laty na Marszu Niepodległości? I co teraz oni robią, gdzie są?

Właśnie dlatego w gdańskim muzeum nie ma pośród zgromadzonych tam eksponatów wygranych kuponów totolotka Wałęsy, brak jest styropianu na którym zaległ, brak również płotu, przez który skakał oblubieniec kpt. SB Graczyka, nie ma motorówki, próżno szukać akt z IPN; tak jak i nie ma czegokolwiek o Annie Walentynowicz i o innych działaczach związkowych, którzy znali Lecha Wałęsę od innej strony, niż władza warszawska i on sam nieustannie nam do wierzenia podaje.

Albowiem na fałszywego proroka nie może paść nawet cień Prawdy.

Tomasz J. Kostyła

Czytaj również:

Stanisław Michalkiewicz: Kolejność dziobania w aktywizmie

Ścieżką obok drogi (część 1) – S. Michalkiewicz

 

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!