Marcin Drewicz: O komunikacji na rubieżach cywilizacji cz.3: Ciągle obce wojska…
W podrzeszowskiej Jasionce było w poprzednim roku (2023) pasażerów prawie milion. Tam też jest od ponad dwóch i pół roku zlokalizowana wojskowa baza amerykańska – „polski Ramstein”. Polskojęzyczne mass media prawie o niej nie wspominają. Nie wiemy, czy przywołana dla Jasionki liczba uwzględnia także amerykańskie loty wojskowe. No, i jeszcze ci modlący się Żydzi ściągający tamtędy akurat do Leżajska. Ech, to południe! Południo-wschód! No pewnie, że nie „centralność”.
Owszem, amerykańskie i/lub NATO-wskie i zarazem nie polskie placówki wojskowe, jak z rzadka podawały mass media, znajdują się również w innych miejscach w Polsce. Kiedyś sowieckie, teraz NATO-wskie. Można się tylko uspokajać, że inni też tak mieli i mają. Nawet ś.p. generał Francisco Franco, wszakże zwycięski i suwerenny caudillo (pol. wódz) narodowo-katolickiej Hiszpanii, wobec zbliżenia tego kraju z USA – a złożona to historia – przystał w roku 1953 na założenie w Hiszpanii kilku amerykańskich baz wojskowych; tam i wtedy jeszcze nie w strukturach sojuszu NATO, lecz na mocy dwustronnego paktu. Nawet on.
Lecz skoro dwustronnego, to przecież nie za darmo, o nie! „Coś za coś”. Stany Zjednoczone ten uzyskany przywilej wojskowo-terytorialny okupiły bardzo obfitą materialną pomocą dla Hiszpanii. To się rysuje jednak zupełnie inaczej, aniżeli dzisiejsza „międzynarodowa” sytuacja Republiki Polskiej. Polska jest dziś tą „jedną bramką”, do której inni „strzelają”, jak i kiedy chcą. Nieprawdaż?
A tacy Anglicy, odkąd w roku 1704 (!) zawładnęli hiszpańskim Gibraltarem, do dzisiaj tam siedzą. I to dopiero jest prawdziwe upokorzenie!
Lat temu już dobre kilkanaście polskojęzyczne mass media nudziły o amerykańskiej wyrzutni rakiet mającej być usytuowaną gdzieś na Pomorzu Zachodnim. Jak zawsze we „współczesnych” mass mediach nie mówiono ludziom wszystkiego. Zająknięto się li tylko, że radar do tych rakiet ma działać w… Rumunii. Ale… jak to? I taki układ miałby być zasłoną właśnie od strony post-sowieckiego Wschodu? Radar nad Morzem Czarnym, a wyrzutnia rakiet nad Bałtykiem? To dopiero się nazywa… Międzymorze!
Pewien uczeń szkolny wziął wtedy globus oraz sznurek i ten drugi, naprężony, rozciągnął na globusie poprzez m.in. Rumunię i Polskę. Przez jakie jeszcze kraje, leżące na południo-wschód od Rumunii i na północo-zachód od Polski wiodła taka ortodroma, niech każdy chętny sam sobie tą samą metodą sprawdzi.
Aha… po tej linii miałyby latać jedne rakiety, lecz tym razem, jak widać, wcale nie te post-sowieckie, zestrzeliwane – taki był zamiar – przez inne rakiety, te amerykańskie, odpalane na Pomorzu Zachodnim. Musi być czas, więc i odległość, aby „rumuński” radar zdążył namierzyć ten ruchomy i przecież niezwykle szybki cel (zwłaszcza gdy ów cel kluczy, gdyż jest on nadto rakietą manewrującą).
Takie to m.in. usługi (!), w najlepszym razie z jej żywotnymi interesami wcale nie związane, dzisiejsza Polska świadczy dla swoich (względnie) nowych sojuszników; że o zamilczanej dziś na zabój owej „warszawskiej konferencji bliskowschodniej” z lutego 2019 roku już tu nie wspomnimy. Lecz i nieco dawniej – Irak, Afganistan… Także obecnie: wyraźnie samobójcze (!!!) poddanie się najazdowi nachodźców już pewnie kilkudziesięciu narodowości… Itd. Itp. A sojusznicy dla Polski…?
Powtórzmy, że tamten chłopczyk-geopolityk od razu posłużył się aż globusem. Dlaczego my nie mielibyśmy pójść za jego przykładem? Sami wyżej podajemy, że CPK zlokalizowano patrząc na globus, a nie tylko na mapę dzisiejszej Polski.
Lecz nie trzeba globusa, aby wiedzieć, że osadnicze terytorium lechickie (polskie) znajdowało się i nadal znajduje na pograniczu jednej cywilizacji z inną; o nazwy tychże i głębsze dla nich uzasadnienia się tutaj nie spierajmy pozostając li tylko, na roboczo, przy „Zachodzie” i „Wschodzie”. Kiedyś zasięg tej cywilizacji zachodniej określały w terenie rzymskokatolickie kościoły barokowe (a były/są też, co trochę zakłóca nasz podział, barokowe cerkwie prawosławne, że o unickich już nie wspomnimy).
Teraz zaś, jak to rozumiemy, terytorialny zasięg tej jednak innej niż kiedyś, ale przynajmniej co do geografii nadal zachodniej cywilizacji (post-cywilizacji?) wyznaczają… amerykańskie (USA) bazy wojskowe.
Jeszcze inaczej… Cesarzowi Napoleonowi na owych zasięgach wyznaczanych przez barokowe rzymskokatolickie świątynie nie zależało. Wschodnią granicę obszaru zbierającego kraje najogólniej pojętego „Cesarstwa Zachodniego” zaakceptował on mniej więcej na linii nazwanej sto lat po nim „linią Curzona”; mówi się też: „granica na Bugu”.
Amerykanom (USA) na euroazjatyckiej ekspansji katolicyzmu (cywilizacji łacińskiej) też nie zależało, skoro oni ową „linię Curzona” po drugiej wojnie światowej zaakceptowali jako zachodnią granicę wschodniego Związku Sowieckiego; a teraz ta sama linia jest „zewnętrzną wschodnią rubieżą Unii Europejskiej”.
Na przestrzeni ostatnich lat w polskojęzycznych mass mediach „głównego nurtu” kilkakrotnie zasugerowano, że największą amerykańską/NATO-wską bazą w naszej części Europy ma być właśnie ów planowany CPK, lokowany – inaczej niż port lotniczy w Modlinie – kilkadziesiąt kilometrów od Wisły na lewym-zachodnim jej brzegu, w jej szerokim zakolu, zarazem blisko Warszawy. O wojskowym przeznaczeniu tego obiektu mówił też ów wysokiej rangi polityk w październikowym (2024) wyżej wzmiankowanym wywiadzie dla Telewizji „Trwam”.
Możemy przypuszczać, że CPK miałby zatem być swego rodzaju wielką twierdzą, a Wisła w Podwarszawiu miałaby być ową fosą chroniącą tę twierdzę na kierunku zwłaszcza północno-wschodnim, od strony dobrze przez dawniejsze pokolenia rozpoznanej „bramy smoleńskiej”.
Ale, ale… pomiędzy miejscem przeznaczanym na budowę CPK, a brzegami Wisły rozpościera się jeszcze… milionowa Warszawa z przyległościami. Aż strach pomyśleć, jaka by miała być rola tego nieszczęsnego miasta w tym układzie. Nauczki historyczne są tu jednoznaczne; a środki rażenia znacznie bardziej rozwinięte, niż kilkadziesiąt lat temu.
Mapa! Mapa! I jeszcze raz mapa! Ciekawe, czy ta „twierdza CPK” miałaby za zadanie bronić się do przybycia odsieczy z Zachodu. Odsieczy… ale czy dla Sprawy Polskiej… i czy dla Sprawy Katolickiej? Czy w służbie Cywilizacji Łacińskiej? W czyjej właściwie służbie? Tak ostatecznie i docelowo. Dla kogo? Gdyż jak dotąd pewne jest to tylko, że ewentualna cudza kotłowanina miałaby się toczyć, jak już nie raz bywało (!), na Ziemiach Polskich z wiadomym skutkiem dla tych ziem i dla ich polskich mieszkańców.
Jak już staraliśmy się wykazać – wedle wiedzy dostarczanej kiedyś przez mass media – na przykład ten „międzymorski” układ radar-wyrzutnia rakiet ma służyć sprawie cudzej, co zresztą starannie się zamilcza, więc i ukrywa przed skądinąd zobojętniałą na takie treści tzw. „polską (polskojęzyczną) opinią publiczną”. Chodzi – powtarzamy – o to, że elementy tego lub podobnego układu militarnego zlokalizowane są na Ziemiach Polskich, więc te właśnie ziemie, NASZE, wraz z owymi militarnymi cudzymi (tymi własnymi przecież też) urządzeniami stają się z natury rzeczy… celem dla ewentualnego ostrzału nieprzyjacielskiego.
Wiadomo także, iż „strona polska” z wielu powodów nie jest władna na taki atak odpowiedzieć – ów klasyczny już syndrom niemieckiego bombardowania Warszawy w dniu 25 września 1939 roku; wydarzenie, jak wiele innych ważnych, zajadle dziś zamilczane.
Taka perspektywa powinna by poruszyć każdego… normalnego człowieka. Lecz, o dziwo, nie porusza.
Bo tak po prawdzie czyje to wojska miałyby obsadzać tę „twierdzę CPK” i może inne jeszcze „twierdze” na obszarze Republiki Polskiej (i innych krajów Międzymorza/Trójmorza) i – o to pytaliśmy już wyżej – w czyim docelowym interesie nadstawiać tutaj głowę i przelewać krew? I oczywiście – to na wojnie jest nieuniknione – wystawiać na zniszczenie rzesze miejscowego narodu wraz z jego dorobkiem. Przecież o tym mamy potężne biblioteki, bogatą filmografię, ikonografię, fonografię, ze znanymi powszechnie, szczegółowymi, niezliczonymi opisami. Historia powinna być wszakże nauczycielką życia-przetrwania.
W roku 1914-1915 – ale wektor, czyli front, mamy tu przeciwny – to nieodległa Twierdza Modlin (zaczął ją budować wspomniany Napoleon, lecz na prawym-wschodnim już brzegu Wisły, tam dziś jest przecież port lotniczy!) miała za zadanie bronić się „aż do przybycia odsieczy z głębi Rosji” (sic!). Historia poucza, że stało się inaczej. Ponadto, w wojennych „operacjach warszawskich” tamtej epoki, tej z roku 1915 i tej z roku 1920 miasto Warszawa – dziękować Panu Bogu – bezpośrednio nie ucierpiało. Lecz w roku 1939 oraz 1944 i pomiędzy tymi dwoma latami ucierpiało ono strasznie!
Jaką rolę ma spełniać podjęcie jednocześnie z budową CPK budowy owego „ygreka” KDP? I to linii skierowanych w kierunku od Warszawy zachodnim. My, amatorzy, także w tej sprawie możemy się tylko domyślać. Oto lotniska we Wrocławiu, Poznaniu i w Łodzi, ale i warszawskie Okęcie miałyby bardziej niż pozostałe służyć do przerzucania wojsk na obszar Polski – owa „odsiecz z głębi Zachodu”. Lecz w porównaniu ze wschodnią Eurazją jednak „płytka” to głębia. Patrz: mapa! globus!
Kontestator podpowie, że wojsk koleją przewozić się (już) nie da, skoro doświadczenia choćby września roku 1939 dowodzą, jak łatwo jest – choćby już przy użyciu środków bojowych sprzed ponad osiemdziesięciu lat – przerwać komunikację kolejową. Może więc owa gadanina o KDP miała/ma za zadanie po prostu „medialnie przykryć” kluczowe zagadnienie CPK? Skąd my, amatorzy, zwykli przechodnie, mamy o tym wiedzieć?
Otóż właśnie – CPK-”Ramstein” niedaleko Warszawy, nawet gdy nie obsadzony przez wojsko (!), jako… cel dla zmasowanego ostrzału przeciwnika, zewsząd, więc z kosmosu także (!). To zagadnienie w kontekście wojennym nas Polaków interesuje najbardziej: rozmiary i lokalizacja możliwych strat! I opłacalność budowania czegoś w pierwszej kolejności wystawionego na zniszczenie.
Oczywiście, w to co już tutaj istnieje można celować choćby dzisiaj – od czego niech Bóg nas chroni – na przykład w istniejące już lotniska. Rzecz w tym, że rozważania o ich lokalizacji są bezzasadne od czasu, gdy wyraźnie postąpiono do przodu z ich budową. To już jest za nami. Natomiast zaistnienie CPK i KDP to wciąż tylko zamysł, możliwy do podjęcia albo do porzucenia. Jest jeszcze czas do namysłu… i do opamiętania się.
Więc byłyby opodal Warszawy, na obu brzegach Wisły, lecz i na różnych pułapach ponad powierzchnią ziemi (pod ziemią zapewne też), zgromadzone jakieś poważne środki bojowe dla obrony tegoż celu przed nieprzyjacielskimi rakietami/dronami/satelitami i tym podobnymi. Zatem i one, te napakowane własną różnorodną amunicją i paliwem środki bojowe same stawałyby się celami. Biedna Warszawa – znowu!? Ile razy jeszcze? Czyż każde polskie pokolenie musi koniecznie zaznać tego nieszczęścia?
A na co nam to wszystko…? Na co nam ten cały bezbożny, bluźnierczy, barbarzyński, śmiercionośny bałagan?! Paszli won! Ale wszyscy! I ci, i tamci, i owamci…! Z Naszej Świętej Polskiej Ziemi – precz!
Z czasów nowszych przypomina się owa groza dla Polski całej, jaka wynikała z ofensywnych przeciwko Zachodowi planów sowieckich i zarazem z tych defensywnych planów amerykańsko-NATO-wskich, której to grozy dogłębne zrozumienie skłoniło do działania ś.p. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego.
Lecz nie koniec na tym. Rok czy może już dwa lata temu pewien polski komandor-wykładowca ze szkoły wojennej wyjaśniał w polskojęzycznym radio, do czego ma tak po prawdzie służyć ów wtedy już gotowy przekop Mierzei Wiślanej (o którym dziś już od dawna w mediach cicho-sza). Bo, obecnie przecież, na ile nam wiadomo, nie służy on do niczego poza uatrakcyjnianiem wodnego ruchu turystycznego.
Otóż – z rozbrajającą szczerością referował radiosłuchaczom ów oficer – przeprowadzono już dawniej symulację gwałtownego wyładowywania dużych ilości sprzętu i wojska w portach Trójmiasta. Okazało się, że wobec zakorkowania przez masy pojazdów cywilnych wszystkich dróg wylotowych z Gdańska i z Gdyni rozśrodkowanie wspomnianych wojsk byłoby w oczekiwanym czasie trudne. Tak bardzo trudne, że postanowiono udrożnić sobie drugi szlak w sąsiedztwie pobliskiego terytorium Federacji Rosyjskiej (Obwód Kaliningradzki).
Ze stojących na wodach Zatoki Gdańskiej okrętów barki i amfibie z czołgami i z wojskiem wdzierałyby się więc także na Zalew Wiślany, nie tylko przez naturalną Cieśninę Pilawską, lecz jednocześnie przez ów przekop naprzeciwko Elbląga – dwa razy więcej barek i amfibii w jednostce czasu, aniżeli przed wykonaniem przekopu. Ale, to przecież na mapie wyraźnie wszystko widać.
Tu mała (i nie pierwsza) dygresja historyczna – odsyłamy do obecnie tylko w Internecie dostępnej (lepsze to niż nic!), bo nie w podręcznikach szkolnych, mapy „Pologne et pays limitrophes” („Polska i kraje pograniczne”) obrazującej żądania terytorialne strony polskiej stawiane w roku 1919 na paryskiej Konferencji Pokojowej. Wtedy m.in. Gdańsk miał oczywiście należeć do Rzeczypospolitej Polskiej. Natomiast, i owszem, Wolnym Miastem (ze stosunkowo niewielkimi przyległościami) miał odtąd być Królewiec, więc nie należący do Rzeszy Niemieckiej.
W ogóle nowa Rzesza nad Bałtykiem wedle ówczesnych zamiarów polskich (Francuzi w ogólności je akceptowali) miała sięgać na wschodzie do Słupska, nie dalej. Że stało się inaczej, niech to świadczy o złośliwości ówczesnych wrogów Polski zgromadzonych na wspomnianej Konferencji Pokojowej oraz tych na jej obrady oddziaływujących z oddali.
Ostatnio w polskojęzycznych mass mediach ktoś przebąkiwał, aby ów post-sowiecki dzisiaj Królewiec-Kaliningrad przekształcić właśnie w Wolne Miasto. Kto by miał być wykonawcą takich pomysłów? Ciekawa sprawa. Skoro Bałtyk jest teraz „NATO-wskim jeziorem” (jak w dawniejszych czasach Morze Czarne było zrazu „jeziorem” tureckim, a później w praktyce rosyjskim).
Kilka miesięcy temu, jak to u nas, przemknęła poprzez polskojęzyczne mass media, po czym zapadła w głęboką ciszę kolejna fala rewelacji – że mianowicie jedna ze stron bieżącego międzypartyjnego sporu była „oddawała agresorom Polskę wschodnią”, co miało wynikać z „ujawnionych” planów ustabilizowania obrony „dopiero” na Wiśle (sic!). To nie żadna rewelacja, skoro w minionym ponad stuleciu kilka armii wyznaczało sobie obronną rubież właśnie Wisły, z nader różnymi tego następstwami.
Zamilcza się zajadle o tym m.in., że w roku 1920 ów pamiętny cud (!) mógłby się wydarzyć jeszcze w maju nad daleką rzeką Berezyną, której dzisiejszy Polak na mapie nie potrafi wskazać. Stało się inaczej i to w końcu Wisła stała się tą rubieżą, na jakiej bolszewicki najeźdźca utknął, dopiero w sierpniu.
Lecz zamilcza się i to, że wspomniany już wyżej ów cwany krętacz Napoleon Bonaparte, ponad dwieście lat temu występujący wobec Wschodu jako przywódca Zachodu, zimą roku 1812/1813 nie bronił przed następującymi Moskalami nawet tej części Polski, jaką był uprzednio wziął pod swój protektorat pod nazwą Księstwa Warszawskiego. A przecież mógł ją bronić. Doświadczenie w zwyciężaniu w warunkach mroźnej i śnieżnej zimy on miał, że wspomnimy chociażby wielką bitwę pod Iławą Pruską z dnia 8 lutego 1807 roku.
Zagadnienie bronienia-nie-bronienia Polski przez sojuszników w roku 1939, a i w roku 1920 jest szerzej znane.
Berezyna, Dźwina (na północy), Dniepr, czy Wisła – to zależy od tej będącej do dyspozycji „głębi strategicznej”. Państwo o mniejszym obszarze, jak na przykład dzisiejsza Polska, samodzielnie owej głębi zwyczajnie nie ma. W czasach nowożytnych to armia właśnie rosyjska była już przysłowiowo tą, która „zawsze ma się gdzie cofać”, przez długie wieki armia turecka także. To na lądzie. Na wszechoceanie przez kilka stuleci flota hiszpańska, również portugalska sięgała wszędzie; później przez pewien czas Holendrzy, niekiedy Francuzi, w jeszcze nowszej epoce Brytyjczycy, po nich Amerykanie (USA).
Trzeba przyznać, że wraz z CPK owa na Międzymorzu (hipotetyczna) układanka nam się domyka. Na naszym bliższym południu wschodnią rubieżą dzisiejszego Zachodu ma być Łuk Karpat; ta część Republiki Rumunii rozciągająca się pomiędzy Karpatami, a Morzem Czarnym też (gdzieś tam jest ten wzmiankowany radar). To nic nowego, że wspomnimy na karpackie boje z obydwu wojen światowych. Zagadnienie „zachodniości” Ukrainy tu pomijamy – nie wszystko naraz.
Nas najbardziej interesuje to, co na północ od Karpat: amerykańska baza Rzeszów-Jasionka nad podkarpackim Wisłokiem wpadającym do Sanu, dopływu Wisły. A dalej już wzdłuż jednak Wisły, z „twierdzą CPK” (w projekcie) i z Zalewem Wiślanym na północy. Rzeczywiście, w takim układzie, uwarunkowanym przez obecnie przecież nie istniejący CPK, wschodnia część dzisiejszej Polski byłaby „poddana zawczasu”. Już sam Napoleon to i znacznie więcej był pozostawił, po czym zwyczajnie pomknął do Paryża.
Przed drugą wojną światową była to część Polski jeszcze… środkowa. Natomiast jeszcze wcześniej, w roku 1919, gdy nakreślono ową wspomnianą mapę „Polski i krajów ościennych” była to… Ech, zupełnie inna sytuacja! Szkoda gadać… Ten straszny wiek XX!
Aliści prowadzona różnymi sposobami wojna gospodarcza trwa już od lat. Albowiem sztuką jest osiąganie skutków wojennych bez wystrzału właśnie; już Sun-Tzu zauważył to dawno, dawno temu.
Podobno ci bardziej strachliwi spośród mieszkańców wschodniej Polski, na szczęście ponoć mało liczni, już wyprzedają swoją ojcowiznę. A komu?
A kto to, ach kto to jest wyspecjalizowany w żerowaniu na takich medialnych strachach i kto za pół-darmo tamte polskie dobra skupuje? Jaka to „spółka”? Jaka to „fundacja”? Jaki to „agroholding”? Jaka to „firma deweloperska”? Jaka to „kancelaria adwokacka”? Jakie to „towarzystwo ubezpieczeniowe”? Jaki to „humanitarny wolontariat”? Jaka to „inicjatywa bez granic”?
Polacy! Przeżegnajcie Wy się…! Strachy na Lachy! Odwagi! Rozwagi! Zdrowego rozsądku! Nie bójcie się! Trwajcie na swojej Ojcowiźnie! Przeczytajcie sobie raz jeszcze „Placówkę” Bolesława Prusa! Panu Bogu i Matce Najświętszej ufajcie!
Tak więc obecnie światowi decydenci przydzielają polskiemu bytowi (post?)państwowemu – o ile dobrze to wszystko zrozumieliśmy – jeszcze mniej terytoriów, aniżeli ponad dwieście lat temu był to łaskaw uczynić cesarz Napoleon Bonaparte w porozumieniu z carem Aleksandrem I, a ponad sto lat temu współautorzy owej „linii Curzona-Namiera”.
Co to za rubież, ta cała „linia”, do roku 1991 pilnie strzeżona zachodnia granica Sowieckiego Sojuza zwana „sistiemą”, lecz obecnie wschodnia granica Unii Europejskiej, skoro dziś na jej odcinku białoruskim się ją od strony teraz dla odmiany polskiej, jak podają, „fortyfikuje” (bez zważania na m.in. wyjątkowe przyrodnicze walory tamtej krainy – Zielone Płuca Polski), lecz jednocześnie (!) jej odcinek ukraiński pozostawia się bezwstydnie rozgrodzonym?
To bez sensu! A przy tym nie mamy żadnych wiadomości o stanie i wyglądzie obecnej granicy białorusko-ukraińskiej, i o ruchu osobowym oraz towarowym przez tę granicę – tzw. rokadowym, więc równoległym wobec owej „linii Curzona”.
Przed laty redaktorzy pewnego ciekawego czasopisma polskiego narzekali na treść map publikowanych w amerykańskich podręcznikach. Oto na mapach Europy osobnymi kolorami pozaznaczano terytorialny zasięg wiodących tutejszych kultur (i języków), sporo miejsca pozostawiając jednak bez zabarwiania, na biało.
Ta przestrzeń, od podrzeszowskiej Jasionki na południu, poprzez projektowany CPK „w centrum”, aż po Zalew Wiślany na północy, zatem dorzecze Wisły i wraz z nim dorzecze górnej Odry też miała być na tamtych mapach niezakolorowana – pozostawiona na biało; pomiędzy zwykle niebieską szeroką plamą „Germany” na zachód od niej i znacznie bardziej rozległą, zwykle czerwoną plamą „Soviet Union”, czy też „Russia” na wschodzie.
Mapy takie publikowano ponoć także już za pontyfikatu Jana Pawła Drugiego, nie zważając na to, iż kraj pochodzenia tak wyjątkowej osoby, jaką jest papież, też by wypadało jakoś na mapie jednak… zakolorować.
Wspomniani redaktorzy zastanawiali się nad celem dla wysłania tych najsilniejszych środków rażenia, jaki mieliby wybrać wychowani na takich podręcznikach i zamieszczonych w nich mapach (amerykańscy) generałowie. Tych zakolorowanych obszarów przecież nie należy niszczyć, bo to jest wszakże jakaś „civilization”. Trzeba więc chwilę poczekać, aż określone cele, czyli wrogie wojska pojawią się na tym niezakolorowanym-białym terenie i wtedy walić w te miejsca ile wlezie. Podobnie jak w przypadku owych rzeczywistych już planów strategicznych, których przesłanie tak bardzo wstrząsnęło ś.p. pułkownikiem Kuklińskim.
Wspomniani redaktorzy w ostatnich latach – o ile szerzej to wiadomo – przebywali blisko ośrodków władzy. Miejmy nadzieję, że swoich „amerykańskich partnerów” poinformowali oni o konieczności nie pozostawiania „białymi” żadnych obszarów europejskich, a zwłaszcza tych polskich.
Atoli czy to wszystko dotyczące dnia dzisiejszego, o czym my w niniejszym artykule piszemy – CPK wraz z KDP – wynika aby z potrzeb i interesów narodu polskiego? Jako amatorzy, więc nie posiadający pełnej wiedzy na omawiane tu tematy (a kto ją posiada?), śmiało się skłaniamy do odpowiedzi: NIE!
Jakakolwiek by była odpowiedź na owo pytanie, dotycząca całości zagadnienia lub którejś z jego części, to wszystko ma się dziać i już się dzieje na państwowym i osadniczym terytorium tegoż polskiego narodu, także na tego narodu koszt, przy – obawiamy się – jakże bardzo rozpowszechnionej dziś jego ignorancji i bierności.
Poelcamy również: Anglicy ogłosili gotowość do walki z Rosją… polskimi rękami
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!