Felietony

Stanisław Michalkiewicz: Prezydent Trump “rozserdywsia”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Stanisław Michalkiewicz: Prezydent Trump “rozserdywsia”

   Kto by pomyślał, że aż tak zaiskrzy w stosunkach między Stanami Zjednoczonymi i Ukrainą? To znaczy – nie yle może między Stanami Zjednoczonymi i Ukrainą, co między prezydentem Trumpem, a prezydentem – “dyktatorem” – Zełeńskim. Myślę, że większość Amerykanów, z wyjątkiem oczywiście amerykańskich i kanadyjskich Ukraińców, Ukrainą specjalnie się nie interesuje, a jeśli już, to myśli o niej z niechęcią, jako o worku bez dna, w którym forsa amerykańskich podatników znika bez śladu, niczym w kosmicznej czarnej dziurze.

To oczywiście ułatwia sprawę prezydentowi Trumpowi, który najwyraźniej “rozserdywsia” na prezydenta Zełeńskiego. Nawiasem mówiąc forsa amerykańska i inna tak całkiem bez śladu na Ukrainie nie znika. Kiedy jesienią ub. roku byłem w Toskanii, z wiarygodnego źródła dowiedziałem się, że prezydent Zełeński ma tam posiadłość, że daj Boże każdemu. Nie tylko zresztą on, bo ostatnio pojawiły się fałszywe pogłoski, że młodzi Ukraińcy, którzy schronili się przez straszliwym Putinem w Polsce, przesiadują po dobrych knajpach, a jeśli z nich wychodzą, to przeważnie po to, żeby wypasioną bryką podjechać do następnej.

Najwyraźniej sporo racji mają militaryści nawołujący, by korzystać z wojny, bo pokój będzie straszny. Zresztą – cóż to jest, ten cały “pokój”? Pruski teoretyk wojny Karol von Clausewitz twierdził, że to tylko takie chwilowe zawieszenie broni, między dwiema wojnami. Coś może być na rzeczy, bo pruski, a potem niemiecki kanclerz Otto Bismarck twierdził – czego nie mogą zrozumieć nasi mężykowie stanu – że zagadnień dziejowych nie rozstrzyga się deklamacjami, tylko “krwią i żelazem”.

   No dobrze – ale dlaczego właściwie prezydent Trump tak “rozserdywsia” na prezydenta Zełeńskiego, że aż nazwał go “dyktatorem” – co w stosunkach między przywódcami demokratycznymi musi być niesłychaną obelgą? Pretekstem – ale raczej pretekstem – są ustalenia między prezydentem Trumpem, a prezydentem Putinem, że zakończenie wojny na Ukrainie powinno być poprzedzone wyborami prezydenckimi w tym kraju.

Nie jest to warunek bez znaczenia, bo rzeczywiście – Układające Się Strony muszą wiedzieć, że ten, z którym się układają, rzeczywiście rządzi Ukrainą na podstawie jakiejś legitymacji, niechby nawet demokratycznej, a nie prawem kaduka – jak to ma miejsce w przypadku prezydenta Zełeńskiego, którego kadencja zakończyła się w maju ubiegłego roku.

Myślę jednak, że ta okoliczność, chociaż oczywiście ważna, jest raczej pretekstem, bo prawdziwą przyczyną była nieoczekiwana deklaracja prezydenta Zełeńskiego, że “nie uznaje” on porozumienia z prezydentem Trumpem, co do odstąpienia  Ameryce ukraińskich złóż metali ziem rzadkich. Cały świat słyszał, że prezydent Zełeński się na to zgodził – ale potem, jak tylko okazało się, że Ukraina nie została zaproszona do amerykańsko-rosyjskich rozmów w Rijadzie – wycofał swoją zgodę.

“Obiecałem? No to odwołuję!” – mawiał prof. Kazimierz Kąkol – ale tak można było sobie gadać ze studentami i to tylko za komuny, kiedy dyscyplina była znacznie większa, niż dzisiejsze rozprzężenie i pajdokracja – natomiast w stosunkach z Ameryką, która – powiedzmy sobie szczerze – była dotychczas jedyną nadzieją Ukrainy, takich rzeczy nie robi się bezkarnie. W ogóle prezydent Zełeński, najwyraźniej przypierany do ściany, zaczyna tracić poczucie rzeczywistości. Chwilami wydaje mu się nawet, że kręci całą światową, a w każdym razie – europejską polityką.

W przeciwnym razie nigdy by nie wysuwał takich operetkowych “koncepcji”, żeby wobec tego “Europa” – również pominięta w rokowanich w Rijadzie – utworzyła europejskie siły zbrojne niezależne od NATO, w których “rolę przewodnią” odgrywałaby niezwyciężona armia ukraińska. O ile mi wiadomo,  “koncepcja” ta nie została nawet skomentowana przez uczestników obydwu paryskich szczytowań: 17 i 19 lutego – ale bo też nie ma co takich fantasmagorii komentować.  Nawiasem mówiąc, po oskarżeniu prezydenta Zełeńskiego o “dyktaturę” odezwały sie nożyce w osobie generała Załużnego.

Był on w swoim czasie głownodowodzącym niezwyciężonej ukraińskiej armii, ale po jakichś niepowodzeniach prezydent Zełeński, w ramach wyrzucania z pirogi na pożarcie krokodylom murzyńskich chłopców – spuścił generała Załużnego z wodą na  stanowisko ambasadora w Wielkiej Brytanii. No i teraz generał Załużny, zapytany, czy będzie kandydował na prezydenta Ukrainy, ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, oświadczając, że swoją decyzję zakomunikuje “w odpowiednim czasie”.

W jakim? – Tajemnica to wielka, ale przypuszczam, że wtedy, gdy uzyska zapewnienie, że prezydent Trump uznał go za swoją duszeńkę, a i prezydent Putin nie będzie miał nic przeciwko temu. A kiedy prezydent Trump uzna go za swoją duszeńkę? Ano myślę, że nie wcześniej, aż uzyska gwarancje, że leżące na Ukrainie złoża metali ziem rzadkich otrzymają Amerykanie. W końcu jakieś wnioski z chwiejności prezydenta Zełeńskiego prezydent Trump musi wyciągnąć. Bo prezydent Trum musiał “rozserdywsie” na prezydenta Zełeńskiego naprawdę, skoro nawet oskarżył go o wywołanie tej wojny.

To oczywiście nieprawda, bo żyją ludzie pamiętający, że wojnę wywolał laureat Pokojowej Nagrody Nobla, amerykański prezydent Obama, wykładając w 2014 roku 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie “majdanu” i wysadzając w ten sposób w powietrze “porządek lizboński”, proklamowany 20 listopada 2010 roku na szczycie NATO w Lizbonie.

Jak pamiętamy – od tego wszystko się zaczęło, a potem oliwy do ognia dolał prezydent Józio Biden, który najprawdopodobniej naobiecywał prezydentowi Zełeńskiemu złote góry, żeby tylko wkręcił Ukrainę w maszynę do mięsa – no ale tego prezysent Trump oczywiście głośno nie może powiedzieć, bo wiadomo, że nic tak nie gorszy, jak prawda.  No a prawda jest taka, że Ukraina zostanie wydymana – i dobrze – bo cały świat, a zwłaszcza nasi mężykowie stanu, powinni zobaczyć, jak dotkliwie karane są narody i państwa za głupotę i lekkomyślność swoich Umiłowanych Przywódców.

   Na razie jednak o tym nie ma mowy i wszyscy wyznawcy Ukrainy zapluwają się z oburzenia na prezydenta Trumpa. Ataku wścieklizny doznał przed telewizyjnymi kamerami zwłaszcza pan prof. Roman Kuźniar, który strasznie prezydentowi Trumpowi nawymyślał. Ciekawe, że PSL, w odróżnieniu od swego koalicyjnego partnera, “ojczyka” Hołowni, ocenia  prezydenta Trumpa nader  powściągliwie. Skrupiło się to na Wielce Czcigodnym wicemarszałku Zgorzelskim, któremu resortowa “Stokrotka”, czyli pani red. Monika Olejnik, w audycji “Kropka nad “i”, omal nie wydrapała pazurami oczu.

A przecież prezydent Zełeński chyba się z nią nie dzielił szmalcem uzbieranym na wojnie? Skoro tak, to wiele racji jest w ostrzeżeniu wypowiedzianym przez jedynego rozumnego generała wśród naszej – pożal się Boże! – generalicji, czyli pana gen. Leona Komornickiego. Ostrzegł on, że dalsze pogrążanie się  naszych i europejskich mężyków stanu w ukraińskim amoku może doprowadzić do poważnego kryzysu w NATO. O ile Ameryka bez NATO jakoś tam sobie poradzi, a być może również poradzą sobie niektóre państwa europejskie – to Polska z pewnością do nich nie należy.

Polecamy również: Tusk chce wysłać polskie wojsko na Ukrainę. Konfederacja przeciw

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!