Felietony

Stanisław Michalkiewicz: Musk i Tusk

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Stanisław Michalkiewicz: Musk i Tusk

   Co tu dużo gadać; demokracja oczywiście jest do luftu – ale jeśli już traktujemy ją serio, to właśnie na własne oczy możemy przekonać się o wyższości demokracji spontanicznej nad demokracją kierowaną, którą Parteigenosse Tusk Donald nazywa nawet “demokracją walczącą”. Jak wielokrotnie wspominałem, różnica między demokracją spontaniczną, a kierowaną polega na tym, że w demokracji spontanicznej suwerenowie (bo tak nasi okupanci nam się podlizują, kiedy o coś im chodzi) głosują tak, jak chcą, podczas gdy w demokracji kierowanej mają to surowo zakazane i wolno im głosować tak, jak powinni.

A jak powinni? O tym decyduje samozwańczy, anonimowy sanhedryn. Używam tego określenia nie bez powodu, bo tuż przed niedawnymi wyborami w Niemczech, swoje “zaniepokojenie” wysokimi notowaniami Alternatywy dla Niemiec wyraził niemiecki Centralny Sowiet Żydów. Była to wyraźna wskazówka dla mikrocefali, że “nie powinni” głosować na AfD, tylko na jakieś – wszystko jedno – jakie – partie zatwierdzone. Z punktu widzenia sanhedrynu bowiem nie mają znaczenia żadne makagigi ideologiczne. Jedynym kryterium, które ma znaczenie, jest – czy Żydowie odniosą z tego jakieś korzyści, czy nie.

Co prawda możliwe, że Żydowie mogliby odnieść korzyści również przy AfD – ale oni najwyraźniej przyzwyczaili się do obcinania kuponów od formacji zatwierdzonych, więc – jak mówi poeta – wszelka zmiana napawa ich “trwogą, że im zdobycze zabrać mogą”. Podobnie w Rumunii. Jak pamiętamy, podczas pierwszej tury wyborów prezydenckich najlepszy wynik uzyskał pan Calin Georgescu, który najwyraźniej nie był zatwierdzony przez tamtejszy Juderat.

Toteż tamtejszy niezawisły Sąd Najwyższy te całe wybory rozgonił – no a teraz, ponieważ tamtejsi suwerenowie, najwyraźniej niekumaci, nadal go popierali, nie było innej rady, jak go aresztować pod zarzutem – bodajże – “ksenofobii”, czy jakiejś innej myślozbrodni. Na razie, po wstępnym przesłuchaniu w prokuraturze – został wypuszczony – ale i on wie i my wiemy, że to tylko kwestia czasu, kiedy na podstawie postanowienia niezawisłego sądu, zostanie bezterminowo umieszczony w areszcie wydobywczym, żeby już nic nie zakłócało triumfu demokracji – oczywiście demokracji kierowanej.

   Skoro program pilotażowy został w Rumunii przećwiczony, to tylko patrzeć, jak tubylczy Judenrat zastosuje go i w naszym nieszczęśliwym kraju. Tu może zostać wykorzystane “strategiczne partnerstwo” – jak nasi Umiłowani Przywódcy i funkcjonariusze Propaganda Abteilung nazywają darmowe obciąganie Ukraińcom laski. Jak tylko pan Sławomir Mentzen zaczął wybijać się w sondażach, a zamiast przykładnie uczestniczyć w, urządzonych w “trzecią rocznicę” wojny,  banderowskich zapustach w Polsce, pojechał do Lwowa.

Na wieść o tym zawrzał gniewem lwowski prowidnyk, pan Andrij Sadowy, który nazwał go “politykiem prorosyjskim”. To chyba najgorsze wyzwisko, bo przecież jest rozkaz, że każdy polityk polski powinien być “proukraiński”, a nie “prorosyjski”, ani nawet propolski. W dodatku pan Mentzen, zamiast z podkulonym ogonem złożyć pokajanije, to prowokacyjnie zauważył, że lwowski prowidnyk, pan Sadowy, postawił w tym mieście jeden pomnik Stefanowi Banderze, a drugi – Romanowi Szuchewyczowi – pomysłodawcy i wykonawcy ludobójstwa na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Jakby tego było za mało, to jeszcze dodał, że jak tylko zostanie prezydentem, to zaraz zabroni wpuszczania pana Sadowego do Polski. Takiego zuchwalstwa nie mógł puścić płazem rzecznik ukraińskiego MSZ Georgij Tychyj i zagroził podjęciem wobec pana Sławomira Mentzena “odpowiednich działań”. Nietrudno się domyślić, o co tu może chodzić.

Gołoworiezy z goszczącego właśnie w Polsce sławnego pułku “Azow”, uriezają panu Sławomirowi Mentzenowi głowę, a tutejsi bodnarowcy: pan minister Bodnar i jego prawa ręka – pan Dariusz Korneluk – sprawę w mig zatuszują, dzięki czemu wybory prezydenckie będą i u nas przebiegały według scenariusza zatwierdzonego. Jest to prawdopodobne tym bardziej, że pan prezydent Dudu chyba nie namówił – o ile w ogóle ośmieliłby się dopuścić takiej zuchwalości – prezydenta Trumpa, by ten zlecił przeprowadzenie w Polsce przesilenia rządowego przed swoim przyjazdem do naszego nieszczęśliwego kraju.

Nawiasem mówiąc, mój nowojorski Honorable Correspondant twierdzi, że przygotowaniem wizyty prezydenta Dudy w Waszyngtonie zajmowało się ścisłe kierownictwo telewizji “Republika” – no i dlatego wszystko wyszło, jak zawsze.

   A skoro jesteśmy przy prezydencie Trumpie, to właśnie w dniu, gdy piszę ten felieton, będzie on przyjmował ukraińskiego prezydenta Zełeńskiego, który podpisze warunki bezwarunkowej kapitulacji Ukrainy przed Stanami Zjednoczonymi. Wprawdzie twierdził, że się “nie zgodzi”, ale dopóty dzban wodę nosi, dopóki sie ucho nie urwie, więc kiedy prezydent Trump “rozserdywsia”, położył uszy po sobie i bezwarunkową kapitulację podpisze. Ale to drobiazg niewątpliwy w porównaniu z rewelacjami Elona Muska o Donaldu Tusku.

Otóż przy okazji zakręcenia kurka z forsą płynącą do zagranicznych beneficjentów z USAID, wydało się, że niezawiśli sędziowie z gangu pod nazwą “Wolne Sądy” brali amerykański jurgielt na walkę “o praworządność” w naszym bantustanie. Najwyraźniej zwyczajne łapówki już przestały im wystarczać  no ale nie bez kozery wymowni Francuzi powiadają, że “l`appetit vient en mangeant”, co się wykłada, że apetyt wzrasta w miarę jedzenia – a wiadomo, że kto jak kto, ale niezawiśli sędziowie byle czego przecież nie zjedzą.

Nawiasem mówiąc,   rozbisurmanili się do tego stopnia, że zaczęli pozywać się nawzajem. Właśnie jedna grupa niezawisłych sędziów pozwała drugą grupę niezawisłych sędziów, że nie dopuszczają ich do sądzenia – a tym samym – do dochodów. Pozew został wniesiony do Sądu Rejonowego dla Żoliborza w Warszawie. Oooo! Już widzę, jak będzie się działo – bo właśnie ten niezawisły sąd, nie widząc mnie na oczy, skazał mnie na grzywnę za to, że “działając w ramach z góry powziętego zamiaru”, podałem  nazwisko mojej Prześladowczyni.

Kiedy zwróciłem uwagę, że ja nigdy nie mieszkałem na Żoliborzu, trochę się zreflektował i sprawa została przeniesiona do Śródmieścia, ale tamtejsze niezawisłe sądy zwyczajnie przepisały żoliborską diagnozę i wyrok przyklepały. Potwierdza to trafność ruskiego przysłowia, że co napisane piórem, tego nie wyrąbiesz toporem. Właśnie po roku drenażu skończyłem spłacać i grzywnę i koszty, jakie moja Prześladowczyni poniosła na rzecz  Drogiego Pana Mecenasa Jarosława Głuchowskiego z Poznania.

Czuję w związku z tym, że tylko patrzeć, jak Drogi Pan Mecenas napisze na mnie kolejny donos do niezawisłego sądu w Poznaniu – że nie mam osobliwego nabożeństwa do niezawisłych sądów. “Wnet się posypią piękne wyroki!”

   Ale mniejsza a tym, bo przy okazji ujawnienia tych amerykańskich jurgieltów wyszło na jaw, iż nawoływanie do “jebania PiS-u” zostało opłacone przez zimnego ruskiego czekistę Putina. Ładny interes! Muszę powiedzieć, że z jednej strony trochę się dziwię obywatelu Tusku Donaldu, iż zamiast jebać vaginessy ze swojego vaginetu, woli jebać PiS.

Z drugiej jednak strony, trochę go rozumiem,  gdy przyjrzę się tym vaginessom, a zwłaszcza, gdy któraś z nich otworzy otwór gębowy, gwoli złożenia jakiejś deklaracji. Ja też bym się zniechęcił do tych wszystkich vaginess i to raz na zawsze – ale czy to jest powód, żeby jebać PiS? Nie jestem przekonany – a jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.  Obywatel Tusk Donald, podobnie jak stado autorytetów moralnych, gotów jest jebać za pieniądze!  Ładny interes!

Polecamy również: Węgry zdelegalizowały dewiacyjne tzw. „marsze równości”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!