Jeżeli skład Krajowej Rady Sądownictwa (KRS) nie powinien być wybierany głosami jednej opcji politycznej, wybranej w wolnych i demokratycznych wyborach powszechnych, to takie założenie prezydenta Dudy i jego najbliższych doradców – niejako inicjujące przyszły porządek prawny w wolnej i niepodległej Polsce w zakresie pełnienia służby sądowniczej – rozwiewa sen o demokracji jako takiej w ogóle. A to dlatego właśnie, że myślenie takie podważa sens i normę konstytucyjną związaną z podstawową zasadą wolnego wyboru w skali ogólnospołecznej, będącą jak na razie głównym rdzeniem decyzyjności suwerena (Narodu) przy tej formie organizacji instytucji publicznych państwa.
Wywiad jakiego udzielił prezydent Duda redaktorowi Zarembie w Dzienniku Gazeta Prawna, niestety, ale – według mojej skromnej opinii – uwidacznia zbyt duże rozbieżności w podejściu do reform ustrojowych państwa, co do zasady. Za chybione uważam stwierdzenie prezydenta, że “Ja tylko chcę wykluczyć sytuację, kiedy wszystkich 15 pochodzących z wyboru członków KRS wybiera jedna i ta sama partia, mająca większość w Sejmie”. Dla ścisłości – w szeregach tzw. Zjednoczonej Prawicy, w obu izbach parlamentu (Sejm i Senat), są przedstawiciele PiS, Solidarnej Polski, Polski Razem i kilku innych posłów związanych wcześniej np. z partią Kukiz’15 (Anna Siarkowska i Małgorzata Janowska). Prezydent zatem gołosłownie wypacza regułę przedstawicielstwa Narodu w parlamencie co do przyjętej w Konstytucji zdolności decyzyjnych ciał ustawodawczych, i błędnie – z punktu widzenia zakresu kompetencji przewidzianych dla centralnych (naczelnych) organów państwa – odnosi się do przyjętego przez ustawodawcę rozwiązania legislacyjnego w tym zakresie. Próbuje ograniczyć decyzyjność parlamentu większością sejmową 3/5 przy obowiązującym trybie uchwalania zwykłych ustaw większością 2/3 głosów za. Z logicznego, i prawnego zarazem, punktu widzenia zwykła większość sejmowa nie może się samoograniczać w tym zakresie pod dyktando innego organu publicznego, jakim w tym przypadku jest urząd prezydenta RP; takie podejście wyraźnie przeczy przyjętemu powszechnie porządkowi prawnemu – i nie może być traktowane poważnie przez nikogo – tym bardziej przez dociekliwego Fransa Timmermansa (KE) lub Komicję Wenecką. Stanowisko prezydenta, wymuszające konieczność wprowadzenia podwyższonej większości sejmowej przy uchwalaniu (zwykłej) ustawy o KRS, jest niezgodne z Konstytucją, Regulaminem Sejmu i Regulaminem Senatu. Bowiem większość 3/5 jest wymagana jedynie przy ewentualnym odrzuceniu weta prezydenta do uchwalonych ustaw.
Niezręcznie też wybrzmiały wyjaśnienia prezydenta na temat roli ministra sprawiedliwości w tym procesie dokonywanych zmian. Zdaniem prezydenta nie do przyjęcia była “Wizja sędziów (SN) piszących do ministra sprawiedliwości prośby, żeby ich zostawiono, to coś, co nie powinno mieć miejsca”. Skoro tak, to prezydent w swoim stylu powinien dokonać pełnego rachunku sumienia i zapytać wpierw Polaków do kogo najczęściej kierują (jako pokrzywdzeni) swoje skargi, kiedy często z nie swojej winy są ofiarami urzędniczego kumoterstwa? Odpowiedź jest dość oczywista, to minister sprawiedliwości/prokurator generalny dźwiga na swoim karku niezliczoną liczbę krzywd Polaków, skarżących się i błagających o jakąkolwiek pomoc, niezależnie od wydolności całego systemu wymiaru sprawiedliwości. I całkiem rozsądnie byłoby, gdyby ms/pg posiadał narzędzia prawne do realnego wsparcia obywatela w sytuacjach wymagających natychmiastowej interwencji, a nie tylko realizował tzw. “miękką” formę zajęcia się podobnymi problemami poprzez swoich specjalistów zatrudnionych w gabinecie ministra, którzy najczęściej rozkładają ręce z bezradności.
Zaprezentowane stanowisko urzędu prezydenckiego w tym wywiadzie nie oddaje obiektywnej racji, ani nie wychodzi naprzeciw społecznemu zapotrzebowaniu – nie gwarantuje powodzenia wymaganych reform w polskim sądownictwie. Unosząc nieco wyżej szczegół związany z obywatelskim aspektem dobrych zmian, niepodobna nie wymagać tego samego od prezydenta, który z kolei niechcący wywindował interes prawny sędziów SN czy członków KRS (gwarantując im typowy luz-blues) nad interes prawny pokrzywdzonych, którym w ten sposób tak naprawdę odmawia się realnych szans przetrwania w zderzeniu z twardością tego systemu. Nie da się tak łatwo przypudrować sińców doznanych przez obywateli, próbując doraźnie czarować opinię publiczną względnymi korzyściami jakie może przynieść dodatkowy środek odwoławczy w postaci skargi nadzwyczajnej do SN. Kłopot w tym, że ci sami sędziowie nie osądzą podobnych spraw inaczej niż czynili to do tej pory (sic!). Czyli mamy sytuację, że po co najmniej dziesięciu latach (standard w polskiej judykaturze) sporu sądowego – ponoszenia kosztów sądowych i adwokackich, bankructwa firmy, egzystencjalnego wegetowania – możemy mieć możliwość wniesienia skargi nadzwyczajnej do SN. Co za ulga, ufff!
Prezydent (mimo prezentowanej nagminnie subtelności wobec dzieci i kombatantów wojennych) nie dostrzega potrzeby, żeby obywatel miał prawo, a nie jedynie pobożne życzenie, do kontroli (na jego pisemny wniosek) akt swojej sprawy przez ms/pg na każdym etapie postępowania sądowego, kiedy zachodzi obiektywna potrzeba zaradzenia ewentualnej patologii sądu w obu instancjach. Czy aby casus kadrowy SN nie powinien ustępować powadze wymiaru sprawiedliwości i podlegać uporządkowaniu przy bezpośrednim udziale ms/pg? którego służba publiczna spina przecież w całość cały wymiar sprawiedliwości pod względem organizacyjnym. Co więcej, powinien zostać przywrócony przepis prawny z uchylonego w 2001 (wyrokiem TK) art. 418 Kodeksu cywilnego, który mówił kto jest urzędnikiem państwowym – który z automatu był pociągany do odpowiedzialności dyscyplinarnej lub karnej z powodu wyrządzenia obywatelowi szkody majątkowej tzw. czynem niedozwolonym, polegającym na wydaniu krzywdzącego orzeczenia kończącego daną sprawę. Logiczne?
Wygląda na to, że spór głowy państwa z ustawodawcą o względy formalnoprawne, związane z konieczną i dogłębną naprawą sądownictwa w Polsce, ma charakter czysto akademicki a nie prawnoustrojowy. Trochę jakby towarzyszyła temu zjawisku atmosfera jesiennej nostalgii z obrazów Józefa Chełmońskiego (“Babie lato” – 1875 r. lub “Bociany” – 1900 r.), gdzie romantyczność wiejska przenika do wyobraźni widza, skłaniając go do coraz wznioślejszych przeżyć emocjonalnych. Co za beztroski świat bocianów zdążających do ciepłych, afrykańskich krajów – i nic babiego lata, która się tylko w kółko przędzie i przędzie…
Antoni Ciszewski
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!