Temat to przemilczany, bowiem kłóci się z oficjalnie przez lata obowiązującą wizją dziejów. Bo jak tu przyznać, że w obliczu terroru rozpętanego przez UPA wielu byłych akowców czuło się zmuszonych założyć sowiecki mundur, by w szeregach utworzonych pod egidą NKWD Istriebitielnych Batalionów bronić polskiej ludności?
O obronie polskiej ludności Wołynia przez Armię Krajową pisaliśmy tutaj:
4 stycznia 1944 roku wojska 1. Frontu Ukraińskiego Armii Czerwonej w okolicach m. Sarny przekroczyły granicę ZSRR z Polską. W tej sytuacji dowództwo Okręgu AK Wołyń zdecydowało się przystąpić do realizacji planu „Burza”. 15 stycznia 1944 roku komendant Okręgu, płk Kazimierz Bąbiński ps. „Luboń”, wydał inspektorom rejonowym rozkaz koncentracji sił AK w zachodniej części Wołynia.
Na miejsca zbiórki oddziałów wyznaczono rejon samoobrony polskiej w Zasmykach, położony na południe od Kowla, oraz rejon samoobrony w Bielinie, położony na północ od Włodzimierza Wołyńskiego. Sztab Okręgu założył kwaterę polową w miasteczku Kupiczów, a następnie we wsi Suszybaba.
Udanie się na koncentrację groziło jednak ogołoceniem ogromnych obszarów z jednostek AK, a tym samym oznaczało pozostawienie tamtejszej ludności bez opieki z ich strony. Dlatego też do ostatniej chwili zwlekano z wykonaniem przemarszu, tak by uczynić to bezpośrednio przed nadejściem wojsk sowieckich, które przejęłyby w ten sposób zadanie ochrony ludności polskiej przed UPA. Rezultat tego był jednak taki, iż część jednostek nie dotarła na koncentrację, jako że „zagarnął” je front, po czym zostały zmuszone przez Rosjan do złożenia broni.
I to właśnie te oddziały, które wówczas zmuszone zostały do złożenia broni, stały się fundamentem dla przyszłych istriebitielnych batalionów. W książce Adama Peretiatkowicza „Wołyńska Samoobrona w dorzeczu Horynia” możemy przeczytać:
Według posiadanych relacji zajęcie Kiwerc, a w tym również Przebraża nastąpiło już po 30 stycznia [1944]. W pierwszej kolejności, jak wspominają byli obrońcy Przebraża, władze sowieckie przystąpiły do rozwiązania oddziałów samoobrony i ich rozbrojenia. Wobec wycofania tuż przed frontem oddziałów UPA pozornie takie postępowanie nie zagrażało ludności cywilnej, która ocalała we wioskach chronionych przez placówki samoobrony. Następnym krokiem władz sowieckich było przeprowadzenie mobilizacji do Armii Czerwonej wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Tę mobilizację przeprowadzono już w marcu 1944 roku. Prawie wszyscy powołani do wojska Polacy zgłosili się w wyznaczonych jednostkach, ale znaczna część Ukraińców, a wśród nich znakomita większość tych, którzy współdziałali z bandami UPA uchyliła się od zarządzonej mobilizacji, uciekając do lasu. W rezultacie na wiosnę nastąpiła aktywizacja band UPA. Podjęte przez nich akcje ułatwiał fakt, iż wielu gospodarzy, którzy ocaleli wioskach dotychczas chronionych przez placówki samoobrony, wobec zaniku aktywności band upowskich, z chwilą wejścia sowietów zaczęło powracać do opuszczonych gospodarstw, stając się łatwymi ofiarami wzmożonej aktywności upowców. Sytuacja dla Polaków znów stawała się dramatyczna – rozbrojenie dotychczas istniejących oddziałów samoobrony oraz powołanie do wojska wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni pozbawiło polskie rodziny wszelkiej ochrony. Tu trzeba zwrócić uwagę, że podobnie jak to było w 1939 roku Armia Czerwona wkraczała na Wołyń pod hasłem wyzwalania bratniego narodu ukraińskiego, tym razem spod germańskiego jarzma. Z tym hasłem związane było przychylne polityczne nastawienie wobec Ukraińców, a wrogie wobec Polaków, dawnych „ciemiężycieli ludu ukraińskiego”.
W tej sytuacji nastąpił szczęśliwy dla polskiej ludności zwrot spowodowany przez ukraińskich szowinistów zgrupowanych w leśnych oddziałach UPA. Ukrywające się w lasach oddziały upowskie zdecydowały się czynnie przeciwstawić samowoli Armii Czerwonej, ponieważ Ukraińcy nie chcieli się pogodzić z brutalnymi rekwizycjami zbóż, mięsa i innych artykułów dokonywanych przez wojska sowieckie. W dniu 29 lutego 1944 roku w rejonie Równego zorganizowali oni zasadzkę na dowódcę I Frontu Ukraińskiego generała N. Watutina, który ciężko ranny podczas tego zamachu umiera w szpitalu w sześć tygodni później.
Po tym zamachu dowództwo sowieckie zmieniło swoje nastawienie do Ukraińców. Upowców zaczęto traktować jak wrogów. Liczne oddziały upowskie kryjące się po ukraińskich wsiach, chutorach i lasach wymagały jednak zaangażowania znacznej ilości sił, które były bardziej potrzebne na froncie. Idealnym rozwiązaniem tego problemu było stworzenie paramilitarnej organizacji z polskiej młodzieży uczestniczącej już przedtem w oddziałach samoobrony jako ludzi dobrze znających teren i miejscowych Ukraińców. Rosjanie zrozumieli, że utworzone przez Polaków oddziały przeznaczone do zwalczania band upowskich znakomicie odciążą armię sowiecką od tej trudnej i niebezpiecznej służby. Zatem przystąpiono do ich formowania. Oddziały takie pod nazwą „istriebitielnyje bataliony” zostały utworzone z Polaków już zmobilizowanych i znajdujących się aktualnie na wojskowych obozach ćwiczebnych, przy czym wybierano ludzi już zaangażowanych wcześniej w walkę z upowcami i to na tym terenie, gdzie dany batalion miał działać. Takie rozwiązane zapewniało pełne zaangażowanie tych młodych ludzi, bowiem rola ich polegała równocześnie na bronieniu własnych rodzin w znajomym, najczęściej rodzinnym terenie.
Podobnie jak to miało miejsce na Wołyniu, także w Galicji Wschodniej wielu byłych akowców znalazło się w szeregach istriebitielnych batlaiinów.
Jak pisał Tomasz Balbus w Biuletynie IPN z czerwca 2002 roku, niektórzy oficerowie AK z terenu Okręgu Tarnopol nawiązali już w sierpniu 1944 r. współpracę taktyczną z funkcjonariuszami sowieckich służb bezpieczeństwa. Przykładowo, kpt. Zygfryd Szynalski „Tryk”, wybitny oficer Kedywu w Inspektoracie Brzeżany AK, w czasie „Burzy” dowodzący 2 kompanią (około 100–120 ludzi) odtwarzanego w inspektoracie 51 pp AK, który na początku sierpnia 1944 r. ujawnił się w Brzeżanach, został zaraz potem wyznaczony na dowódcę tamtejszego „istriebitielnego batalionu”. Batalion podlegał bezpośrednio placówce NKWD w Brzeżanach. W jego skład wchodzili głównie żołnierze AK z Brzeżan i okolicznych miejscowości. Oddział nie tylko ochraniał polskie wsie przez atakami UPA, ale również prowadził działania zaczepne i pacyfikacyjne skierowane przeciwko ukraińskim oddziałom partyzanckim i strukturom terenowym podziemia ukraińskiego. Jako dowódca batalionu kpt. Szynalski był wzywany kilkakrotnie na przesłuchania do siedziby NKWD w Brzeżanach. 30 listopada 1944 r. został wezwany do tamtejszego naczelnika sowieckich służb bezpieczeństwa i zmuszony do podpisania zobowiązania do współpracy agenturalnej. Otrzymał pseudonim agenturalny „Zakordonnyj”. Nigdy jednak nie podjął współpracy z NKWD. Zbiegł do Lwowa, gdzie działał w tamtejszej siatce konspiracyjnej „NIE”. Takich przypadków było znacznie więcej.
Istriebitielnyj batalion z Brzeżan liczyć miał około 360 żołnierzy. Stoczyli oni w latach 1944–1945 około 100 starć zbrojnych z banderowcami, a także z oddziałami zwartymi OUN-UPA W jednym z raportów polskiego podziemia z Okręgu Tarnopol czytamy na temat Istriebitielnych batalionów:
„Samoobrona w tych miejscowościach opiera się przede wszystkim na miejscowej policji [tj. IB]. Komendantem policji jest któryś z byłych d-ców AK, a obecnie równocześnie [jest] d-cą samoobrony. Pod płaszczykiem tej policji każda miejscowość na noc wystawia kilka placówek. W samoobronie biorą udział wszyscy mężczyźni (Polacy). Uzbrojenie w wymienionych miejscowościach jest kompletne, to znaczy każdy z Polaków posiada kb oraz miejscowości 1, 2, 4, 7, 11 około 10–15 automatów oraz 2–4 rkm lub ckm. W miejscowościach pod 1, 2, 4 i 7 znajdują się 2–3 miotacze min. Poza tym w każdej miejscowości znajdują się granaty ręczne”. Taka współpraca taktyczna niektórych lokalnych dowódców AK – „NIE” i udział w pacyfikacjach wsi ukraińskich przez podległych im byłych żołnierzy podziemia polskiego wcielonych do „istriebitielnych batalionów” NKWD, jak się wydaje, była bardzo często traktowana przez Polaków jako odwet za akcje zbrojne, mordy i rzezie UPA z okresu okupacji niemieckiej. Była również formą ucieczki i obrony przed wywózkami do sowieckich łagrów.”
Wiosną 1945 r. sowieckie władze bezpieczeństwa zaczęły demobilizować polskie istriebitielnyj bataliony. W tym czasie trwała już ewakuacja Polaków mieszkających dotychczas na Kresach Południowo-Wschodnich RP na tereny PRL.
/wk/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!