Wszyscy dziwiliśmy się temu, że po zamachu na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie, gdzie zginęło 12 osób, a 48 zostało rannych, opublikowano wizerunek zamachowca, tyle że… z zasłoniętymi czarną opaską oczami oraz z imieniem i pierwszą literą nazwiska. W ten oto sposób chroniono wizerunek i dane osobowe najbardziej w tym momencie poszukiwanego na świecie terrorysty, co powszechnie uznano za rzecz kuriozalną.
Otóż „Bild” poinformował, że to minister sprawiedliwości lokalnych władz Hamburga Till Steffen zabronił policji opublikowania zdjęć tunezyjskiego terrorysty z Berlina, gdyż obawiał się, że wywoła to „rasistowskie komentarze” na policyjnej stronie na Facebooku, dodając, iż niemiecka policja dostała zakaz publikacji jego wizerunku w obawie przed „naruszeniem jego prywatności”. Dopiero pod presją mediów Till Steffen miał się w końcu zgodzić na publikację zdjęcia poszukiwanego.
Według „Bilda”, niemiecki polityk o wiele bardziej martwił się w tym czasie, żeby nie pojawiły się na Facebooku „rasistowskie” komentarze, niż o samo ujęcie groźnego terrorysty, który mógł przecież w tym czasie dokonać kolejnych zbrodni.
To najprawdopodobniej pozwoliło Amriemu uciec z Niemiec do Francji, a stamtąd do Włoch, gdzie wpadł w czasie przypadkowej kontroli dokumentów koło Mediolanu i został zabity w strzelaninie z policją.
Część opinii publicznej w Niemczech żąda obecnie jego dymisji.
„To niepojęte, że władzom śledczym stwarza się takie trudności” – komentuje jego postępowanie szef policji Hamburga Joachim Lenders.
„Anis Amri zamordował 12 osób, ale zamiast użyć wszelkich dostępnych środków do schwytania go, hamburski polityk bardziej troszczył się o komentarze na Facebooku” – denerwuje się polityk CDU z Hamburga Richard Seelmaecker, domagając się zwołania lokalnej komisji sądownictwa w tej sprawie.
Rodzi się tu przy okazji pytanie – jak to możliwe i czy na pewno w tak ważnej sprawie jak publikacja wizerunku i ujawnienie personaliów najbardziej poszukiwanego terrorysty kluczowa była decyzja jakiegoś lokalnego polityka z Hamburga? Po prostu wierzyć się w to nie chce…
Źródło:
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!