Felietony

Czy Rosja jest naszym wrogiem?

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Polska nie jest w stanie wojny z Rosją, ani z żadnym innym państwem, a jednak wiele osób zdaje się reagować na wszelkie wydarzenia rozgrywające się w światowej polityce wyłącznie przez pryzmat tego, czy jest to korzystne dla Rosji, czy też nie. Ów emocjonalny stosunek do Rosji (ale nierzadko dotyczy to także stosunku do Unii Europejskiej, Niemiec, Ukrainy, Izraela, Stanów Zjednoczonych itd…) zdaje się być często dalece silniejszy aniżeli miłość do Polski.

 

Celem polskiej polityki w żadnym wypadku nie powinno być szkodzenie innemu państwu, ale nieustanne dążenie do wzmacniania własnej pozycji, własnych sił i własnego potencjału. Jeśli stawiamy sobie za cel uczynienie z Polski regionalnego mocarstwa, a przynajmniej podmiotu odgrywającego kluczową rolę w tej części Europy, to oczywistym jest, że musimy się trochę „porozpychać”. I nie chodzi tu bynajmniej o ekspansję militarną, ale o prowadzenie aktywnej polityki.

 

W relacjach z Rosją, podobnie jak z każdym innym państwem, istnieją obszary, przy czym nie chodzi tu wyłącznie o kwestie terytorialne, gdzie nasze interesy są rozbieżne, gdzie istnieją pola konfliktu, ale są też takie obszary, gdzie te interesy sprzeczne nie są, a wręcz mogą być zbieżne. Dotyczy to zresztą nie tylko relacji z Rosja, ale z każdym państwem, nie wyłączając Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Chin, a także Węgier, Czech, Słowacji, Ukrainy, Białorusi czy Litwy. Bez uświadomienia sobie tego nie jest możliwe prowadzenie podmiotowej polityki, nie jest wręcz możliwe funkcjonowanie w roli suwerennego państwa.

 

Trzeba więc określić te obszary, gdzie nasze interesy z innym państwem są zbieżne, a gdzie są rozbieżne. Ale wpierw musimy wskazać cele, do których winniśmy dążyć. Musimy jasno określić priorytety, a także wskazać te cele, których osiągnięcie (z przyczyn taktycznych) może zostać odłożone w czasie lub wręcz zostać zawieszone, co jednak nie może, a przynajmniej nie musi oznaczać całkowitego wyrzeczenia się ich realizacji.

 

„Przez lata polska dyplomacja uznawała, że wystarczy być, bo wejście do NATO i UE realizuje nasze strategiczne cele” – mówił ostatnio w wywiadzie dla tygodnika „Wprost” szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski. – „Członkostwo w UE i NATO też nie jest celem samym w sobie, tylko narzędziem. Naszym celem jest upodmiotowienie Polski, zdobycie wpływów w tych instytucjach, dzięki którym możemy współdecydować przynajmniej o polityce wschodniej tych instytucji. I to nam się udaje realizować. A że nas krytykują? Niektórzy chcieliby mieć do czynienia z Polską spolegliwą, podporządkowaną, a nie z Polską asertywnie realizującą swoje interesy narodowe.”

 

Przyznam, że powitałem te słowa z ogromną nadzieją. Pozytywnie oceniam też ożywienie Grupy Wyszehradzkiej. Warto przy tym odnotować, że nie towarzyszyło temu wyrzeczenie się swoich interesów oraz zamiatanie pod dywan tematów spornych, ale wspólne działanie na rzecz realizacji celów, które okazały się ważne dla wszystkich – mianowicie obrona przed rozwiązaniami, które usiłują wszystkim naszym krajom narzucić kraje Zachodniej Europy, a przede wszystkim Niemcy, w szczególności obrona przed przymusową relokacją muzułmańskich imigrantów. Przy tym w imię pojednania z Czechami nie poświęcono interesów mieszkających na Zaolziu Polaków. Wręcz przeciwnie – a symbolem tego stało się niedawne spotkanie premierów Polski – Beaty Szydło i Czech – Bohuslava Sobotki z przedstawicielami polskich organizacji z Zaolzia.

 

Ciekawa zdaje się być perspektywa przełomu w relacjach z Białorusią. Trudno na dzień dzisiejszy powiedzieć, co z tego będzie, ale trudno nie uznać, że cele zostały określone prawidłowo – legalizacja Związku Polaków na Białorusi, obecność TVP Polonia w białoruskich sieciach telewizyjnych, poszerzanie dostępności do nauki języka polskiego, do polskiej kultury, a nadto – rozwój współpracy gospodarczej i polskich inwestycji na Białorusi, a także polsko – białoruskiej wymiany handlowej.

 

Polska musi prowadzić aktywną politykę na wschodzie, w krajach powstałych na obszarze, który ongiś zajmowała Rzeczpospolita. Musi być tam obecna politycznie i gospodarczo, przy czym jasno musi artykułować swoje oczekiwania.

 

Prezydent Duda w kontekście stosunków polsko – ukraińskich powiedział niedawno, że „warunkiem tego, żeby nasze relacje na przyszłość układały się jako dobrosąsiedzkie, nie tylko na poziomie władz, ale przede wszystkim na poziomie społeczeństw jest to, abyśmy wzajemnie żyli w prawdzie. Ta prawda jest bardzo trudna, zwłaszcza dla strony ukraińskiej, bo ona oznacza, niestety, przyznanie prawdy o tym, co działo się na Wołyniu.” Z kolei minister Waszczykowski stwierdził, że „jeśli na Ukrainie dojdzie do jakiejś wielkiej ogólnonarodowej fety z okazji 75 rocznicy UPA. Gdyby tak się stało, to może się okazać, że z Polski nikt tam już nie pojedzie. Mam nadzieję, że w Kijowie mają tego świadomość, bo przesłanie z Polski było bardzo jasne.”

 

Szef polskiej dyplomacji w cytowanym już wywiadzie dla tygodnika „Wprost” powiedział, że chodzi o „radykalną zmianę wektorów polskiej polityki zagranicznej”. I oby to była trwała zmiana i by konsekwentnie się tej drogi trzymano.

 

A wracając do kwestii relacji z Rosją, to sprawą oczywistą jest, że polska aktywność na wschodzie musi kolidować z dążeniami Rosji, dla której obszar postsowiecki stanowi jej wyłączną strefę wpływów. Jeśli jednak Polska ma odgrywać rolę liczącego się gracza na arenie międzynarodowej, musi być na tego rodzaju konfrontację przygotowana. Bynajmniej nie chodzi tu o konfrontację militarną, ale o rywalizację na płaszczyźnie politycznej i gospodarczej.

 

Z niesmakiem natomiast odbieram wypowiedzi co poniektórych, którzy protestują przeciwko cytowaniu syryjskich chrześcijan, a także służących wśród nich misjonarzy, którzy cieszą się, iż wraz z wyparciem przez wojska rządowe, wspierane przez Rosję, rebeliantów z Aleppo wreszcie można publicznie głosić tam wiarę w Chrystusa i brać udział w nabożeństwach, bowiem w korzystnym świetle stawia to działania Rosji.

 

Otóż Polska nie ma żadnych interesów w Syrii. Jeśli z uwagą i najwyższym przejęciem obserwujemy wydarzenia, które się tam rozgrywają, to za sprawą dramatu cywilów, a przede wszystkim – tragicznego losu tamtejszych chrześcijan. Śledzimy je z uwagą ze względu na niebezpieczeństwo, jakie niosą światu islamiści, których Syria w ostatnich latach stała się prawdziwą wylęgarnią. Oczywiście, obserwujemy też rozgrywki między mocarstwami, które przy tej okazji się ujawniają, ale mamy świadomość, że ani my nie mamy na nie wpływu, ani też nie mają na nie wpływu walki toczone w rejonie Aleppo.

 

Znajdujemy też takie obszary, gdzie może nam być z Rosjanami jak najbardziej po drodze. Jeśli bowiem Litwini dążą do lituanizacji mieszkających tam Polaków i Rosjan, to rzeczą oczywistą winno być dla każdego, że otworzyli w ten sposób pole do współpracy między Polakami i Rosjanami. Wręcz głupotą byłoby wyrzekanie się w takiej sytuacji możliwości współpracy – w myśl zasady „na złość babci odmrożę sobie uszy”.

 

Tak więc nie powinniśmy się uchylać od współpracy z Rosją, gdy możemy mieć z tego korzyści, co naturalnie nie powinno nam w żadnym momencie przesłaniać istnienia tych obszarów, gdzie nasze interesy są rozbieżne albo zdecydowanie sprzeczne – a tych jest zdecydowanie więcej. Dotyczy to zarówno kwestii gospodarczych, jak i politycznych. Tam też powinniśmy stać twardo na gruncie obrony naszych interesów. Tak zresztą winniśmy postępować w relacjach z każdym państwem.

 

Wojciech Kempa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!