Prokuratora we Białymstoku skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko nauczycielce, zarzucając jej naruszenie nietykalności cielesnej. W lutym, na szkolnym korytarzu, nauczycielka skarciła klapsami dwie pokłócone uczennice pierwszej klasy – informuje Onet.
Zdarzenie miało miejsce w szkole podstawowej w Łapach, gdzie dwie siedmioletnie dziewczynki pokłóciły się. Po lekcjach nauczycielka porozmawiała z nimi, by je pogodzić, po czym klepnęła jedną i drugą. Sytuację widziała matka jednej z dziewczynek.
– Na sam koniec w ramach ukarania nachyliła się nad nimi i dosłownie ręką dotknęła każdą z nich. Ja bym tego nawet klapsem nie nazwała. Byłam przy tym i nie mam pretensji do nauczycielki – opowiadała matka drugiej dziewczynki.
W oświadczeniu, które nauczycielka później napisała, czytamy:
„W obecności mamy jednej z nich porozmawiałam z nimi i doprowadziłam do tego, że się pogodziły. Na zakończenie pochyliłam się i w żartach dotknęłam ręką obu dziewczynek w okolicy uda i powiedziałam, że to zakończenie konfliktu. Żadna z dziewczynek nie odniosła najmniejszych obrażeń, bo to był tylko symboliczny klaps, a nie żadne uderzenie. Jeszcze raz podkreślam, że działo się to na korytarzu w obecności dzieci i rodziców.”
Ale zupełnie inaczej rzecz przedstawia siostra drugiej dziewczynki, a także jej matka, która dowiedziawszy się o „klapsie”, zażądała wyjaśnienia sprawy i przeprosin.
– W zamian za szczerość i słowa skruchy, dowiedziałam się, że dyrektor placówki zwołał zebranie kilkorga rodziców z naszej klasy. Ci przygotowali petycję, w której domagają się, by moje dziecko w ogóle usunąć z klasy, bo źle się zachowuje – opowiada matka dziewczynki.
Po publikacjach prasowych postępowanie wyjaśniające prowadziła policja. Postępowanie wszczęła również prokuratura. W uzasadnieniu swojej decyzji prokuratura podkreśla:
„Mając na uwadze całokształt okoliczności zdarzenia, w szczególności fakt, iż zdarzenie to odbyło się z udziałem nauczyciela pracującego w szkole, uznać należy, że interes społeczny przemawia za objęciem czynu prywatnoskargowego, ściganiem z urzędu.”
W czasie postępowania nauczycielka dalej pracowała w szkole i uczyła w klasie, w której były obie poszkodowane dziewczynki.
– Córka przez cały czas miała taki lęk przed pójściem do szkoły, ale ja dbałam o to, by chodziła, żeby nie opuszczała lekcji – mówi Onetowi matka siedmiolatki. – Ja sama, gdy uczyłam się w tej szkole, byłam uderzona przez nauczyciela. On uczy do dzisiaj i zawsze jak go spotykam, to czuję się źle. Nie chciałam, żeby teraz moja córka doświadczała podobnego uczucia – dodaje. Zdaniem matki dziewczynki, nauczyciele chcieli zbagatelizować całe zajście.
– Sprawę można było szybko wyjaśnić, przecież w szkole działa monitoring. Nie było jednak ze strony szkoły chęci polubownego załatwienia tej sprawy. Nagrania z korytarza nikt mi nie chciał pokazać – mówi matka siedmiolatki.
Teraz akt oskarżenia jest w Sądzie Rejonowym w Białymstoku. Prokuratura zarzuca nauczycielce, że uderzyła obie pokrzywdzone w tej sprawie dziewczynki dłonią w pośladki. W ten sposób naruszyła ich nietykalność cielesną.
/onet.pl/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!