Zagłębie Dąbrowskie to teren silnie zurbanizowany i słabo zalesiony. Nie za bardzo nadawał się on do prowadzenia działalności partyzanckiej. A jednak i tu już w roku 1941 powstał oddział partyzancki. Oddziałem tym dowodził Jan Henryk Milton, którego Halina Mucha, społecznik, regionalista, scharakteryzowała w taki sposb:
„Milton urodził się w 1903 roku. Jego ojcem był Zygmunt, kolejarz, który kilka lat pracował także w charakterze telegrafisty na stacji Strzemieszyce Północne. Młody Milton ukończył szkołę podoficerską, pracował jako krawiec w Sosnowcu. Aby udoskonalić swe umiejętności, postanowił wyjechać więc do Francji. Tam zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej. Najprawdopodobniej służył w Algierii. Władał kilkoma językami. W1937 roku wrócił do Polski.”
Jako st. sierżant Jan Henryk Milton walczył w kampanii wrześniowej, dostając się do niewoli, z której uciekł. Po ucieczce z niewoli wrócił do Strzemieszyc, gdzie podjął działalność konspiracyjną. Z czasem utworzył grupę dywersyjną, która obozowała w bunkrze w lesie znajdującym się między Strzemieszycami i Sławkowem.
Początkowo grupa „Ordona” podlegała Narodowej Organizacji Wojskowej. Stanisław Kondera z dowództwa NOW, składając w dniu 2 października 1952 roku zeznania w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach, powiedział:
„Nadmieniam, ze w międzyczasie Kalempka zorganizował grupę leśną pod dowództwem Miltona ps. „Ordon”, która stacjonowała w Lasach Sławkowskich. Mnie osobiście bliższa działalność tejże grupy nie była znana, jedynie wiem, że kontakty z nią utrzymywał Kalempka i Śmigielski Roman, który zajmował się sprawami uzbrojenia.”
Jesienią 1942 roku grupa „Ordona” przeprowadziła akcję na stacji kolejowej w Szczakowej. Dezyderiusz Kwiatek ps. „Saper”, który wówczas dowodził drużyną w plutonie NOW z Grabocina, tak o tym mówił na przesłuchaniu w dniu 20 września 1952 zeznania w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach:
„Kondera powiedział mi, że grupa „Ordona” przeprowadza akcję rabunkową na transport w Szczakowie, proponując mi wziąć udział w niej, a przy czym mogę coś skorzystać materialnie. Na powyższą propozycję ja wyraziłem zgodę i wówczas Kondera podał mi miejsce spotkania się z tą grupą oraz hasło, którego dzisiaj nie przypominam sobie.
Na oznaczone miejsce udałem się, tj. w miejscowości Jęzor nad Przemszą, gdzie to spotkałem się ze wspomnianą grupą i po oświadczeniu hasła dołączyłem się do nich. Grupa ta składała się z 7-miu ludzi uzbrojonych w broń krótką, gdzie również i ja dostałem pistolet. D-cą tejże grupy był „Ordon”.
Po przybyciu do Szczakowej udaliśmy się na stację towarową, gdzie to ja i jeszcze jeden osobnik z tejże grupy pozostaliśmy na obstawie. Natomiast pozostali poszli w głąb stacji. Po 2-u godzinnym oczekiwaniu przybyło do nas 2-ch ludzi z tejże grupy, z którymi poszliśmy w kierunku stojących tam pociągów towarowych, gdzie to stały już skrzynki 50 kg. konserw mięsnych. Po zabraniu stamtąd 6-ciu skrzyń konserw udaliśmy się w powrotną drogę, z tym że ja poszedłem do swego miejsca zamieszkania, natomiast oni poszli do swego miejsca przebywania, w lasy Sławkowskie.”
Na przełomie 1942/43 roku na polecenie „Ordona” utworzona została wytwórnia fałszywych kartek żywnościowych, którą kierował Bolesław Machera, który to wcześniej był w grupie leśnej. Prócz niego w jej skład, według Jana Kmiotka, wchodzili Stanisław Machera, Helena Stępniewska i Edward Miga.
Natomiast według Dezyderiusza Kwiatka w grupie tej byli: Śmigielski, żona Machery oraz kreślarz, którego nazwiska nie znał. Produkcja kartek żywnościowych odbywała się na Nowym Zawodziu, u Skrzypczaka, którego imienia Kwiatek nie pamiętał. Składając w dniu 21 września 1952 zeznania w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach, Dezyderiusz Kwiatek powiedział:
„Macherę Bolesława poznałem w 1942 r., kiedy to brałem udział w akcji rabunkowej w Szczakowej, gdzie był także Machera. Z wymienionym utrzymywałem najbardziej zbliżone kontakty pracując w jednej grupie przy podrabianiu kartek żywnościowych, a w późniejszym czasie zajmowałem się ukrywaniem go, ponieważ był już ścigany przez niemców. […]
Końcem 1944 r. nastąpiło aresztowanie kreślarza tegoż i żony Machery, natomiast Macherze udało się zbiec, przy czym doznał kontuzji nogi. Po całym tym zajściu do chwili wyzwolenia Polski Macherą opiekowałem się ja, dając bezpieczne meliny u swych znajomych.”
Zygmunt Walter-Janke twierdzi, że oddział „Ordona” powstał na początku 1943 roku, z czym jednak trudno się zgodzić. Zajrzyjmy w tym miejscu do jego książki „W Armii Krajowej na Śląsku”:
„Na początku 1943 r. w lesie w pobliżu Strzemieszyc urządził sobie bunkier st sierż. Jan Milton („Ordon”). Jego sekcja dywersyjna, przeznaczona do oczyszczania terenu konfidentów oraz do prowadzenia dywersji gospodarczej, szybko się rozrosła. W maju był to już pluton.”
Po włączeniu oddziału „Ordona” do AK został on podporządkowany szefowi Kedywu. Por. Kłapcia ps. „Kmicic”, któremu z ramienia szefostwa Kedywu bezpośrednio podlegał oddział „Ordona”, pisze w swej relacji:
„W roku 1943 w m-cach maj – czerwiec grupa „Ordona” operowała na terenie Strzemieszyc – Górnika. W grupie tej było około 15 – 18 ludzi, którzy rekrutowali się przeważnie z młodzieży miejscowej, między innymi było dwóch dezerterów niemieckich z Imielina…
Grupa ta do czasu podporządkowania jej D-twu AK działała na własną rękę. Jako zadanie bojowe były akcje odwetowe i konieczność utrzymania grupy w lesie z uwagi na to, że członkowie grupy byli skompromitowani – „spaleni” na terenie swego [miejsca] zamieszkania.”
Por. „Kmicic” twierdzi tu, że do czasu podporządkowania się dowództwu AK oddział „Ordona” działał na własną rękę, z czym jednak trudno się zgodzić. Niewątpliwie był to oddział NOW, który wszedł w skład AK w wyniku akcji scaleniowej, przy czym najwyraźniej stało się to na przełomie czerwca i lipca 1943 roku.
Jak wynika z ustaleń Jana Kmiotka, grupa „Ordona” wykonała kilka wyroków śmierci na konfidentach gestapo: Kosibeju ze Strzemieszyc, Wieczorku z Zawiercia, Wacławie Wójciku i sołtysie Grybskim ze Strzemieszyc. Wydaje się przy tym, że chodzi o akcje przeprowadzone przed włączeniem oddziały do AK.
Niektóre przeprowadzone w tym okresie przez oddział „Ordona” akcje znalazły odbicie w zachowanych dokumentach niemieckiej żandarmerii. Tak na przykład w meldunku dziennym nr 79/43 komendanta żandarmerii w Katowicach do nadprezydenta Prowincji Górnośląskiej z 18 czerwca 1943 roku czytamy:
17 czerwca 1943 r. między godz. 23.00 a 24.00 na moście kolejowym na Przemszy na trasie Sławków – Bukowno, w powiecie olkuskim, oddano 10 strzałów karabinowych, które usłyszał patrol policji kolejowej. Patrol ten i przysłana żandarmeria stwierdziły około godz. 0.45, że z posterunku strzegącego mostu jeden człowiek jest zabity, jeden ranny, a jeden zaginął. O godz. 5.20 zameldowano:
Ustalono, że o godz. 23.10 uzbrojeni bandyci oddali wiele strzałów do patrolu policji kolejowej przy moście na Przemszy. Stojący na moście funkcjonariusz policji kolejowej został ranny w lewe przedramię i w górną część uda. Drugi członek tego patrolu, który stał na straży pod mostem, zaginął. Poszukiwało go 25 funkcjonariuszy żandarmerii i policji. Spieszący na pomoc patrol policji kolejowej został również ostrzelany. Zginął jeden funkcjonariusz, którego znaleziono 18 czerwca 1943 r. około godz. 0.25 na miejscu napadu. Podczas tych wydarzeń pomiędzy Sławkowem a Olkuszem przejechały bez przeszkód 3 pociągi towarowe. Około godz. 2.30 wykoleił się 200 m za mostem czwarty pociąg towarowy, jadący z Olkusza w kierunku Katowic, załadowany rudą. Cały pociąg towarowy oprócz lokomotywy i 3 wagonów stoczył się z nasypu i zerwał przęsła szyn. Przyczyna wykolejenia jest badana przez Gestapo i rzeczoznawców kolejowych. Prawdopodobnie te same bandy, które w nocy na 13 czerwca 1943 r. dokonały zamachu na most, również tutaj po unieszkodliwieniu patroli kolejowych rozkręciły szyny. Powiadomiono nadprokuratora z Katowic i władze kolejowe.
O godz. 7.15 zameldowano: znaleziony został funkcjonariusz policji kolejowej, o którym meldowano, że zaginął. Uratował się on dzięki ucieczce. Nadzór nad całością poszukiwań spoczywa w ręku komisarza kryminalnego Baukego z Gestapo w Sosnowcu. Gestapo nie widzi konieczności podjęcia wielkiej akcji pościgowej, ponieważ natrafiono już na trop bandy.
Tymczasem zajrzyjmy do meldunku porannego nr 85/43 komendanta żandarmerii Rejencji Katowickiej do nadprezydenta Prowincji Górnośląskiej z 24 czerwca 1943 roku:
22 czerwca 1943 r. wieczorem około godz. 21.00 10 bandytów dokonało zamachu na leśniczówkę w Żuradzie, w powiecie olkuskim. Mieszkańców leśniczówki w ilości 4 osób wezwano do nieruszania się ze swoich miejsc i podniesienia rąk do góry. Następnie przetrząśnięto cały dom. Bandyci zabrali artykuły żywnościowe, kilka karabinów z amunicją i około 500 marek w gotówce. Leśniczy miał być zastrzelony lub powieszony przez przywódcę bandy, ponieważ miał on rzekomo wydawać ludzi do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Zastępca leśniczego zapewnił jednak, że to nieprawda i przywódca bandy zaniechał zastrzelenia lub powieszenia leśniczego. Sprawcy znikli w nieznanym kierunku. Napad został ujawniony dopiero 23 czerwca 1943 r. około godz. 10.00, ponieważ banda zagroziła powrotem w razie złożenia żandarmerii meldunku przed tym terminem.
W tym samym meldunku porannym nr 85.43 możemy przeczytać o akcji, która miała miejsce jeszcze tej samej nocy:
23 czerwca 1943 r. około godz. 1.30 w mieszkaniu robotnika Mariana Padziara w Borze Biskupim, w powiecie olkuskim, zjawili się dwaj mężczyźni w mundurach żandarmerii i w czako. Byli uzbrojeni w karabiny i pistolety i zażądali od Padziary wyjścia na zewnątrz. Padziar udał się na zewnątrz i został niespodziewanie otoczony przez około 20 osób cywilnych, uzbrojonych w fuzje, pistolety i pasy amunicyjne; wszystkie osoby były w czarnych czapkach narciarskich, Przywódca bandy pytał Padziara o drogę do Sosnowca oraz czy Padziara jest volksdeutschem czy też Polakiem. Padziar ze strachu podał, że jest Polakiem. Na to bandyci zmaltretowali Padziarę i zbili do nieprzytomności. Według przypuszczeń Padziary bandyci pochodzili z Sosnowca, ponieważ otrzymał już list z pogróżkami, że nie będzie długo żył, jeżeli się zwróci do żandarmerii. W mieszkaniu Padziary oddano z fuzji 1 – 2 strzały; ofiar w ludziach nie było. Znaleziono śrut. Żandarmeria w Olkuszu została natychmiast powiadomiona.
Zygmunt Walter-Janke w książce „Śląsk jako teren partyzancki Armii Krajowej” pisze, że pluton „Ordona”, podporządkowany bezpośrednio szefowi Kedywu, zakwaterowany był w lesie, w młodniaku, gdzie miał wykopany bunkier. W znajdującym się w pobliżu gospodarstwie miał on bazę gospodarczą. Dalej Zygmunt Walter-Janke pisze:
„Oddział był aktywny, wykonał wiele napadów na niemieckie urzędy i domy osadników. Nie przestrzegał jednak zasady, aby nie napadać w pobliżu swojej kwatery. 7 lipca 1943 roku zlikwidował znanego z wrogości do Polaków wójta w Strzemieszycach. Wziął udział w akcji „Taśma” i opanował 19 lipca posterunek Grenzschutzu w Zedermanie pod Olkuszem. Przy tej okazji zdobył 6 kb i 1 pistolet maszynowy.”
Tę ostatnia akcję por. „Kmicic” opisuje w swej relacji zupełnie inaczej:
„Jako druga akcja w/w grupy był udział w akcji „Wstęga” lub „Taśma” polegającej na: 1/ sterroryzowaniu posterunków żandarmerii rozlokowanych wzdłuż granicy pomiędzy Śląskiem a Gubernią na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów, obejmujących kilkanaście posterunków żandarmerii. Akcja zapowiedziana była na kilkanaście dni wcześniej na ustaloną ściśle datę /noc/ i godzinę. 2/ zdobycie broni dla organizacji.
Akcja prowadzona była przez ps. „Kmicica”, która po części była udaną ze względu na sterroryzowanie załogi posterunku żandarmerii oraz zdobycie jednego karabinu. Rezultatem połowicznego sukcesu akcji było przedwczesne zaalarmowanie załogi posterunku przez oddanie jednego strzału przez uczestnika grupy w czasie stawiania oporu przez jednego z żandarmów. Ponieważ zamierzone zrabowanie nie udało się, a zatym nie osiągnięto celu zabrania broni z danego posterunku.”
30 lipca 1943 patrol z plutonu „Ordona” przeprowadził akcję w Sosnowcu, której celem było zdobycie większej ilości pieniędzy. Oddajmy ponownie głos por. „Kmicicowi”:
„Dla zdobycia pieniędzy na potrzeby organizacji opracowano plan napadu na transport pieniędzy wiezionych dla kopalni „Sosnowiec”. W miesiącu lipcu 1943 r. akcję rozpracował członek organizacji podziemnej, pracownik kop. „Sosnowiec” ps. „Czarny”, ob. Lasota, który w kilka tygodni po akcji został zamordowany w Sosnowcu w urzędzie gestapo. Akcja prowadzona była w godz. 10.00 – 11.00 i była udana, w wyniku której zdobyto ok. 80.000 marek niemieckich. Strat własnych w ludziach nie było, natomiast po stronie wroga zginął jeden ze strażników, konwojent – volksdeutsch – nazwisko zapomniano, drugi zaś został ranny, pozostałe osoby wyszły bez szwanku. Uczestnicy akcji po napadzie mieli odjechać samochodem ciężarowym, który był przygotowany na ul. Barbary w Sosnowcu – w odległości ok. 150 m od miejsca akcji. Po przybyciu na miejsce oczekującego samochodu nie zastano kierowcy, który prawdopodobnie ze strachu, słysząc strzały, zbiegł. Uczestnicy zmuszeni byli przedzierać się się poza miasto pieszo przez Pekin w kierunku swej siedziby w Górniku.”
Autor tejże relacji, por. Kłapcia ps. „Kmicic” – jak sam zaznaczył – był jednym ze współorganizatorów tejże akcji i ubezpieczał ją od strony miasta. Co ciekawe, z meldunku żandarmerii wynika, iż straty niemieckie w tym starciu były znacząco większe:
30 lipca 1943 r. około godz. 10.00 na transport pieniędzy do kopalni „Hr. Renard”, przewożony przez czterech funkcjonariuszy dorożką, napadło 4 – 5 bandytów przy bramie parku na ul. Schlossstrasse. Dwóch z transportujących funkcjonariuszy zostało zabitych, jeden ciężko ranny i jeden lekko ranny. Ogłoszono 10.000 marek nagrody za odnalezienie sprawców.
Oddajmy w tym miejscu głos Zygmuntowi Walterowi-Janke, który twierdzi, że w akcji tej zdobyto około 200 tys. marek:
„Zdobyte pieniądze wpłynęły do kasy Okręgu Śląskiego AK. Z tego powodu komendant Okręgu Śląskiego miał zresztą znamienną rozmowę z szefem sztabu Komendy Głównej, generałem „Grzegorzem”. Na najbliższej odprawie otrzymał pytanie: „Meldowaliście, że w okręgu została wykonana akcja dla zdobycia pieniędzy. Kto dał taki rozkaz?”. „Ja”. „Wiedzieliście, że komendant główny zabronił dokonywania takich akcji?” „Wiedziałem”. „Co macie na swoje usprawiedliwienie?” Po tym pytaniu wszystko było możliwe. Nawet sąd polowy na miejscu. „Nie miałem pieniędzy na pokrycie wydatków budżetowych”. Był to okres po aresztowaniu gen. „Grota”. Powstały perturbacje w łączności. „Przecież mieliście trzymiesięczną rezerwę…” Nie miałem i nie mam trzymiesięcznej rezerwy”. Napięcie zelżało. Generał „Grzegorz” wyszedł z pokoju i dłuższą chwilę go nie było. Gdy wrócił, widać było, że jakaś groźba, wisząca w powietrzu, zniknęła. „W najbliższym czasie dostaniecie trzymiesięczną rezerwę. Zdobytą sumę potrącą wam z budżetu”.
Katastrofa nastąpiła w dniu 7 września 1943 roku. Zajrzyjmy w tym miejscu raz jeszcze do relacji por. Kłapci – „Kmicica”, który dwa dni wcześniej został odkomenderowany na Żywiecczyznę:
„W początkach w m-cach września 1943 r. na skutek tych 2-ch akcji niemcy usiłowali zlikwidować grupę, urządzając obławę oddziałem w ilości ok. 200 żandarmów. Grupa w czasie obławy znajdowała się w młodym gęstym lesie na Górniku, gdzie zmuszona była bronić się do ostatnich sił, nie mając innego wyjścia. W czasie walki większość grupy z d-cą ppor. „Ordonem” zginęła, a kilku członków grupy zostało wziętych żywcem przez żandarmów. Między członkami organizacji znajdowało się 2-ch dezerterów niemieckich, z których jeden w czasie walki zginął, a drugi był ranny i został zabrany przez żandarmów.”
W tym miejscu raz jeszcze zajrzyjmy do książki Zygmunta Waltera-Janke „Śląsk jako teren partyzancki Armii Krajowej”:
„Na początku września 1943 r. komenda Okręgu Śląskiego uzyskała wiadomość, że władze niemieckie wiedzą, gdzie jest bunkier leśny partyzantów w Strzemieszycach, i że przygotowują obławę. Komendant Okręgu Śląskiego wysłał osobiście ppor. „Czeladnika” z „Kedywu” do ppor. „Ordona” z rozkazem natychmiastowej zmiany miejsca pobytu. Podporucznik „Ordon” był jednak nie tylko dzielnym dowódcą, ale i dobrym gospodarzem. Przedłużył pobyt na kwaterze i w bunkrze o jeden dzień dla zabrania zapasów. Miał ich tam dużo, nawet beczki z kiszoną kapustą na zimę. Ta kapusta, te zaprawy go zgubiły. Przesądził sprawę właśnie ten jeden dzień. W dniu 7 września o godzinie 13.00 cała żandarmeria powiatu olkuskiego, policja z Olkusza i ze Sławkowa oraz kompania policji z Maczek zostały użyte do obławy. […]
Według meldunków zebranych później, w momencie gdy podeszła prowadzona przez konfidentów obława, pluton znajdował się w bunkrze leśnym, a dowódca, ppor. „Ordon”, w gospodarstwie, gdzie przechowywano większą część zapasów dla oddziału. Zaalarmowany strzałami ubezpieczenia, przedarł się przez Niemców i dotarł do plutonu. Walka trwała do rana. Zginął ppor. „Ordon” i 17 partyzantów. Ocalała jedna sekcja, która dołączyła do oddziału partyzanckiego por. „Twardego”.”
W telegramie komendanta policji ochronnej w Sosnowcu do prezydenta Rejencji Katowickiej z 8 września 1943 roku możemy przeczytać:
7 września 1943 r. na terenie kompetencyjnym 12 rewiru policyjnego Strzemieszyce lub na terenie kompetencyjnym żandarmerii Sławków została przeprowadzona przez SS, policję państwową i żandarmerię akcja przeciw uzbrojonej bandzie. Zastrzelono 26 bandytów, a 8 aresztowano. Artykuły żywnościowe, broń wszelkiego rodzaju, amunicja, części umundurowania Wehrmachtu zostały zabezpieczone.
W następnych dniach jednostki niemieckie kontynuowały przeczesywanie okolicy w poszukiwaniu resztek oddziału „Ordona”. Niemcy najwyraźniej przeceniali siły oddziału „Ordona” i spodziewali się, że po obławie z 7 września 1943 roku jakieś większe grupy partyzantów wciąż jeszcze ukrywają się w terenie. W rzeczywistości oddział ten w wyniku tamtej obławy został doszczętnie zniszczony, a operacja, która miała na celu rozprawienie się z jego ocalonymi częściami, trafiła w próżnię.
A oto, sporządzony przez por. „Kmicica”, wykaz żołnierzy oddziału „Ordona”, którzy zginęli podczas obławy w okolicach Strzemieszyc w dniu 7 września 1943 roku:
1. Milton Henryk ps. „Ordon” – d-ca oddziału
2. Bęben Edward
3. Kociara Bolesław
4. Hejczyk Wacław
5. Sroka Kazimierz
6. Sokół Bogdan
7. Tajer Jerzy
8. Sikorski Władysław
9. Jędryczka Czesław
10. Kuśmierczyk Karol
11. Kalembka Tadeusz
12. Śmigielski Roman
13. Miga Edward
14. Bednarski Czesław
15. Kociara Alfred
16. Stelmach Hieronim
17. Zajączkowska Józefa
18. Kiełkowicz Henryk
19. Płonka Stanisław
20. Fryderyk Edward
21. Dubiel Józef
22. Wawrot Józef
Nadto tego dnia Niemcy zamordowali osoby współpracujące z partyzantami:
1. Heliak Bronisław i jego dwóch synów /spaleni w swoim domu/
2. Kasprzak Teofil
3. Kasprzak Stanisława
4. Kocyk /matka i dwóch jej synów/
5. Skrzypek Józef
6. Skrzypek Anna
W wykazie osób zabitych w tej obławie mylnie wymienia się 2 osoby: Tadeusza Kalembkę i Romana Śmigielskiego. Obaj oni zostali aresztowani w innych okolicznościach, a następnie straceni w KL Auschwitz.
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!