Specjaliści z agencji NASA pracują nad metodą schłodzenia superwulkanu na terenie Stanów Zjednoczonych. Znajduje się on pod powierzchnią Parku Narodowego Yellowstone.
Plan Amerykańskiej Agencji Kosmicznej jest związany z obawami o możliwość wybuchu superwulkanu. Do erupcji dochodzi raz na 600 tysięcy lat. Naukowcy, którzy analizują podziemne procesy i stan magmy w rejonie Yellowstone, ostrzegają o grożącym nam niebezpieczeństwie, bo ten termin już minął.
Jak mówią, gdyby doszło do wybuchu, zniszczona zostałaby duża część Stanów Zjednoczonych, a na Ziemi zapanowałaby epoka lodowcowa. ONZ biorąc pod uwagę czarny scenariusz oszacowało już, że jedzenia ludzkości wystarczyłoby jedynie na 74 dni.
NASA pracuje więc nad metodą chłodzenia superwulkanu. Pod uwagę brane są odwierty na głębokość 10 kilometrów. Przez nie do wnętrza naszej planety miałaby być wpompowywana woda.
Przedsięwzięcie kosztowałoby ponad 3 miliardy dolarów. Nie jest rozwiązaniem idealnym. Na Ziemi brakuje bowiem wody. Amerykańska Agencja Kosmiczna szuka też innych możliwości.
Superwulkan może być pośrednio odpowiedzialny za ostatnie wydarzenia na terenie Yollowstone. W połowie sierpnia doszło tam do największej od ponad 60 lat erupcji gejzeru Ear Spring. Woda wystrzeliła na wysokość 9 metrów.
Przy okazji z wnętrza zostały wyrzucone śmieci zostawiane tam latami przez ludzi. Wśród przedmiotów był między innymi dziecięcy smoczek z 1930 roku.
/IAR/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!