Stefan W. , który zamordował prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, po wyjściu z więzienia urządził polowanie na swojego przyjaciela z czasów dzieciństwa, Tobiasza Ł. Policja miała nie reagować pomimo kilku zgłoszeń.
Stefan W. i Tobiasz Ł. razem napadli na bank i razem zasiedli na ławie oskarżonych. Tobiasz Ł. został skazany na niecałe dwa lata, a Stefan W. na ponad pięć.
Ł. zapewnił w rozmowie z „Super Expressem”, że po wyjściu z więzienia rozpoczął nowe życie. Problemy zaczęły się, gdy 8 grudnia jego przyjaciel z dzieciństwa wyszedł na wolność.
„Zaczęły do mnie dochodzić informacje od wspólnych znajomych, że Stefan mnie szuka i wypytuje o mnie ludzi. Chciał się na mnie zemścić, bo ubzdurał sobie, że jestem odpowiedzialny za to, co go spotkało. Byłem przygotowany na to, że jak go spotkam na ulicy to będziemy się bić” – powiedział Tobiasz Ł.
Niedługo potem Stefan zaczął nachodzić Tobiasza w domu. Gdy 23 grudnia do pokoju wpadła cegłówka, wybijając okno, rodzina zgłosiła sprawę na komisariacie. Policja przeprowadziła wówczas oględziny, jednak – zdaniem Tobiasza Ł. – zbagatelizowała problem.
Do kolejnego ataku doszło 30 grudnia. Również wówczas Stefan W. rzucił kamieniem w okno. „Znów poszliśmy na policję. Mówiłem, że Stefan rozpowiada, że mnie zabije i że mnie szuka. Jeden z policjantów, chyba dzielnicowy, poszedł z moim tatą do niego do mieszkania i pukał do drzwi, ale nikt im nie otworzył” – relacjonował Ł w rozmowie z „SE”.
Według gazety Stefan W. pod domem byłego wspólnika pojawił się również w sylwestra. „1 stycznia wróciłem do domu około 5.30. Wszedłem do pokoju i zobaczyłem rozbite skrzydło okna, wszędzie leżało pełno szkła, a pod oknem na łóżku w miejscu, gdzie trzymam głowę gdy śpię, leżał kamień. Znów poszliśmy na policję i poprosiliśmy o pomoc” – powiedział Tobiasz Ł.
Gazeta dotarła do pism z gdańskiego komisariatu potwierdzających, że rodzina Tobiasza Ł. zgłaszała trzy ataki Ł. W nieoficjalnej rozmowie jeden z policjantów miał potwierdzić, że do policji na przełomie grudnia i stycznia docierały sygnały, że Stefan W. jest niebezpieczny.
Wiadomo też, że jeszcze przed wyjściem Stefana W. na wolność jego matka alarmowała policję, że jej syn po wyjściu z więzienia może być niebezpieczny. Policja powiadomiła zakład karny, jednak ostatecznie nie podjęto żadnych działań.
W niedzielę wieczorem na scenę, na której odbywał się finał WOŚP w Gdańsku wtargnął 27-letni Stefan W. i kilkukrotnie ugodził nożem prezydenta Pawła Adamowicza. Jeszcze w nocy samorządowiec przeszedł pięciogodzinną operację. Zmarł w poniedziałek krótko przed godz. 15.
W poniedziałek gdański sąd przychylił się do wniosku prokuratury i zdecydował o tymczasowym aresztowaniu 27-letniego Stefana W. Wcześniej mężczyźnie postawiono zarzut zabójstwa z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Czyn ten zagrożony jest karą co najmniej 12 lat więzienia, 25 lat pozbawienia wolności, a nawet dożywocia. Stefan W. nie przyznał się do jego popełnienia.
/TVP Info/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!