19 stycznia zakończyły się w Gdańsku uroczystości pogrzebowe tamtejszego prezydenta Pawła Adamowicza, którego kilka dni wczesniej, na oczach setek ludzi zadźgał Stefan W., o którym wiemy tyle, że z bronią w ręku rabował banki, a zdobyte w ten sposób pieniądze wydawał na imprezowanie i plażowanie w ciepłych krajach. Wiemy też, że zdiagnozowano u niego schizofrenię – miejmy nadzieję, że nie tę bezobjawową, tylko tę zwyczajną. Wspominam o tym, bo na temat zabójstwa prezydenta Pawła Adamowicza powstało już mnóstwo teorii spiskowych, podobnie jak na temat katastrofy smoleńskiej, która zresztą już się wypaliła. Gdyby zatem nie było to niegrzeczne w stosunku do nieboszczyka i jego rodziny, można by powiedzieć, że ta tragedia przyszła w samą porę. Nie tylko dlatego, że Platforma Obywatelska coraz bardziej upodabniała się do francuskiego generała Berthiera, o którym Napoleon powiedział, że specjalnie wyniósł go tak wysoko, by każdy zobaczył jego małość. Jeszcze z Donaldem Tuskiem na czele PO widać było, że prochu to ona nie wymyśli – a cóż dopiero z panem Schetyną na fasadzie? Mizeria programowa, podobnie zresztą, jak i w satelitach w rodzaju Nowoczesnej – bo panu Pawłowi Kukizowi na sławną „antysystemowość” i „antypartyjność”, które również wyniosły go na polityczne wyżyny, nie udało się nałożyć żadnego sensownego programu politycznego, w związku z tym czar prysnął i wydaje się, że ta firma podzieli los poprzedniczek w rodzaju Ruchu Palikota, a wcześniej – Akcji Wyborczej „Solidarność”. Prawo i Sprawiedliwość odgrywa historyczną rekonstrukcję przedwojennej sanacji, co prowadzi do postępującej etatyzacji i biurokratyzacji państwa, ze wszystkimi tego skutkami, przede wszystkim dla prywatnego sektora gospodarczego. W tej sytuacji rok wyborczy zapowiadał się ponuro – bo jakie tu opowiadać ludziom bajki – aż tu nagle przeciwnikom PiS wpadła w ręce ta tragedia niczym dar Niebios.
Toteż nic dziwnego, że PO i w ogóle – cały obóz zdrady i zaprzaństwa uczepił się tej okazji jak pijany płotu tym bardziej, że – chociaż dotychczas pomstował na łamanie demokracji i faszyzację państwa, to jednak nie mógł pochwalić się zadnym męczennikiem, bo – powiedzmy sobie szczerze – ani pan Frasyniuk, ani tym bardziej pani Krzywonos żadnych męczenników się nie nadają. No ale teraz pojawił się męczennik prawdziwy, więc nic dziwnego, że okazało się, iż pan prezydent Adamowicz składał się z samych zalet, można powiedzieć, że był człowiekiem bez skazy. Szkoda, że Platforma Obywatelska nie zauważyła tego wcześniej i zamiast popierać pana Adamowicza na stanowisko prezydenta Gdańska w wyborach samorządowych, wysunęła przeciwko niemu kandydaturę pana Jarosława Wałęsy. On też ma pewnie jakieś zalety, ale gdzieżby tam mógł dorównać panu prezydentowi Adamowiczowi, który zresztą wybory wygrał w cuglach, co pokazuje, że polityczne poparcie Platformy Obywatelskiej może nie być wcale tak skuteczne, jak sobie wyobrażają jej wyjrzali z rozporka działacze, a może nawet szkodliwe.
Ale kiedy teraz trafiła się taka okazja z upragnionym męczennikiem, w dodatku obdarzonym takimi wyjątkowymi zaletami, to funkcjonariusze obozu zdrady i zaprzaństwa, zgodnie z zasadą mądrości etapu, natychmiast zapomnieli o dawniejszych swoich zastrzeżeniach wobec prezydenta Adamowicza i wyznaczyli sobie rendez-vous w gdańskiej bazylice Najświętszej Marii Panny, udostępnionej na tę okazję przez JE abpa Sławoja Leszka Głódzia, metropolitę gdańskiego. W tym dniu pełniła ona rolę Salonu, w którym zebrana została sama śmietanka. Uroczystości pogrzebowe prezydenta Adamowicza stały się w ten sposób również największym wydarzeniem towarzyskim w naszym nieszczęśliwym kraju. Dotychczas pokutowała opinia, że najlepiej do organizowania takich uroczystości nadaje się Kraków – ale Gdańsk pokazał, że też nie wypadł sroce spod ogona. Mobilizacja była powszechna i na uroczystości te zjechali partyjni i bezpartyjni, wierzący i niewierzący oraz żywi i umarli to znaczy – jeden umarły – właśnie pan prezydent Adamowicz. W pierwszym rzędzie zasiedli państwo Kwaśniewscy, państwo Wałęsowie i państwo Tuskowie, a drugim – państwo Komorowscy i Joachim Gauck, no a dalej – coraz mniej ważni żałobnicy. Pojawiły się nawet fałszywe pogłoski, że pan Aleksander Kwaśniewski, na tę okazję, w jakiejś pierwszorzędnej wytwórni obstalował sobie duszę, a złośliwcy snuli rozważania, gdzie mu tę duszę przyczepiono – czy przypadkiem nie między nogami? Wśród mniej ważnej publiczności zauważyłem nawet moją faworytę, Wielce Czcigodną Joannę Scheuring-Wielgus. Na co dzień jest ona płomiennym szermierzem zdecydowanego rozdziału Kościoła od państwa, ale skoro padł rozkaz powszechnej moblizacji, to takie emploi przestaje mieć znaczenie i w rezultacie Wielce Czcigodna moja faworyta nabożnie uczestniczyła we Mszy Świętej, podobnie jak pan Aleksander Kwaśniewski. Na uwagę zasługuje fakt, że pana prezydenta Andrzeja Dudę posadzono gdzieś z daleka, wprawdzie nie pod chórem, ale prawie. Ta okoliczność pozwala zrozumieć przyczynę nieobecności na uroczystościach Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, któremu pewnie wyznaczono by miejsce gdzie w babińcu. To ostentacyjne zlekceważenie urzędującego prezydenta państwa nie było bynajmniej przypadkowe, bo wiem z najlepszego źródła, że miejsce dla pana prezydenta wyznaczono w ramach planu rozmieszczenia Dostojnych Gości. Nie wyobrażam sobie, by taki plan mógł zostać ułożony bez wiedzy i zgody Gospodarza miejsca, czyli JE abpa Sławoja Leszka Głódzia. Skoro tedy za wiedzą i zgodą, to co to może oznaczać? Różne rzeczy, a wśród nich i tę, że w obliczu politycznej wojny w naszym nieszczęśliwym kraju, która jest rezultatem ścierania się potężnych zagranicznych szermierzy w walce o wpływy w naszym bantustanie, Episkopat przyjął postawę wojsk łączności ze słynnego przemówienia Józefa Piłsudskiego. To może być nawet bardzo korzystne, bo w tej sytuacji zarówno jedna, jak i druga Strona Wojująca może zabiegać o poparcie Kościoła, zaś w tej sytuacji moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus może w obozie zdrady i zaprzaństwa pełnić rolę podobną do tzw. Alibi Jude w Niemczech pod okupacją złych nazistów. Widziałem również w bazylice pana red. Adama Michnika i pewnie dlatego, wraz z kadzidlanymi dymami, unosiły się tam też gęste opary obłudy.
Jednym z jej objawów było proklamowanie nieubłaganej wojny z nienawiścią – co z ogniem w oczach ogłosił przewielebny ojciec Ludwik Wiśniewski. Najwyraźniej nieubłagana wojna z nienawiścią, w której przecież nie będzie można obejść się bez eliminowania, a przynajmniej prześladowania nienawistników, może zyskać sankcję nadprzyrodzoną. Dobrze to nienawistnikom nie wróży tym bardziej, że pan Jerzy Owsiak, który też w tym wydarzeniu towarzyskim uczestniczył, właśnie wysłuchał błagań osieroconego ludu i powrócił na stanowisko kierownika Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która w nieubłaganej wojnie z nienawiścią z pewnością ma już wyznaczoną rolę i ważne zadania.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!