CZEGO JEST ZA DUŻO W PROJEKCIE USTAWY „MATKA 4+”, A CZEGO ZA MAŁO?
Poniższa wypowiedź, akurat ona, nie jest o kolejnym rządowym, typowo socjalistyczno-etatystycznym rozdawnictwie pieniędzy pod rozmaitymi pretekstami dla akurat Polaków. O tym dużo piszą już inni i to oni celnie punktują kolejne tego rodzaju posunięcia władzy, z osławionym „pięćset-plusem” na czele, jakoś wciąż nie dość pobudzającym dzietność dzisiejszych młodych Polek. Pamiętamy bowiem „zapowiedzi okołowyborcze”, że mianowicie świadczenie „500+” właśnie taką przede wszystkiem funkcję miało spełniać. Teraz o tym cicho.
Z dniem 22 stycznia 2019 r. usłyszeliśmy w massmediach o innym podobnym projekcie rządowym, mianowicie o świadczeniu emerytalnym dla matek mających czworo lub więcej dzieci, które poza domem pracowały mało lub wcale. Lecz i nie o zasadności albo jej braku dla wprowadzenia dla Polaków takiego prawa będziemy tu pisać.
Przypomnimy tylko, że jeśli mowa o pracownikach najemnych, to przed wojną np. śląski górnik ze swojej robotniczej pensji sam jeden utrzymywał wielodzietną rodzinę, kształcił w szkołach średnich, a niejeden i w wyższych przynajmniej niektóre spośród swoich licznych dzieci, a o państwowych świadczeniach dla matek takich rodzin nikt nie słyszał (przypomina się PRL-owski przecież serial pt. „Blisko – coraz bliżej”; tym czymś „coraz bliżej” nie była w nim bynajmniej Polska Odrodzona, jakiej Stulecie obecnie obchodzimy, ale właśnie „finałowy” PRL). W PRL-u powiadano, że wielodzietność i bieda idą w parze. Ale w post-PRL-u ta zasada została, przynajmniej w części, złamana. Rozglądamy się oto po dzisiejszych wielodzietnych rodzinach, o jakich mamy jakąś wiedzę (raczej 3+, ale 4+ także są). I oto jedna w drugą okazują się one być rodzinami jak na obecne polskie warunki bogatymi, których ojcowie zatrudnieni są „w takich miejscach”, że w następstwie tego matki tychże rodzin, jak to się dziś mawia, „już nie muszą pracować (poza domem)”. To nie ich byt będzie się poprawiać za pomocą ustawy „Matka 4+”; podobnie jak ustawa „500+” rozstrzyga nie o tych akurat rodzin skokowej poprawie bytu.
A poza tym, jak podawano w massmediach, matek posiadających czworo i więcej dzieci jest dziś w Polsce ponoć zaledwie kilkadziesiąt tysięcy. Więc czy wprowadzanie wspomnianej ustawy nie jest to ów pospolity, kolejny, z kieszeni wynędzniałego polskiego podatnika poczyniony gest wyborczy dla kilkudziesięciu tysięcy polskich rodzin, wśród nich tych bogatych i bardzo bogatych?
Czy tylko polskich i czy tylko wyborczy? Oto jest pytanie!!!
Poniżej przywołujemy tekst Artykułu 3. ust. 1-4 powszechnie dostępnego na internetowej stronie sejmowej, a datowanego na dzień 22 stycznia 2019 r. rządowego projektu „Ustawy o rodzicielskim świadczeniu uzupełniającym”. Oto jak Rząd i Sejm uczciły 156 rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego (sic!). Przeczytajcie zatem uważnie i odpowiedzcie sobie sami na pytanie zawarte w tytule niniejszego artykułu: Czego jest za dużo, a czego za mało…? Podpowiemy tylko, że za dużo z punktu widzenia obcego, a za mało z punktu widzenia polskiego.
„Art. 3. 1. Świadczenie może być przyznane:
1) matce, która urodziła i wychowała lub wychowała co najmniej czworo dzieci;
2) ojcu, który wychował co najmniej czworo dzieci – w przypadku śmierci matki dzieci albo porzucenia dzieci przez matkę lub w przypadku długotrwałego zaprzestania wychowywania dzieci przez matkę;
2. Świadczenie może być przyznane osobom, o których mowa w ust. 1, zamieszkującym na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i posiadającym po ukończeniu 16. roku życia centrum interesów osobistych lub gospodarczych (ośrodek interesów życiowych), o którym mowa w art. 3 ust. 1a pkt. 1 ustawy z dnia 26 lipca 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych, na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, przez okres co najmniej 10 lat, jeżeli są:
1) obywatelami Rzeczypospolitej Polskiej lub
2) posiadającymi prawo pobytu lub prawo stałego pobytu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej obywatelami państw członkowskich Unii Europejskiej, państw członkowskich Europejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (EFTA) – strony umowy o Europejskim Obszarze Gospodarczym lub Konfederacji Szwajcarskiej, lub
3) cudzoziemcami legalnie przebywającymi na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.
3. Świadczenie może być przyznane matce po osiągnięciu wieku 60 lat albo ojcu po osiągnięciu wieku 65 lat, w przypadku gdy nie posiada dochodu zapewniającego niezbędne środki utrzymania.
4. Świadczenie przysługuje pod warunkiem zamieszkiwania na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w trakcie jego pobierania.”
Uwagę waszą kierujecie Państwo zapewne ku ustępowi 3., bo to przecież o tzw. wiek emerytalny została niedawno stoczona owa batalia pomiędzy „naszymi głównymi siłami politycznymi”. Teraz słyszmy, także w rządowym radio, że nikt nie pyta 65-latków, jak oni się czują i czy mogą i czy chcą dalej w tym samym miejscu popracować, na swoje i wnuków-Polaków utrzymanie. Bo niektórzy po prostu to lubią, tę swoją pracę, i dobrze się czują nadal ją wykonując. O, nie! Nic z tego! Jak ktoś to określił: Gilotyna! Polskich doświadczonych pracowników zwalnia się masowo wraz z zakreśleniem w kalendarzu owej 65-tki, zarówno w „państwówce”, jak i w „korporacjach”, aby zwolnić „miejsca pracy” dla nachodźców-obcoplemieńców.
Lecz nie tego, a w każdym bądź razie nie przede wszystkiem tego dotyczą nasze tytułowe pytania. Po co umieszczono zapis Art. 3 ust. 2 pkt. 2, wymieniając owe Unie, Porozumienia, Obszary i Konfederacje, z terenu których mają do nas napływać owi nachodźcy-obcoplemieńcy, lecz już emeryci (acz nie tylko, o czym dalej), którzy odchowali swoje potomstwo, skoro wystarczy jakże pojemny, prawdziwie światowy punkt 3: „cudzoziemcy legalnie przebywający na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”. I już! Po co tyle gadania i wyszczególniania, że to z pozoru tylko Europa? Lecz i ona jest w naszych czasach już owym wielobarwnym obszarem multi-kulti.
Jeszcze raz: „cudzoziemcy legalnie przebywający na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”; więc nawet nie koniecznie tacy, co to tym lub innym sposobem posiedli polski paszport. Widać, że inspiracja dla tego „dobrodziejskiego” i styczniowego projektu ustawy, jak i owej ustawy też „dobrodziejskiej” i też styczniowej, o „przekształceniu użytkowania wieczystego we własność” (o której pisaliśmy niedawno) pochodzi z tego samego źródła.
Polska ma się więc stać także swoistym obszarem zasiedlenia obcoplemiennych i zarazem wielodzietnych emerytów, a właściwie emerytek (vide: ustęp 4); przy czym ich dorosłe już dzieci mogą się osiedlić wraz ze swoimi rodzinami (z wnukami) też tu w Polsce, razem z babcią, lub w jakimś innym kraju, bez babci. Po uważaniu.
Co tam się takiego niebezpiecznego daleko stąd szykuje, że przewidywane jest nawet coś w rzeczy samej ostatecznego, mianowicie wyjście starej kobiety, matki i babki licznej rodziny, z jej własnego domu i kraju, po czym osiedlenie jej, na dożywocie, w chłodnej i wilgotnej Polsce? Ma się to dziać na dowolnych zasadach, skoro dotyczy to także osób posiadających tylko i zaledwie „prawo pobytu” w naszym kraju, nie koniecznie aż „stałego pobytu”. Jakimkolwiek sposobem, jak nie prawem, to lewem, aby tylko dopiąć swego i złapać przyczółek.
Piszemy: „licznej rodziny”. Tam na południu (i gdzie indziej) – bo przecież nie pchają się tu do nas jacyś małodzietni dziś Wikingowie z północy – czworo rodzeństwa nie stanowi wcale rodziny specjalnie licznej. Obejrzyjcie sobie (w internecie) piramidy demograficzne i inne stosowne statystyki dla poszczególnych krajów. W Polsce też tak kiedyś było. Ludzie w nieżyjącym już dziś pokoleniu urodzonym na początku XX wieku mieli po kilkoro rodzeństwa – czworo, sześcioro, także więcej. Właśnie to pokolenie zostało przez obydwie wojny światowe i przez komunizm najbardziej wyniszczone.
I kto tu u nas dojdzie prawdy o owym obcoplemiennym ojcu-emerycie przybyłym tu z odległego kraju, czy owa matka jego dzieci rzeczywiście zmarła, czy ona rzeczywiście je „porzuciła”, czy rzeczywiście „długotrwale zaprzestała” ich wychowywania. Jak bardzo „długotrwale”? Emerytki, a zwłaszcza tak zwane młode emerytki powinny mieć przecież towarzystwo swoich męskich rówieśników tej samej narodowości. Przykład już daje Telewizja Polska występując właśnie teraz, też w styczniu 2019 roku, z nowym show-serialem o „kontrowersyjnym” tytule – „Sanatorium Miłości” (polska wersja językowa). A gdy mamy już u nas obcoplemiennego emeryta, któremu przysługuje, z naszej kieszeni – z kieszeni wynędzniałego polskiego podatnika – owo „rodzicielskie świadczenie uzupełniające”, to dlaczego nie mają go tu u nas objąć ulgi i przywileje sanatoryjne, i inne jeszcze, jakże rozmaite?
Zadajemy tyle nowych pytań bez odpowiedzi, a co z naszymi pytaniami tytułowymi?
Czego za dużo? Ale za dużo nie dla Polaków, lecz dla obcych. Za dużo jest tych warunkowych lat zamieszkiwania na terytorium Rzeczypospolitej, bo aż 10 (ustęp 2). Ośmielamy się domniemywać, że ta wieloletnia bariera została postawiona doraźnie, aby nowo projektowaną ustawę łyknęli także ewentualni sejmowi malkontenci. Oby się tacy pojawili! I oby byli skuteczni! Dla Polski! Tak! Dla Polski właśnie! Później – co też pozwalamy sobie domniemywać – po cichu i bez żadnego szmeru w massmediach z lat 10., dajmy na to, wykreśli się zero i zrobi się z tego tylko jeden rok – tak na zagospodarowanie, na aklimatyzację, czy też próbę aklimatyzacji. Czy aby koniecznie w Polsce? Czy może jednak gdzie indziej, w innym klimacie? Dlaczego nie od razu na Florydzie lub w Kalifornii, jak to robili opisani przez Aleksandra Sołżenicyna rosyjskojęzyczni „priamnicy” (od „priamo”, czyli „na wprost”; więc jechali oni z Rosji od razu do Ameryki, bez przystawania w Izraelu, ani w Europie)? A Polskę, mglistą i dżdżystą, niech zasiedlają młodzi, silni i zdrowi, więc bardziej niż starzy odporni na klimatyczne niedogodności.
Nie jest to czcza fantazja, jeśli spojrzymy na to, czego jest w projekcie ustawy za mało. Ale za mało nie dla nich, lecz z naszego obecnego polskiego punktu widzenia. Albowiem wiek owych 16. lat to cośkolwiek jakby za wcześnie, czyli właśnie za mało na posiadanie aż „centrum interesów osobistych lub gospodarczych – ośrodek interesów życiowych – (…) na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej” (takoż ustęp 2).
W lesie, przy ognisku, ale tym frywolnym, bo nie przy „obrzędowym” (czyli nie przy harcerskim), śpiewało się kiedyś na przykład: „Taka mała – a już – taka mała – no cóż – taka mała – a śmiała – to fakt”.
Pozostaje się nam po świecie rozejrzeć i poszukać, w jakich to grupach etnicznych, religijnych czy innych wspólnotach obyczajowych do małżeństwa sposobi się ludzi bardzo młodych, zwłaszcza kobiety „po ukończeniu 16. roku życia”. Komentowane tu nowe prawo obmyślane jest wszakże na pokolenia.
O, młodo zaślubieni obcoplemieńcy, w jakże tradycyjny i oryginalny sposób pielęgnujący waszą niechrześcijańską religię i wasz starożytny język! Przyjeżdżajcie do naszej Republiki Przyjaciół! Osiedlajcie się! Najlepiej jest przecież, gdy kobieta zaczyna rodzić jeszcze przed dwudziestym rokiem życia (w Polsce i w ogóle w Europie do lat 60. XX wieku też tak uważano). Wtedy zdąży ona urodzić swobodnie, a może i nawet bezboleśnie dużo zdrowych dzieci, i to bez „cesarki”. Zdąży je wychować, tu w Polsce.
Tak więc, młoda obcoplemienna rodzino, młoda obcoplemienna matko, ty niczym się nie kłopocz, ale zwyczajnie przyjeżdżaj, i osiedlaj się na „uwłaszczonych-przekształconych” polskich gruntach, po czym ródź tu u nas i po swojemu wychowuj twoje liczne obcoplemienne potomstwo, zapracowując w ten właśnie sposób na przez nas Polaków składaną dla ciebie polską emeryturę „Matka-cztery-plus”!
W projekcie ustawy mamy bowiem i coś dla obcoplemieńców starych, i coś dla obcoplemieńców młodych.
„Przekształcenie użytkowania wieczystego we własność”, „rodzicielskie świadczenie uzupełniające”, „500+” oraz inne elementy pośpiesznego „dorównywania z ustawodawstwem socjalnym do krajów Zachodu”… Do niedawna, czyli poprzez cały trzydziestoletni już bez mała okres „po 1989 roku” takie prawne posunięcia jakoś nie były w Polsce potrzebne, bo i w kolejnych kampaniach wyborczych nie o te rzeczy się u nas spierano. Teraz okazały się być nagle potrzebne, ale nie tyle Polakom, co właśnie obcym.
Weźmy choćby takie prawo o „500+”, którego trzylecie przypada za kilka tygodni. Ono także urosło i niepostrzeżenie dla „opinii publicznej” spęczniało przez te trzy lata – wyrazu „cudzoziemiec” użyto w nim pierwotnie tylko dwa razy, a obecnie mamy już razy pięć – ot co! Tak więc – „Ustawa z dnia 11 lutego 2016 r. o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci” (Dz.U. 2016, poz. 195), a w niej, dajmy na to, Art. 1. ust. 2 pkt. 2e.
Wzmiankowaliśmy wyżej o bogatych wielodzietnych Polakach, którzy bez państwowego „socjalu” nadal pozostawali by bogaci, gdyż – wedle porzekadła – „na biednego nie trafiło”. Lecz comiesięczne świadczenie „500+” przysługuje dziś w Polsce także licznym cudzoziemcom, więc nawet takim bogaczom, których „celem pobytu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej jest wykonywanie pracy w charakterze pracownika kadry kierowniczej, specjalisty lub pracownika odbywającego staż w ramach przeniesienia wewnątrz przedsiębiorstwa”.
Nie wierzycie? To sobie kliknijcie kilka razy we własną klawiaturę i poczytajcie u źródła, i o tym i o innych podobnych sprawach też. I koniecznie opłaćcie comiesięczne podatki dla naszej Republiki Przyjaciół, aby pan-obcoplemieniec z „kadry kierowniczej”, obok comiesięcznej pensji liczonej w złotówkach pięciocyfrowo, jeszcze te „500+” na swoje obcoplemienne potomstwo z waszej hojnej polskiej pustej już kieszeni na czas otrzymał!
Jak to bywa w naszym obecnym ustawodawstwie, po dla zmyłki podopisywanych na kolanie zastrzeżeniach i wykluczeniach, wspomniany punkt 2e kończy się znanym nam także ze wzmiankowanego wyżej projektu ustawy „Matka 4+” uspokajającym podsumowaniem w te słowa: „…chyba, że przepisy o koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego lub dwustronne umowy międzynarodowe o zabezpieczeniu społecznym stanowią inaczej”.
Co to oznacza? Ano… oznacza to pełną dowolność kolejnych doraźnych poczynań – zgodnie z ową osławioną, a zmieniającą się wciąż „mądrością etapu” – jakby w rzeczy samej nie było żadnej ustawy, skoro jakieś istniejące lub mające dopiero zaistnieć, a przecież ciągle się zmieniające „przepisy” i „dwustronne umowy” stoją w tak zbudowanym „systemie prawnym” ponad ustawami, a może i ponad kodeksami, i ponad jakąkolwiek Konstytucją też. Po co się, w rzeczy samej, „obcyndalać”, skoro wystarczy krótko, jak w omawianym wyżej projekcie ustawy „Matka 4+”, napisać, że z naszej polskiej pustej kieszeni kasa się należy po prostu wszystkim „cudzoziemcom legalnie przebywającym na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”.
Jakże zwyrodniała musi być ta nowoczesna, heretycka i barbarzyńska, że ją tu nazwiemy, „teologia spotkania”, czy też „teologia dialogu”, skoro spycha ona nas Polaków, w naszej własnej Ojczyźnie, na samo dno. Czy nie dość było obcych najazdów, rozbiorów, zaborów, rabunków i krwawych okupacji? Czyżbyśmy się z tej choćby tylko popularnej ojczystej historii niczego nie nauczyli?
Oczywiście, wzmiankowane tu nowe prawa przedstawia się nam jako od dawna wyczekiwane dobrodziejstwo, które nareszcie, po tylu latach niezrozumiałej zwłoki, spłynie na Polski Naród. Jednakże wyraz „cudzoziemcy” wraz z koniecznym oprzyrządowaniem prawnym po kilkakroć występuje w każdej z tego rodzaju ustaw. Więc owi cudzoziemcy mają się przy Polakach niejako pożywić. My zaś pytamy – dlaczego? Z jakiej racji? Co to za absurdalny i przede wszystkiem głęboko antypolski (i antykatolicki) pomysł?
Słyszymy przecież wciąż w massmediach, i to z ust czynników zarówno rządowych, jak i kościelnych, że jeśli „pomagać”, to „tylko tam, na miejscu”. W jednym kraju, w innym kraju… O, tak! Niech każdy naród siedzi właśnie „tam, na miejscu”, czyli w swojej ojczyźnie, i niech pod żadnym pozorem nie urządza najścia na ojczyznę cudzą!
Gdyby jednak miało się stać inaczej, to w swojej ojczyźnie Polacy będą się mogli, wedle nowych polskich ustaw, zaledwie pożywić, i to bardzo ubogo, przy napływających tu hurmą cudzoziemcach-obcoplemieńcach.
Co my dziś robimy, w dziedzinie ducha i materii, w dziedzinie rozumu i woli, aby się przed tym obronić?
Marcin Drewicz, styczeń 2019
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!