12 maja 1989 r. w Mickunach, w powiecie wileńskim odbył się I Zjazd Deputowanych Ludowych Wileńszczyzny. Na zjeździe tym powołano Radę Koordynacyjną do Spraw Utworzenia Polskiego Obwodu Narodowo – Terytorialnego.
Powstanie Polskiego Kraju Narodowo – Terytorialnego było konsekwencją polityki pieriestrojki i głasnosti, którą realizowały władze ZSRR, odkąd w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku na ich czele stanął Michaił Gorbaczow. Skutkiem tego było ożywienie życia społecznego i politycznego, które objęło także mieszkających tam Polaków. Aleksander Olechnowicz na blogu Młodych Polaków z Wilna pisał:
„5 maja 1988 roku obyło się zebranie prawie 300 polskich działaczy, które zawiązało Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Polaków na Litwie. Wśród jego liderów znaleźli się Jan Ciechanowicz, Jan Sienkiewicz i Romuald Mieczkowski. Deklaracja uchwalona przez zjazd zapisała „oczekiwania związane z pełnym uznaniem – nie tylko de iure ale i de facto tożsamości i odrębności narodowej ludności polskiej na Litwie”. Początkowo Stowarzyszenie to działało przy Litewskim Funduszu Kultury, który oficjalnie zatwierdził je 6 czerwca 1988 r. Polscy działacze próbowali nawiązywać dialog z Sąjūdisem, jednak litewscy liderzy nie byli nim zainteresowani.”
28 grudnia 1988 r. gmina (apilinka) w Suderwie ogłosiła się gminą narodową. W ciągu następnych pięciu miesięcy to samo zrobiły kolejne gminy: 16 gmin rejonu wileńskiego (w tym 1 miejska) i 14 gmin rejonu solecznickiego (w tym 2 miejskie).
26 marca 1989 roku rozpoczęły się dwustopniowe wybory do Rady Najwyższej Związku Radzieckiego. Głosami Polaków z Wileńszczyzny dostali się do niej Jan Ciechanowicz i Anicet Brodawski. Właśnie ten drugi, jeszcze na etapie Zjazdu Deputowanych Ludowych zgłosił na tym forum postulat autonomii dla ziemi wileńskiej w ramach litewskiej republiki.
Nowo wybrana Rada Najwyższa na jednym ze swych pierwszych posiedzeń potępiła pakt Ribbentrop-Mołotow i uznała go za nieważny. Wtedy to deputowani reprezentujący Litewską SRR wystąpili z tezą, że skoro pakt, skutkiem którego Litwa utraciła niepodległość, został uznany za nieważny, to i włączenie tego kraju do ZSRR straciło moc obowiązującą. Ale wówczas Jan Ciechanowicz, w imieniu swoim i Aniceta Brodawskiego, wystąpił z postulatem utworzenia z ziem zabranych Polsce w następstwie II wojny światowej Wschodniopolskiej Republiki Radzieckiej. Według Ciechanowicza, jego koncepcja traktowana była w Moskwie jako „sprawa marginalna”, ale zarazem przyjmowana była „raczej życzliwie”.
Pomysł utworzenia Wschodniopolskiej Republiki Radzieckiej Ciechanowicz przedstawił osobiście m.in. przywódcy ZSRR Michaiłowi Gorbaczowowi. Miało to miejsce na przełomie maja i czerwca 1989 r., podczas spotkania deputowanych do Rady Najwyższej ZSRR. Wtedy to Ciechanowicz podszedł do Gorbaczowa i poczynił długi wywód, prezentując swoje plany. W odpowiedzi miał usłyszeć: „Jeśli potraficie, róbcie swoje”. Gorbaczow nie poprzestał jedynie na tym. Rozmawiał on bowiem następnie na ten temat z Wojciechem Jaruzelskim, który podobno sprawą się zainteresował. Zdecydowany atak na polskich działaczy z Wileńszczyzny przypuściło jednak wówczas środowisko „Gazety Wyborczej”, któremu przewodził Adam Michnik.
Wcześniej, mianowicie 12 maja 1989 r. w Mickunach, w powiecie wileńskim odbył się I Zjazd Deputowanych Ludowych Wileńszczyzny. Na zjeździe tym powołano Radę Koordynacyjną do Spraw Utworzenia Polskiego Obwodu Narodowo – Terytorialnego. 6 września 1989 r. decyzją swojej rady rejon (powiat) solecznicki ogłosił się Solecznickim Polskim Rejonem Narodowo – Terytorialnym. 15 września taką samą uchwałę przyjęła rada powiatu wileńskiego.
Równolegle Jan Ciechanowicz nie ustawał w wysiłkach mających na celu scalenie ziem polskich zabranych Polsce po II wojnie światowej.
– Pod koniec 1989 r. wysunąłem ideę powołania Republiki Wschodniej Polski składającej się ze wszystkich ziem zaboru z 1939 r. Dopóki istniał Związek Radziecki można było jeszcze z tych ziem trzech republik coś sklecić. Wiadomo było, że z chwilą spodziewanego upadku Związku Radzieckiego te ziemie, ta społeczność polska zostanie rozbita na trzy części i osobno każda z trzech części nie poradzi sobie. Gdyby było wsparcie Polski, być może udałoby się to osiągnąć. […] Mieliśmy już nawet gotowy herb republiki. Jednak dla mnie celem było przyłączenie do Polski. Skoro uznaliśmy układ Ribbentrop-Mołotow za nieważny to trzeba anulować jego skutki. Zwrócić niepodległość państwom bałtyckim, ale Polsce zwrócić ziemie zabrane. W sposób cywilizowany – opowiadał po latach Jan Ciechanowicz.
Należy zaznaczyć, że końcówka lat osiemdziesiątych przyniosła także ożywienie polskiego ruchu narodowego na terenie Ukraińskiej SRR, a w większym jeszcze stopniu – w Białoruskiej SRR. Na Grodzieńszczyźnie w roku 1988 powstało Polskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe im. Adama Mickiewicza, które 16 czerwca 1990 roku połączyło się z podobnymi stowarzyszeniami utworzonymi w Brześciu, Mińsku i Baranowiczach. W ten sposób powstał Związek Polaków na Białorusi. Na czele Związku, którego liczebność – według jego własnych danych – w krótkim czasie osiągnęła stan 25 tysięcy członków, stanął Tadeusz Gawin, który tak opisał w swych wspomnieniach początek zjazdu, podczas którego powołano do życia Związek Polaków na Białorusi:
„Dzień Zjazdu to święto wszystkich Polaków w Republice. Podniosły nastrój. Wszystko zostało przemyślane do ostatniego szczegółu. To zasługa Stanisława Sienkiewicza. Natychmiast jednak zwrócono uwagę na poważne przeoczenie. Ponieważ nie znaleziono odpowiedniego zielonego materiału, nie uszyto więc flagi BSRR takiej samej wielkości jak flaga polska. Rozpoczęły się obrady. Zebrani wysłuchali wystąpień marszałka Andrzeja Stelmachowskiego, księdza biskupa Zygmunta Kamińskiego, profesora Michasia Tkaczowa z Białoruskiego Frontu Narodowego. Szczególnie ciepło przyjęto wygłoszone po polsku wystąpienie zastępcy przewodniczącego Rady Najwyższej BSRR, Stanisława Szuszkiewicza.”
Ale wróćmy do tego, co działo się w okolicach Wilna… Podczas wizyty na Litwie w styczniu 1990 r. Michaił Gorbaczow zapowiedział, że jeśli kraj ten opuści ZSRR, to bez Wileńszczyzny, otwarcie poparł też wtedy autonomię polskich rejonów. Nie bacząc na to, 11 marca 1990 roku Litwa przyjęła deklarację niepodległości. W odpowiedzi 29 marca 1990 r. Prezydium Rady Najwyższej Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej uznało umowy graniczne z Litewską SRR za niebyłe, wysuwając oficjalnie roszczenia terytorialne do Wileńszczyzny.
Co na to Polacy? 27 kwietnia 1990 r. Rada Samorządu Rejonu Solecznickiego pod przewodnictwem Czesława Wysockiego postanowiła podtrzymać ważność swojej decyzji w sprawie przekształcenia go w polski rejon terytorialny. Podjęła też uchwałę, ze na terytorium obowiązują konstytucje ZSRR i LSRR, a polski rejon zwie się Polskim Rejonem Narodowościowo-Terytorialnym. W jego ślady poszła Rada Samorządu Rejonu Wileńskiego, kierowana przez Aniceta Brodawskiego. Także nad gminami rejonów święciańskiego, trockiego i szyrwinckiego, w których dominowała ludność Polska władze Republiki Litewskiej nie sprawowały de facto suwerennej władzy.
Na II zjeździe Deputowanych Rad Terenowych Wileńszczyzny w Ejszyszkach w dniu 6 października 1990 roku jednogłośnie podjęto uchwałę o utworzeniu Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego, który – prócz powiatów wileńskiego i solecznickiego – objął także wschodnią część powiatu trockiego (gminy połukniańska, trocka, starotrocka i karaciska), zachodnią część powiatu święciańskiego (miasto Podbrodzie oraz gminy podbrodzka i maguńska), południową część powiatu szyrwinckiego (gmina jawnuńska) oraz Nową Wilejkę. Obszar ten zamieszkały był w przytłaczającej większości przez Polaków. Stolicą Kraju miała być Nowa Wilejka, hymnem – „Rota”, flaga miała mieć kolor biało-czerwony.
– Mogę wspomnieć panujący tam entuzjazm, szczerość, uniesienie patriotyczne, uniesienie demokratyczne, wiarę, że można o sobie decydować. Była nadzieja na lepszą przyszłość, na równouprawnienie. To było autentyczne. Ludzie dawali temu wyraz. Obce siły próbowały się do tego przyłączać. Radzieccy wojskowi proponowali nam współpracę. Ludzie to odrzucili – wspominał Jan Ciechanowicz.
Barbara Jundo-Kaliszewska, autorka książki „Zakładnicy historii. Mniejszość polska w postsowieckiej Litwie”, prezentując swą książkę właśnie w Ejszyskach, przypomniała, że przed wspomnianym zjazdem litewscy politycy nawoływali do masowego wyjazdu do tego miasta i zerwania zjazdu – ogłoszono, że tego dnia będzie ogłoszona autonomia w składzie Związku Radzieckiego. Z kolei rosyjscy oficerowie obecni na zjeździe zaoferowali społeczności polskiej pomoc.
– Zaproponowano – nawiązując do jednostek samoobrony z międzywojnia, które funkcjonowały w czasie buntu Żeligowskiego – że dozbroją i przeszkolą naszych ojców do tego, żeby bronić swoich terenów i swojej polskości. Przypominano cały czas, że Litwini to dzieci faszystów, którzy tutaj przyjdą i nas zniszczą – mówiła Jundo-Kaliszewska.
Zdecydowanym zwolennikiem utworzenia miejscowych „oddziałów obrony terytorialnej” był Jan Ciechanowicz.
– Postulowałem to. Bezwzględnie tak. Żeby obronić swoją autonomię, trzeba było mieć jakąś siłę zbrojną. Nie będę tego negował. Miałem taką ideę – wspominał po latach Ciechanowicz.
Według niego, zebrani mieli zareagować na tę propozycję entuzjastycznie. Dlaczego więc jej nie zrealizowano? Barbara Jundo-Kaliszewska twierdzi, iż kluczowe było stanowisko Polski – „Solidarność” zapowiedziała, że w przypadku konfliktu z Litwinami nie poprze miejscowych Polaków. Oddajmy w tym miejscu głos Jadwidze Chmielowskiej z „Solidarności Walczącej”, która pojawiła się wówczas w Ejszyszkach:
„W Litwie Jan Ciechanowicz (deputowany do Rady Najwyższej ZSRR) próbował stworzyć polską autonomię w składzie ZSRR, mamiąc Polaków tym, że łatwiej będzie się przyłączyć do Polski. […] Wystarczyło powiedzieć wprost Polakom, że będą narzędziem w rekach Moskwy. Plany przyłączenia do Polski mają ich wyciągnąć na barykady przeciwko niepodległości Litwy. Nie będzie to wojna o polskość Wileńszczyzny, wręcz przeciwnie zhańbią godność Polaka walcząc w okopach Moskwy przeciwko niepodległości Polski i Litwy.”
Polski Kraj Narodowo – Terytorialny przetrwał do września 1991 roku, kiedy to został spacyfikowany przez Litwinów. Aleksander Olechnowicz w cytowanym już artykule, zamieszczonym na blogu Młodych Polaków z Wilna, napisał:
„Czy Polski Kraj Narodowo – Terytorialny mógł przetrwać? Prawdopodobnie mógł. Wszystko zależało od postawy Rzeczpospolitej. Władze w Warszawie choć apelowały do władz litewskich o szanowanie poszczególnych praw Polaków Wileńszczyzny, nigdy jednoznacznie nie domagały się najlepszej, całościowej formy ich zabezpieczenia w postaci autonomicznej jednostki terytorialnej. Władze w Warszawie uważały ją za niepotrzebną. wierzyły w dobrą wolę Litwinów. Był to poważny błąd.”
Autor rzeczonych słów wyraża się dość oględnie. W rzeczywistości bowiem wyglądało to jeszcze gorzej. Polscy politycy albo woleli niczego nie widzieć, albo wręcz, co zostało przed momentem zasygnalizowane, odcinali się od inicjatywy Polaków z Wileńszczyzny i ją zwalczali. Zacytuję w tym miejscu Adama Michnika:
„Nie dopuściliśmy do grania w Polsce kartą antylitewską. Przecież według wielu Polaków Sowieci zabrali nam Wilno. Tą kartą nie pozwoliliśmy grać nikomu. Dochodził do nas pomysł, by zgłosić projekt Polskiej Republiki Radzieckiej. Przy Okrągłym Stole namawiał mnie do tego wysoki funkcjonariusz PZRR. Naszym problemem nie było wtedy to, jak pomagać Polakom na Wileńszczyźnie, by coś wyrwali Sajudisowi, ale jak pomagać Sajudisowi, by dał sobie radę z Moskwą.”
Bynajmniej nie był on w tym stanowisku odosobniony. W rezultacie dano Litwinom zielone światło do rozprawienia się z Polakami. Trudno określić to innym słowem aniżeli zdrada. Jan Ciechanowicz po latach mówił z goryczą, że gdyby Polska zajęła inną postawę, to Litwini zmuszeni byliby zaakceptować istnienie polskiej enklawy na Wileńszczyźnie.
– Na sto procent, gdyby władze Polski nie wbiły noża w plecy, szczególnie Bronisław Geremek, prezydent Lech Wałęsa, redaktor Adam Michnik, później ambasador Jan Widacki i konsul Mariusz Maszkiewicz, bo zwalczali oni polską autonomię. Litwini obrali drogę jaką obrali, ponieważ Polska od początku zamiast pomóc, polską autonomię zwalczała. Propagandowo i politycznie – stwierdził Ciechanowicz.
26 sierpnia 1991 roku Polska uznała niepodległość Litwy, a 5 września nawiązano stosunki dyplomatyczne. W tym samym czasie Litwini przystąpili do rozprawy z Polskim Krajem Narodowo – Terytorialnym. Raz jeszcze oddajmy głos Aleksandrowi Olechnowiczowi:
„4 września 1991 Rada Najwyższa Republiki Litewskiej wydała uchwałę o bezpośrednim zarządzaniu rejonami solecznickim i wileńskim przez litewskich komisarzy, którzy przejęli władzę pod osłoną specjalnych oddziałów litewskiej policji. Było to działanie nielegalne, sprzeczne z samym litewskim prawem, w myśl którego parlament nie miał kompetencji do zawieszania rad lokalnych. Komisarze Arturas Merkys (r. wileński) i Arunas Eigirdas (r. solecznicki) będą despotycznie rządzić do marca 1993 r, dopiero wtedy władze litewskie zezwolą na powołanie nowych samorządów.
Rządowi komisarze rozpoczęli swoje urzędowanie od masowych zwolnień z pracy polskich urzędników, pracowników instytucji publicznych, kierowników spółdzielni. Wkrótce rozpoczęli likwidację wielu lokalnych ośrodków kulturalnych, szkół i przedszkoli służących polskiej społeczności. Oczywiście całkowicie zakazano używania języka polskiego w urzędach i kontaktach oficjalnych. Rabunkowa gospodarka mieniem państwowym doprowadziło do dalszego ubożenia tego regionu. Przez nikogo niekontrolowani komisarze rozpoczęli na masową skalę proces rozkradania ziemi należącej do Polaków. Ziemia należąca do Polaków i upaństwowiona przez władze sowieckie, teraz nie była zwracana prawowitym właścicielom (lub ich potomkom) lecz osobom narodowości litewskiej, często w jakiś sposób powiązanym z władzami. Jak masowy był proces tej kolonizacji świadczy dzisiejsza mapa etniczna Litwy – obszar z większością polskich mieszkańców jest dziś znacząco mniejszy niż zasięg dawnego Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego. Często był to proces prowadzony przemocą, ze wsparciem litewskiej policji, która rozganiała broniących ziemi Polaków.”
W ten sposób legły w gruzach marzenia o wolności Polaków z Wileńszczyzny. A wszak są oni na Wileńszczyźnie gospodarzami. To oni są faktycznymi potomkami historycznych Litwinów, którą to nazwę zawłaszczyli stosunkowo niedawno Żmudzini i Auksztoci, określając się jedynymi prawdziwymi Litwinami. Polacy stanowili 2/3 ludności Polskiego Kraju Narodowo – Terytorialnego, Litwini ledwie kilkanaście procent (pozostali to Rosjanie, Białorusini i inni).
Trudno też zgodzić się ze stanowiskiem, z którym to czasami można się spotkać, że odcięcie się od Polaków z Wileńszczyzny miało przysłużyć się budowaniu dobrych relacji z Litwinami. Jeśli ktoś dziś gotów jest poświęcić jakąś część narodu w imię „budowania” czegoś tam, to jutro gotów będzie poświęcić inną jego część – na przykład w zamian za pokój, święty spokój czy po prostu kasę. Takie działanie jest niczym innym jak demontowaniem narodowej wspólnoty.
W latach 1989 – 1991 wytworzyła się sytuacja, o jakiej można było tylko pomarzyć. Wskutek tendencji odśrodkowych, tak w samym Związku Radzieckim, jak i w całym bloku sowieckim, najpierw rozleciał się blok państw komunistycznych, a wkrótce potem rozpadł się Związek Radziecki. Niemcy pochłonięte były wówczas sprawą zjednoczenia NRD i RFN, czemu początkowo próbowały przeciwstawić się rządy Francji i Wielkiej Brytanii. Świeże było jeszcze wspomnienie II wojny światowej i ciężko było Niemcom przekonać świat, że po zjednoczeniu nie podejmą oni kolejnej próby podpalenia go. Przy tym każdy, kto pamięta tamte czasy, zdaje sobie chyba sprawę z tego, jak ogromnym autorytetem cieszył się wówczas w świecie Lech Wałęsa i jak wiele znaczyło odwołanie się do „Solidarności”. To był atut, który Polska roztrwoniła w sposób wręcz modelowy. Ba, roztrwonił go przede wszystkim sam Lech Wałęsa i ci, którym po okrągłym stole przyszło kierować naszym państwem…
A co należało wtedy zrobić? Przede wszystkim, miast odcinać się, należało na każdym kroku podkreślać, że Rzeczpospolita stoi murem za naszymi rodakami mieszkającymi w ZSRR. Należało podjąć bezpośrednie rozmowy na temat ich statusu z Gorbaczowem, czego ten wszak oczekiwał. Wówczas nie było jeszcze wiadomo, w którą to stronę pójdzie, ale utworzenie Wschodniopolskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, który to projekt był wówczas poważnie brany pod uwagę, byłoby rozwiązaniem na pewno ciekawym. Jak stwierdził kilka lat temu mój przyjaciel z Wileńszczyzny, gdyby taka republika wówczas powstała, to w przypadku rozpadu ZSRR stałaby się ona niepodległym państwem (jak się to stało z innymi republikami radzieckimi), a z czasem pewnie połączyłaby się ona z Polską, tak jak w tamtym czasie złączyła się NRD z RFN.
Można też było rozmawiać o włączeniu Polskiego Kraju Narodowo – Terytorialnego do Białoruskiej SRR, jako autonomicznego polskiego regionu. Równolegle należało po cichu rozmawiać z władzami Litwy na temat ewentualnego uznania jej niepodległości w zamian za uznanie Polskiego Kraju Narodowo – Terytorialnego, z kolei jako autonomicznego regionu funkcjonującego w ramach Republiki Litewskiej. Po prostu należało prowadzić aktywną politykę, przez cały czas traktując jako priorytetowy interes miejscowych Polaków.
Litwie, która 11 marca 1990 roku ogłosiła secesję ze składu ZSRR, zależało wtedy na uznaniu międzynarodowym, a uznanie jej przez Polskę stanowiłoby precedens – niezwykle korzystny dla Litwy i bardzo niebezpieczny dla Moskwy. Moskwie z kolei zależało na tym, aby w tym sporze mieć Polskę po swojej stronie. Można było wtedy naprawdę dużo ugrać… Niestety, w roku 1991 Polska poniosła klęskę. Do tego poniosła ją walkowerem. Maleńka Litwa uzyskała więcej, niż mogła oczekiwać, bo jej przywódcy wykazali się determinacją. Dziś przywódcy litewscy Polskę lekceważą, pomimo tego, że Polska jest krajem o wiele większym i o wiele bogatszym. Nie dało się tych relacji zniszczyć bardziej, niż to zrobiono…
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!