Felietony

Praczki dzieciństwa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Ze zdziwieniem obserwuję w stolicy, jak bardzo przybysze wstydzą się przyznać do miejsc dzieciństwa. Qui pro quo zaczyna się wtedy, gdy wskutek przypadku albo krępującej sytuacji towarzyskiej prawda wychodzi na jaw. Kobieta w wieku mocno postbalzakowskim zaczyna coraz częściej wracać pamięcią do idylli dzieciństwa – może to też wynikać ze zdegustowania postawami dorosłych, którzy – licznie – są na poziomie emocjonalnej rozwielitki.

„Przywilejem dzieciństwa jest poruszać się bez przeszkód między magią i owsianką, między bezgranicznym strachem i galopującą radością” – podkreślał Ingmar Bergman. Jestem daleka od literackiej kalki jego emocji. Miejscem, które dawało poczucie bezpieczeństwa mojemu prawdziwemu i wyimaginowanemu światu dzieciństwa była dzielnica Mickiewicza. Wiedziona literackim impulsem wędruję po egzotycznych bezdrożach… mam przed oczyma Praczki…

„Dzieci są skrzydłami człowieka” w uszach dźwięczy przed laty usłyszane przysłowie. A czym są wspomnienia z dzieciństwa? Na ile pamiętamy szczegóły związane z naszymi dobroczyńcami, a na ile pamiętamy tych, którym powinno się przebaczyć, choć nie wiemy nawet, czy dojrzali do skruchy? – zadaję sobie pytanie idąc niespiesznie przez białostockie Planty.

Praczki. Pamiętam, że ta najbardziej pochylona, najbardziej spracowana była moją ulubioną. Pierwsza z lewej – smukła, jakby trochę nieobecna nigdy nie wzbudzała mojej sympatii. Miałam wrażenie, że złośliwie przysłuchuje się rozmowie dwóch pozostałych… wyprostowana – czuje swą wyższość „bo z takimi chłopaczyskami, o których Andzia z Gienią rozmawiają, to ona by się nigdy nie umówiła”.

Środkowa skłania się ku praczce po prawej, która zamiast skłębionymi zwałami pościeli – zajęła się rozmową. A ta najbardziej pochylona… o nieprzeniknionej twarzy…. Zawsze myślałam, że jest moja….Jak moja lalka w ażurowej sukni z tiurniurą, jak  moja książka z najulubieńszymi baśniami w jeszcze przedwojennym wydaniu. Ulubiona praczka, z którą sama chciałabym porozmawiać.

Nieopodal praczek prowadziło wiele ważnych tras mojego dzieciństwa, choćby poprzez pobliską altanę ( którą po kilku latach  – w czasach mojej  fascynacji Beatlesami nazwałam Liverpoolem), tamtędy  biegałam wydeptaną ścieżką w kierunku fontanny.

Pamiętam tłumy dzieci, rodziców, dziadków, którzy przychodzili podziwiać „obudzone” fontanny w parku. Mówiąc językiem dorosłych  – za przyczyną „kolorowych reflektorów oświetlenia podwodnego i układu sterowanych tryskaczy”. Fontanny znów zasnęły na pewien czas, a przechodzący obok spacerowicze przemykali nieswojo. Wodne anioły dawały im wcześniej poczucie bezpieczeństwa, teraz czuli się bezdomni bez zadaszenia z kropelki wody, która zatrzymywała się nad ich głowami.Gdybym znów jako mała dziewczynka spojrzała na pląsające fontanny, naliczyłabym ich dziewięćdziesiąt sześć czerwonych, białych, zielonych, niebieskich i żółtych.

Idąc wzdłuż fontann na białostockich Plantach kuliłam zawsze ramiona wiedząc, że za chwilę zobaczę  nieistniejący już pomnik. Ciosani, kamienni żołnierze napawali mnie wyjątkowym lękiem… gdy pierwszy raz przeczytałam opowieść o Golemie, ich postacie zaczęły odradzać się w lepkości gliny.   Kiedy indziej czułam się trochę jak Guliwer w krainie olbrzymów – martwych olbrzymów. Straszyli oni dzieci już  siedemnaście lat przed moim urodzeniem pod kryptonimem „Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej”.

Pomnik- zapomnik? Wróćmy raczej do pochylonych nad tafla stawu kobiet. Zastanawiałam się też, jako mała dziewczynka ile każda z  tych praczek ma lat. W kim są zakochane? Czy mają rodzeństwo? Rzeźba powstała na rok przed wybuchem II wojny światowej dłutem Stanisława Horno –Popławskiego. Ale czy mała dziewczynka widziała w nich tylko rzeźbę? Pamiętam moje przerażenie, kiedy  w 2000 roku w ciągu jednej nocy zniknęły z parku. Okazało się potem,  że głowa jednej została ułamana, jednak uszkodzenie zostało szybko naprawione. W trzy lata później doszło do kolejnej dewastacji pomnika. Jedna z trzech figur została przepołowiona i Praczki znów zniknęły. Teraz, po latach, kiedy wracam do Białegostoku idę przywitać się z nimi, nawet jeśli nadal milczą.

Marta Cywińska

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!