Do Niechorza, dokąd przyjechałem na kilka dni gwoli wytchnienia od podwyższonego tempa, echa awantur warszawskich docierają nieco stłumione tym bardziej, że morze szumi jak zawsze, jak gdyby nigdy nic, jakby Amerykanie nie uchwalali ustaw bez jakiegokolwiek znaczenia – o czym niedawno poinformowała nas elokwentna pani Żorżeta – jakby pani Elżbiecie Podleśnej nie zwiędła przedwcześnie męczeńska palma, którą podlewała nie tylko Amnesty International, ale nawet pan Adam Bodnar, siedzący na operetkowej posadzie „rzecznika praw obywatelskich” i wreszcie – jakby pan red. Sekielski nie ujawnił, że duchowieństwo katolickie, to towarzystwo osobników porażonych priapizmem, którzy w przerwach między obowiązkami swego stanu, biegają na wszystkie strony, szukając gdzie by tu kogoś pomolestować, ani jakby pan minister Ziobro nie pospieszył z nowelizacją kodeksu karnego, w którym to „król srogie głosi kary” za pedofilię. Znając poziom skorumpowania policji i niezależnej prokuratury, żeby o niezawisłych sądach nawet nie wspomnieć, rząd „dobrej zmiany” właśnie położył fundamenty pod przemysł molestowania.
Teraz, gdy grozi za to nawet dożywotnie więzienie, któż powstrzyma dzieci, żeby po 20, albo i po 40 latach przypominały sobie, jak to zostały bzyknięte – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” – żeby niezawisły sąd przyznał im sowite odszkodowanie – najlepiej od parafii, albo jeszcze lepiej – od diecezji, no i oczywiście – dożywotnią rentę za niewymowne cierpienia? Tych dzieci nie powstrzyma żadna siła, zwłaszcza, że czasy są ciężkie, a w dodatku po precedensie stworzonym przez panią sędzię Annę Łasik z niezawisłego sądu w Poznaniu, najskuteczniejsze będzie konfabulowanie molestowania przez jakiegoś księdza. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo gwoli utrzymania dobrej koniunktury w przemyśle molestowania, Kościół katolicki musi istnieć, bo w przeciwnym razie cóż komu przyjdzie z nagle obudzonej pamięci? Jeśli by Kościół się rozleciał, to jestem pewien, że dzieci zaczęłyby sobie przypominać o molestowaniu przez posłów do Parlamentu Europejskiego, a jeszcze lepiej – przez komisarzy unijnych, którzy już nie wiedzą, co zrobić z pieniędzmi zrabowanymi podatnikom. W ostateczności można by też postawiać w stan podejrzenia posłów tubylczych, ot, na przykład – moją faworytę, Wielce Czcigodną Joannę Scheuring-Wielgus, którą takie dziecko mogłoby bez trudu puścić w skar… – to znaczy – pardon – w jakich tam znowu „skarpetkach”, kiedy wiadomo, że ostatnią elegantką, która używała skarpetek, była pani Nelly Rokita? Z czego zatem komornik mógłby się zaspokajać w przypadku mojej faworyty? Tajemnica to wielka – zatem jest prawie pewne, że – jak przewidział poeta – „po huku, po trudzie” – czyli etapie surowości, nastąpi etap wyrozumiałości, kiedy to „ludzie kultury” znowu będą podpisywali petycje w obronie podejrzanych o pedofilię, zwłaszcza w sytuacji, gdy sodomia i gomoria zacznie być obowiązkowym przedmiotem już w szkołach podstawowych. Skoro wiemy to nawet my, biedni felietoniści, to cóż dopiero – Wielce Czcigodni Parlamentarzyści, którym jeśli nawet nie rozum, bo o to w tym środowisku nie jest łatwo, to instynkt samozachowawczy podpowie, jak należy postępować, by i wilk był syty i owca cała.
Znakomitym przykładem skuteczności tej metody jest „walka z korupcją”. Obok policji i CBŚ, powstało nawet osobne Biuro do walki z korupcją, a tymczasem ona sama ma się całkiem nieźle, nawet w takich miejscowościach jak Niechorze, a cóż dopiero – w siedzibach województw, czy w stolicy? Przewidział to jeszcze przed I wojną światową Tadeusz Boy-Żeleński pisząc: „W Warszawie zbytek, szampańskie kolacje, płyną rubelki, skąd – gdzie? – ani wiesz!” Teraz oczywiście żadne „rubelki” nie płyną, chyba, że ciurkają do ruskich agentów, a wartkim strumieniem płyną dolary na „Fort Trump” i szekle, dzięki czemu niedawno dowiedzieliśmy się, że nawet główna spelunca „dobrej zmiany” stanowiła własność jakichś Izraelitów. Jak weszli w jej posiadanie – tajemnica to wielka – ale co nam szkodzi w takim razie przypomnieć prehistorię dzisiejszej transakcji?
W budynku przy Nowogrodzkiej za komuny mieściła się redakcja „Ekspresu Wieczornego”, który w roku 1990, w ramach dekomunizowania mediów, został przejęty przez Fundację Prasową Solidarność” założoną przez Jarosława Kaczyńskiego, przy udziale Marii Stolzman, Sławomira Siwka, Krzysztofa Czabańskiego, Macieja Zalewskiego, któremu niezawisły sąd w roku 2003 przysolił 2 lata więzienia za ART-B, której szefowie uciekli z forsą do Izraela – oraz Bogusława Heby. Działała ona aż do roku 2012, kiedy to została zlikwidowana z powodu „wyczerpania środków finansowych”, a jej majątek razem ze spółką „Srebrna” został przekazany na Instytut im. Lecha Kaczyńskiego. Jak widzimy, początki każdego kapitalizmu, nawet tego uczciwego, są jednak mroczne i lepiej tych mroków zbyt gorliwie nie penetrować, bo – jak przestrzega poeta – „tylko się potem nie dziw bracie, że cię w ulicy ciemnej stukną, albo w UB, na przesłuchaniu, będą cię dźgali z nerwu włókno!” Tedy wiadomo tylko że w 1993 roku Fundacja Prasowa „S” sprzedała „Ekspres Wieczorny” wraz z nieruchomościami, szwajcarskiemu kontrahentowi Marquardowi, który obecnie wydaje „Playboya”, „Cosmopolitan” i „CKM”, a którego głównym udziałowcem jest obecnie pan Bijan Khezri, o którym nie można się dowiedzieć, jakiej właściwie jest narodowości, więc nie jest wykluczone, że „międzynarodowej”. Jest on niezwykle subtelnym biznesmenem, co to światową gospodarkę ma w małym palcu i w ogóle, ale sądząc po tytułach, to widać, że tak jak za czasów Estery i Ahaswera, tak i teraz najlepsze interesy robi się na handlu kobietami – albo żywymi, albo tylko fotografowanymi.
No i teraz spelunca będąca siedzibą ścisłego kierownictwa „dobrej zmiany” została przez Izraelitów sprzedana. Dlaczego, co się stało? Czyżby izraelicki właściciel już skądś wiedział, że jeszcze trochę i dostanie ten budynek z powrotem, tyle – że za darmo, w ramach tak zwanych „roszczeń” dotyczących „własności bezdziedzicznej” – więc co to komu szkodzi za to samo wziąć pieniądze kilka razy? Tak gadają na mieście i takie stłumione echa tych fałszywych pogłosek docierają nawet do zamglonego Niechorza, gdzie morze szumi i szumi, jak w pierwszym dniu stworzenia.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!