Świat Dobra i Piękna roztrzaskano bezpowrotnie w dniu 17 września 1939, a nicość w kulturze wysokiej, tak charakterystyczna dla naszych czasów nie obchodzi żyjących i mało obchodzić będzie przyszłych analityków naszej epoki. Popkultura -a przynajmniej jej część ochoczo aspiruje do miana prawie – kultury – wysokiej, ale to tylko fragmentaryczna działalność, która uzmysławia nam, że korzystanie z ponadczasowej symboliki wzmaga przynajmniej dynamikę dzieła i odbioru, wabienie zewnętrzem, a nie – treścią.
Najdowcipniejszą kobietą w II RP, lubiącą sport, zmysłową elegancję, dancingi, morskie wycieczki, potyczki słowne była Magdalena Samozwaniec. Dziś byłaby boginią popkulturowej wielości oraz intelektu. W sferach kultury wysokiej. „Śmiech – to zmarszczki, ale i najlepszy, i niezawodny lekarz – pisała w „Marii i Magdalenie”. „Pisarze są najbardziej zbliżeni do aniołów, ponieważ też mają skrzydła” – prostolinijnie oraz pięknie, prawda?. O! A teraz o miłości: „zakochany, który się obawia, że „ludzie zobaczą”, nie jest naprawdę zakochanym. Prawdziwy szaleniec-zakochaniec zwykle całemu światu pragnąłby obwieścić swoją miłość, wraz z jej wszystkimi objawami. Statek, który przybija do portu, też gwiżdże i jęczy „syrenim głosem”, ogłaszając wszystkim na milę, że nareszcie dobił. Dyskretny zakochany, według mnie, nie ma tak zwanych „poważnych zamiarów”. Za naszych czasów jej żeński odpowiednik nigdy się nie pojawił (nie, nie Czubaszek nie może się równać).
Pierwsza Grande Dame poezji polskiej – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, zarzucająca hipnotyczną mgiełkę na zdezorientowanego rozmówcę, porównywana podówczas do czarodziejki, wróżki, motyla, żyjąca z poezji i poezją, zdumiona byłaby zapewne widząc tak obfite żniwa w naszych czasach. Żniwa za którymi kryje się tytaniczna praca setek, tysięcy samozwańczych poetów i poetek Internetu, facebooka, e-maili i SMS-ów, gryzipiórków klawiatury koniecznie szukających potwierdzenia swojej wielkości: a to wstąpienia do jakiejś organizacji czy związku lub też domagających się nieustannych komplementów i zachwytów (nawet, jeżeli pochodzą one od ludzi kompletnie nie znających się na literaturze, ani nie zainteresowanych losem czy poetów naszych czasów. Może jedynie ich urodą albo stanem portfela).
„Czy anioł zlatuje na ziemię
z ramionami jak do uścisku
a zleciawszy wśród trawy drzemie
na szerokim wichrowym lotnisku” – to fragment jednego z mniej znanych utworów Grande Dame – a może to pytanie/test wrażliwości dla współczesnego odbiorcy kultury wysokiej oraz popkultury?
A swoją drogą w smutku przypominam, że ostatnia prapremiera dramatu Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej miała miejsce drugiego dnia II wojny światowej, a publiczności było tyle co połowa klasy w ówczesnej, nieczynnej już szkole.
Tym oto sposobem jedna z moich największych pasji, spojrzenie na realia wieku XX poprzez „okienka literatury” działa zgubnie. Podręczniki PRL-owskie ocenzurowały wielkie nazwiska polskiej kultury wysokiej tak skutecznie, że to, co powinno być oczywiste i znane, smakowane i przywoływane staje się bezczelnym banałem.
Marta Cywińska
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!