Idziemy, idziemy – chronologicznym tropem, poprzez miesiące roku 1919: był już czerwiec, teraz lipiec, po nim sierpień… To są zarazem miesięczne daty kolejnych zwycięskich kroków czynionych przez Wojsko Polskie ku wschodowi w walce z Armią Czerwoną i – jak słusznie obawiał się towarzysz Stalin (vide: cytat w części pierwszej) – kroków wcale w tamtym Wielkim Roku 1919 nie ostatnich.
Czy wzmacniać, jak chciał Stalin, bolszewicki Front Zachodni, wkrótce także Południowo-Zachodni, i skupić się na odbieraniu Polakom odzyskanych przez nich dotąd ziem, czyli „polskich zdobyczy”? Ale wtedy z południa, wschodu, i północy „biali” przywódcy – Denikin, Kołczak i Judenicz – koncentrycznie uderzą na ów rozległy obszary objęty obecnie „władzą sowiecką”. Cóż bolszewikom po jakże wątpliwym odzyskaniu na Polakach Białorusi i Ukrainy, skoro sama Rosja będzie przez tychże bolszewików utracona?
Uczynić trzeba zatem odwrotnie, tak jak to już przećwiczono ledwie półtora roku wcześniej, zrazu oddając Niemcom i Austro-Węgrom te właśnie zachodnie „okrainy” na mocy pokojowego traktatu zawartego w Brześciu nad Bugiem, i skupiając dzięki temu swe siły na budowaniu „władzy sowieckiej” w samej Rosji. Niemcy zaś i ich sojusznicy – jak wiadomo – jeszcze w tamtym 1918 roku sami z owych ziem ustąpili, właściwie bez wystrzału. Armia Czerwona mogła tam więc sobie wejść, a nawet organizować sowiecką Republikę Lit-Bieł (sic!), aż dopóki w pierwszych, zimowych miesiącach roku 1919 nie zaczęły się od zachodu pojawiać na tym terenie oddziały polskie, zrazu partyzanckie Samoobrony, a wkrótce już te pośpiesznie wtedy organizowane i szkolone siły regularne – tzw. krajowe (Armia Krajowa – tak!); w odróżnieniu od wojsk wielkopolskich (też po prawdzie – krajowych) oraz od, najogólniej rzecz ujmując, hallerowskich (przebywających wciąż jeszcze na obczyźnie, na trzech kontynentach).
Między innymi Michał Bobrzyński wskazywał, i ubolewał, że Wojsko Polskie spotykało wtedy nadciągających bolszewików nie na rubieżach ciągnących się o te około czterysta-pięćset wiorst dalej na wschodzie, aniżeli w rzeczywistości (bo w rzeczywistości to ledwie: Włodzimierz Wołyński, Brześć, Grodno i in.). Kto był winien tak wielkiemu opóźnieniu w organizowaniu Wojska Polskiego „w kraju”, czyli w Kongresówce i w Galicji? No kto? Czy dzisiejsza historiografia wskazała już winnego (winnych)?
Ale… tę daleką wschodnią rubież Wojsko Polskie osiągnęło pół roku później, czyli po połowie roku 1919, więc właśnie w czasie, jaki tu wspominamy.
Rewolucja komunistyczna miała być wszechświatowa, już wtedy. W ustaleniach historyków znajdujemy zatem coś jeszcze. Oto, jak pisze Andrzej Nowak, sam „Lew Trocki rozważał wówczas w swej kwaterze w stolicy dawnego ‘państwa’ książąt Wiśniowieckich w Łubniach perspektywę długofalowego zwrotu rewolucyjnej strategii. 5 sierpnia (1919) zaproponował towarzyszom z KC, by główny strumień rewolucji poprowadzić teraz na wschód, tam, gdzie łatwiej o sukcesy Armii Czerwonej i gdzie jednocześnie znaleźć można wielki potencjał niezadowolenia z ‘imperialistycznego dyktatu’ mocarstw zachodniej Europy: ‘Droga na Indie (sic!!!) może okazać się dla nas w tym momencie łatwiejszą do przejścia i krótszą niż droga na sowieckie Węgry […]. Droga na Paryż i Londyn prowadzi przez miasta Afganistanu, Pendżabu i Bengalu’. Wobec niepowodzeń na zachodnich frontach, odpływu niedawnych jeszcze nadziei na ‘szybki rozwój rewolucji w Polsce’, upadku ‘czerwonego’ Budapesztu (kilka dni wcześniej: 1 sierpnia 1919 – M.D.), osłabienia ruchu komunistycznego w Niemczech trzeba pożegnać się na pewien czas z myślą o zrewolucjonizowaniu krajów Europy środkowej i południowej. Jak długi będzie ten czas – tego przewodniczący Riewwojensowietu (Trocki) nie określał. Proponował tylko, by skoncentrować się na razie na „azjatyckiej orientacji”. Głównym wrogiem z punktu widzenia bolszewickiego kierownictwa pozostawał wciąż traktowany jednolicie ‘anglo-francuski militaryzm’. Chcąc ugodzić go jak najboleśniej w Azji Trocki proponował chwilowo przyjęcie defensywnej postawy na zachodnim (przeciwpolskim – M.D.) froncie. Kraje przewidziane jeszcze wiosną 1919 roku do natychmiastowej sowietyzacji miały w nowej konfiguracji stać się wygodnym buforem dla Rosji bolszewickiej: ‘małe kraje burżuazyjne na zachodniej peryferii mogą póki co (do pory do wriemieni) stać się dla nas ‘osłoną’” (Nowak, op.cit., s. 316-317).
No i taka to była geneza owych tajnych rokowań pokojowych Józefa Piłsudskiego z rosyjskimi i rosyjsko-żydowskimi towarzyszami. On, i inni Polacy, zastanawiali się, czy zająć na dawnych Kresach Wschodnich jeszcze jeden-dwa powiaty (powiaty, z rosyjska: ujezdy były tam rozległe), czy może już nie; natomiast komuniści-bolszewicy wiedli myśl i prowadzili politykę globalną, co wynikało z wyznawanej przez nich ideologii. Nie bez powodu na swój pierwszy łup wybrali oni państwo największe na ziemi co do swego terytorium, dominujące dzięki temu nad całym kontynentem euro-azjatyckim. Owszem, przeliczyli się, i wtedy, i na przestrzeni całego XX wieku. Wtedy, czyli w ostatnim kwartale 1919 roku, z ledwością zdołali pokonać kilkakrotnie mniej od Armii Czerwonej liczne wojska „białych” rosyjskich generałów. Jaki tam Afganistan, towarzyszu… jakie tam Indie?
Andrzej Nowak referując stan badań nad interesującym nas tu zagadnieniem negocjacji polsko-sowieckich prowadzonych Sto Lat Temu (1919) opiera się – inni dzisiejsi badacze także – na pracach Weroniki Gostyńskiej wydanych na początku lat 70. w Warszawie, a zatem w zideologizowanym, komunistycznym i „proradzieckim” PRL-u. Są to: „Stosunki polsko-radzieckie 1918-1919”, Warszawa 1972; publikowany w jednym z wydawnictw ciągłych artykuł pt. „Tajna misja Aleksandra Więckowskiego w Moskwie w 1919 r.”, Warszawa 1972; oraz zbiór dokumentów źródłowych zatytułowany właśnie: „Tajne rokowania polsko-radzieckie w 1919 r. Materiały archiwalne i dokumenty”, Warszawa 1986; lecz także zbiór wydany z udziałem tej samej autorki ćwierć wieku wcześniej (sic!), mianowicie pierwsza część obecnie już wielotomowych: „Dokumentów i materiałów do historii stosunków polsko-radzieckich”, Warszawa 1961…
Prof. Nowak ocenia, że zagadnienia związane z rokowaniami białowieskimi z lipca 1919 r. „są dziś na tyle dokładnie udokumentowane i przedstawione, głównie dzięki badawczemu wysiłkowi W. Gostyńskiej, że przedstawimy je tutaj jedynie w niezbędnym skrócie” (s. 319); stwierdza zarazem, iż „na temat okoliczności wznowienia negocjacji polsko-bolszewickich w Mikaszewiczach (październik-grudzień 1919 – M.D.) i przygotowań do nich piszą najkompetentniej W. Gostyńska (…) i P. Wandycz” (przypis na s. 374).
Owszem, perspektywa Piotra Wandycza jawi się już inaczej niż Weroniki Gostyńskiej, gdyż jest on polskim historykiem emigracyjnym, działającym więc poza obszarem komunistycznej aksjologii.
Natomiast Gostyńska – o ile krótka notatka w Wikipedii traktuje o tej samej osobie, na jakiej dorobek powołują się dzisiejsi krajowi badacze – jeszcze przed drugą wojną światową przeszła przez takie instytucje, jak m.in. Akademia Wychowania Komunistycznego w Moskwie, Instytut Czerwonej Profesury tamże, Instytut Marksa-Engelsa-Lenina, a już po wojnie Instytut Kształcenia Kadr Naukowych przy KC PZPR. My tego nie wymyśliliśmy, my tylko przepisujemy z internetu.
Akcentując atoli znaczenie prac W. Gostyńskiej prof. A. Nowak podaje w przypisie o zbiorze dokumentów źródłowych sygnowanym jej nazwiskiem w roku 1986, że „zbiór ten (…) przedstawia (także) najpełniejszy przegląd literatury przedmiotu” (s. 319, 325), oczywiście – zauważmy – według stanu sprzed ponad trzydziestu lat, kiedy to był on opublikowany. Od tamtego czasu sięgano po kolejne treści i zagadnienia, co publikujący ostatnio historycy także przecież uwzględniają.
O wcześniejszym zaś zbiorze dokumentów, więc i o jego tomie z roku 1961, pisze tenże autor, iż jest to wydawnictwo „fundamentalne” – jego tomy pojawiają się od kilkudziesięciu już lat – lecz zarazem jest ono „oczywiście motywowane politycznie” (s. 15).
Są wydarzenia oraz ciągi wydarzeń historycznych, które doczekały się, nawet te nowsze, już wielu dziesiątek badaczy, wiodących pomiędzy sobą niekiedy pasjonujące naukowe spory i sięgających do coraz to nowych, nieznanych lub niewykorzystanych dotąd źródeł. Przykładami niech będą takie tematy, a właściwie potężne zbiory tematów, jak Kampania Wrześniowa 1939, okupacja niemiecka w Polsce 1939-1945, Powstanie Warszawskie 1944, czy NSZZ „Solidarność”.
Wszelako z powyższych stwierdzeń prof. A. Nowaka czytelnik opracowań historycznych wysnuwa wniosek, że akurat „tajne rokowania polsko-radzieckie w 1919 r.”. są nadal, po aż półwieczu, jakie minęło od przełomu lat 60. i 70. XX wieku (przełomu gomułkowszczyzny i gierkowszczyzny), tematem tylko jednej autorki (aczkolwiek w przypisach do stosownych podrozdziałów książki A. Nowaka pojawiają się nazwiska kilkorga innych osób, w tym wspomnianego P. Wandycza).
Jest zadziwiające, że – jak pozostaje nam z powyższego wnioskować – nikt w kraju, w ostatnim trzydziestoleciu „nowej Polski”, nie zmierzył się z tym kardynalnym tematem, nie zweryfikował poczynionych w warunkach „oczywistego motywowania politycznego” ustaleń Weroniki Gostyńskiej, nie sięgnął do źródeł także poza i ponad owymi zbiorami zgromadzonymi przez nią i z jej udziałem („Dokumenty i materiały…” były opracowywane także przez innych „historyków radzieckich”).
Dzisiejsi zatem autorzy syntez i monografii, jak te przez nas niniejszym przywoływane (tu: prof.prof. Materskiego i Nowaka), nie mają wyjścia, jak tylko, z braku nowszych opracowań, powoływać się na tamte, pochodzące z głębokiego PRL-u (lecz obecnie mogą oni posiłkować się też dorobkiem polskiej historiografii emigracyjnej, zgromadzonym wszakże w dawniejszych dekadach i w odmiennych od dzisiejszych okolicznościach). Nie zamierzamy tu aczkolwiek przekonywać, że koniecznie – powtarzamy – koniecznie cała PRL-owska historiografia jest do wyrzucenia. Inaczej: jest ona w rzeczy samej fascynującą inspiracją, do zweryfikowania/sfalsyfikowania.
Jak, dlaczego i z jakim skutkiem badali to i opisywali „oni”? Jak, dlaczego i w jakim celu należy to samo przebadać dziś?
Mamy więc nie jedną, lecz aż dwie motywacje. Interesują nas, na przykład, „tajne rokowania polsko-radzieckie w 1919 r.” jako takie. Badamy wprost to zagadnienie. Lecz w zdominowanym przez „radziecką humanistykę” PRL-u już ktoś ten temat badał, i wydał książkę w roku 1972. Jak on-ona to zrobił-a? Dlaczego tak a nie inaczej? Do jakich wniosków doszedł-doszła? A do jakich my doszliśmy? Jak na przebieg i wyniki tamtych badań wpłynęły ówczesne „oczywiste motywy polityczne”?
Dzisiaj też aż kipią „motywy polityczne”, ale inne, czego następstwem jest – na przykład – uparte przemilczanie kolejnych Setnych Rocznic wydarzeń prowadzących do Odzyskania przez Polskę Niepodległości i kolejnych aktów czynionych w budowie i obronie tejże. Milczy się dziś także o takich wydarzeniach, o jakich w tamtym odległym PRL-u pisano z lubością, acz oczywiście z „ideologicznym skrzywieniem”, jak np. owo „wrzenie rewolucyjne na wsi polskiej w latach 1918-1920”, jakiemu my poświęciliśmy artykuły w grudniu roku 1918.
C.D.N.
Marcin Drewicz, lipiec 2019
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!