Historia

Najazd Scytów

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Najciekawszy bez wątpienia okres w dziejach ziem polskich w starożytności to czas trwania tzw. kultury łużyckiej. Jej odkrycie, a zarazem obowiązującą do dziś nazwę zawdzięczamy niemieckiemu archeologowi R. Virchowowi, który jako pierwszy, prowadząc w ubiegłym stuleciu wykopaliska archeologiczne na Łużycach (obecnie – wschodnia część Niemiec), natrafił na ślad tego niezwykłego zjawiska, jakim była owa kultura łużycka.

Oto, poczynając od środkowego okresu epoki brązu, czyli ok. XIII wieku p.n.e., na całym obszarze dzisiejszej Polski oraz w przyległych regionach Ukrainy, Słowacji, Czech i Niemiec nastały ogromne zmiany w zakresie kultury materialnej, związane, jak się zdaje, z gwałtowną przemianą w dziedzinie wierzeń religijnych, a prawdopodobnie także z napływem nowych osadników i częściową wymianą ludności.

Przemiany religijne to przede wszystkim wywyższenie bóstw solarnych i związane z tym ugruntowanie wiary w oczyszczającą moc ognia. W zakresie kultury materialnej z kolei, czas trwania kultury łużyckiej to dynamiczny rozwój poziomu życia ludności. Szybki postęp zaznaczył się szczególnie w dziedzinie rzemiosła, a poziom wytwarzanych przez „łużyczan” wyrobów z brązu czy też ceramiki wypadał na tle krajów ościennych (a wręcz całej Europy) nader korzystnie. Głównie jednak „łużyczanie” zasłynęli jako budowniczowie grodów – w 738 r. p.n.e. wzniesiony został najsłynniejszy z nich – na wyspie jeziora biskupińskiego, obecnie częściowo zrekonstruowany i udostępniony zwiedzającym.

W czasach gdy gród biskupiński tętnił życiem, zapewne niczym specjalnym się on nie wyróżniał. Podobnych grodów były tu setki. Dzięki temu jednak, że – „zakonserwowany” pośród mokradeł – zachował się on w stosunkowo niezłym stanie, stał się on symbolem kultury łużyckiej i jednym z najważniejszych świadectw jej cywilizacyjnego rozwoju.


Opracowanie Wojciecha Kempy „Co przed Mieszkiem?” jest do nabycia tutaj:
https://sklep.magnapolonia.org/produkt/co-przed-mieszkiem-wojciech-kempa/

Niestety, nie posiadamy źródeł pisanych odnoszących się bezpośrednio do tych czasów. Jedynie dzięki wykopaliskom archeologicznym możemy śledzić losy budowniczych Biskupina i innych grodów łużyckich. Dzięki nim też możemy się czegoś dowiedzieć o ich zwyczajach, wierzeniach religijnych, o krwawych zmaganiach ze Scytami, a w końcu o ich upadku. Ale o ile źródła archeologiczne dają nam niezły wgląd w kwestie związane z kulturą materialną ludności, która w tamtym czasie zamieszkiwała dzisiejsze ziemie polskie, o ile rzucają nam one sporo światła na kwestie gospodarcze, na rozwój rolnictwa i budownictwa, a także metalurgii oraz innych dziedzin gospodarki, to nie dają nam one absolutnie żadnej wiedzy na temat stosunków społecznych i politycznych, a zwłaszcza odnośnie języka, jakim posługiwali się budowniczowie grodów łużyckich.

Kiedy na świat przyszedł Herodot (żył w latach ok. 485 – ok. 425 p.n.e.), ojciec greckiej i zarazem światowej historiografii, gród biskupiński od około stu lat już nie istniał, a sama kultura łużycka zdecydowanie chyliła się ku upadkowi.

Tymczasem będące autorstwa Herodota Dzieje są najstarszym znanym źródłem pisanym, w którym zawarte zostały informacje dotyczące wydarzeń, które prawdopodobnie rozgrywały się na ziemiach dzisiejszej Polski. Oto bowiem w czwartej księdze, poświęconej najazdowi króla perskiego, Dariusza, na Scytię, Herodot kilkakrotnie wspomina lud Neurów, którą to nazwą najprawdopodobniej określa on ludność kultury łużyckiej (kwestią otwartą pozostaje przy tym pytanie, czy wszystką czy tylko jej część).

Scytowie to lud pochodzenia indoeuropejskiego, należący prawdopodobnie do indo – irańskiej grupy językowej. Wyparci w drugiej połowie VIII w. p.n.e. ze stepów środkowej Azji przez Issedonów przenieśli się oni na tereny dzisiejszej Ukrainy, skąd wyparli Kimerów. Neurowie z kolei byli sąsiadami Scytów od strony północno – zachodniej. Herodot szczegółowo określa położenie geograficzne dwóch punktów na granicy scytyjsko – neuryjskiej. Jednym z nich było jezioro, z którego miał wypływać Dniestr. W pełni odpowiada to ustaleniom dokonanym przez archeologów, gdyż właśnie w miejscu, w którym bierze swój początek Dniestr, przebiegała granica pomiędzy kulturą archeologiczną przypisywaną Scytom i kulturą łużycką, a konkretnie jej grupą tarnobrzeską. Drugi punkt znajdował się na północny – wschód od źródeł Bohu, gdyż – jak wynika z opisu zaprezentowanego przez Herodota – do kraju Neurów można było dotrzeć również posuwając się szlakiem wzdłuż Bohu, z tym jednak, że źródła Bohu znajdować się miały jeszcze na ziemi scytyjskiej. O Neurach Herodot pisał:

„Neurowie mają scytyjskie zwyczaje… Ci Neurowie wydają się być czarodziejami. Opowiadają bowiem Scytowie i zamieszkali w Scytii Hellenowie, że stale raz do roku każdy z Neurów na kilka dni staje się wilkiem, a potem znowu przybiera dawną postać. Ja wprawdzie w te ich baśnie nie wierzę, niemniej tak oni utrzymują i na to przysięgają.”

W VII wieku p.n.e. miał miejsce najazd scytyjski (względnie seria najazdów), przy czym wojska scytyjskie wdarły się na kilkaset kilometrów w głąb łużyckiego terytorium, oblegając i zdobywając po drodze dziesiątki potężnie obwarowanych grodów. W Witaszkowie (woj. lubuskie) archeolodzy odnaleźli sporą ilość ozdób ze złota, podobnych do znajdywanych w bogato wyposażonych kurhanach, w których grzebani byli Scytowie Królewscy. Prawdopodobnie ozdoby te należały do któregoś z wodzów scytyjskich, a nie wykluczone, że i do samego króla, który poległ bądź dostał się do niewoli w trakcie wyprawy na ziemie dzisiejszej Polski.

Ludności kultury łużyckiej przyszło się zmierzyć z niezwykle groźnym przeciwnikiem. Herodot pisał o Scytach:

„… że nikt, wtargnąwszy do nich, nie może ujść cało i że ich samych, jeśli nie chcą, aby ich odszukano, nikt nie potrafi dosięgnąć. Ci ludzie ani miast, ani twierdz założonych nie posiadają, lecz domy swe noszą z sobą i wszyscy są konnymi łucznikami, a żyją nie z uprawy roli, lecz z hodowli bydła i mieszkania swe mają na wozach. Czyż tacy ludzie są do pokonania i czy łatwo jest wręcz z nimi walczyć?”

Miały się o tym przekonać na własnej skórze liczne ludy Europy i Azji. Pod uderzeniami Scytów padło potężne niegdyś państwo Urartu. Ugięli się przed nimi Medowie i Persowie. Zagrożeni poczuli się Egipcjanie i Asyryjczycy, a słynny król asyryjski, Assarhaddon (panował w latach 681 – 669 p.n.e.), aby zaskarbić sobie przychylność Scytów, wydał swoją córkę za mąż za króla scytyjskiego, Bartatuę. Scytowie, gdziekolwiek się nie pojawili, wszędzie siali strach i zniszczenie.

Nie inaczej było z pewnością również i na ziemiach polskich. Walki musiały się toczyć z ogromną zaciętością, a nawet z okrucieństwem. Świadczą o tym znaleziska archeologiczne w grodach w Wicinie (woj. lubuskie), Kruszwicy i Kamieńcu (woj. kujawsko-pomorskie) oraz w Štrabmerku (pn. Morawy, u wejścia do Bramy Morawskiej) czy też w Vyšnym Kubinie (na Orawie), ale przede wszystkim w jaskini w Rzędkowicach na Jurze Krakowsko – Częstochowskiej, gdzie odkryto szkielety pomordowanych przez Scytów, chroniących się tam, „łużyczan”. Zwrócić należy uwagę, że w większości z wymienionych grodów, a także we wspomnianej jaskini w Rzędkowicach, obok szkieletów poległych w walce wojowników i ich koni natrafiono na liczne szkielety kobiet i dzieci. Okrutne obyczaje panujące u Scytów tak opisuje Herodot:

„Mianowicie ilu nieprzyjaciół żywcem pochwycą, z tych każdego setnego męża zabijają na ofiarę nie w ten sam sposób co bydło, lecz w odmienny. Pokropiwszy głowy tych ludzi winem, zarzynają ich nad naczyniem, po czym wynoszą je na kupę wiązek chrustu i wylewają krew na miecz. Podczas gdy jedni wynoszą naczynie na górę, inni u dołu, przy świętym miejscu, wszystkim zarzezanym mężom odrębują prawe ramię wraz z ręką i wyrzucają w powietrze; następnie, skoro załatwią się z resztą bydląt ofiarnych, odchodzą. Ramię zaś leży tam, gdzie upadnie, a zwłoki osobno. […]

Co do spraw wojennych jest u nich taki zwyczaj. Skoro Scyta powali pierwszego przeciwnika, pije jego krew; głowy zaś tych wszystkich, których w bitwie uśmierci, odnosi królowi: jeżeli bowiem zaniesie głowę, ma udział w uzyskanej przez nich zdobyczy, w przeciwnym razie nic nie dostaje. A odziera ją ze skóry w taki sposób: nacina skórę dokoła uszów, potem chwyta głowę za włosy i wytrząsa ją; dalej zeskrobuje ze skóry mięso żebrem wołowym i garbuje ją w ręku; a skoro ją zmiękczy, posługuje się nią jak ręcznikiem, zawiesza ją u uzdy konia, na którym jeździ i jest z tego dumny. Kto bowiem ma najwięcej takich ręczników, ten uchodzi za najdzielniejszego. Wielu z nich sporządza też ze zdartych skór szaty do wdziewania, zszywając je jak kożuchy pasterskie. Wielu również z prawej ręki trupów swych wrogów ściąga skórę wraz z paznokciami i sporządza z niej nakrywkę kołczanu. Bo skóra ludzka jest mocna i błyszcząca i przewyższa lśniącą białością prawie wszystkie inne skóry, Niejeden nawet z całego człowieka zdziera skórę, po czym napina ją na drewno i konno obwozi. To więc jest u nich w zwyczaju.

Z samymi zaś głowami, nie wszystkich, lecz największych swych wrogów, postępują w ten sposób: Co jest poniżej brwi, to wszystko odpiłowują i czaszkę oczyszczają; jeżeli kto jest biedny, obciąga ją tylko od zewnątrz surową skórą wołową i używa jej zamiast pucharu; jeśli zaś jest bogaty, obciąga ją również skórą wołową, wewnątrz jednak czaszkę pozłaca i posługuje się nią niby pucharem.

Raz do roku każdy naczelnik powiatu miesza w swoim powiecie krater wina, z którego piją ci wszyscy Scytowie, którzy zabili nieprzyjaciół; którzy zaś tego nie dokonali, ci nie kosztują tego wina, lecz siedzą nie uczczeni na boku; a jest to dla nich największą hańbą. Ale ci, co wyjątkowo dużo wrogów uśmiercili, otrzymują dwa puchary i piją z obydwu.”

Wojna ze Scytami w poważnym stopniu zachwiała cywilizacją „łużyczan”. Główne ich centra osadnicze i kulturowe, w tym także bodaj najważniejsze, położone na Wyżynie Głubczyckiej, zostały starte z powierzchni ziemi. Nie zdołała się m.in. odrodzić, dobrze rozpoznana w toku wykopalisk archeologicznych, społeczność zamieszkująca Ziemię Lubuską, z centralnym ośrodkiem we wspomnianym grodzie w Wicinie. Przed najazdem scytyjskim znajdowało się tam co najmniej piętnaście większych i mniejszych wsi i przysiółków. Teraz tereny te stały się niemal zupełnie bezludne. Podobna sytuacja panowała w wielu rejonach Dolnego i Górnego Śląska, w Słowacji i na Morawach, a także – choć w mniejszym stopniu – w Polsce centralnej, na Kujawach i Ziemi Chełmińskiej.

Nie znamy liczby poległych, pomordowanych i uprowadzonych w niewolę „łużyczan”, ale z pewnością była ona ogromna. Wielu zniszczonych podczas najazdu grodów nie próbowano nawet odbudowywać, inne (Biskupin, Kruszwica) odtworzono na znacznie mniejszej przestrzeni oraz z mniejszą starannością.

Odkrycie w roku 2017 w Chotyńcu na Podkarpaciu wielkiego grodziska Scytów zdaje się rzucać nowe światło na kwestię najazdu scytyjskiego i generalnie – relacji łużycko-scytyjskich. Od lat bowiem zwracano uwagę na to, że grupa tarnobrzeska kultury łużyckiej we wczesnym okresie epoki żelaza znalazła się w kręgu oddziaływania kultury scytyjskiej. Dotąd jednak liczne zabytki przypisywane Scytom interpretowane były jako rezultat intensywnej wymiany handlowej. Odkrycie grodziska scytyjskiego zdaje się jednak świadczyć o jakiejś formie zależności politycznej.

Co więcej, ślady zniszczeń, będących rezultatem najazdów scytyjskich, znajdowano wyłącznie na zachodzie obszaru występowania kultury łużyckiej, przy czym chodzi zarówno o tereny leżące na północ, jak i na południe od Bramy Morawskiej, a także w samej Bramie Morawskiej. Trasy pochodów wojsk scytyjskich znaczą zniszczone grodziska na Śląsku (Górnym i Dolnym), na Ziemi Lubuskiej oraz w Wielkopolsce, a także w zachodniej Małopolsce, na Ziemi Łódzkiej, na Pałukach i Kujawach.

Tymczasem grupa tarnobrzeska, obejmująca południowo-wschodnią Polskę, uniknęła jakichkolwiek zniszczeń, co zdawało się wskazywać, iż obszar przez nią zajmowany nie znalazł się na tracie najazdu czy najazdów wojsk scytyjskich. Wysunięto więc tezę, iż Scytowie musieli w którymś momencie opanować Wielką Nizinę Węgierską i ona to miała stać się dla nich punktem wyjściowym do ataków na tereny zamieszkałe przez ludność kultury łużyckiej. Z terenu Wielkiej Niziny Węgierskiej Scytowie mieli kierować się na północ, tj. na Morawy i dalej – przez Bramę Morawską na ziemie polskie.

Tadeusz Malinowski w swoim czasie zwrócił uwagę na to, że w Kamieńcu, w pow. toruńskim, gród kultury łużyckiej atakowany był za pomocą militariów scytyjskich, ale także przy użyciu typowych dla kultury łużyckiej kościanych grotów strzał. Ponadto zauważył on, że „podobne zastrzeżenia wysunąć można i w stosunku do znalezisk scytyjskich grotów strzał ze Strzegomia w pow. świdnickim”. Nieco dalej zaś dodał: „Jeszcze gorzej zaś przedstawia się sprawa z okazami uzyskanymi w trakcie badania schroniska skalnego w Rzędkowicach”. Tam bowiem również napastnicy atakowali zarówno przy użyciu grotów scytyjskich, jak i typowo łużyckich. To tylko niektóre z przykładów, a konkluzja była taka, że „scytyjskie groty strzał musiały być używane przez tę samą stronę walczącą wraz z grocikami strzał typowymi dla ludności kultury łużyckiej”. Na zakończenie swojego wywodu Tadeusz Malinowski stwierdził:

„Nie miałem na celu zwalczania poglądu o najazdach scytyjskich na ziemie polskie zamieszkałe przez ludność kultury łużyckiej, pragnąłem jedynie wskazać, że militaria scytyjskie mogły się do nas dostać nie tylko drogą najazdu, lecz również i drogą handlu wymiennego.”

Odkrycie grodziska scytyjskiego na Podkarpaciu pozwala jednak zupełnie inaczej zinterpretować fakt, iż te same obiekty ostrzeliwane były zarówno przy użyciu grotów scytyjskich, jak i łużyckich. Otóż najprawdopodobniej (istotna będzie tu kwestia datowania znaleziska) w najeździe scytyjskim brali udział, walcząc po stronie Scytów, „tarnobrzeżanie” – jako uznający ich zwierzchnictwo…

Jest to fragment opracowania autorstwa Wojciecha Kempy „Co przed Mieszkiem?”, które jest do nabycia tutaj:
https://sklep.magnapolonia.org/produkt/co-przed-mieszkiem-wojciech-kempa/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!