Wciąż się zastanawiam, czemu miała służyć desperacka akcja z wystawieniem Jacka Saryusza – Wolskiego jako kontrkandydata Donalda Tuska w wyborach na przewodniczącego RE, co naraziło nasz kraj na upokorzenie. Przedwczoraj skwitowałem to następująco:
Zupełnie niepotrzebnie rząd RP zaangażował cały swój autorytet w niewiele tak naprawdę znaczącą operację, której celem było zablokowanie kandydatury Donalda Tuska, nie mając przy tym żadnych atutów w ręku. Wystarczyło jedynie zadeklarować, iż Tusk poparcia polskiego rządu nie otrzyma, co jest oczywiste – i do tego się ograniczyć – podkreślając przy tym na każdym kroku, jak niewiele znaczące są to wybory i ewentualnie sondując, czy ktoś nie byłby gotów wystawić kontrkandydata, mającego realne szanse, by przynajmniej powalczyć z niemieckim kandydatem. Wystawienie Jacka Saryusza – Wolskiego i towarzyszące temu buńczuczne zapowiedzi okazały się hucpą, która naraziła na szwank pozycję międzynarodową Polski.
No, chyba że Kaczyński przewiduje, że w najbliższym czasie Unię Europejską czekają gwałtowne wstrząsy. W takim wypadku to Polsce przypadłaby rola kraju, który zdecydowanie postawił się europejskiemu establishmentowi, a spolegliwi wobec tegoż establishmentu krajowi przeciwnicy Kaczyńskiego, którzy dziś przeżywają ekstazę w związku z jego sromotną klęską w niewiele tak naprawdę znaczącej batalii, znaleźliby się w bardzo trudnym położeniu. Wówczas też to, co dziś może jawić się stratą wizerunkową, mogłoby okazać się ogromnym atutem.
Ale czy istotnie Unię Europejską czekają w najbliższym czasie poważne wstrząsy? I czy Kaczyński istotnie tym właśnie się kierował? Wciąż się nad tym zastanawiam…
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!